Więcej o
panowie
Ambiwalencję odczuwam, bo bardzo lubię prozę Głowackiego, jego cyniczne i bezkompromisowe obserwacje, cięty język i umiejętność gładkiego pisania o wszystkim, a przy tym bardzo nie lubię prozy Kosińskiego i niespecjalnie mnie interesuje jego osoba. Dżanus G. ma napisać sztukę o Dżerzim K., o chłopcu ocalonym z Holocaustu, który na permanentnym kłamstwie zbudował sobie światową popularność, ocierając się z jednej strony o literackiego Nobla i inkasując kilka prestiżowych nagród, a z drugiej - o upokorzenie i strącenie z wyżyn nowojorskiego high-life'u, gdy jego blaga i legenda, oparta o nieprzekraczalność informacyjną Żelaznej Kurtyny, została ujawniona. Sztukę o strachu, cenie sławy, demonach za plecami, zawiści, miłości i braku odpowiedzialności, o zetknięciu słowiańskiej duszy z kapitalizmem.
Niestety, więcej tu Kosińskiego niż Głowackiego, epizody paranoicznych spotkań i podróży przez erotyczno-brutalne podziemia Nowego Jorku sprowadzają dla mnie całość do nieco lepiej napisanego "Malowanego ptaka 2", pełnego onirycznych historii rosyjskiej malarki Maszy, psychoanalizy niemieckiego reżysera Klausa i straconych szans amerykańskiej bizneswoman Jody. Dżerzi niszczy znajomych płci obojga, ofiarując im złudną szansę na zrozumienie jego przeżyć (niekoniecznie prawdziwych) z czasów wojny, na pokazanie czystego, najgłębszego życia, nurzając ich w bagienku, manipulując nimi i wypluwając na ulicę jak przeżutą gumę. On też nie wychodzi cały na biało, ale ma to gdzieś. Między wierszami to też historia samego Głowackiego, kolejna odsłona jego kariery na Zachodzie, która wspanialej brzmiała w Polsce niż tam, gdzie się znalazł przypadkiem i został jako literacka egzotyka. Bo nawet pisząc o kimś, pisze się o sobie.
Inne tego autora:
#44
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 21, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
panowie, 2011, beletrystyka
- Komentarzy: 3
Z przykrością muszę stwierdzić, że jak uważam, że Laurie jest świetnym aktorem, tak pisarzem - niekoniecznie. Sensacyjna historia o eks-żołnierzu Gwardii Szkockiej, wplątanym w międzynarodową intrygę bogatych ludzi, handlujących bronią i nie wahających się w obronie własnych interesów sprzątnąć kilka bądź kilkanaście niewygodnych osób, jeśli im to tylko przyniesie odpowiedni profit, przypomina w klimacie historie o Bondzie, Jamesie Bondzie i zapewne świetnie da się zekranizować, ale czytanie jej męczy. Mam taki problem ze wszystkimi książkami pisanymi pod Hollywood, pod które można podczas czytania podstawić sobie głosy aktorów z potencjalnej obsady. To się sprzeda, bo Thomas Lang, najemnik z niewyparzoną gębą, przyciągnie do kin panie, z kolei panowie dostaną kilka pokazów jazdy na szybkim motocyklu, sporo bijatyk, zaawansowany technologicznie śmigłowiec oraz trzy piękne panie - córkę bogatego przemysłowca, uroczą pracownicę galerii sztuki i egzotyczną terrorystkę, co to nie zawsze nosi majtki, jeśli wiecie, co chcę powiedzieć.
#32
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 14, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2011, kryminal, panowie
- Skomentuj
Poprzednio węgierski pisarz i podróżnik kupował dom we Włoszech, zaprzyjaźniał się z sąsiadami, jadł i pił i oglądał skąpane we włoskim słońcu krajobrazy. Teraz zdecydował się kupić zrujnowane opactwo wraz z przynależną do niego winnicą, wyremontować średniowieczne domostwo (i to jeszcze tak, żeby wyglądało odpowiednio staro) oraz zapuścić kilka szczepów winorośli i produkować doskonałe wino. Sądząc z umieszczonych na końcu książki recenzji z prasy fachowej - udało się.
Jest sielsko i zabawnie - fachowcy remontujący hacjendę to mili, różnorodni i pracowici ludzie, zdarza się mała demolka traktorem czy złe rozplanowanie, ale wszyscy się lubią i jedzą sobie wspólnie toskańskie specjały (lista kilku dość rozbudowanych przepisów na końcu książki). Máté ciepło i często autoironicznie opowiada o tym, że tworzenie od podstaw winnicy, planowanie zakupów, wybór szczepów winorośli, sadzenie, podlewanie i winobranie to ciężki kawałek chleba, ale warto. Mimo poczucia pewnego chaosu w opisywanej historii, dygresyjności, wplatania opowieści o rzeczach codziennych, znajomych i rzeczach przypadkowych, przez co książka robi wrażenie zbeletryzowanych notatek z życia, a nie przemyślanej powieści, zostawia takie miłe ciepełko po przeczytaniu.
I jak ostatnio narzekałam na tłumaczenia, tak ta jest przetłumaczona świetnie, z żywym językiem, zgrabnymi frazami i zwyczajnie gładko.
Inne tego autora:
#31
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 14, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2011, panowie, podroze
- Skomentuj
Bardzo Tajemnicze Stowarzyszenie sprowadza do Ankh Morpork najpierw smoka, a potem zaginionego następcę tronu, który smoka pokonuje i wszyscy mają udział w zyskach (poza Patrycjuszem Vetinarim, który ląduje w lochu). Kapitan Vimes ze Straży Nocnej ma jednak pewne wątpliwości, więc z pomocą lokalnej hodowczyni smoków - lady Ramkin, Marchewy - świeżo zwerbowanego do Straży nadmiernie wyrośniętego krasnoluda i ochotnika - bibliotekarza z Niewidzialnego Uniwersytetu szuka śladów przestępstwa.
Pierwsza część z cyklu o Straży Nocnej wprowadza barwnych bohaterów - wiecznie skacowanego bądź malowniczo pijanego kapitana Vimesa, dociekliwego, inteligentnego i ideowego śledczego, który nie ugina się pod naciskami i potrafi powiedzieć "zamknij się" do Patrycjusza, kiedy tego wymaga sprawa. Sierżant Colon jest okrągłym, leniwym i zachowawczym mieszczaninem, typowym obywatelem Ankh. A kapral Nobby jest wprawdzie wzrostu mikrego, ale nadrabia bujną osobowością, głębią przemyśleń i sprytem, zwłaszcza jak przestępca leży, bo wtedy bezpieczniej kopać. Marchewa to zaczątek dywersyfikacji gatunkowej w Straży - dobrze zbudowany młodzieniec, wychowany przez krasnoludów i mimo gabarytów czujący się krasnoludem, dość literalnie pojmuje świat i przepisy, a dodatkowo może służyć jako jednoosobowa bojówka z toporem.
Odlepiając cały dyskowy sztafaż, mamy nagle moralitet o rządzeniu, o manipulacji społeczeństwem w celu uzyskania władzy, narzucania ograniczeń, które - chociaż absurdalne (bo jednak nawet w Ankh zjadanie dziewic przez smoka nie jest specjalnie akceptowalne) - dają się wprowadzić, kiedy ludzie postrzegają je jako mniejsze zło i konieczny kompromis. I krótki poradnik władcy, który wyjaśnia, po której stronie drzwi powinien być rygiel.
Inne książki tego autora:
Cykl "Długa Ziemia" ze Stephenem Baxterem
Ekranizacje:
#30 (mimo że czytam chyba po raz czwarty albo piąty).
Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 4, 2011
Link permanentny -
Tagi:
panowie, sf-f, 2011 -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 3
Pół godziny przed północą to czas czynienia dobra. Pół godziny po północy jest zarezerwowane dla zła.
Nowojorski reporter przyjeżdża do Savannah i zachwyca się miastem, ludźmi i klimatem. Poznaje (miałam napisać, że ekscentrycznego, ale w zasadzie każdy z poznanych przez niego ludzi jest w jakiś sposób ekscentryczny) prawnika, który prowadzi w domu nieustającą imprezę, piosenkarkę znającą 6000 piosenek, transseksualistę, który śpiewa w nocnym klubie, byłego laboranta-wynalazcę z dostępem do trucizny mogącej opróżnić całe miasto i wreszcie trafia do znanego antykwariusza, mieszkającego w zabytkowym domu, stanowiącego ośrodek życia towarzyskiego miasta. W domu antykwariusza pracuje niestabilny młodzieniec i któregoś dnia miasto obiega informacja, że w wyniku strzelaniny zginął młody człowiek, a pracodawca jest oskarżony o morderstwo. Oś książki to kilka etapów procesu wraz z całą otoczką - miastem, które zatrzymało się gdzieś w przeszłości, voodoo, ciągle obecnymi wyższymi sferami, naciągaczami, cwaniaczkami i starymi pieniędzmi przenikającymi się bezszwowo.
Jakkolwiek czyta się świetnie, tak trochę mi szwankuje kompozycja książki - bardziej sprawdziłaby się jako zbiorek opowiadań, niektóre historie nie łączą się z innymi w taki sposób, żeby złożyć się w ładną całość. To co, czas na film?
#29
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 3, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2011, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 3
Zdumiewa mnie, jak dobrze jest ta książka napisana, bo mimo koszmarnego tłumaczenia jakoś udało się jej przedrzeć na polskim rynku do klasyki dobrych książek. O tym, czemu tłumaczenie jest koszmarne, pisała Dorota Guttfeld, ja od siebie dodam, że oprócz ewidentnych błędów wynikających z nieznajomości obu języków (odzyskiwanie papieru toaletowego), "uśmieszniania" na siłę z gubieniem sensu, kawałki książki są przetłumaczone tragicznie nieczytelnie (nie wiadomo, kto mówi, nawet czasem znika graficzne wyróżnienie dialogu, zdania nie składają się w całość, ginie kontekst). Mam wrażenie, że oprócz podłego tłumaczenia zabrakło korekty i redakcji. A szkoda, bo duet Gaiman/Pratchett dał to, co miał najlepszego - Gaiman akcję, a Pratchett - język.
Chwilę przed końcem świata Piekło wysyła na Ziemię syna Szatana. Akcję obserwuje dwójka przyjaciół - anioł Azirafal i diabeł Crowley, którzy niespecjalnie są zachwyceni planowanym Armageddonem, bo - umówmy się - świat nie jest taki zły i lepiej go mieć niż nie mieć, a Ostateczna Rozgrywka nie wydaje się być czymś wartym zachodu. W tle pojawiają się ostatni Tropiciele Wiedźm, Czterech Jeźdźców Apokalipsy, Zakon Sióstr Trajkotek, potomkini jedynej prawdziwej przepowiadającej przyszłość (aczkolwiek dość niejasno i z bardzo małą głębią ostrości), kilku sprzedawców telefonicznych oraz banda 11-latków.
(Musiałam przeczytać ponownie, żeby jednak upewnić się, że to Crowley hodował najpiękniejsze kwiaty w Londynie, nie Azirafal).
Inne książki Gaimana tu, a Pratchetta - tuż obok.
#27
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 17, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2011, panowie, sf-f
- Skomentuj