Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panowie

Jo Nesbø - Karaluchy

Po przygodach w Australii Harry leci do Bangkoku, co jest jakąś tam odmianą po piciu kiepsko smakującego piwa i usiłowaniu wykrycia, kto mu zgwałcił niepełnosprawną siostrę. Na miejscu jest gorąco, dziwnie, egzotycznie i to trochę pozwala Harry'emu zapomnieć.

Zginął ambasador Norwegii, znaleziono go w jednym z moteli-burdeli, kiedy czekał na prostytutkę. Harry ma wykryć sprawę tak, żeby w prasie nie było skandalu. Niestety, nie pomaga w tym zawartość aktówki dyplomaty, w której leżą kompromitujące zdjęcia kogoś, kto korzysta z nierządu nieletnich. Harry łatwo nawiązuje kontakty z barwną i pomysłową lokalną policją, łatwo też wpada na bandyckiego Chińczyka z Mandżurii, który go poniewiera w celu zaprzestania przez niego śledztwa. Harry nie zaprzestaje, tylko chodzi i gada, a w efekcie po trupach dochodzi do wyjaśnienia kilku, a nie tylko jednego, morderstw.

Dalej wolę spójną i zaplanowaną podwójną trylogię z Oslo, tu jeszcze brakuje spinania się wszystkich wątków, za to na początku pojawia się występujący później Waaler, już w charakterze wroga. Dużo, nawet za dużo makabry, szczegółowych opisów mordowania i detalicznego wyjaśniania tortur. Niepotrzebne poniewieranie siostry Harry'ego i takie trochę sprawdzanie, ile jeszcze biedny policjant jest w stanie znieść i jak bardzo go można skrzywdzić.

Inne tego autora tu.

#68

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 3, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kryminal, panowie - Skomentuj


Anthony Bourdain - Świat od kuchni

Indyki nie są od kurczaków mądrzejsze - potrafią zadławić się deszczem, bo stoją na podwórku, patrzą w górę na spadające krople i zapominają zamknąć dzioby (trochę jak fani Bon Jovi).

I jak lubię Bourdaina za język, tak książka mnie mocno zniechęciła. To w zasadzie zbiór historii z różnych regionów świata, w których pyskaty szef nowojorskiego Les Halles opisuje poszukiwania smaku. Smaku z dzieciństwa, zaskakującego, kojącego, egzotycznego, niebezpiecznego, ryzykownego, świeżego i pełnego; takiego, żeby było co pamiętać. Ale czyta się tak sobie, bo to w zasadzie wspomnienia z planu kręconego w podróży serialu i część rzeczy nie wypływa z chcenia autora, a ze scenariusza. I nie zachwyca mnie detaliczny opis zabijania świni, polowania na króliki, nurzania się w azjatyckich owocach morza i innych owocach fermentacji (chociaż N. pewnie by przeszedł śladami japońskiej kuchni i zamieszkał na japońskim targu rybnym). I wprawdzie Bourdain o jedzeniu opowiada ładnie, ale tak jakoś nie chwyta.

Bardziej przemawiały do mnie wtrącone mimochodem zachwyty nad Edynburgiem, architekturą Fezu czy grą światłocieni na pustyni. Raczej #chcetam (a i to nie wszędzie) niż #gastrofaza.

Inne tego autora:

#66

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 13, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, felietony, panowie, podroze - Skomentuj


Georges Simenon - Znajoma pani Maigret

Nietypowo bohaterką historii jest żona komisarza Maigret, pani Maigret. Kobieta bez imienia, żona przy mężu, której celem życia jest przygotowanie obiadu na 13, kiedy komisarz ma przerwę w pracy. Pewnego dnia wstawiła więc garnek z kurą i warzywami i poszła do dentysty. Niestety, ani do dentysty nie dotarła, ani nie zdążyła wrócić na czas, kura się spaliła, a ją do łez doprowadził mąż, jedzący na obiad chleb z serem. Na szczęście okazało się, że przypadkiem została wplątana w sam środek śledztwa, które w paryskiej policji wlokło się i nie mogło wyjaśnić mimo podejrzanego w areszcie.

Przyszedł donos, że w piecu introligatora z ulicy de Turenne zostały spalone zwłoki. I rzeczywiście, w piecu znaleziono ludzkie zęby, na ubraniu w szafie, do którego wprawdzie się introligator nie przyznawał[1], ludzką krew, a do tego z mieszkania zniknęła walizka. Śledztwo polegało na tym, że cały aparat policji chodził i pytał. Mozolnie, ciągle te same osoby; niektórym trzeba było stawiać szklankę wina ("Dużo pani piła? Dwie szklaneczki, nie więcej"), czasem trzeba było się z przesłuchiwanym w jednym z barów napić. Ale i tak nic by z tego nie wyszło, gdyby nie pani Maigret i jej poszukiwania białego kapelusika, który miała na sobie tajemnicza opiekunka dziecka na skwerku pod gabinetem dentysty.

W ogóle to książka o żonach. Fernande, żona podejrzanego, była wcześniej damą negocjowalnego afektu, więc z wdzięczności za to, że mąż się z nią ożenił i dawał jej utrzymanie, nie zadawała pytań, za to co poniedziałek chodziła prać na barkę na Sekwanie, a - już po aresztowaniu - codziennie nosiła mężowi obiad w menażce. Maigret z kolei, w ramach śledztwa, zabrał żonę do restauracji ("dla mnie nie zamawiaj kapusty [po alzacku, ulubionej potrawy Maigreta], ale z przyjemnością zjem pieczeń lotaryńską") i do kina. Bo to dobry mąż był.

[1] to w ogóle fascynujące. Ludzie, którzy mają jedno ubranie, bo mają jeden grzbiet. I nie dlatego, że są ubodzy, bo introligator miał konta w 5 bankach i był robił zamówienia dla bogatych paryżan, ale dlatego, że im więcej nie potrzeba. Za to dobrze jadają.

Inne tego autora tu.

#65

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 5, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kryminal, panowie, klub-srebrnego-klucza - Skomentuj


Piotr Paziński - Dublin z Ulissesem

Jest sporo przewodników i po Irlandii, i po samym Dublinie. Ten pożyczony od B., zawierający 18 tras związanych z poszczególnymi rozdziałami powieści Joyce'a, jest nietypowy i ciekawy, zwłaszcza jeśli się do Dublina trafi na obchody Bloomsday. Wieża Martello w Sandycove, cmentarz w Glasnevin i kilkanaście znanych dublińskich ulic, wszędzie tam, gdzie Leonard Bloom odbywał swoją wyprawę 16 czerwca. Może do następnego wyjazdu (bo wrócę) przeczytam wreszcie Ulissesa?

I kilka panoramek:


Kilruddery


Cashel


Dublin (jak z teledysku do "Pride")


Dun Laoghaire


Dun Laoghaire (^eloy)


Dun Laoghaire, widok na Sandycove z wieżą Martello

(większe po kliknięciu)

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 28, 2011

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: 2011, panowie, podroze - Skomentuj


Lucyna Legut - Miłosne niepokoje pana Zenka

Pan Zenek jest starszym panem (wrodzona złośliwość każe mi dodać, że pewnie po czterdziestce), kierownikiem sklepu warzywnego, który znad cebuli, brukselki, wśród oparów nadpsutej kiszonej kapusty[1] marzy o przeżyciu wielkiej miłości. O poznaniu czułej, cierpliwej, eleganckiej i dystyngowanej pięknej pani, z którą mógłby się wzajemnie zabawiać inteligentną konwersacją, która by przygotowywała mu śniadania i prasowała koszule. Niestety, pan Zenek - poza nieporywającą powierzchownością (chociaż oczywiście uważa, że nie jest taki ostatni) - ma też pecha. Jak już nawiąże z jakąś panią nić porozumienia, to albo drą mu się spodnie, albo pani wypadają stare ineksprymable wspierające konstrukcję fryzury, albo przychodzi dostawa towaru czy inne nieszczęście. I tak przez kilkadziesiąt rozdziałów. Potem nagle w samotnym życiu pana Zenka pojawia się pewna sierota oraz krzywonosy przyjaciel, portier Franio.

Fantastyczny jest rozdział XIX, w którym pan Zenek zostaje rozpoznany przez urocze urzędniczki i nad schabowym dowiaduje się, że czytały o nim w książce opisującej jego miłosne niepokoje. Reszta książki nie jest aż tak postmodernistyczna, ale przypomina swoim abstrakcyjno-absurdalnym klimatem te mniej brutalne historie Topora. Lubię ten ciemny i duszny klimat małego sklepiku, gdzie ludzie kłócą się o przywiędłego kalafiora, a towar pakuje się do siatek klientów, bo znowu nie ma papieru. W tle przewija się świat PRL-owskiego handlu, trudności z zaopatrzeniem, mityczną Centralą, dowozem warzyw drugiej świeżości, dyrektorami i sekretarkami.

[1] Którą to kapustę płuczą podwładne, panna Władzia i panna Jadzia, bo wypłukana przestaje śmierdzieć i klient uspołeczniony chętniej kupi.

Inne tej autorki:

#57

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek sierpnia 25, 2011

Link permanentny - Tagi: panowie, 2011, beletrystyka - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Jo Nesbø - Człowiek-Nietoperz

Możliwe, że przyjemność czytania z pierwszej powieści o Harrym Hole'u byłaby większa, gdybym po pierwszym rozdziale już nie wiedziała z kolejnych książek, kto zabił. Hole ma 32 lata, jest niepijącym alkoholikiem i przylatuje do Sydney jako delegat norweskiej policji, aby pomóc znaleźć mordercę zgwałconej i zabitej (kolejność dowolna) Norweżki Inger. I - jak to Hole - najpierw zaczyna węszyć seryjnego mordercę, a chwilę potem, po odkryciu morderstwa jednego z podejrzanych i samobójstwa śledczego-Aborygena, z którym się zakumplował, zostaje samotnym mścicielem, nieco wspomaganym whisky.

To nie jest zła książka, ale jeszcze nie dopracowana tak jak dwie trylogie z Oslo. Harry się szlaja po pełnej gejów, transwestytów i handlarzy narkotyków rozrywkowej dzielnicy Sydney, King's Cross (raz nawet przetłumaczonej nadgorliwie jako Królewskie Skrzyżowanie), romansuje z rudowłosą kelnerką ze Szwecji. Wysłuchuje od poznanych w trakcie Aborygenów australijskich legend, które oczywiście pomagają w śledztwie, bo klucz do sprawy leży w Australii. a Harry jak zwykle wychodzi ze sprawy z dziurą w sercu.

Inne tego autora tu.

#55

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 13, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kryminal, panowie - Skomentuj