Earl był pasożytem, pił piwo i imprezował, a poza tym kradł, oszukiwał, robił ludziom przykrości, krzywdził bliskich i obcych. Do czasu, kiedy kupił zdrapkę na loterię, zdrapał i okazało się, że wygrał $ 100000. Chwilę potem wpadł pod samochód i zgubił kupon. Podczas leżenia w gipsie obejrzał w TV program o karmie. I w tym momencie do niego dotarło, że karma nagradza za dobre uczynki, a karze za złe. Stworzył listę swoich wszystkich złych uczynków, które w życiu popełnił i postanowił po kolei je naprawiać. W tym momencie wiatr przywiał do niego wygrywający kupon. I tak z pieniędzmi przez 24 odcinki pierwszego sezonu Earl starał się być trochę lepszą osobą.
Brzmi poważnie, ale serial jest straszliwie komediowy, niepedagogiczny i w doskonałym stylu. Oprócz Earla występują: brat Randy - nieco opóźniony w rozwoju, o osobowości 13-latka i takichż potrzebach, eks-żona Joy - plastikowa blondie manikiurzystka, niezbyt błyskotliwa, ale sprytna, Darnell zwany Crabmanem - afroamerykański kelner w knajpie, aktualnie mąż Joy i ojciec jednego z jej dzieci i w niektórych odcinach Catalina - nielegalna emigrantka z Meksyku, pokojówka w motelu, w którym mieszka Earl.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 14, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 1
Duet Płoński-Rybiński (tak, ten Rybiński, który niedawno z nieco ambitniejszej prasy wyniósł się do Faktu) znany jest w kręgach czytelników kryminału z "Góralskiego tanga", a w kręgach ogólniejszych ze scenariusza do niektórych odcinków "Alternatyw 4".
"Balladyna" łączy oba nurty - teoretycznie jest to kryminał, ale trup pojawia się na stronie 202 (na 270 wszystkich), więc i morderstwo, i śledztwo potraktowane jest pretekstowo. Za to przez 200 stron autorzy opisują przygotowania do wystawienia awangardowego przedstawienia "Balladyny" w latach 70. w PRL-u. Żeby było nowocześnie, rzecz się dzieje w kosmosie, wśród komputerów, a grają roboty. Wszystko w ryczącym entourage'u peerelu, widać sporo ówczesnych postaci - wiecznie pijanego kamieniarza-poetę, reżyserów, którzy nieśmiało pytają, czy tu biją, aktorki gotowe dla sławy dać się polansować za kulisami przez 2 godziny lub szczycące się swym szlacheckim pochodzeniem, SPATIF i inne okoliczne pijalnie napojów procentowych, młodych poetów czy zarośniętych grafików; podejrzewam, że ktoś bardziej ode mnie obeznany rozpozna kogoś więcej niż tylko Jasia Himilsbacha, dowcipnie dopowiadającego pointy na próbach w teatrze.
Książka zabija dialogami, kurwy i inne epitety lecą często, panowie się prowadzą zygzakiem, panie też niezbyt prosto. Grafik, który nie czytuje literatury, tworzy projekt programu teatralnego na podstawie ustnego opisu (Alinie wysypują się z dzbanka grzyby, bo malin to ja rysował nie będę, w następnej wersji pojawia się gustowna wygódka), scenografia została zaprojektowana z pomocą pana docenta, specjalisty od maszyn liczących dziesiątej generacji, wszystko gra i błysko, a w dzień premiery widowiskowo się fajczy, co jakiś czas dzwoni ktoś z komitetu, a wszyscy wszystkim podkładają świnie.
#21
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 13, 2006
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Przeczytali mnie -
Tagi:
2006, panowie, prl, kryminal
- Komentarzy: 4
W sobotni poranek wymyśliło, że nie mogę zrobić przez Internet żadnego przelewu do osoby, której nie mam na liście odbiorców. Żeby dodać nową osobę, muszę skontaktować się z Citi-fonem. Po kontakcie z Citi-fonem już we wtorek będę mogła zlecać przelewy. Jak dobrze pójdzie. Jak nie, to później. A w międzyczasie mogę znudzonej pannie dyktować cyferkę po cyferce i zastanawiać się, czy prawidłowo wpisze numer konta, tytuł aukcji... A wszystko w trosce o moje bezpieczeństwo.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 13, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Komentarzy: 2
Kolejna z książek, pałętających się za mną od dzieciństwa. Dwa pierwsze rozdziały usłyszałam w radiowej "dobranocce" (chyba PR I, 19:30) kilkanaście lat temu, książki w bibliotece nie znalazłam, za to na Allegro i owszem. Śliczne rysunki Butenki, a obok opis przygód 11-letniego chłopca, który z wujem-aptekarzem (oraz przygodnie napotkanym koniem) przeżywa przygody w drodze na Morza Południowe. Morza Południowe znajdują się za szafą wuja, a Konrad musi tam dotrzeć, bo "pani" zadała wypracowanie dla tych, którzy mają dobre oceny z matematyki, więc nie mają rozwiniętej fantazji. Trochę ramotka - pochodzi z roku 1933 (w świecie hi-tech zdziwienie budzi człowiek idący ruchomym chodnikiem, który wyciąga słuchawkę z kieszeni i dzwoniący do żony, że się spóźni na obiad), ale dość przyjemna książka dla młodszej młodzieży, którą nie będzie dziwiło, że jest kraina pasibrzuchów, kraina sprawiedliwości społecznej, a na morzach poludniowych mogą żyć ludzie w kratkę.
#20
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 13, 2006
Link permanentny -
Tagi:
2006, dla-dzieci, panowie -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
W piątek, 12 maja, o godzinie 9:30 w sali na III piętrze, odbędzie się szkolenie p.poż. Będzie ono trwało około 3 godzin. Osoby, do których adresowana jest ta wiadomość, są proszone o uczestniczenie w tym szkoleniu.
Królowa jest zachwycona.
Szczęśliwie było uroczo. Pan prelegent ze straży pożarnej pokazywał filmiki (pożar w sklepie, zapalenie się węża i wlewu do baku na stacji benzynowej), pokazywał zdjęcia (pożar w kotelu Royal Poznań, wywołany przez irlandzkich grill-manów, spalone zwłoki z różnych akcji) oraz rzucał tekstami:
- [o numerze 112] Polska budzi się z ręką w klozecie, a syfa leczy się pudrem
- dokument trąca myszką
- [o hali w Katowicach] winnym postawiono zarzut pozbawienia wolności do lat 10
- najwięcej pożarów miało miejsce w okresie żałoby po JP2/tragedii w Katowicach, od zapalonych świeczek
- właściciel [spalonego mieszkania] za przeproszeniem rwał włosy z głowy
- [w trakcie picia płonącego drinka delikwent się oblał] zapaliło się podbrodzie, miał obrażenia jamy ustnej; w niektórych przypadkach mogą wystąpić nawet oparzenia jelit wewnętrznych
- materiały spowodują przeszkodę w zachowaniu
Najbardziej rozwalił mnie kolega, który siedział obok. Patrzy na moje notatki, łypie, po czym pyta "Co notujesz? Jego teksty? Po co? Co śmiesznego jest w >>trąca myszką<<?". Nic. Zupełnie.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 10, 2006
Link permanentny -
- Komentarzy: 1
- Poziom: 3
Nie wiem, co przyświecało twórcy interfejsu płatności kartą w Polcardzie, ale żeby go osrało. Za każdym razem, jak ktoś kliknie intuicyjny przycisk po prawej stronie (tam, gdzie zawsze jest "Zatwierdź", "Dalej"). W tymże miejscu w Polcardzie jest przycisk "Anuluj płatność", który bez potwierdzenia anuluje pieczołowicie wyklikaną transakcję i trzeba wszystko od nowa. Nacięłam się na to ze trzy razy, teraz się już pilnuję, żeby kliknąć w przycisk "Potwierdź" po lewej (tak, tam, gdzie zwykle jest "Anuluj").
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 7, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
SOA
- Skomentuj
Książka szczególnie mnie rozbawiła zwłaszcza z okazji klimatu politycznego - wicepremier Lepper, wicepremier Giertych. Tyle że nie jest to humor wesoły, a raczej czarny. Na Downing Street, pod numerem 10, mieszka premier Wielkiej Brytanii. Jako że nie wie nawet, ile kosztuje mleko czy jak się jeździ pociągami, w celu poprawienia notowań politycznych wpada na pomysł wyjazdu incognito na tydzień w rajd po Anglii. Incognito składa się z przebrania za kobietę. I tak Edwina (dawniej Edward), brana przeważnie za transseksualistę wraz ze swoim ochroniarzem Jackiem, jeździ po Anglii. Pociagi mają opóźnienia, służba zdrowia to tragedia ("wypadek ciężki - czas oczekiwania na pomoc - 2h, dzieci - czas oczekiwania 2h, atak serca - czas oczekiwania - 2h"), rasizm, bieda, opieka społeczna nie jest w stanie pomóc tym, którym pomóc powinna, efektem rządów jest totalna zapaść gospodarki, a premiera tak naprawdę nikt nie lubi. W międzyczasie żona premiera przechodzi załamanie nerwowe, matka Jacka wplątuje się w narkotyki, Jack zakochuje się w siostrze premiera, a premier dostaje propozycję roli w prześmiewczym spektaklu o sobie.
Sue Townsend zawsze postrzegana była jako pisarka "humorystyczna", ale po pierwszych Adrianach Mole'ach, kiedy jeszcze była dość pogodna, zaczęła być bardziej zgryźliwa i cyniczna. Life's a piece of shit, when you look at it. To ciut bardziej pozytywna książka niż "Widmowe dzieci" (aborcja i syndrom postaborcyjny) czy "Czas cappuccino" (Adrian Mole i jego spaprane życie), ale jest bardziej melancholijna niż wesoła. Aczkolwiek, jak wyobrażę sobie Giertycha czy Leppera w peruce Marylin Monroe i kusząco umalowanych ustach...
Książka ma jedną wadę - przypisy na końcu. Nie cierpię co chwila przewracać całej książki, żeby przeczytać jedno zdanie o jakimś brytyjskim prezenterze czy o typowym brytyjskim wierszyku.
Inne tej autorki:
#19
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 7, 2006
Link permanentny -
Tagi:
2006, beletrystyka, panie -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Kiedy patrzę na moje niechlujnie zastawione regały z książkami, marzy mi się, żeby ktoś wpadł na pomysł i ustandaryzował wydawanie książek. Dwa rozmiary - rozmiar "książka" i rozmiar "album" (bo jednak ciężko się czyta komiksy w A5). Wtedy miałabym równo i zgrabnie poukładane. Do tej pory moim ulubionym wydawnictwem był Prószyński, który dzielnie trzymał się rozmiarów. Niestety, i jemu się zdarzają odchyły - ostatnio kupiona przeze mnie książka Mayle'a jest o centymetr wyższa od pozostałych dziesięciu w serii. Jakoś CD i DVD da się wydawać w jednakowych pudełkach.
"Jeszcze raz Prowansja" to kolejna (po "Lekcjach francuskiego" i "Roku w Prowansji") książka o wsiowym życiu. Tyle że wieś tutaj leży w środku Prowansji. Wino, oliwki, ryneczki z lokalnymi produktami, Francuzi grający w bule, szkoła "nosów perfumeryjnych" tylko dla niewidomych, boskie nic-nie-robienie, zakładanie ogrodu, upierdliwość francuskiej papierkologii, celebrowanie życia i życiowych przyjemności. I jedzenie. Dużo jedzenia. Od samego czytania robię się głodna. Nie wiem, na ile sielskość życia opisanego w książce jest prawdziwa, a na ile, jak sam autor stwierdza, pamięta się tylko rzeczy przyjemne, a te upierdliwe po pewnym czasie wspomina się z sentymentem, ale tak czy tak, książka (i inne tego typu) to świetna lektura.
Inne tego autora:
#18
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 7, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2006, panowie, podroze
- Skomentuj
Dzień po długim weekendzie, zwłaszcza jeśli podczas miała miejsce awaria, a kołorker na urlopie, to dzień łatania i naprawiania na gwałt skutków. Grzecznie proszę wtedy zaGGadywaczy, żeby zamiast elaborować mi na GG, wysłali maila, bo jestem zajęta. Ok. Nie ma maila, więc zlewam, widać nie było ważne. Po 3h zaGGadywacz wraca i pyta, czy już mam czas. Dalej nie mam. Bo on tylko chce powiedzieć, że 3h temu nie działało to i to. A czemu nie wysłał maila? Bo był zajęty, a poza tym wyszedł potem. Kurtyna.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 4, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
SOA
- Skomentuj
- Poziom: 3
Padła w weekend ogromna macierz, kilkunastodyskowa. Macierz szczęśliwie ma backup, naprawa polega na tym, że odłącza się walniętą, przyłącza backup i bez oddechu wrzeszczącej publiki naprawia. Od pół roku nie jestem w stanie się doprosić, żeby niektóre mniej dynamiczne rzeczy były na backup kopiowane. Za każdym razem, po każdej awarii słyszę, że tak, tym razem już na 100% ten katalog będzie przekopiowany. I nie jest. Na głównej stronie białe dziury, w niektórych miejscach białe dziury. Kołorkerka pisze maila, że brakuje plików z katalogu x/y/1/, Dzielny Uprzejmy Pomocny Administrator pisze, że chętnie to naprawi, ale nie wie, jak. Na moją nieco wkurzoną sugestię, że skoro była podmiana dysków i na starym dysku był katalog, a na nowym nie ma, to wystarczy skopiować zawartość katalogu x/y/1/ z naprawionej już macierzy głównej na działającą macierz backupową. odpisuje: "hmm to problem w takim razie jest innego typu bo katalog x jest tak jak byl. Po prostu dysk na ktorym byly obrazki zostal podmieniony na inny. Jutro pogadamy". No shit, Sherlocku. Sanity -10. A potem mi mówią, że wyrażam się w sposób niezrozumiały i muszę nad tym popracować... Tak, ja.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 4, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
SOA
- Skomentuj
- Poziom: 5