Więcej o
Fotografia+
Aktualnie mam taką fazę, że żałuję. Tych wszystkich wczesnych poranków, popołudni, wieczorów i weekendów, kiedy nie obłożona pracą mogłam iść w jasny świat, wejść do otwartej restauracji czy kawiarni czy po prostu pocieszyć się miastem. Bo miasto mam piękne, z urodziwymi kamieniczkami i zakamarkami, nic tylko chodzić #pieszopomoście. Oczywiście wtedy miałam mnóstwo wymówek - a to w lockdownie mogą mnie wylegitymować i dać mandat, teraz się bym tym nie przejęła, wtedy - z gruntu legalistyczna - nie chciałam utrudniać; a to zmęczenie po pracy albo rano jednak nie chciało mi się ruszyć z łóżka. Nie bądźcie jak Zuzanka, chodźcie po swoich miastach i je podziwiajcie. W dzisiejszym odcinku kawałek Ratajczaka, Taczaka, Garncarska i Święty Marcin w sierpniowe popołudnie. Chyba byłam u fryzjera.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 12, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Skomentuj
[24.10.2020]
Do ostatniej chwili nie wiedziałam, czy warto wsiadać w samochód i spędzić w nim dwie godziny, żeby następnie odbić się od granicy i wrócić. Ale Niemcy, szczęśliwie, mimo obostrzeń wprowadzonych tego dnia, zezwolili na ruch przygraniczny do 24 godzin[1], z czego skwapliwie skorzystałam, bo za granicą nikt nie wpadł jeszcze na błyskotliwy pomysł obowiązku maseczek na ulicach oraz zamykania restauracji; nie, nie będę tu dyskutować sensowności wprowadzonych w Polsce obostrzeń, poprzestanę tylko na stwierdzeniu, że przynajmniej nikt nie wpadł na pomysł wrzucenia żyrafy do wulkanu ("szybko szybko zanim dotrze do nas że to bez sensu").
Gubin-Guben jest miastem podzielonym Odrą, z granicą absolutnie uroczą, w postaci mostów oznaczonych po obu stronach słupkami. Jesień uderza kolorami drzew, koniec października wyjątkowo ciepły, jedyne, co psuje plany na szerokie zwiedzanie to szybko zapadający zmrok (mimo że dzień przed zmianą czasu). Nie planowaliśmy żadnych forsownych atrakcji, zwłaszcza że w sobotnie poranki młodzież pławi się w basenie podczas treningów, korzystając z jednej z nielicznych legalnych (jeszcze) opcji na aktywność fizyczną. Problemem oczywiście okazało się skorelowanie naszej pory obiadowej z niemiecką, bo nie zdążyliśmy na lancz przed 14, a zdecydowanie nie byliśmy w stanie - nawet z potencjalną kawą i ciastkiem - doczekać do 17-17:30, kiedy wolno Niemcu obiadokolację; na przyszłość odłożyłam grecką restaurację, pozostając przy dogodnie otwartej gospodzie Lindengarten (Cottbuser Str. 56), gdzie i sznycel, i dobra sałatka, i mój podły niemiecki wystarczył.
Po niemieckiej stronie śliczna, zadbana i pusta starówka oraz muzea, które sobie zostawiam na wiosnę (kontrowersyjne Plastinarium,
Oldtimerclub i Miejskie Muzeum Przemysłu), zakupy w niemieckim spożywczaku oraz highlight wyjazdu - źródełko z wodą pitną, które zachwyciło młodzież. Po stronie polskiej - CHWP na ścianie tuż obok ruin kościoła i ogromne centrum handlowe (wiem, sąsiedzi przyjeżdżają na zakupy); inne zabytki też na wiosnę.
Dworzec Guben
Cmentarz żydowski
Frankfurter Strasse
Odra. Z niemieckie strony na polską / Z polskiej na niemiecką
Odra
Poetensteig
Ruiny kościoła farnego w Gubinie
Trinkwasserspender
GALERIA ZDJĘĆ.
[1] Jako że to się co chwilę zmienia, sprawdzajcie przed wyjazdem.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 8, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
niemcy, polska, guben, gubin, cmentarz
- Skomentuj
[3.10.2020]
Do Wrocławia wybraliśmy się głównie w celu steków w Winners Pub (na specjalną prośbę młodzieży), ale przy okazji też odbyliśmy mały spacer kulturalno-konsumpcyjny. Z niesamowicie zatłoczonego Rynku - bo trzeba mieć moje wyczucie, żeby wbić się w sobotę, kiedy to idzie Parada Równości, więc oprócz turystów klasycznych pełno było też “turystów” z misją i bełkotliwymi transparentami - uciekłam na Szewską, gdzie odkryłam, że na Mostek Pokutnic w kościele Marii Magdaleny wchodzi się po 247 stopniach, ale na górze czeka nagroda w postaci figurek Eskariny i Babci Weatherwax (oraz kota). Dalej już było po płaskim - Hala Targowa na piaskowej, wyspa Daliowa i Ostrów Tumski. Wieczorem w roli wisienki na czubku dołożyłam zakupy w EPI, gdzie okazało się, że jest jak w Berlinie, gorąco polecam. Oraz krasnale też polecam, w sumie licznik znalezionych skoczył do 98.
Nie wszystkie plany wypaliły - pod Ogród Botaniczny trafiliśmy niedługo przed zamknięciem, bo krasnale, lody, a to posiedzieć na ławce, te sprawy. Przy okazji zakupów w EPI chciałam wjechać (wjechać windą, żeby nie było) na punkt widokowy w Sky Tower, ale okazało się, że jest dość skomplikowany system rezerwacji ze względu na pandemię i nie chciało mi się czekać. Nie udało się też niedzielne śniadanie w podobno najlepszej (najlepszym?) Dinette, bo ci wszyscy turyści, co w sobotę byli na Rynku, w niedzielny poranek czekali w kolejce przed restauracją. A że padało, to nie przespacerowaliśmy się po okolicznym placu Teatralnym.
Restauracje:
- Dinette - pl. Teatralny 8, podobno najlepsze śniadania w mieście, łapka w górę, kto był i potwierdza
- Różowa Krowa - ul. Świdnicka 36, bar mleczny z całkiem smaczną opcją śniadaniową
- Tawerna Akropolis - Rynek 16/17, grecka
- Winners Steakhouse Pub - Pawła Włodkowica 5, steki z dodatkami, pieczony czosnek <3
Rynek
Kransal na czasie / Płot Ogrodu Botanicznego
Twój Vincent
Orkiestra / Widok z Mostka Pokutnic
WTEM Parada Równości, wszyscy ładnie w maseczkach!
Okolice Ostrowa Tumskiego
Tekla i Martynka
No nie będzie, mam nadzieję / Pieczony czosnek w Winners Steakpub
Ostrów Tumski
Hala Targowa
Włodkowica
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 25, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
wroclaw, polska
- Skomentuj
[4.10.2020]
(Będzie i o sobocie).
Miało padać po południu, więc rozczarowana byłam bardzo, kiedy o poranku zza okna przywitał mnie półmrok i mżawka przechodząca w sieknącą ulewę. Awaryjnie, zamiast Ogrodu Japońskiego, zaproponowałam Muzeum Sztuki Współczesnej opodal, mając nadzieję, że kiedy będziemy nasiąkać sztuką zamiast deszczem, pogoda się ogarnie. Żeby Was nie trzymać w niepewności, tak, pogoda się ogarnęła, ale muzeum okazało się być świetnym miejscem z trzech powodów. Po pierwsze sztuka współczesna. Wszyscy znajdą Rafaela, Wenus z Milo, sceny batalistyczne Matejki czy konie Kossaka, bo to jeszcze da się ogarnąć w szkole. Z rzeźby i malarstwa po II wojnie światowej to już tak nie za zbytnio, kilka sztandarowych obrazów Beksińskiego, prowokacje Kantora czy rzeźby Abakanowicz. A tu się można ocierać o dużo dobra, od obrazów przez instalacje, plakaty do rzeźb - jest Chwistek, Witkiewicz, Jarema, wspomniany Kantor i Beksiński, Cybis czy Mikulski (na widok którego oczywiście rzuciliśmy jednocześnie z TŻ "O, Ferdynand Wspaniały"). Nie było nudne nawet dla młodzieży, która - i tu przechodzimy do drugiego powodu - żyje w estetyce "ładnie", że trzeba równo, realistycznie i nie wychodzić poza kartkę, co owocuje dyskwalifikującym podejściem "nie umiem, więc nie zacznę". Wtem okazuje się, że można robić sztukę "brzydką", niepokojącą, z użyciem dziwnych materiałów, z zabawą fakturą, nie wiadomo o czym. Jakie to jest dobre i otwierające! Trzeci powód to sam modernistyczny budynek, zwłaszcza kratownica projektu architekta Hansa Poelziga, gdzie kawiarnia i takie światło, że nie mam słów.
Pawilon Czterech Kopuł
Pawilon Czterech Kopuł / Centralna część budynku
Beksiński / Mikulski
Hala Poelziga
A skoro nastało słońce, przez Pergolę i obok Fontanny Multimedialnej, przeszliśmy do Ogrodu Japońskiego. Nie jest duży, ale urokliwy; karpie i żaby, kamienna ścieżka, po której można z zachowaniem pewnej ostrożności przejść suchą nogą po brzegu stawu, klony i rzeźba.
Fontanna Multimedialna z widokiem na Halę Stulecia
Pergola
Ogród Japoński
Joga na trawie
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 18, 2020
Link permanentny -
Tagi:
polska, ogrod-botaniczny, wroclaw, sztuka -
Kategorie:
Listy spod róży, Maja, Fotografia+
- Skomentuj
Jeśli zdarza się Wam jechać na Dębiec tramwajem, na pewno kojarzycie długi ciąg kamienic, aktualnie w kolorze bladozielonym. Nie spodziewacie się jednak, tak jak i ja się nie spodziewałam, że za ciągiem budynków znajduje się osiedle spółdzielni kolejarskiej. Ceglane szeregowce, wyglądające jak w brytyjskich czy holenderskich prowincjonalnych miasteczkach, domki wolnostojące z ogrodami, niskie jednopiętrowe kamieniczki z zaułkami. Nie znalazłam informacji, kto był architektem założenia, czasem pojawia się tu nazwisko Poelziga (związanego z pobliskim Luboniem czy - o czym niebawem - Wrocławiem). W przeciwieństwie do ruchliwej ulicy, tuż za półokrągłą, łukową bramą jest zupełnie inny, cichy i sielski świat. Dobra wiadomość jest taka, że można osiedle obejrzeć bez specjalnych szykan, wchodząc przez bramę od strony ulicy 28 czerwca 1956 r. albo od Wspólnej.
Catspotting: 1 (szukaj w galerii), oldtimerspotting: 1.
GALERIA ZDJĘĆ.
Poprzednie epizody: Kolonia mieszkaniowa przy ul. Wspólnej * Baraki dla Polaków * Osiedle dla bezdomnych i bezrobotnych.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 12, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
debiec
- Komentarzy: 5
[17-21.08.2020]
Nietrywialnym okazało się znalezienie na Podlasiu sensownego noclegu. Do wyboru miałam albo agroturystyki “prywatne”, zwykle mieszczące się na poddaszach zamieszkałych domów lub czterogwiazdkowe hotele w stylu all inclusive, ale że pandemia, to oba z ograniczeniami. Polecona przez znajomą Enklawa Białowieska okazała się perełką, gdzie wygodne, niezależne apartamenty, duża higiena (maseczki, odkażanie, obsługa podaje śniadania) i nie za tłoczno. Jest basen, park linowy, ogród i restauracja oraz tuż za ogrodzeniem drzwi do puszczy, można wypożyczyć na miejscu rowery. Fajny patent w apartamencie - koszyczki do ustawienia kosmetyków w łazience, tam zawsze brakuje miejsca na wszystko. Wada - mimo wyposażenia kuchni trzeba dokupić lub przywieźć płyn do naczyń/tabletki do zmywarki, ręcznik papierowy/ścierkę.
W planach miałam Arkadię w Nieborowie, bo akurat dogodnie mieściła się w połowie trasy, ale niestety nie wyszło; życie pisze scenariusze mocno na kolanie. W obie strony zatrzymaliśmy się tylko na obiad.
- Posterunek 77 - ul. Heleny Radziwiłłowej 3, Nieborów; niebanalne menu[1] plus mini-muzeum uzbrojenia obok.
- Karczma Bednarska - ul. Bitwy nad Bzurą 8, Bednary; kuchnia regionalna, łowickie akcenty.
- Niezapominajka - 3 Maja 44, Hajnówka; świetna kuchnia lokalna i bardzo przyjemne miejsce z ogródkiem.
Posterunek 77
Posterunek 77
Posterunek 77
Niezapominajka
[1] Wyimki z karty: zupy - Gierkowa żołądkowa, rosół z gęsi sąsiada, GS-owski barszczyk z wkładką; dania główne - udo po obywatelsku, przysmak plutonowej Irenki, stek z nielegalnego uboju, roladka Kapitana Żbika, gęś podejrzanej Genowefy P. czy świeża rąbanka.
PS Ja wiem, że nieładnie chichotać z nazw, ale miałam wynotowane różne zabawne miejscowości, które spotkaliśmy po drodze, a potem tę karteczkę zgubiłam. Te zapamiętałam i dalej mnie bawią: Osipy-Wydziory Pierwsze i Osipy-Wydziory Drugie (trzecich nie było), Wdziękoń Drugi (a gdzie Pierwszy?!), Starowiskitki i Wyliny-Ruś.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 7, 2020
Link permanentny -
Tagi:
bednary, hajnowka, nieborow -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+
- Skomentuj