Vida Winter, znana i poczytna pisarka, opublikowała wiele wywiadów, opowiedziała wielokrotnie swoje życie, tyle że za każdym razem kłamała. Za każdym razem inaczej. Zaproponowała Margaret Lea, córce antykwariusza z Cambridge, że tym razem opowie prawdę. Po kolei, krok po kroku, odsłaniając zasłony, ale bez pytań i opowiadania o przyszłości. Margaret przyjeżdża do posiadłości Vidy w Yorkshire, sama z własnymi problemami, które do tej pory trzymała na dystans dzięki książkom w antykwariacie: odkryła, że miała bliźniaczkę, która zmarła podczas porodu. W historii Vidy, której życie skończyło się podczas pożaru (a potem została już fikcja), kiedy miała 16 lat, również pojawiają się bliźniaczki - dwie dziewczynki.
To książka o książkach, o przenoszeniu swojego życia w świat wymyślony, o odbiciach życia w szybach i kartkach. Przewija się wątek Jane Eyre i szalonej żony pana Rochestera, wiernych służących, przedziwnie kochającego się rodzeństwa, tajemniczego domu, w którym jest duch, pięknego ogrodu z tajemnicą i licznych zaginięć oraz - po latach - odnajdywań. Ładne, wciągające, z tajemnicą. ^Eri mi pożyczyła, dziękuję.
Inne tej autorki:
#53
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 5, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2012, panie, beletrystyka
- Komentarzy: 4
Pogryzając pestki słonecznika (ale tylko takiego świeżo wyłuskanego z tarczy okolonej jeszcze zielonymi listkami), zastanawiam się, jak to jest, że nie umiem nic robić w sposób ciągły i konsekwentny. Pracuję rzutami, ale zawsze te rzuty w znaczący sposób są przeplatane prokrastynacją i zajmowaniem się tym, czym akurat nie powinnam. Z telewizji dobiega zachwyt tym, że ktoś już w wieku 23 lat na najwyższym podium; mnę w głowie pieczołowite wyliczenie, czego w wieku lat mhmdziesięciu udało mi się nie osiągnąć. Nawet bez żalu i zawiści, ale z pewną nostalgią, bo za każdą potencjalną okazją, z której nie skorzystałam, stała książka albo przespane radośnie popołudnie (albo noc, podczas której ktoś był w błędzie na Internecie). Chyba zacznę być mistrzynią w niedostrzeganiu własnych szans. I tak skubię ten słonecznik, niemal nałogowo, nie mogąc się oderwać, czytając po raz kolejny przeprenatalny niecodziennik Kaczki, łowiąc frazy, chichocząc i na zmianę ubolewając, że to fragmenty oraz że bez komentarzy, a tak bym chciała, żeby były. I tak skubię, i myślę, że niesamowite jest to, że jest Internet i można w nim znaleźć człowieka.
Nie mogę też już dłużej udawać, że doniczkowy wrzos w kwiaciarni oraz nagłe zniknięcie straganu owocowego, który rozkwitał parasolem codziennie, deszcz nie deszcz, zaraz za przejazdem kolejowym nie wróżą jesieni. I ten słonecznik, ze szkodą dla manicure (ale i tak paznokieć na kciuku mi się łamie, więc żadna strata).
Splątanie rekurencyjnie definiowane jako splątanie.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek sierpnia 3, 2012
Link permanentny -
- Komentarzy: 7
Emma Swan, kuratorka sądowa, żyje sobie dość intensywnie do momentu, kiedy dociera do niej 10-letni Henry, który twierdzi, że jest jej synem, którego oddała do adopcji zaraz po urodzeniu. Henry mieszka w Storybrooke, jest adoptowany przez burmistrzynię miasta, Reginę, chodzi na terapię, bo twierdzi, że jego przybrana matka jest złą królową, a miasto jest pod wpływem klątwy, którą zdjąć może tylko Emma. Rewelacje te pochodzą z książki, którą podarowała mu nauczycielka, Mary Margaret (w świecie baśni - Królewna Śnieżka, matka Emmy). Każdy z mieszkańców zresztą ma swoje alter ego w świecie baśni, w świecie bez magii nie pamiętają jednak, co się z nimi wcześniej działo, bo tak działa klątwa. Zważywszy na to, że mały Henry jest pod opieką psychiatry, Emma niespecjalnie mu wierzy. Do czasu.
Jakkolwiek bardziej podobała mi się baśń w nieco dowcipniejszym ujęciu Grimma, tak "Once Upon a Time" jest bardzo ładnie nakręconą serią o styku bajki i rzeczywistości, z naciągającymi na "jeszcze tylko jeden odcinek" cliffhangerami i niezłym zestawem aktorów. Emmę gra Jennifer Morrison (Cameron z House'a), ale i tak najbardziej przyciąga zła królowa - Regina (Lana Parilla). Trochę bajka dla nieco starszych dzieci, trochę łagodny kryminał z walkami ze smokami i historiami z morałem.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek sierpnia 2, 2012
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 9
Lord Peter Wimsey żartuje sobie ze znajomym, Robertem Fentimanem, że klub dżentelmenów[1] Bellona to schronisko dla dinozaurów i może niektórzy staruszkowie już nie żyją, tylko nikt tego nie zauważył. Oczywiście chwilę potem zostaje odkryte ciało martwego lorda Fentimana, wuja Roberta. Śmierć starszego pana jest dodatkowo o tyle kłopotliwa, że jest spadkobiercą swojej siostry, lady Dormer, która umarła tego samego dnia i do czasu ustalenia, które z nich zmarło wcześniej, nie wiadomo, kto dziedziczy - dwóch młodych Fentimanów czy podopieczna lady, Ann Dorland. Wimsey, ze swoim nieodłącznym kamerdynerem Bunterem, robiącym za fotografa i pomocnika, zaczyna prowadzić śledztwo.
Lord Wimsey miał być obdarzonym poczuciem humoru błyskotliwym bon viveurem, ale jakoś nie rokuje; co jakiś czas rzucana uwaga o tym, że kobiety są jakieś inne, jest zabawna raz, nie kilkanaście. Rozwiązanie zagadki jest dziwne - w obecnym systemie prawnym detektyw podający podejrzanemu pistolet i sugerujący, że oszczędzi wszystkim kłopotów, jeśli... jest chyba niespecjalnie legalne. Nie wiem, czy chce mi się szukać kolejnych tomów, chociaż na polski nie było przetłumaczone wiele.
[1] Brytyjskie kluby dla panów, wbrew nazwie, nie zawierały półnagich dam. Ba, nie zawierały dam w ogóle, a przebywający tam panowie czytali, spali i jedli.
#52
Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 1, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
panie, 2012, kryminal, klub-srebrnego-klucza
- Skomentuj
Mogę tylko powiedzieć, że ludzie wpadają w depresję, kiedy tracą poczucie znaczącej narracji. Do pewnego momentu depresja może być przydatnym wskaźnikiem, że coś dzieje się nie tak w twoim życiu. Że żyjesz historią, w którą już do końca nie wierzysz. Dzisiaj wszystko wydaje się nie mieć znaczenia. Jesteśmy bombardowani nieprzeliczoną liczbą danych, informacji, które nie składają się na nic koherentnego. Nic więc dziwnego, że ludzie czują się pogubieni. Dawna narracja: "Wszystko będzie dobrze" i "Wszystko będzie lepiej", na której Ameryka została ufundowana, powoli traci resztki wiarygodności. To też jest dołujące. Bo trzeba znaleźć nową narrację. I dopóki tego nie zrobisz, będziesz w depresji.
Z artykułu.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 31, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
D is for Drug
- Skomentuj
Jest coś, co nie zmieniło się[1] od kiedy zaczęłam świadomie jeździć koleją (i nie myślę tu nawet o warstwie farby na zadaszeniach peronów, bo i owszem, też malowali je chyba 20 lat temu i tak już zostało). Czasem pośrodku niczego, acz przy drodze stoi domek z ciemnoczerwonej cegły, przyczerniały i nieduży; domek dróżnika. Z nieodłącznym ogródeczkiem, pełnym kwiatów, z kilkoma grządkami warzyw, zawsze ze sznurami suszącej się bielizny. Ogrodzony skromnym, niskim płotkiem, z ławeczką przed wejściem. I tak myślę - czy to funkcja rodzinna? Czy do nocnego pociągu wstaje się jak do małego dziecka? Raz on, raz ona, a jak dzieci podrosną, to i dzieci wstaną? Bo pociągi w przeciwieństwie do dzieci z czasem nie wyrastają z jeżdżenia nocą, do tego raz na pół roku zmieniają rozkład i trzeba się po raz kolejny przyzwyczaić. Czy za 20 lat dalej w takich domeczkach należących do szeroko pojętej kolei ktoś dalej będzie mieszkać?
Pozostając z niepewnością, wasza korespondentka z kubkiem nawynosowym ze Starbucksa.
[1] No dobrze, patrząc na niektóre dworce, chyba łatwiej wyliczyć, co się zmieniło. Na przykład ławki, żeby nie dało się na nich położyć. Bo higiena dalej pozostała w okolicach roku 1989.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 30, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Listy spod róży
- Komentarzy: 1
Michał Kramer rysuje komiksy i dorabia sobie pracą w księgarni, bo z jednego opublikowanego komiksu jednak nie wyżyje. Komiks jest brutalny, chociaż świetnie rysowany, krytycy chwalą, ale moralne wątpliwości pozostają. Nagle Michał zaczyna widzieć sceny ze swojego komiksu w rzeczywistości, a to pojawia się dziennikarka ze znakiem kobry we włosach, opowiadając o tym, co rysownik opisał. Pojawia się policja, dając do zrozumienia, że uważa Michała za sprawcę opisanych przez niego morderstw i zbrodni. Gdzieś w tle przewija się brat Michała, gangster podwarszawskiej mafii i była narzeczona, doktor psychiatrii, Ewa, która wypisała chłopakowi orzeczenie o schizofrenii, żeby nie musiał iść do wojska.
Lekka drwina ze środowiska komiksowego i prasy, niezłe studium młodej Warszawy z początku XXI wieku, ale sam wątek kryminalny rozczarowuje.
#51
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 29, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2012, kryminal, panowie
- Skomentuj
Jak po remoncie Dworca Letniego miałam mieszane uczucia, tak dawna Stara Drukarnia po przemianie w Concordia Design tylko zyskała. Zamiast zagrodzonego płotem sypiącego się budynku jest umiejętnie połączona architektura ceglanego zabytku z nowoczesnością podjazdów, szkłem i chodnikami. Owszem, trochę brakuje mi zieleni, która kiedyś otaczała budynek, ale może z czasem trochę obrośnie. Dla mnie jednak najciekawszą rzeczą jest widok Concordii odbijającej się w szybach hotelu Sheraton.
W środku sporo firm - od drukarni cyfrowej do konsultingowych (pozdrawiam) oraz restauracja. Niestety, menu nie ma na stronie www, a mnie wprawdzie smakowało nader, ale jadłam z oferty cateringowej, a nie karty. Warto śledzić na stronie imprezy, bo często są organizowane warsztaty, również dla dzieci.
PS Oczywiście, że nie wpadłam na to, żeby wcześniej robić zdjęcia z zewnątrz, a jak już skończyłam, to biegłam na parking jechać odbierać Maja z placówki).
PPS Tak, wiem, Concordia działa od dłuższego czasu, ale mi się nie składało jakoś. Tak wyglądała kilka lat temu.
Większe zdjęcia.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 28, 2012
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 1
A konkretnie odbicie w budynku Sheratona.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 27, 2012
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Skomentuj
To nie tak, że mnie nic nie cieszy. Bo cieszy. A to nowa torebka w oranżach i czerwieniach, a to zakup ostatniej już chyba paczki pieluch, bo tylko na noc a i to typowo asekuracyjnie, bo nic się w nocy nie dzieje. A to pan na parkingu, który mnie co dzień wita per "kochaniutka", nastawiając dość pozytywnie na przedziwne czasem wyzwania, jakie rzuca mi świat korporacji. A to słońce, które nagle jest i opala, a nie podrażnia. Ale jakoś najbardziej emocjonuje mnie ostatnio spanie i dwa odcinki serialu co wieczór. Nie mogę zacząć Projektu Jeżyce, bo zwyczajnie nie chce mi się, chociaż chcę. I tak się zastanawiam, czy to, że mam poczucie, że za mało cieszę się latem, smakiem zimnego arbuza, że od dwóch dni czekają w koszyku składniki na vichyssoise, ale się jakoś nie chce samo ugotować, to już zaczyna być wiek średni? Że zaczynam wyrastać z moich mentalnych 25 lat? Nie chcę. Mnie tu dobrze.
O, i serwis niemodnepolki mnie ucieszył, mimo że nawet po wnikliwym tentegowaniu w głowie okazało się, że mam t-shirt Zary (ze Zwierzakiem; miałam też buty, ale mi ukradli z samochodem). Wreszcie poczułam się targetem, a w rozbielonym kolorze mint mi nie do twarzy.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 25, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Komentarzy: 4