Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

To nie tak, że mnie nie ma

Jestem, ale taka bardziej z Elbląga. Wegetuję, patrząc, jak kot odżywa (a do tego jutro przywozimy drugiego) i starając się nie myśleć, że w lutym trzeci etap leczenia. Oglądam seriale i filmy (ale paradoksalnie mam straszny problem, żeby jakieś emocje przelać w literki), czytam książki (jak wyżej), codziennie rano pluję na widok tego, co za oknem (no, metaforycznie, bo nie po to okna myłam, żeby je opluwać). Wkurzam się, że ciągle jest ciemno i ohydnie buro. Nawlekam na niteczkę kolejne małe wady życia zawodowego. Nową kołdrę mam, z IKEI. Dzisiaj po jodze wszystko mnie boli (bo opuściliśmy miesiąc zajęć), a jutro pewnie będzie mnie bolało jeszcze bardziej. Nie lubię zimy, no. Nic się nie dzieje. Nuda. Zżera mnie. Już mnie zeżarło, o.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek stycznia 3, 2008

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 2


Robert Makłowicz - Fuzja smaków

Niestety, z książki na książkę Makłowicz się psuje. Po pierwsze primo - mniej tekstu - tutaj w zasadzie tylko miniwstępy do przepisów i krótkie przedmowy o potrawach i krajach; zdecydowanie ciekawszą lekturą jest "CK kuchnia". Po drugie primo - rozdęcie czcionek - lista składników wielkimi literami, podzielonymi do tego liniami, żeby zająć więcej miejsca, na końcu rozwlekły spis treści. Po trzecie - oprócz sensownych (chociaż dość miejscami niewyraźnych i matowych) zdjęć potraw zapychacze w postaci dwustronicowych pejzażyków. I, co już zapewne nie jest winą redakcji, książka ohydnie wprost śmierdzi farbą. Na tyle mocno, że miałam problemy z czytaniem jej w łóżku (format A4 też w tym nie pomagał). Na plus - kilka sympatycznych przepisów, parę anegdotek. Warto, ale nie za cenę okładkową - magiczne ostatnio 69 zł.

Inne tego autora tutaj.

#1

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 1, 2008

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Oglądam - Tagi: 2008, kulinarne, panowie - Skomentuj


Klasa rządząca

Zjadliwa satyra na HM Anglików i angielską Izbę Lordów w musicalu z 1972 roku. Kiedy podczas autoerotycznych zabaw (jakże to angielskie) umiera 13. lord Gurney, okazuje się, że ma potomka, który może przejąć zarówno majątek, jak i pozycję we władzach. Wprawdzie uważa się za Jezusa Chrystusa, głosi wolną miłość dla wszystkich i nie zachowuje się w sposób zgodny z normami społecznymi, ale w pewnym momencie przechodzi przez kontrolę psychiatry, dostaje majątek, nieco przechodzoną wdowę-macochę i posadę we wspomnianej wcześniej Izbie Lordów. Jak komuś nie przeszkadza formuła musicalu z lat 70., a lubi Petera O'Toole z makijażem, trochę s.e.k.s.u i krwi, to polecam.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 1, 2008

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


40-letni prawiczek

Na niekorzyść tego filmu świadczy wszystko - i tytuł (phleeze), i streszczenie (40-latek jeszcze nigdy nie zamoczył i koledzy organizują mu okazję, żeby wreszcie się udało), i dość oczywista wymowa (nie warto iść do łóżka z byle kim, nawet kosztem potencjalnego nie pójścia w ogóle). Na korzyść - to naprawdę jest ładny film. Ciepły, inteligentny, pokazujący mnóstwo stereotypów związanych z amerykańskim modelem "zaliczania" - procedury randkowe, kto ma do kogo oddzwonić itp. oraz - już mniej typowo - że seks nie jest domeną nastolatków i wyzwolonych 40-latków po przecenie i przejściach. Bardzo dobra rola Steve'a Carrella (Michael z "The Office"), doskonała piosenka na zakończenie. Mnie się bardzo.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 1, 2008

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Mężczyzna idealny (Powieść dla kobiet)

Miłą rzeczą w dodatku do książki jest film. Bardzo miłą rzeczą jest film dobrze zrobiony. Fabularnie trudno dodać coś więcej, bo ekranizacja bardzo wierna. Złagodzone zostały trochę ostre sceny opisane w książce, zmienił się trochę tryb narracji. Całość bardzo zyskuje na ładnej Laurze, pejzażykach tatrzańskich, przygładzeniu postaci Ingrid i przyszarzeniu roli matki. Jak na czeski obyczajowy film przystało, jest prześmieszny i - dziwnym trafem - bardzo wigilijny.

Inne tego autora: tu.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 29, 2007

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2


Żeby nie było posępnie

Obiecuję, że do lutego nie będę marudzić. Na dobry początek zestaw słów kluczowych z wyszukiwarki:

  • jak sikac przy pisuarze
  • zestaw do robienia bimbru
  • walenie ze zwirzetami
  • boom boom boom i want you in my room tlumaczenie tekstu [riki tiki tak, połóż się na wznak]
  • brutalne filmiki porno bez płacenia
  • cuda we włoszech o winie i o cele boskim
  • czy koty mają pępek [mają]
  • imie lucy czyta się [lusi]
  • jak zrobić zeby miec podglad na stan konta w telefonie
  • jak sprawic zeby on wrocil
  • o czym opowiada tekst w piosence kurta nielsena [wtf is kurt nielsen?]
  • syn mnie lizał
  • walenie konia folia
  • śmieszne foto z karpiem
  • czym mozna dojechac do ciechocinka
  • bzykają się i robią cza cza
  • osobowosc wieloraka w warszawie [są ich miliony]

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 25, 2007

Link permanentny - Kategoria: Śmieszne - Komentarzy: 4


Upadłe anioły (Duo luo tian shi)

Albo za głupia jestem na tzw. ambitne kino, albo ten film jest o niczym. Ma ładne obrazki, świetny soundtrack, fajne kolory. Ale ni cholery nie rozróżniam jednej pani Azjatki od drugiej pani Azjatki, nie widzę związku między przygodami niezbornego niemowy, który przemocą wykonuje usługi w zamkniętych sklepach a ciężkim życiem płatnego zabójcy, który sobie chodzi i zabija, a za nim chodzi jedna panienka i sobie robi dobrze na jego kocyku. Poza tym nie lubię nocnego azjatyckiego życia, w nocy to się śpi, a nie łazi po ulicach.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 25, 2007

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


It's Such a Perfect Day

Perfect day wczoraj zakończył się koło godziny 1 w nocy po tym, jak TŻ przyniósł kota z krzaków pod balkonem. Kot spędził tam prawdopodobnie 3 godziny, podczas których oglądałam sobie od nowa 1. sezon Scrubsów i myślałam, że kot spokojnie śpi u sąsiadów na kanapie, bo z takim zamiarem wyszedł na balkon. Umieszczenie wenflonu w tylnej kociej łapie oznacza, że kot - kiedy sobie o tym przypomni - wystawia łapę pionowo do tyłu i traci równowagę (nie wspominając o efektach dźwiękowych, przy których się zapomina, że kota ma ten wenflon nie boleć...). Szczęśliwie kot z zimnych krzaków wrócił ciepły (gad odpowiedział na moje rozpaczliwe krzyki z balkonu dopiero po jakimś czasie, zlewając TŻ szukającego go z poziomu gruntu), niepołamany (połamany nie) i bez żadnych oznak doznanych krzywd (poza tą na psychice).

Rano zdjęłam kota z szafki kuchennej, bo na rurze od pieca przypomniało mu się, że jednak ma coś nie tak z tylną łapą.

Poproszę o czas kondycyjny. Nie dam rady uczestniczyć w kolejnych przygodach.

PS Pionowo do tyłu w przypadku kota oznacza poziomo.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 21, 2007

Link permanentny - Kategoria: Koty - Komentarzy: 3


Obi-oba koniec cywilizacji

Film dla tych, co mają dość Jerzego Stuhra w "Seksmisji" i "Kingsajzie" (ja nie mam), a kręci ich tematyka życia po kataklizmie i w totalitarnym społeczeństwie zamkniętym. Szulkin pokazuje świat brzydki, ponury i bez żadnej nadziei. Po konflikcie nuklearnym z "Burami", resztki ludzkości przeczekują skażenie pod kopułą. Zamknięte społeczeństwo, oczekujące na mityczną Arkę, która ich zabierze do lepszego życia, ma do wyboru wegetować w klaustrofobicznym schronie, żywiąc się resztkami jedzenia albo wyjść na skażoną ziemię i umrzeć. Zgrabna metafora "trzymamy was tutaj dla waszego dobra", tyle że bez przymrużenia oka. Dużo mocnych obserwacji postaw, oszczędna, ale bardzo dobrze zrobiona scenografia. Nieuchronne są skojarzenia z komediami Machulskiego (podobny set aktorów, podobnie ohydne kostiumy pań), tym bardziej dołujące, że tutaj raczej nie ma hacjendy z bocianami.

Zdecydowanie nie na ponury jesienno-zimowy wieczór. Mam trochę problem z takimi filmami, bo są (hehe) "ambitne", ale nie zostawiają przyjemności z oglądania. To ciężka praca jest, a satysfakcja po obejrzeniu to mniej więcej taka satysfakcja jak po wyszorowaniu kuchenki - miło popatrzeć, ale zmęczenie nie pozwala się cieszyć efektem.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 9, 2007

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 1


Saving Grace - Joint Venture

Okładkę filmu widziałam już dawno w tanich DVD, ale jakoś na tyle mnie nie przekonała, żeby obejrzeć (trzeba być naprawdę zdesperowanym i żądnym cnych podniet pryszczersem, żeby kupić film o marihuanie). I jest to gruby błąd, bo "Saving Grace" to ciepła komedia o nagle owdowiałej Angielce z Kornwalii, która orientuje się, że mąż nie dość, że miał romans i nie zostawił jej ani grosza, to jeszcze zadłużył jej kilkusetletnią posiadłość. Jako że zawodowo Grace umie tylko uprawiać egzotyczne rośliny w szklarni, bo zawsze była "przy mężu", nietrudno się domyślić, jakie rośliny zacznie uprawiać ze swoim pomocnym ogrodnikiem.

Kontrasty budzą zawsze najwięcej emocji - ciche angielskie miasteczko, w którym staruszki prowadzą sklepik, pastor uprawia ogródek, a policjant łapie kłusowników, okazuje się być najlepszym miejscem na wyhodowanie rekordowych konopi. Drugi plan jest zabawny, rodzinny i nieco przewrotny. Nawet londyński półświatek, do którego Grace udała się na handel walorami ze szklarni, jest nieco rozlazły i mało niebezpieczny. Pomijając kwestie edukacyjne sympatyczny rodzinny film na niedzielne popołudnie.

Z zabawnych drobiazgów - podejście do hiszpańskiego remake'u czynił Almodovar z Carmen Maurą. Niestety, jak na razie nie potwierdzone (a znając Almodovara wyszedłby z tego taki Volver).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 9, 2007

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2