[wrzesień 2022 - kwiecień 2023]
Późna jesień-zima-przedwiośnie to czas na przeczekanie. Bez wychodzenia z domu, bo dzień się kończy wraz ze zmrokiem, a przynajmniej tak twierdzi moja głowa. Nie lubię tego, nie chcę tak, ale poza drastyczną zmianą klimatu nie widzę zupełnie opcji, co z tym zrobić.
Fort Colomb
Street art (KAWU) / Uniwersytet Ekononiczny
Plac Wolności, jesień
Do jeżdzenia (Łazarz) / Do latania (Półwiejska)
Mural, Słowackiego
Nowe (eko-mural, Jeżyce) / Stare (plac Kolegiacki)
City nocą
Żelazko nocą
Plac Wolności, jarmark bożonarodzeniowy
Grunwaldzka / Stary Browar
Plac Wolności, zimno i ciemno
Święta / Święta, plac Wolności
Naddtorze, ale z ładnym niebem
Wiosna, Collegium Minus / Stary Browar
Wilda, Różana
Zielona, podwórko / plac Bernardyński
Rynek Bernardyński, w deszczu
GALERIA ZDJĘĆ i więcej kawałków Poznania:
listopad 2020 (1),
listopad 2020 (2),
listopad 2020 (3),
grudzień 2020 (4),
luty 2021 (5),
maj 2021 (6),
maj 2021 (7),
październik 2021 (8)
luty 2022 (9),
marzec 2022 (10),
październik 2022 (11) i
styczeń 2023 (12).
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 16, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Skomentuj
Dygresja: na Allegro wystawiono kiedyś tę książkę jako “Węgorza, rybę pożądania”.
Mała wioska, szkoła, kościół, gospodarstwa rolne, jeziora, lasy i pan dyrektor Fredner - lokalny właściciel terenów i nieruchomości, dzierżawiący budynki i pola innym, człowiek wyniosły i nieprzyjemny. Po raz kolejny zadziwia wszystkich fakt, że bez problemu zdobywa najładniejsze lokalne dziewczęta - najpierw nauczycielkę w szkole, teraz Eivor, ledwie dorosłą, którą znał od dziecka. To stanowi spory zgryz, bo w Eivor kocha się i syn ogrodnika, Jaques, i syn rolnika, Magnus. Kiedy dyrektor zostaje znaleziony martwy w nietypowych okolicznościach - zamknięty w pułapce na węgorze, do której tylko on miał klucz, okazuje się, że nie tylko młodzi mieli z nim zatarg, ale i w grę wchodziły długi, wywłaszczenie z zamieszkiwanego od zawsze domu czy sprawa kradzieży tytułowych węgorzy, które dla siebie łowił Fredner. Kolorowo ubrany Durell wchodzi i na podstawie drobnych poszlak (kłódka, omal nie zamordowany kot, źdźbła siana, zeszyty z klasówkami) rozwiązuje sprawę, a nie jest prosta, bo mordercy niechcący ułatwiła życie osoba, która bała się, że to ktoś jej bliski zabił znienawidzonego człowieka.
I jak już unosiła mi się brewka, kiedy dojechałam do karkołomnego planu mordercy i jego zbrodni doskonałej, tak drugi plan tutaj jest przerażający. Jest mężczyzna, który bije swoją kochankę, ponieważ uważa, że ta zdradza go z każdym. Jest żona, która udaje sen, żeby śmierdzący tabaką i alkoholem mąż nie egzekwował małżeńskich należności. Jest mąż, który publicznie szydzi z żony, że nie zachodzi w ciążę. Ktoś łyka tony środków nasennych, żeby w ogóle zasnąć. Wreszcie jest kobieta, która dla ochrony swojej rodziny, decyduje się na utratę miłości życia i wolności. Posępne.
Inne tego autora.
#33
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 13, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, kryminal, panowie
- Skomentuj
Dziwny serial, tym bardziej niejednoznaczny, że oparty na faktach. Państwo Darwinowie, oboje po 50-tce, odchowali dwóch synów, kupili dom w małej, nadmorskiej miejscowości, niestety przez to, że John jest - oględnie mówiąc - ryzykantem i ma co chwila błyskotliwe pomysły na wzbogacenie się, są zadłużeni po uszy. Mąż wpada na przedni pomysł rozwiązania problemu wierzycieli i komornika - upozoruje własną śmierć, Anne odbierze pieniądze z ubezpieczenia, spłacą hipotekę i długi, a potem będą mogli zacząć nowe życie. Mimo rozsądnego głosu Anne, że jednak sensowniejszym scenariuszem jest ogłoszenie bankructwa, pewny siebie John zmusza żonę do współudziału. Finguje zamiłowanie do pływania kajakiem i pewnego dnia znika, a Anne zgłasza na policję zaginięcie, co oczywiście nie rozwiązuje żadnych problemów, a przysparza mnóstwa nowych. To Anne musi kłamać nie dość, że policji i ubezpieczycielom, to jeszcze synom i rodzicom Johna, dla których sytuacja jest traumatyczna. Od początku wiadomo, że się sypnęło, ale detalicznie pokazana jest spirala kłamstw i omotanie prostolinijnej Anne, którą władczy John zmusza do brnięcia w kolejne przestępstwa, czasem szantażując, czasem grając na jej uczuciach, mimo że bynajmniej nie jest ani wierny, ani uczciwy w stosunku do żony.
Zaczęłam od stwierdzenia, że serial jest niejednoznaczny - zaczyna się lekko komediowo, bo serio, intryga jest jak z filmów o “Gangu Olsena”, przecież to się rypnie po tygodniu, nie ma szans. Ale im dalej w wydarzenia, tym wszystko robi się bardziej minorowe. Mniejsza o oszustwa, ale na zupełnie ludzkim poziomie John szantażuje Anne samobójstwem, potem - skoro już się zgodziła - więzieniem za współudział, wstydem, niszczy jej życie i odcina od rodziny, wreszcie zmusza ją do opuszczenia kraju i wejścia w kolejne szemrane interesy, które już na pewno wypalą. I tu już robi się zwyczajnie przykro, bo to modelowy przykład eskalacji przemocy emocjonalnej i manipulacji, z której to pułapki Anne nie jest już w stanie się wydostać bez szwanku.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 12, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
To, że Cusk nie będzie cukierkowa, to wiedziałam. Ale nie spodziewałam się, jak bardzo posępna będzie. Pięć kobiet, wszystkie mieszkają w Arlington Park, bogatym przedmieściu Londynu, z najlepszymi szkołami, prestiżowymi domami i ludźmi, którzy coś znaczą. Niektóre z kobiet wżeniły się w Arlington, inne pracowicie dorobiły się opcji zakupu domu, żeby mieć dla siebie i swojej rodziny jak najlepszą szansę na rozwój i przyszłość. Wszystkie są wykształcone, wszystkie miały aspiracje i widoki na kariery. Teraz rodzą i wychowują dzieci, prowadzą domy, spotykają się w losowych konfiguracjach, czasem z sympatii, czasem dla zachowania pozorów, czasem, żeby poocierać się o blichtr i zaimponować znajomością. Dla każdej z nich codzienność to tortura, żadna nie jest szczęśliwa. Każda czegoś zazdrości, coś robi wbrew sobie, nawet wyjście do parku z dzieckiem to uciążliwy, przykry rytuał (por. Zuzanka nienawidziła placów zabaw). Luźna fabularnie seria historii, epizodów pokazuje, jak coś, co jest z zewnątrz spełnieniem marzeń, w środku przypomina więzienie - kobiety są skrępowane coraz bardziej toksycznym związkiem, kolejną ciążą, szarością kolejnych dni, gdzie coś tak zwyczajnego jak wyjście do centrum handlowego jest ekscytujące. Pada dużo gorzkich refleksji o poczuciu bycia mordowaną drobnymi codziennymi ciosami, o utracie siebie kosztem dzieci i związku, o tym, jak mężczyznom łatwo utrzymywać pasje i emocje tam w świecie, poza domem. Gdzieś w losowej recenzji przeczytałam oburzony głos, że opisane kobiety to zakały, powinno im się zabrać dzieci i oddać tym, które docenią radości macierzyństwa, bo to skandal, żeby matka dbała bardziej o siebie niż o maluszka, żeby nie czerpała radości z uśmiechu potomka, tylko spychała konieczność przebywania z dziećmi na kogoś innego. Przewrotnie zostawię to jako podsumowanie świata, w którym widać podszewkę i szwy i to chyba uwiera, kiedy się o tym czyta. I dobrze, niech uwiera.
Inne tej autorki tutaj.
#32
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 11, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, beletrystyka, panie
- Skomentuj
[24-26.03.2023]
Podobnie jak w ubiegłym roku, zmęczona przedłużającą się zimą i bezruchem, pojechałam na weekend na warsztaty jogi z Agnieszką, która nie dość, że pokazuje, jak sobie powyginać ciało, to jeszcze karmi (i to jak), to jeszcze rzecz się dzieje w pięknych okolicznościach przyrody. Tym razem weekend spędziłam w miejscowości Kochłowy tuż pod Ostrzeszowem, na miejscu były owce (niechętne) i kot (przechętny), można było sobie też pójść w las, zwłaszcza że trochę padało, a trochę było ciepło. Trafiła się i Maryjka, i mrrroczne niebo, i cmentarz, i zabytkowe zabudowania, w drodze powrotnej zaś zerknęłam ponownie do Antonina, ale bez kawy tamże, bo odwoziłam na lotnisko na czas. Czy po miłych nastu stopniach w marcu spadł śnieg, a temperatura poniżej zera? Ależ oczywiście.
Wyginanie
Wyobraźcie sobie, że tak umiem (bardzo nie, ale się staram)
Dużo dobrego
Jeszcze więcej dobrego
Leniwe poranki / Crumble
Posesja
Posesja w deszczu
Chętny lokales
Niechętna trzoda / Mech na metry
Maryjka nienawigacyjna / Flora
Antonin
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 10, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tagi:
antonin, kochlowy
- Skomentuj
1940. Żydowska rodzina Levinów żyje spokojnie w New Jersey - Herman sprzedaje ubezpieczenia i ma widoki na awans, Betty prowadzi dom i wychowuje dwóch synów, siostrzeniec Hermana, Alvin, to raczej taki niebieski ptak, a siostra Betty, Evelyn, opiekuje się matką z demencją i usilnie, choć z różnym skutkiem, szuka męża. I tu rzeczywistość odbiega nieco od tej znanej z naszego świata - do stołka prezydenckiego kandyduje popularny lotnik, Lindbergh, który - w przeciwieństwie do aktualnego prezydenta, Roosevelta, chce pozostać neutralny w konflikcie z Hitlerem, bo nie chce, żeby USA przystąpiło do wojny. I wygrywa, co oznacza, że nie dość, że los II wojny światowej zmienia się, to i sytuacja Żydów w Stanach niebezpiecznie dąży do tej znanej z nazistowskich Niemiec. Herman chodzi na wiece, wścieka się, wspiera przeciwników Lindbergha, ale nie robi nic, co doprowadza Betty - która rozsądnie chce uciec, jak większość znajomych, do Kanady - do szału i na próg rozwodu. Alvin wybiera walkę realną - zaciąga się do kanadyjskiego wojska, ale jego udział w wojnie szybko się kończy z powodu kalectwa na froncie. Evelyn poznaje kontrowersyjnego rabina, wyznawcę prawdopośrodkizmu, który uważa, że wspierając Lindbergha swoją radą, zadba o dobrostan współziomków (spoiler alert: nie).
Serial to ekranizacja książki Philipa Rotha pod tym samym tytułem. Nie czytałam książki, nie wiem, na ile przeniesienie na ekran jest wierne, ale serial mnie niespecjalnie wciągnął. Bardzo długie, rozwlekłe wprowadzenie, sporo wydarzeń historycznych działo się poza kadrem, więc trudno mi czasem było osądzić, na ile rzeczywistość serialowa odbiera od pobieżnie mi znanej amerykańskiej historii, do tego dość nagłe, otwarte zakończenie. Czytałam, że wydarzenia w serialu są paralelą do ponownych wyborów Trumpa w 2016, chociaż sam Roth się od aluzji w tę stronę odżegnywał. “Pan z Wysokiego Zamku” to to nie jest, ale jeśli lubicie seriale kostiumowe z lekką zakrętką alternatywną, to można.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 9, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 2
Niemiecka mini-seria o Helenie, neuroatypowej 25-latce. Helena kończy studia prawnicze, ma fajnych chłopaków, jeździ w egzotyczne miejsca; jej ojciec jest zachwycony karierą córki, a przyjaciółka Maike - piękna influencerka - czasem jej zazdrości. Problem w tym, że to wszystko kłamstwo. Helena kłamie tak łatwo jak oddycha. Ze studiów zrezygnowała lata temu, dyplom wydrukowała z internetu, traci kolejne prace, jej partnerzy najczęściej nie wiedzą o tym, że są z nią w związku, jest skrajnie nieodpowiedzialna i zupełnie pozbawiona jakichkolwiek skrupułów, że to, co robi, jest złe. W pewnym momencie wygląda na to, że jej życie zaczyna się prostować - poznaje Oscara, nauczyciela gry na wiolonczeli, który wygląda na zachwyconego jej nieprzewidywalnością i spontanicznością. Przyjaźni się z kilkuletnią Madeleine, podobnie jak ona spontaniczną i radośnie łamiącą normy społeczne, trafia na pracę, w której jej niesamowita pamięć i zdolność kojarzenia jest niezbędna, wreszcie jej matka, z którą nie utrzymywała kontaktów przez lata, chce być blisko. Współczesność przeplatana jest obrazami z dzieciństwa Heleny, która próbuje ratować związek swoich rodziców, ale zamiast tego doprowadza do jego rozpadu.
Mam pewien zgryz z bohaterką. Bo z jednej strony to świetnie, że pokazywana jest osoba neuroatypowa i problemy, z jakimi się zderza w środowisku “normalsów” (a zwłaszcza kontrast z pozowanym życiem Maike na Instagramie), z drugiej Helena jest silnie zaburzona, a kwestia potencjalnej terapii i leczenia jest wyśmiewana (Helena przegaduje specjalistę, który próbuje jej pomóc, haha, wypluwamy tabletki), zaś jej akcje są zwyczajnie szkodliwe lub nawet przestępcze (zaniedbanie w opiece nad dziećmi, ukrycie przed ojcem jego wyników badań lekarskich, pożar lasu, włamania, oszustwa). Nawet “interwencja”, mająca na celu dobro Heleny, wśród jej znajomych i przyjaciół pokazana jest w krzywym zwierciadle. Wiem, komedia, ale jednak było mi podczas oglądania bardziej nieprzyjemnie niż wesoło. Klimat ma nieco podobny do “Fleabag”, ale brakuje tej sympatii, z jaką nieprzemyślane decyzji bohaterki były pokazane. Za to przepiękne niemieckie miasto w tle, enigmatycznie opisane jako “Berlin”, niestety nie odkryłam, jakie konkretnie okolice.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 6, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Zacznijmy od tego, że nie Grałam w Grę, oceniam więc tylko serial jako oddzielny twór. Grać nie będę, ale mam za to w domu fana gry, który po obejrzeniu był, oględnie mówiąc, nieco rozczarowany.
2003. W Indonezji lekarze odkrywają, że grzyb pasożytniczy zbóż zmutował i zaczyna rozwijać się w mózgu człowieka, przez co człowiek atakuje innych i zaraża ich grzybnią przez ugryzienie. Zmutowani ludzie stają się superszybkimi, żądnymi podbojów zombiakami w ciągu dwóch dni, infekcja szybko rozprzestrzenia się na cały świat. Braciom Joelowi i Tommy’emu, udaje się uciec przez zarażeniem, ale wojsko zabija córkę Joela. Mija 20 lat. Niedobitki ludzkości chronią się w enklawach zarządzanych przez Fedrę, wojskową organizację, trzymającą zapasy, leki i ludzi twardą ręką. Z Fedrą walczy podziemie - Świetliki. Zgorzkniały Joel niechętnie podejmuje się misji przetransportowania Ellie, nastolatki odpornej na mutację, na drugi koniec Stanów do głównej kwatery Świetlików, gdzie lekarze może będą w stanie stworzyć szczepionkę lub lekarstwo na zakażenie i uratować ludzkość. Po drodze mężczyzna i nastolatka spotykają różnych ludzi, zabijają zakażonych i kłusowników, podejmują trudne decyzje, wzajemnie ratują sobie życie i - mimo niechęci Joela - nawiązują więź. Sezon pierwszy kończy się - tak jak gra - krótko po wydarzeniach w szpitalu.
To nie jest film postapokaliptyczny, bo apokalipsa trwa nadal - ludzie są okopani w miastach i odizolowani od zagrzybionych zombie, a wszystkich przybyszów skrzętnie oglądają, a niewygodnych eliminują. Z logicznego punktu widzenia, dałoby się raz a dobrze wytępić grzyby, bo żywiciele umierają i stają się suchą tkanką (tak, w grze było inaczej, były zarodniki, tutaj jednak nie widzę powodu, żeby spalić do gołej ziemi i odbudować cywilizację), ale skoro się tak nie dzieje, to jest to pretekst do pokazania kilku wycinków świata - prepersów, których marzenie się spełniło (cudowny Nick Offerman), pokojowej wspólnoty, ruchu oporu z dualizmem moralnym czy psychopatycznych kanibali. Mniej mnie interesowało naparzanie się z zombiakami, ani finalna, w serialu dość słabo umotywowana, decyzja Joela, bardziej te momenty emocjonalne i dwuznaczne, jak odcinek z Billem i Frankiem czy Harrym i Samem. Świetna scenografia, scena z żyrafą powala urodą, doskonałe efekty specjalne, ale jako całość - do jednorazowego obejrzenia, nie będzie to raczej serial kultowy.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 4, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Opowieść jest dość zagmatwana, aczkolwiek fabuła raczej prosta. W jednej z dublińskich melin pojawia się przestępca, który podstępem nakłania niestabilnego pijaczka do zniszczenia mienia, dzięki czemu pijaczek trafia do więziennego szpitala. Na miejscu następuje podmianka i z więzienia ucieka dwójka zatwardziałych przestępców, Irlandczyk i Anglik. Anglik jest szykowany na kolejną podmiankę - dostaje “dla zmyłki” tatuaż, po czym zostaje wrzucony do wody u wybrzeży Francji, żeby jego ciało zostało zidentyfikowane jako ciało znanego gangstera. Plan się sypie, bo przestępców z Irlandii śledzi starsza pani, miłośniczka koni, przekonana, że szajka przemyca konie w złych warunkach.
Niestety, zanim się dobije do tego brzegu, jest mnóstwo tzw. folkloru, czyli rzeczy zapewne oczywistych dla mieszkańców Dublina, a polskiego czytelnika z okresu PRL-u mocno nie. Tłumacz starał się, jak mógł, dopisując liczne przypisy (patrz: bawiąc-uczyć), ale brakuje wyjaśnienia, czemu policjant ironicznie odpowiada, że chce jechać aresztować przestępcę do Shelbourne Hotel (taki poznański Hotel Bazar z Paderewskim przemawiający z balkonu w 1918) czy że osoby z pociętą twarzą wiezie się na Jervis/Jarvis Street, zapewne do szpitala dla biedoty. Na okładce oczywiście stoi, że to powieść “z humorem i satyrycznym przymrużeniem oka”, ale to posępna historia o ulicznej biedzie, naiwności i życiowych tragediach, przytłumionych przez otępienie alkoholowe. Nie uśmiechnęłam się ani razu, no chyba że wtedy, kiedy tłumacz wyjaśniał, że w Irlandii je się obiad na kolację. Z przedmowy wynika, że autor - znany poeta i dramaturg - wstydził się podpisać pod tym “dziełem” i oryginalnie wydał je pod pseudonimem.
Bawiąc-uczyć: An Tóstal, ratyna, luźne wzmianki o Eire, Oranżystach, Fenianach i Wolnym Państwie, ale bez jakiejkolwiek próby wyjaśnienia kontekstu.
Się je: owsiankę, kartofle z gęstą zupą, kapustę i mięso, rybę z frytkami i octem, kurczęta, pieczeń, szynkę, nóżki wieprzowe na gorąco, gotowane jaja, zimne nóżki z octem, baba and rhum oraz lody na deser, a na śniadanie kawę z rogalikiem.
Się pije: Royal Tawny Port (zapewne porto, podobno pija Jej Wysokość Królowa Matka Portugalska), lemoniadę, whisky, herbatę, piwo, szampana, porter (podobno też podawany codziennie kobietom w Rotunda Hospital), koniak w samolocie do Paryża, Cinzano z cytryną oraz pastis, calvados, creme de menthe i absynt we Francji.
Się pali: dużo, cygara na bogato, a biedacy niuchają tabakę.
Złote myśli:
Madame uśmiechnęła się owym nieodgadnionym uśmiechem osoby, posiadającej tysiące lat praktyki z owcami.
Madame Mimette potrząsnęła swoją baranią głową z chytrą miną i znów się uśmiechnęła uśmiechem osoby, która ugotowała w swoim życiu tysiąc garnków kapusty.
Inne z tej serii.
#31
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 3, 2023
Link permanentny -
Tagi:
2023, kryminal, panowie, z-jamnikiem -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 2
Przy okazji przeglądu książek do odstrzału, wyjęłam “Full Circle” z półki, bo w zasadzie po co mi przeczytana książka po angielsku, kiedy - ha ha - okazało się, że jednak jej nie czytałam. I już nie chcę się pozbyć, bo jest świetnym dokumentem podróży po świecie, którego już częściowo nie ma. Ale mogę pożyczyć.
Przez 245 dni na przełomie 1995 i 1996 roku, Michael Palin z ekipą BBC objechali Pacyfik: trasa 80 tysięcy kilometrów prowadziła z wyspy Diomede w Cieśninie Beringa przez Rosję, Japonię, Południową Koreę, Chiny, Wietnam, Filipiny, Malezję, Indonezję, Australię, Nową Zelandię, Chile, Boliwię, Peru, Kolumbię, Meksyk, Stany Zjednoczone, Kanadę i ponownie Stany Zjednoczone (Alaskę). Okazało się, że wcale nie tak prosto było ustalić trasę, którą da się pokryć jakąkolwiek komunikacją, nie wspominając nawet o wyborze komercyjnych środków transportu, a dodatkowo w erze wczesnointernetowej, podstawowym środkiem planowania był ciągle telefon (gdzie walenie pięścią w stół i krzyczenie na rozmówcę pomagało). Zdarzały się awarie, opóźnienia z powodu pogody, przestoje, a do tego opuszczenie życia prywatnego na ponad 9 miesięcy czasem było ponad siły - jednemu z członków ekipy urodziło się dziecko (nie poleciał do domu, nie był przecież niezbędny, ech), a żona Palina przeszła ratującą życie operację tętniaka, przez co jeden z etapów podróży prowadził przez Londyn, żeby podróżnik mógł spędzić z nią trochę czasu podczas rekonwalescencji.
Wspominałam o świecie, którego już nie ma, ale to, co podnosiło mi brwi, była rewolucja, jaka się wydarzyła przez ostatnie 25 lat w postrzeganiu świata. Palin stara się być obiektywny, ale bez zażenowania i próby jakiegokolwiek wytłumaczenia wspomina o brytyjskim kolonializmie (jadąc czasem np. po mocarstwowości amerykańskiej), na ochotnika śpiewa w odeskim chórze marynarki wojennej o gierojach Krasnoj Armii, obserwuje walkę kogutów na Filipinach czy przysłuchuje się szkoleniu młodych Filipinek przed wyjazdem za granicę, gdzie są (były) pożądane do prac opiekuńczych, co czasami kończyło się śmiercią, opresją, gwałtem lub więzieniem. Pomaga wykluć się małym krokodylkom, nie dziwiąc się, że ich przeznaczeniem jest stać się torebkami z wielkich domów mody, je w restauracji należącej do kartelu narkotykowego czy mija się w hotelu z ówcześnie rządzącym Pinochetem. Sporo jest takich miejsc w relacji, przeplatanych jednak zachwytem świata, poczuciem humoru (“the famously smelly delicacy durian, which, as they say here, ‘smells like him, tastes like her’”) i (auto)ironią oraz opisem trudów bycia podróżnikiem, nawet z takim zapleczem i budżetem jakie miał podczas podróży. Warto przeczytać, żeby sobie samemu porównać, ile z tego się zmieniło.
Książka jest komplementarna do serialu telewizyjnego, cudownym trafem dostępnego w całości na youtube. Warto oba jednocześnie, bo w książce pojawiają się rzeczy, których nie ma w serialu i odwrotnie.
Inne tego autora.
#30
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 2, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Oglądam, Fotografia+ -
Tagi:
2023, panowie, podroze
- Komentarzy: 2