Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panie

Barbara Kingsolver - Lot motyla

Dellarobia Turnbow, pechowo obdarzona przez matkę dziwnym imieniem, została dość wcześnie osierocona i dość wcześnie założyła własną rodzinę, zachodząc przypadkiem w ciążę pod koniec liceum. Mieszka w domu wybudowanym przez teściów przy ich owczej farmie u podnóża Appalachów, zajmuje się dwójką dzieci i pomaganiem w gospodarstwie teściów, beznadziejna sprawa, znudzona szuka więc okazji do rozrywki, gdzie może. Umawia się z przypadkowo poznanym technikiem od telefonów w opuszczonej chatce w pobliskim lesie, żeby - mimo wahania - zdradzić męża i poczuć się tą śliczną dziewczyną, jaką chwilę temu była[1]. Nie dociera na miejsce, bo zmienia zdanie, gdy widzi zalew pomarańczowego blasku na zwykle szarozielonym wzgórzu. Kolor okazuje się być efektem niespodziewanej migracji monarchów, które zwykle spędzały zimę w Meksyku, ale, prawdopodobnie w wyniku klęsk żywiołowych - lawin błotnych, które zniszczyły wiele obszarów, zmieniły obszar zimowania. Na miejsce przybywa telewizja, nagle wyciągająca Dellarobię na podium i robiąca z niej lokalną bohaterkę 5-minutowej sensacji, przybywają entuzjaści, chcący uratować motyle np. dzierganiem włóczkowych motylków mających podnieść “świadomość” świata, wreszcie docierają naukowcy, którzy próbują dowiedzieć się, co jest przyczyną takiego zachowania, ale - ku zaskoczeniu Dellarobii - wcale nie zamierzają motyli ratować! Przybycie naukowców destabilizuje też pozorny ład w rodzinie Turnbowów - zadłużony teść chce wyciąć las, w którym osiadły motyle, teściowa jest wściekła z powodu zamieszania wokół synowej, a mąż zirytowany, że jego żona angażuje się w badania naukowe. Mieszkańcy miasta dzielą się na tych, którzy Turnbowom zazdroszczą, na tych, którzy są źli za zainteresowanie mediów czy na tych, którzy i dla siebie chcą na tym coś ugrać.

To książka o tym, że zmiany klimatu nie są już niepotwierdzoną hipotezą gdzieś w środowisku akademickim, tylko realnie dotykają mieszkańców niektórych okolic, powodując znaczące ruchy - migracje, ubożenie, konieczność zmiany dotychczasowego sposobu życia. Autorka świetnie wygrywa kontrast między mieszkańcami miasteczka, typowymi redneckami, a turystami, slacktywistami i naukowcami z zewnątrz. Dellarobia z zazdrością obserwuje drogie wyposażenie laboratorium i kosztowne ubrania czy osprzęt turystów, noszony przez nich z nonszalancją, jej nie stać na nowe kurtki dla dzieci, mimo że wyrosły ze starych. Zamiast szydełkować motyle z ruchem ekologicznym wielkomiejskich kobiet, spędza długie godziny na czyszczeniu i sortowaniu wełny z hodowanych owiec, żeby za pieniądze ze sprzedaży przeżyć do następnego sezonu i mieć na spłatę rat za zakupione maszyny. Przewrotna jest scena, kiedy aktywista, który przebył pół kraju, rozdaje mieszkańcom ulotki o niskoemisyjnym trybie życia, z których można dowiedzieć się, że latanie samolotami, jedzenie czerwonego mięsa i kupowanie nieetycznie produkowanych ubrań szkodzi środowisku. Dellarobia nigdy nie leciała samolotem, nie kupi nowego, oszczędniejszego samochodu, bo jej stary samochód jest sprawny, nie musi ograniczać mięsa, bo jada je głównie podczas uboju zwierząt na farmie, ubrania kupuje tylko z drugiej ręki. Sporo scen - przedświąteczne zakupy w sklepie “Wszystko za dolara”, kończące się kłótnią Dellarobii z mężem o sens wydawania ciężko zarobionych pieniędzy na byle jak wykonane badziewie czy wspomnienie o matce-krawcowej i ojcu-stolarzu, których wyroby widuje w second-handzie, bo mimo użytkowania dalej nadają się na sprzedaż w przeciwieństwie do tanich produktów z azjatyckich sweatshopów. Jednym z ważniejszych chyba wątków jest determinizm w życiu bohaterki - śmierć jej matki i gwałtowne zubożenie pozbawiło ją szans na edukację, którą chciała kontynuować, nieplanowana ciąża związała ją na stałe z rodziną męża i ich farmą; kontakt z naukowcami, w tym młodszymi od niej studentami, którzy nie musieli borykać się z trudnościami w dostępie do edukacji, boleśnie pokazał jej, jak wiele ścieżek w życiu było przed nią zamknięte z powodu miejsca urodzenia.

[1] Nie patrzcie na okładkę, to nie jest słodkie romansidełko. To kobieca powieść o codziennym brnięciu przez życie w patriarchalnym społeczeństwie, o obawach, utrzymaniu rodziny, nadziejach, oczekiwaniach i rozczarowaniu.

Inne tej autorki:

#54

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 30, 2021

Link permanentny - Tagi: 2021, beletrystyka, panie - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Danuta Frey - Fiat z placu Teatralnego

Ewa wzywa 07, zeszyt 130

Spis osób:

  • Kamila Wanacka - żona majora, mimo tureckiego kożucha łapie zimą grypę
  • major Marek Wanacki - mimo 35 lat udaje 20-latka z gołą głową na mrozie, jeździ żółtą ładą (z przydziału)
  • Zbigniew Bednarek (17 l.) - krótko ostrzyżony o pospolitej twarzy, po szczeniacku zaciąga się papierosem
  • Janusz Kamiński, ps. “Cygan” - zabójczy wąs i śniada cera, w spojrzeniu cwaniacki spryt kogoś, kto wierzy, że wszystkich przechytrzy
  • Jerzy Tomczyk - właściciel białego fiata, denat, śniada twarz z dużą, jasną blizną na czole, ciemne kędzierzawe włosy
  • Ilona Tomczyk - była żona Jerzego, ekspedientka w DT Centrum, ładna, lecz despotyczna twarz o wąskich, zaciętych ustach
  • Leśniewski - dyrektor Tomczyka, “na szczupłej, emanującej zdecydowaniem twarzy malował się wyraz pewności siebie, jaki daje władza”
  • Agnieszka Bartczak - personalna, zadbana brunetka w wieku balzakowskim, pulchne upierścienione ręce i obfity biust
  • dyrektor banku - opanowany, starszy pan o wyważonych ruchach
  • urzędniczka - z twarzą ”obojętną obojętnością kobiety zmęczonej pracą zawodową i zajęciami domowymi”
  • inżynier Jedliński - niemłody, szpakowaty o wyglądzie przedwojennego rotmistrza, który zamienił mundur na płaszcz burberry
  • Piotr Zakrzewski - naczelnik wydziału kryminalnego, o wyglądzie wojskowego zakochanego w dyscyplinie i musztrze
  • Henryk Siwek - właściciel warsztatu w Międzylesiu, smukła sylwetka wydawaje się należeć do kogoś młodszego niż twarz
  • Olczak - taksówkarz, młody, dość przystojny blondyn o przylizanych włosach i płaskiej twarzy, kark masywny jak u przedwojennego rzeźnika
  • prokurator Orłowski - Komenda Stołeczna, nadzoruje śledztwo ws. Tomczyka
  • pułkownik Kołodziej - szef Wanackiego, wyraża zgodę na plan śledztwa

Zima, kiepskie warunki drogowe. W wypadku zostaje uszkodzony biały fiat, kierowca i pasażer lądują w szpitalu. Nie jest to jednak zwykła stłuczka, bo w bagażniku auta zostają znalezione zwłoki mężczyzny. Zamordowany, magister inżynier Tomczyk, pracował ostatnie trzy lata na kontrakcie na eksportowej budowie (jego szef enigmatycznie “wymienił nazwę kraju”) , dzięki czemu mógł pozwolić sobie na konto dewizowe, kupno mieszkania i zakupy w “Pewexie”. Właśnie rozwodził się z żoną i specjalnie dla niej planował zakup nowego auta, żeby podzielić w ten sposób majątek. Śledztwo idzie w kilku kierunkach - zemsta za donos na poprzedniego kierownika zagranicznej budowy, mord rabunkowy przy okazji zakupu samochodu na giełdzie (denat właśnie wypłacił dolary i bony), kradzież, która poszła w złym kierunku, wreszcie klasyczny motyw małżeński.

Się je: chleb z serem (bialym albo żółtym), dżem, jajecznica, miód, sadzone na kolację (chociaż na ser major nie może już patrzeć, a o wędlinie nie ma mowy), pomidorową z ryżem, mielony z marchewką i kompot z jabłek (luksusy na milicyjnej stołówce).
Się pali: papierosy oraz cygaretki (przyjemny, aromatyczny zapach).
Bawiąc-uczyć: inżynier Jedliński wygłasza perorę o tym, jak źle i trudno jest Polakom za granicą, zwłaszcza w krajach o “przedziwnym cocktailu nowoczesności ze skrajnym zacofaniem i fanatyzmem, którego nie jesteśmy w stanie zrozumieć, ponieważ po prostu nie mieści się w naszej mentalności”.
Obyczajowo: żona Wanackiego jest chora, teściowa niechętnie pomaga przy dziecku (odbiera z przedszkola) i wraz z żoną “nabuntowują” dziewczynkę, że ojciec za długo pracuje.

Inne tej autorki tu, a inne z tego cyklu tutaj.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 26, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, kryminal, panie, prl - Skomentuj


Connie Willis - Księga Sądu Ostatecznego

2054. Kivrin, studentka historii, podejmuje się pierwszej w historii kolegium podróży do Średniowiecza, do bezpiecznego roku 1320. Ma spędzić tam dwa tygodnie w okresie Bożego Narodzenia i wrócić 28 grudnia. Mimo że jest zaszczepiona na wszystkie znane wtedy choroby, merytorycznie przygotowana i ma dobrą legendę, jej mentor, pan Dunworthy, jest niespokojny, bo cała akcja odbywa się dość pospiesznie, a pan Gilchrist, zastępujący dziekana, który na urlopie, znany jest z lekkomyślnych i czasem populistycznych decyzji. Już po transferze do Dunworthy’ego przybiega Badri, technik zajmujący się koordynatami przenoszenia w czasie i usiłuje wyjaśnić, że jest problem, niestety jest już na tyle chory, że traci przytomność, zanim mu się to udaje. Technik jest pacjentem zero szybko rozprzestrzeniającej się epidemii grypopodobnej choroby, co jest jednym z powodów zamknięcia laboratorium podróży w czasie, drugim jest okołoświąteczny rozgardiasz i brak osoby decyzyjnej; Gilchrist, jak wspomniałam, nie życzy sobie przerywać eksperymentu, bo prestiż. Dunworthy miota się więc, usiłując znaleźć dziekana (podobno łowi ryby gdzieś w Szkocji) pośród odizolowanego Oksfordu, gdzie coraz więcej ludzi zapada na niespotykaną wcześniej chorobę, zaczyna brakować papieru toaletowego i jajek, dzwonniczki z Ameryki są wściekłe, bo przepadają im koncerty, William Gaddson ukrywa się przed nadopiekuńczą matką, a doktor Ahrens próbuje uzyskać szczepionkę, żeby zapobiec kolejnym śmierciom.

Kivrin przez jakiś czas po przeniesieniu jest zachwycona sielankowym krajobrazem zimowej nocy i ciszą, oznacza miejsce transferu, po czym malowniczo upozowuje się, żeby zostać uratowana. Niestety zaczyna czuć się bardzo źle, początkowo zrzuca winę na skutki przeskoku, ale w pewnym momencie traci przytomność. Uratowana przez rycerza Gavyna i dowieziona do domu żony jego pana, Eliwys, symuluje utratę pamięci, bo w gorączce nie była w stanie używać automatycznego translatora i mówiła w sposób niezrozumiały dla ludzi z XIV wieku. Próbuje się wpasować w życie, ale coraz więcej rzeczy przestaje jej pasować do zapamiętanych z historii faktów, wreszcie dociera do niej, że nie trafiła do roku 1320, a do 1348 - początku pandemii Czarnej Śmierci. To samo odkrywa Dunworthy i już wie, że Kirvin nie wróci do współczesności, bo przy zamknięciu laboratorium zniknęły parametry jej transferu.

Nie wiem, jak Willis to robi, ale musiała być świadkiem opisywanych wydarzeń w obu liniach czasu, tak rzeczywisty jest jej opis bałaganiarskiego środowiska naukowców w okresie świątecznym, tak wstrząsający jej świat w czasie pandemii dżumy. Jej opisy oksfordzkiej epidemii są żywcem skopiowane z mediów AD 2020, jedyne wyjaśnienie jest takie, że to zagubiona podróżniczka w czasie, udająca pisarkę i spisująca swoje obserwacje z licznych podróży.

Pierwszą osobą, jaką spotkali, była stojąca przed wejściem do kliniki kobieta w płaszczu przeciwdeszczowym, z tablicą opatrzoną napisem: PRECZ Z IMPORTOWANYMI CHOROBAMI. Towarzyszący jej mężczyzna w masce na twarzy otworzył im drzwi i wręczył przemoczoną ulotkę.
Dunworthy najpierw poprosił recepcjonistkę, by zawiadomiła Mary o ich przybyciu, a potem przyjrzał się ulotce. Wydrukowany tłustą czcionką nagłówek wzywał: WALCZ Z GRYPĄ! GŁOSUJ ZA WYSTĄPIENIEM Z UE! Poniżej znajdował się tekst następującej treści: “Dlaczego te Święta musisz spędzić z dala od najbliższych? Dlaczego musiałeś wbrew swojej woli zostać w Oxfordzie? Dlaczego grozi ci niebezpieczeństwo, że zachorujesz, a może nawet umrzesz? Dlatego, że Unia Europejska zmusza nas, byśmy wpuszczali do Anglii zarażonych cudzoziemców, my zaś nie mamy w tej sprawie nic do powiedzenia. Pewien indyjski emigrant, nosiciel śmiertelnie niebezpiecznego wirusa...”
Dunworthy spojrzał na odwrotną stronę mokrego świstka. “Głosując za wystąpieniem z UE, głosujesz za zdrowiem! Popieraj Komitet na Rzecz Niezależności Wielkiej Brytanii”.

Czytam tę książkę już chyba po raz czwarty, pierwszy raz w czasie pandemii, przez co jest jeszcze bardziej przejmująca. Za każdym razem nie umiem utrzymać suchych oczu, gdy Kivrin usiłuje zachować przy życiu ludzi, którzy ją uratowali - Rosamundę, małą Agnes, Eliwys, mieszkańców wioski czy wreszcie ojca Roche’a, ubogiego świętego o twarzy złoczyńcy. Ani wtedy, gdy doktor Mary Ahrens słania się ze zmęczenia, a pan Dunworthy poddaje się i zapada w chorobę. Za każdym razem mam za złe, że autorka nie zdobyła się na napisanie jeszcze jednego rozdziału (co by szkodziło, wszak i tak polskie wydanie ma 884 strony), zostawiając bohaterów w migotaniu okna transferowego i niepozamykane wątki.

To jedna z listy moich ulubionych książek.

Inne tej autorki tutaj.

#50

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 9, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, panie, sf-f - Skomentuj


Barbara Gordon - Błąd porucznika Kwaśniaka #128

Ewa wzywa 07, zeszyt 128

Spis osób:

  • Mateusz Łukasik - emerytowany kolejarz, latem mieszka na działce
  • Apolonia Łukasik - od 40 lat nie może przywyknąć do chrapania męża
  • Piotrek Kwiatkowski - hoduje na działce sałatę dla żółwi, grywa w szachy z Nowakiem
  • Kazimierz Nowak - dyrektor muzeum, słynny z nalewki ze swoich porzeczek
  • Jolanta Nowakowa - młoda żona Kazimierza, wszystko jest na niej “za”, raczej lafirynda
  • Zenek Sikora - listonosz, zaufany Nowaka i kochanek Nowakowej
  • sierżant Wacek Malina - kolega Zenka ze szkoły, trochę się nudzi latem w miasteczku
  • Danka Jaskulska - przyjaciółka Jolki
  • major - nie wszystkich pracowników równo ceni, niektórych mniej
  • porucznik Jasiu Kwaśniak - mister przeciętności[1], z trudem przyjmuje do wiadomości, że zło jednak istnieje na świecie
  • starszy sierżant Rokitnicki - mało ruchliwy, mało inicjatywy, ale sypie dowcipami
  • mecenas Henryk Chrzanowski - rosły, tęgi, o dudniącym głosie, darzy estymą władzę[2]
  • Felicja Korolewicz - sekretarka Nowaka, zależy jej na dotrwaniu do emerytury w miejscu ciepłym i zacisznym, bez nadmiernych obowiązków
  • Anatol Kobza - przedsiębiorca z Opola, załatwia eksponaty dla Nowaka, twarz naznaczona cierpieniem
  • Sylwester Aniołkiewicz - kustosz, nic nie wie o Nowaku, za to dużo o sztuce
  • Szymczak - główny księgowy w muzeum, dyskretny do przesady
  • starszy sierżant Paweł Zawada - z Opola, ma rozeznanie w interesach Kobzy
  • Emilia Orliczowa - dama leciwa, ale zadbana, ubrana ze skromną elegancją, z pewnością zasługuje na miano osoby wytwornej
  • Michał Trąbała - współlokator Zenka
  • Wawrzyniec Łukasik - bratanek Mateusza, również kolejarz, ale z „Warsu"
  • Kąciak - inspektor z ministerstwa, niziutki, grubawy człowieczek o wyglądzie skrzata, kuzyn wiceministra
  • Anastazy Borejko - rzeczoznawca, wysoki i chudy, nieco przygarbiony, z surową twarzą o wydatnych rysach i ostrym spojrzeniu Wielkiego Inkwizytora
  • doktor Marek Wilkoszewski - patolog o wielkiej wiedzy i pomysłowości, ale przez to zawala życie rodzinne[3]
  • prokurator Michalski

Nocujacy na działkach emeryci słyszą w nocy 23 czerwca rozpaczliwy krzyk, ale nie udaje im się dojść, co się stało. Trzy tygodnie później pani Jolanta Nowakowa, młoda i raczej głupiutka, zgłasza zaginięcie swojego starszego męża, dyrektora lokalnego muzeum. Rzeczywiście, Nowaka nikt nie widział właśnie od 23 czerwca, kiedy to pobrał z książeczki oszczędnościowej ponad 80 tysięcy złotych i wyjechał rzekomo do Opola, w interesach. Porucznik Kwaśniak jest początkowo onieśmielony urodą i seksapilem (rozchylony szlafroczek, bujne, choć doklejone rzęsy) Nowakowej, ale szybko mu to przechodzi, kiedy orientuje się, że opuszczona Jola sypia z Zenkiem, którego Nowak utrzymuje za drobne usługi. Wiodącą teorią w śledztwie jest zamordowanie męża przez żonę i jej kochanka, ale po inspekcji w muzeum okazuje się, że zniknęło wiele cennych eksponatów, a Nowak miał ostatnio pośredniczyć w milionowej transakcji sprzedaży złotego dukata. Tytułowy błąd nie wpływa na samo śledztwo, jedynie opóźnia wyjaśnienie sprawy.

Się je: jajecznicę na boczku, tęgiego schaboszczaka z apetycznie wyglądającą surówką z kiszonej kapusty, pętko kiełbasy i pół litra (na wyjeździe do Wiednia, zaoszczędzić na zakupie jedzenia), kartoflankę ugotowaną przez matkę (a raczej się nie je, bo się jest na delegacji w Opolu i się je nadpsuty bigos na stacji), bułkę z parówką.
Się trzyma w spiżarni: peweksowskie puszki z różnymi przetworami.
Obyczajowo: Czy pan nie wie, poruczniku, jakie to dziś różne układy zdarzają się między ludźmi? Sam znałem dwóch panów, którzy zamienili się żonami i cała czwórka mieszkała w świętej zgodzie w jednym mieszkaniu.
Się pali: tylko ziemniaki w ognisku!

[1] “Żona go porzuciła i chyba tylko dlatego, że mieszkał z matką, miał przyszyte wszystkie guziki, wyprasowane spodnie i wyczyszczone na glans buty. Nie palił, nie pił, nie gustował w wesołym towarzystwie. Kiedy koledzy w wolnych chwilach rozprawiali o szansach „Widzewa", „Górnika" i „Legii", on wtykał nos w książkę, przeważnie historyczną”.

[2] ”Pan mecenas akurat przyjmował swoich klientów. Spory tłumek niecierpliwił się w poczekalni, ale mecenas dość obcesowo rozsunął wszystkich na bok i z rewerencją uprowadził do gabinetu porucznika. Władzy należy się pierwszeństwo. To jasne. Władza nie ma czasu wyczekiwać na korytarzu, jak za przeproszeniem jakiś indywidualny rolnik, swarzący się z rodziną o morgi”.

[3] ”Właśnie kończył pracę i z zatroskaniem studiował skrawek zeszytowej kartki. Nie była to naukowa analiza ani problem do rozwiązania zlecony mu przez jego przełożonych. Sprawa o wiele trudniejsza: lista zakupów skreślona ręką szanownej teściowej! Tu nie było żadnych ulg ani wykrętów. Wszystko miało być i kupione. Nikt nie jest prorokiem we własnym domu. Teściowa o wiele bardziej ceniła jego sprawność w załatwianiu zakupów, aniżeli sukcesy zawodowe. Żona Marka pracowała w przedszkolu i nie mogła sprostać tym zadaniom: zanim wypchnie do domu swoje maluchy, po których odbiór rodzice zawsze się spóźniają, jest wieczór i półki sklepowe pustoszeją. Chcąc nie chcąc pan doktor zastanawiał się więc, co mu się lepiej opłaci, oblecieć osiedlowe sklepiki, czy nadłożyć drogi i pozałatwiać wszystko hurtem w Supersamie”. Ale zakupów nie zrobił, bo śledczy zrzucili mu na stół stos kości i kazali je analizować.

Inne tej autorki tu, a inne z tego cyklu tutaj.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 6, 2021

Link permanentny - Tagi: kryminal, panie, prl, 2021 - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Zofia Kaczorowska - Szmaragd dla Agaty #127

Ewa wzywa 07, zeszyt 127

Spis osób:

  • Agata Walicz - za ładna, żeby się uczyć
  • Jacek Soklicki - niegdyś chłopak Agaty, magister historii sztuki
  • Cecylia Jaskółowska - babka Agaty, nie naciska na studia, ale na szukanie zamożnego męża
  • Grzegorz Garden - atrakcyjny właściciel białego mercedesa, mówi po polsku kwieciście i nieco teatralnie
  • Maria Palkis - gospodyni u Gardena w Marzejnach, pracowita, ale mrukliwa
  • doktor Rolczak - wysoki, szczupły i nadzwyczaj opiekuńczy
  • Marta Banaszkowa - spostrzegawcza sąsiadka Jaskólskiej
  • kapitan Broński - KW MO Gdańsk, szatyn o wyjątkowo młodzieńczej, prawie dziecinnej twarzy
  • Mariette Richter - atrakcyjna wdowa, Wiedenka
  • Hans Muller - brat Mariette, posiadacz kolekcji obrazów holenderskich, kolega szkolny Gardena
  • Barbara Balicka - pielęgniarka z ośrodka w Marzejnach, zazdrosna o doktora Rolczaka
  • kapral Ryszard Gajdys - ma psa Cwajnosa i świeżo poślubioną żonę Magdę
  • ksiądz Stanisław Widlarz - boli go, nomen omen, krzyż
  • porucznik Jawor - młody i uśmiechnięty
  • pułkownik Jakub Serwicz - właściciel nowego mieszkania w Warszawie
  • major Żelech - KW MO Białystok, przyjaciel Serwicza

Agata, atrakcyjna maturzystka, wprawdzie nie dostała się na studia, ale też niespecjalnie się tym martwi. Wszak jest lato, ona - młoda i ładna, a dodatkowo interesuje się nią pan Garden, przystojny i zamożny cudzoziemiec pochodzenia polskiego. Rzeczy dzieją się szybko - Garden się oświadcza, biorą ślub i wyjeżdżają do remontowanego przez Gardena pałacu w Marzejnach, pośrodku niczego. Agata jest wprawdzie zdziwiona, że jej mąż nie planuje konsumować związku, ale przyjmuje wyjaśnienie o wirusie tropikalnym, którym mu wyniszczył organizm. Szybko zaczyna być zła, bo zostaje opuszczona w posiadłości - mąż często wyjeżdża, a pięknych ubrań i klejnotów nie ma gdzie pokazywać. Sytuacja się zaostrza, kiedy mąż przywozi do pałacu swoich znajomych - Mariette i jej brata, Hansa, w którym Agata rozpoznaje mężczyznę, który przed laty próbował ją zgwałcić, ale w wyniku samoobrony dziewczyny zginął. Tyle że nie.

To bardzo toporna historia - jest sobowtór przestępcy, o podobieństwie uzyskanym za pomocą operacji plastycznej (w celu uzyskania alibi), banda okrada polskie kościoły z dzieł sztuki, a dodatkowo wszyscy są zdegenerowani[1] i nie wahają się przed morderstwem niewygodnych świadków.

Się pije: domową nalewkę porzeczkową, gin.
Na bogato:

Komnata pałacyku na piętrze, całkowicie przebudowana i przystosowana do potrzeb nowoczesnej kobiety, mogłaby niewątpliwie posłużyć niejednej ekipie filmowej za atelier do filmu z życia wyższych sfer towarzyskich spod znaku dolara. Dominowało w niej ustawione pośrodku ogromne, białe, fantazyjne łóżko, pełne wytwornej pościeli. Wielka skóra niedźwiedzia, rozciągnięta na podłodze, białe fotele i kanapa, ściany pokryte od góry do dołu jasnobłękitną tapetą, zagraniczny radioodbiornik, płaski, kolorowy telewizor, wazony z artystycznego szkła pełne kwiatów - składały się na całość, zdolną zaspokoić najwybredniejsze wymagania.

[1]

- Inspiratorem całej akcji - podjął Broński - był [X], osobnik całkowicie skorumpowany, mający powiązania ze środowiskiem kryminalistów. Ojciec jego jako żołnierz Wehrmachtu stacjonował w czasie wojny w pałacyku, zamienionym wówczas na koszary.
Generalnym plenipotentem centrali na całą Polskę został [Y], doskonałe predysponowany do tego rodzaju funkcji, zarówno pod względem psychicznym jak i fizycznym. Od dzieciństwa zdradzał podobno sadystyczne skłonności, poza tym był hulaką i utracjuszem. Po śmierci ojca szybko uporał się ze schedą w postaci nieźle prosperującego antykwariatu i zaczął imać się przestępczego rzemiosła.
(...) Należy wziąć pod uwagę, że [Z, kochanka Y] była nałogową alkoholiczką o zaawansowanej schizofrenii.

Inne tej autorki:

Inne z tego cyklu tutaj.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 5, 2021

Link permanentny - Tagi: prl, panie, 2021, kryminal - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Magdalena Omilianowicz - Mistrzynie kamuflażu. Jak piją Polki?

Książka zajawiana jest jako obiektywna (dla mnie trochę w kontraście do subiektywnej opowieści np. Małgorzaty Halber) wersja doświadczenia alkoholizmu współczesnych kobiet, ze szczególnym akcentem na osoby wysokofunkcjonujące. Zaczyna się m.in. od takiego cytatu:

Piją prawniczki, policjantki, lekarki i celebrytki. Pije się od nizin po wyżyny. Od kobiet, które odkurzają cudze mieszkania, po doktorantki. Od salowych po serialowe aktorki.
Z konstrukcji wychodzi, że ma to być poradnik motywujący dla pań, które rekreacyjnie wychylają co wieczór kilka piw albo butelkę wina pod serial, co weekend wydają grube złotówki na drinki w klubie (sprawdzić, czy nie w pandemii), ale - ponieważ ogarniają lepiej lub gorzej dom i pracę - bynajmniej nie są w swoim mniemaniu alkoholiczkami, bo alkoholiczka to degeneratka, co leży w rynsztoku; na końcu książki jest dostępny test AUDIT.

Problem w tym, że książka jest zupełnie o czym innym i na tytułowe pytanie nie odpowiada - to wywiady z terapeutami uzależnień (w tym Osiatyńskim) i niepijącymi alkoholikami płci obojga oraz DDA, których rodzice pili. Cechą wspólną jest oderwanie od współczesności (picie w PRL-u czy w okresie transformacji miało dla kobiet naprawdę inny ciężar, chociażby ze względu na edukację o skutkach alkoholu) poza jedną opowieścią Joanny, która właśnie podjęła pierwszą próbę terapii, między innymi dlatego, że nie da się już dłużej ukrywać. Wbrew tytułowi nie ma tu żadnych mistrzyń kamuflażu, jeśli już, kamuflaż jest nieudolny i sypie się przypadkowo (tylko niechęci do konfrontacji u bliskich bądź społecznemu przyzwoleniu na picie można przypisać to, że nikt nie interweniuje[1] z powodu odoru przetrawionego alkoholu, niepewnego kroku czy małpki podzwaniającej w torebce). Historie motywujące trzeźwych alkoholików nie opisują sprawności lawirowania między życiem a alkoholem, tylko kolejne wpadki (wypadek dziecka, wyrzucenie z pracy, rodzina wzywa policję z alkomatem, sprawa w sądzie), które prowadzą do często wspominanego trafienia na dno. Więc jeśli chcecie - w trosce o - podrzucić tę pozycję znajomej, która Waszym zdaniem straciła kontrolę, chociaż na insta tego nie widać, to poszukajcie czegoś innego. Świadomość, że pije prawniczka i sprzątaczka, niewiele wnosi. Przy czym, żeby było jasne, to jest ciekawa pozycja o uzależnieniu od alkoholu i konsekwencjach, więc jeśli ktoś tego szuka, to jak najbardziej.

[1] Na przykład: jak reagować na widok współpracownika, który wlewa zawartość małpki, niech będzie, cytrynówki, do częściowo opróżnionej butelki izotonika i finalizuje tę niewinną butelkę podczas pracy? Pytam dla kolegi, oczywiście.

#12

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 25, 2021

Link permanentny - Tagi: reportaz, 2021, panie - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 3