Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Blue Thursday

Miałam plan, żeby zacząć robić szczegółowe notatki z dnia, bo wtedy łatwo jest wybrać coś, o czym można napisać. I robiłam sobie w głowie te notatki, szczególnie celną miałam spuentowaną frazą o rozdawaniu karnych kutasów (i bynajmniej nie chodziło o parkowanie[1]). Tyle ze zapomniałam. I zostałam jak wazon z tą puentą.

Z przyczyn ode mnie niezależnych[2] wyszłam dzisiaj w miasto. I naprawdę, jak teraz mi powiecie, że jest przecież na moich zdjęciach ślicznie, to już sama nie wiem.

A cały sens tej notki to odciągniecie Waszej uwagi od faktu, że nie było Blue Wednesday. I, oraz że nie mogę się zebrać na nową notkę o Couplandzie, chociaż stara jest tak bardzo do niczego, że wstyd.

[1] Chociaż, jak rany, naprawdę trzeba być luźnym wackiem, żeby zaparkować zaraz za skrzyżowaniem pod prąd na ulicy w centrum miasta. Fakt, małej i pod górę, ale jednak nie wyłączonej z ruchu. I nie, zapalone światła awaryjne i zakończony czapką kierowca w środku to nie jest uzasadnienie (stał tam co najmniej tyle, ile zajęło mi objechanie zakrętu, zaparkowanie, wyjęcie madame z auta, pobranie kwitka na parking i przejście kilkudziesięciu metrów z jedną wywrotką, bo błoto, więc bynajmniej nie na chwilę).

[2] Konkretnie to po przyjściu do pracy (działa mi karta na parking!), podlaniu służbowego hiacynta, zalogowaniu się do poczty tylko z dwukrotną pomyłką w haśle oraz przemyśleniu tematu kawy, zostałam oderwana od monitora telefonem z placówki, dzięki czemu dowiedziałam się, że dziecko moje jest chore i mam je pobrać w trybie ASAP, albowiem kaszle mokrym kaszlem oraz jest apatyczne. Na wizji lokalnej okazało się, że apatyczne dziecko jest lewem lubiącym malchewki i wynurza się właśnie spod stołu z włóczkowym warzywem w zębach i rzuca w pogoń za, zdaje się, Helutką. Ale w trosce o całość placówki zstępną zabrałam, zawiozłam do pediatry ("a dlacego pani mi nie dała takiego patycka do buzi?") z wynikiem "zdatna", ale skoro placówka się opiera, to potrzymać jutro w domu i sprawdzać wilgotność kaszlu. W każdym razie przy okazji mogłam wyjść i odebrać paczkę z książkami[3].

[3] M. in. pozycją "Jak przechytrzyć dziecko, proste sztuczki na małych uparciuchów". PROFIT.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek stycznia 24, 2013

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 8


Blue Tuesday

Zamiast opisywać szereg pechowych zdarzeń dzisiejszego dnia, okażę obrazek. Albo dwa. Ale mówię Wam - moje życie to nieustające pasmo sukcesów.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 22, 2013

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 4


Blue Monday

Ze względu na gabaryt, jakiego nabrałam przez zimę, zdecydowałam się nie kupować nowych spodni, bo dotychczasowe całkiem fajne. A jak kupię nowe, to nie ma szans, że będę robić jakiekolwiek wysiłki[1] w celu zmieszczenia się w posiadane. Dlatego dziś założyłam legginsy. Dawno nie czułam się tak atrakcyjna dla siebie.

Już za drugim razem udało mi się wydrukować w pracy wędrujący dokument[2]. Za drugim bo za pierwszym razem machałam identyfikatorem po ekranie dotykowym, a nie po czytniku. Ekran dotykowy bynajmniej nie identyfikuje.

Mam ochotę dodać nową kategorię pt. "Nieustające pasmo sukcesów"[3].

[1] Restauracja w nowym budynku fabrycznym nie pomaga. Od 12 patrzę na zegarek, żeby o 13 wystartować po pyszną zupkę i co ino. Menu bywa na stronie na facebooku.

[2] True story - puszcza się na drukarkę, macha identyfikatorem i z dowolnej drukarki wylatuje cieplutki wydruk.

[3] Nie żebym nie odniosła dziś sukcesiku. Poszłam do banku zanieść cesję ubezpieczenia mieszkania, której się bank domagał. Przed ponagleniem! I przed naliczeniem kary umownej. Normalnie nie jak ja.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 21, 2013

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 2



Marta Obuch - Miłość, szkielet i spaghetti

Trzy siostry, co jedna to ładniejsza (a wybór pełen, bo wysoka blondynka, seksowny rudzielec i szczuplutka studentka) oraz pyskata matka i niespecjalnie jej ustępująca ciotka kontra włoska mafia w pięknym a zabytkowym mieście Częstochowa. Podczas prac archeologicznych na Jasnej Górze zostaje znaleziony XVII-wieczny szkielet oraz - niebawem - całkiem świeże zwłoki potencjalnego samobójcy, odziane w garnitur. Na miejscu zdarzenia przypadkiem znajduje się Ewelina Rzepka, najmłodsza z rodziny oraz wygadany archeolog/genetyk - Cezary. Starsza, Dorota, zatrudnia się jako pielęgniarka/kucharka (mimo że zupełnie nie umie gotować) u bogatego Włocha w luksusowej willi. Najstarsza, Julia, psycholożka po przejściach, dostaje od klienta czerwone Alfa-Romeo, ale jej główny udział w akcji polega na tym, że zapada (z wzajemnością) na Cezarego. Matka i ciotka głównie się kłócą, ale ciotka pozyskuje powiązanego z akcją absztyfikanta w swoim wieku. Na drugim planie krąży profesor archeologii o orientacji nieterlikowskiej oraz sympatyczny, skromny inspektor Niecko (który lubi dobrą kuchnię, więc nieco nieszczęśliwie zakochuje się w Dorocie).

Akcja jest o tyle zabawna, że wszyscy o sobie wiedzą - Włosi od początku są podejrzani i bardzo szybko Dorota zostaje zmuszona przez CBŚ do inwigilacji mafii. Mafia też nie jest specjalnie tępa i szybko wykrywa, że smaczne potrawy są dostarczane do kuchni przez okno przez resztę rodziny, a udawana nieznajomość włoskiego pielęgniarki jest fałszem. Zaskakująco mało wniosków obie strony z tego wyciągają - Dorota uważa, że Włoch jest sympatycznym rozrabiaką i bynajmniej nie zwiewa z siedziby gangu tak szybko, jak weszła. Włosi wpuszczają pannę i jej rodzinę bez większych oporów, pozwalając na myszkowanie po domu.

Są też wady, ale niewiele. Niektóre neologizmy są słabe i nic nie wnoszące ("kobieciejstwo" zamiast "kobiecość"), oczywiście aż nadto rekompensuje je naprawdę twórczo zabawny i tekściarski język całości. Czuć spory wpływ Chmielewskiej z tych dobrych lat.

Inne tej autorki:

#4

Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 16, 2013

Link permanentny - Tagi: kryminal, panie, 2013 - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 6


Dzień i noc

Najpierw noc. Żółte światło latarni, śnieg skrzypiący pod nogami, absurdalnie rześka woda płynąca przez młyńskie koło pod hotelem. Jak nie lubię zimna, tak tylko słowność powstrzymała mnie przez pójściem w świat złamanej mrokiem bieli (tak jak wcześniej silna wola nie pozwoliła mi jechać do Berlina, akurat odjeżdżał IC w tamtym kierunku). Sama siebie za to nie szanuję. Od kiedy to powinność zwycięża nad kaprysem? W hotelową ciszę wdarłam się z Foo Fighters, słabo przespana noc w absurdalnym jak na cztery gwiazdki zimnie.

Słoneczny ranek (bynajmniej nie zwiastował zadymki, którą oglądałam z okien pociągu wracającego do Poznania), śnieg iskrzący się w słońcu jak rozsypane kryształki znanej marki na S. W restauracji na mój widok nastąpiło poruszenie, z jednej strony to zabawne być chyba jedynym gościem w hotelu, z drugiej zamiana stołu szwedzkiego na osobistą obsługę i pięćsetkrotne upewnianie się, że na pewno jogurcik jagodowy może być, że może owocek i ta jajeczniczka oczywiście, wystarczy poprosić, nieco mnie zmęczyło. Zachwyt przeszedł na obskurnym Toruniu Wschodnim; tu nie ma kindli ani książek, są zmęczone oczy, czasem "Twoje imperium" czy krzyżówki panoramiczne. Za oknem pociągu przemknął przez zaspy spóźniony szary zając, nie zwracał uwagi na światła mijającego go pociągu. Napisałam szkic historii, która zapewne by zażenowała bohaterów, gdyby się o niej dowiedzieli. Na szczęście przy tworzeniu prozy nie do publikacji żadna z osób zaangażowanych nie zostaje skrzywdzona. Może poza autorem.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 14, 2013

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: toruń, POLSKA - Komentarzy: 1


Dziś lubię...

Za każdym razem, kiedy wchodzę we frazę Couplanda, zastanawiam się, czemu to, co z pozoru wydaje się takie łatwe - ot, opis dzień po dniu życia geeka - jest w rzeczywistości takie trudne. Jak znaleźć tę linię, która odcina nudną relację z życia od stworzenia historii, od której się nie można oderwać. Order z buraka dam, jak mi to ktoś w łatwy i przystępny sposób wyjaśni.

Łatwo ulegam fascynacjom, wiem. Ale lubię, kiedy tak zupełnie znikąd nagle pojawia się ktoś, kto kilkoma zdaniami potrafi sprawić, ze chcę go poznać.

... a lubię dziś zimowy Toruń. I parasolkę w wysokiej szklance. Zaraz obok mieszadełka z ananasem.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 13, 2013

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Skomentuj



Zimowy sen zwierząt

Zwierzęta zimą śpią. Pewnie w domkach, na zapleczach klatek i pawilonach. W śniegu stoją tylko posągi, zaśnieżone i spokojne; czekają na niezliczone pielgrzymki dzieci, które będą siadać na wilku, łapać za ogon konia i sięgać do lwa na postumencie. W witrynie dwa dzioborożce trąbiące, które, potwierdzając etymologię nazwy, trąbiły i ganiały się po klatce ("mamusiu, a co ten ptasek myśli do dlugiego ptaska?"). I śnieg. Wspominałam o śniegu?

Znalazłam przy okazji uroczy i bardzo dokładny blog o poznańskim Starym Zoo [2019 - poznanzoo.blox.pl - link nieaktywny].

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 8, 2013

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto, Projekt Jeżyce - Tag: ogrod-zoologiczny - Komentarzy: 1


Martha Grimes - Miasteczko Cold Flat Junction / Hotel Belle Rouen

"Miasteczko" podejmuje akcję "Hotelu Paradise" dokładnie tam, gdzie się skończyła (dlatego nie ma sensu czytania tych dwóch książek oddzielnie. Emma Graham kontynuuje śledztwo w sprawie morderstwa Fern Queen, a tak naprawdę rozwiązuje sprawę sprzed lat. Ponieważ jej przyjaciel, szeryf, zakazał jej wścibiania nosa w sprawę, ukrywa przed nim swoje poszukiwania, przepytuje ludzi podając mniej lub bardziej kłamliwe preteksty. Jest o tyle łatwo, że jej matka, Jen, razem ze współwłaścicielką hotelu, panią Dawidow i jej pretensjonalną córką Ree-Jane, wyjeżdżają na wycieczkę na Florydę (Jen Graham nie zdobywa punktów za bycie najlepszą matką w okolicy), więc nikt nie zwraca uwagi, że Emma wymyka się nocami, żeby przeszukiwać kolejne opuszczone domy. Kiedy się nie wymyka, udaje, że to ona wyjechała na wakacje, podróżuje po Florydzie nie wychodząc z pokoju i wymyślając kolejne nieprzyjemności dla Ree-Jane.

Podobnie jest z "Hotelem Belle Rouen" - akcja kończy się w połowie, zakładam, że wyjaśnienie historii zaginionego przed 20 lat niemowlęcia pojawi się w drugim tomie, niewydanym w Polsce. Emma - po wykryciu mordercy Fern - jest sławna w całej okolicy, co nieco psuje jej dotychczasowe wygodne incognito, ale jednocześnie pozwala na przepytywanie znajomych i nieznajomych, którzy mogli być feralnej nocy w hotelu Belle Rouen (aktualnie zwanym Belle Ruin ze względu na to, że spłonął kilkanaście lat wcześniej). Oprócz pisania reportażu o sprawie Queenów/Deveraux dla lokalnej gazety, bierze udział w przedstawieniu przygotowanym przez swojego brata - musicalowej adaptacji greckiej tragedii "Medea", która w ich wykonaniu nie jest do końca tragedią. Poznany w poprzednim tomie Dwayne, czytający Faulknera mechanik samochodowy, chyba jako jedyny wierzy w jej teorie dotyczące nowego śledztwa.

Owszem, Emma jest irytująca ze swoim kręceniem, nastoletnimi intrygami, wprowadzaniem wyraźnego podziału między świat dzieci a dorosłych, ale amerykańskie miasteczka, rzucone gdzieś w Maryland, mają niesamowity wdzięk. Podobnie ich mieszkańcy, ze skomplikowaną genealogią, powiązaniami, szczerością i nieskrywaną plotkarską ciekawością tego, co się dzieje u ich sąsiadów. Łapałam się na tym, że przerywając czytanie w dalszym ciągu myślę o małym miasteczku, taksówce prowadzonej przez Delberta i anielskim placku mamy Graham.

Inne tej autorki: tu.

#2-#3

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 7, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: kryminal, panie, 2013 - Skomentuj