Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panie

Agnieszka Jelonek - Koniec świata, umyj okna

Bloga Agnieszki - tylkospokojnie.com [2022 - link nieaktualny] - czytałam od dawna, uwielbiałam nieco rozedrganą frazę, świat oczami osoby o ogromnej wrażliwości. Książka wyjaśniła mi drugie dno niektórych opowieści z bloga, bo to książka o życiu z atakami paniki. Ale nie takimi, co to ja jej mam i ty je masz, że obracasz w głowie bezsenną nocą plan dnia na następny dzień, co może się zepsuć i czy jestem w stanie to przewidzieć, tylko takimi, że paraliżują i odbierają siłę na życie. Alicja ma męża, dobrą pracę, mieszkanie, perspektywy, wakacje zagraniczne, planuje dziecko, ale w środku tykającą bombę, która uaktywnia się nawet w na pozór zwykłych sytuacjach - w sklepie, na plaży, na ulicy, w kinie. Mąż ją wspiera, ale w pewnym momencie wsparcie zamienia się w zniecierpliwienie, zwłaszcza przy przedłużających się problemach z poczęciem dziecka, poronieniu i - mimo terapii, leków i szukania wsparcia w metodach niemedycznych - potencjalnej próbie samobójczej.

To krótka pozycja, nieco ponad 100 stron, można przeczytać ją w jedno popołudnie, ale mnie zajęło więcej, bo musiałam robić sobie odpoczynek od zdań na jej stronach ze względu na ładunek emocjonalny. Oczywiście czekam na następną książkę, jak i na kolejne notki na blogu.

#62

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek czerwca 21, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, beletrystyka, panie - Komentarzy: 2


Anna Fryczkowska - Kurort Amnezja

Wanda nie może sobie poradzić ze stratą - jej mąż zginął w wypadku. Jest załamana, bo bezskutecznie starali się o dziecko, a dodatkowo dowiaduje się na pogrzebie, że mąż miał kochankę i w feralną trasę jechał właśnie z nią. Kochanka, młodsza od niej Marianna, przeżyła, ale po długim pobycie w szpitalu zniknęła, Wanda dowiaduje się, że jej oficjalny narzeczony wywiózł ją do rodziny nad morze. Wdowa wprowadza się więc do pensjonatu opodal i zaczyna śledzić rywalkę. Czytelnik z drugiego wątku wie, że Marianna cierpi na amnezję - nie pamięta niczego sprzed wypadku, opiera się głównie na słowach narzeczonego, prawnika, który wyjaśnił jej, że była studentką, pracowała dorywczo jako recepcjonistka w jego kancelarii i teraz - w pensjonacie prowadzonym przez jego ciotki - ma się w bezpiecznej atmosferze nauczyć wszystkiego od nowa: prowadzić dom, gotować, robić zakupy, bo po ślubie nie będzie już pracować. Pilna Marianna usiłuje się dostosować, ale nic jej nie pasuje - ani zdawkowe odpowiedzi narzeczonego, ani srogie ciotki, ani świat polskich seriali, z których próbuje się dowiedzieć czegoś o miłości, seksie czy społeczeństwie (sic!). Sytuacja się zagęszcza, kiedy najpierw znika, a potem zostaje znaleziony martwy narzeczony Marianny.

Thriller jest świetnie napisany, napięcie można kroić nożem. Bardzo dobrze oddane są uczucia bohaterek - przejmujący smutek Wandy i zagubienie Marianny, która nie pamięta nic ze swojego życia, również fizycznie (np. jak to jest uprawiać seks, chociaż ma wrażenie, że to robiła), dodatkowo cierpi na prozopagnozję i nie rozpoznaje ludzi. Z drugiej strony trudno mi uwierzyć w taki wybiórczy reset, kiedy Marianna nagle traci świadomość, co to Internet i do czego służy, przy jednoczesnym rozumieniu zasady działania różnych urządzeń (dyktafon, aparat fotograficzny, telewizor - tutaj jakoś się nie dziwi, co to jest). Ale wybaczam - intryga jest należycie zagmatwana, gęsty i posępny klimat kurortu po sezonie z jego mrocznymi sekretami to coś świeżego.

#60

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 17, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, kryminal, panie - Skomentuj


Zośka Papużanka - Kąkol

Dom to popularna nazwa miejsca, w którym ludzie przebywają, gdy pada deszcz i gdy chcą zademonstrować, że mogą ze sobą wytrzymać, chociaż nie mogą ze sobą wytrzymać.

We większości wspomnień z sielskiego dzieciństwa z PRL-u powtarza się motyw “a wakacje spędzaliśmy u rodziny na wsi, bez komputerów i telefonów, tylko pole, łąka, jedzenie z krzaka, kąpiele w jeziorze, cudowne dwa miesiące!” (nikt nie narzekał). Papużanka narracją swojej bohaterki, 12-latki, opisuje bardziej wiarygodną wersję przeszłości. Rodzice z trójką dzieci - narratorką i młodszymi Trutniami - co roku przyjeżdżają na wieś, bo rodzina ojca ma tu Dom Letni. Problem w tym, że Dom jest ciągle w stanie budowy (otwarta toaleta w piwnicy, łazienka w balii na podwórku, schody na piętro pojawiły się całkiem niedawno, wcześniej była drabina), a wakacje spędza w nim - oprócz rodziny narratorki - w porywach do 10 osób, które siedzą sobie wzajemnie na głowie i, nie ma co ukrywać, raczej się wzajemnie nienawidzą. Dziadek Antoni, mistrz pasywnej agresji, nienawidzi wszystkich, a zwłaszcza żony syna, która jest jego zdaniem źródłem degradacji rodziny. Babcia zajmuje się głównie gotowaniem wiecznie stygnącego obiadu[1], ignorując wszystkich. Szwagra nie cierpią wszyscy, bo jest nieudacznikiem, a jego syn Dziubasek jest izolowany przez Irminę od innych dzieci, nie tylko “wsiowych”, żeby się czymś nie zaraził. Ciotka Aurelia głównie pije i mówi dużo słów z “rr”. Alkohol w ogóle jest znaczącym wkładem w rozwój lokalny - i wiejscy gospodarze, skłóceni między sobą, i lokalna żulia, są w stanie egzystować tylko gasząc wewnętrzne pożary płynem z procentami. Dziećmi nie zajmuje się nikt, chyba że można już wykorzystać je do pracy w gospodarstwie; przyklejają się do matki, traktując ją jak kwokę przewodniczkę w jej codziennych ucieczkach z Domu.

Przewrotnie naiwna narracja głównie skupia się na tym, co w Letnim Domu - wzajemnej niechęci, niewygodzie, ignorowaniu przez ojca jakichkolwiek potrzeb poza swoimi, wypływającej czasem historii konfliktów czy zamiatanej pod dywan historii (ze smutnym epizodem z wujaszkiem Wanią); jest jednak i dziecięca przyjaźń, wzruszenia i wspomnienia wydarzeń, które pozwalały mieć nadzieję, że nie zawsze jest tak, jak w Domu. Wakacje wcale nie są okresem radości, tylko ciągłym uchylaniem się od domowej przemocy, krzywych spojrzeń nie tylko dla narratorki, ale też dla matki, która wcale nie chce przyjeżdżać do niechętnego jej środowiska. Papużanka fantastycznie opisuje duszną atmosferę ledwie hamowanej nienawiści, przykrywaną ceratą ogłady i przyzwyczajenia, traumy sprzed lat i tych, którzy “odstają”, chociaż tak naprawdę każdy tutaj jest w jakiś sposób skrzywdzony.

[1] Ta książka jest gęsta od takich passusów, uwielbiam. I ta okładka, niestety ja w ebooku.

Babcia zaczynała wołać chwilę po trzynastej; wołała arystokratycznie, pięknie, z godnością. Wcale nie jest łatwym zadaniem tak pięknie i z godnością zawołać kogoś, kto nie zamierza przyjść.
– Antosiu, obiad!
(...) Kotlety nabierały kolorów. Antosiu, Antosiu, chlupotały ziemniaki, obiad.
– Obiad!
Antoś nie podnosił się już nawet. Lekceważąco machał ręką gdzieś poza siebie, odganiając te obiady, ziemniaki, te obowiązki jak wściekłe psy, co się dorwały do nogawek. Po pięciu minutach babcia wychodziła z garnkiem na ganek i odcedzała ziemniaki, wrzeszcząc wrzątkiem z wysoka w puste wiadro albo parząc trawę, jakby obwieszczała całemu światu, że odcedza właśnie ziemniaki na świeżo skoszony trawnik i paruje srebrną chmurą prosto w niebo. Podrzucane ziemniaki stukały o pokrywkę.
Babcia wyjmowała z kredensu dwa talerze, nakładała na nie gorące ziemniaki, siadała. Choćby nie wiem jak się przyglądać, to są ziemniaki i kotlet na talerzu. Choćby nie wiem jak. Siadała i siedziała. Pozmywam i potem sobie włączę Teleexpress, myślała. Siedziała i pilnowała ziemniaków. Żaden nie śmiał się poruszyć. Czasem wychodziła raz jeszcze zawołać.
– Idę! – odburkiwał dziadek. Nie ruszał się z miejsca.
Przychodził po trzeciej, o wpół do czwartej, przychodził, kiedy przychodził, kiedy uznawał, że nadszedł czas przyjścia. Układał ręce po obu stronach talerza. Nigdy, przenigdy nie położyłby na stole łokci. Pierwsze, nie będziesz miał bogów cudzych przede mną. Drugie, powiedz dzień dobry. Trzecie, nie trzyma się łokci na stole. Babcia stała nad nim, czekając cierpliwie na wyrok. Brał widelec do ręki i z wyrzutem grzebał w ziemniakach.
– Dlaczego jest zimne? – pytał.
Babcia Marysia wchodziła między kredens a blat kuchenny, odwracała się tyłem do dziadka Antoniego i zaklinała świat spokojnym, arystokratycznym, równym rytmem. Dupa, dupa, mówiła do siebie. Dupa, dupa, dupa.

Inne tej autorki.

#57

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 13, 2021

Link permanentny - Tagi: panie, 2021, beletrystyka - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Zofia Kaczorowska - Podróż w żałobie

Ewa wzywa 07, zeszyt 135

Spis osób:

  • Stefan Karkowiak - prezes Spółdzielni Pracy „Szlachetny Szlif”, do przesady uczciwy
  • Wira Karkowiakowa - zjawiskowo piękna[1], a po rozwodzie wyszła za tłustawego 50-latka
  • Olgierd Ledzica - znany reżyser filmowy, były mąż Wiry, obiekt wielu westchnień
  • Barbara Matycka - główna księgowa, w latach, ale ciągle zadbana i modnie uczesana[2]
  • Józef Staszak - dozorca, wyglądał na człowieka, z którym życie nie obchodziło się łaskawie
  • Zenon Wilczek - wysoki, przystojny blondyn, świetny pracownik, ale bezczelny i arogancki
  • Piotr Kazjer (Pierre Casier) - ciężki w ruchach, powolny i mrukliwy, pochodzi z Francji
  • Podkowa - cierpi na pewien niedorozwój psychiczny[3] i ślepo spełnia polecenia swoich bezpośrednich zwierzchników
  • Teresa Molnicka - adwokatka Ledzicy w sprawie rozwodowej, koleżanka szkolna Wiry
  • Danka Karkowiakówna - nieudana[4] córka Stefana z pierwszego małżeństwa
  • Lena - personalna, osoba o obfitych kształtach, we wzorzystej sukni o tonacji pomarańczowej
  • Kazia - socjalna z misterną, wysoko stojącą koafiurą zdobiącą jej głowę
  • Bogdan (Bohdan) Jemiela - kierownik techniczny, wysoki i tęgi
  • Wojciech Bielski - zaopatrzeniowiec znany z elegancji i galanterii wobec płci pięknej
  • Wiesia Daczkówna - młodziutka sekretarka, eksponująca wcale ładne, szafirowe oczy mocnymi pociągnięciami tuszu
  • Genio - technolog, nigdy nie rozstający się ze skórzaną, czarną marynarką
  • Krystyna Kazjer - wdowa, wysoka, smukła i doskonale ubrana, choć wygląda młodziej niż na 20 lat
  • Wrzawa-Sielicki - adwokat paryski, Polak z pochodzenia
  • porucznik Leszek Warowski[5] - odruchowo targa swoją bujną czuprynę w przypadkach kiedy praca jego nie daje pozytywnych rezultatów
  • Brzęczek - prowadzi wytwórnię długopisów, zdarza mu się zejść z drogi cnoty małżeńskiej
  • kapitan Jerzy Broński
  • starszy sierżant Kazik Chwałek - znany ze swej gorliwości w wypełnianiu poleceń przełożonych
  • Podkowina - wysoka, zgarbiona kobieta, bije od niej odór wódki, ciężki, charakterystyczny dla nałogowców

Prezes Karkowiak znany jest z uczciwości i z zasadniczego podejścia do zachowania w pracy - nie ma kawek, świętowania, alkoholu i robienia fuch. Wściekły więc jest, kiedy stróż zgłasza mu, że pracownicy zostają po godzinach bez pozwolenia; przyłapani dodatkowo kłamią w żywe oczy. Dodatkowo po latach odzywa się córka prezesa, która zeszła na złą drogę; mimo początkowej chęci zignorowania jej (wszak wstyd i dziewczyna żąda pieniędzy), Karkowiak decyduje się z nią spotkać. Niestety, ze spotkania nie wraca, pozostawiając w żałobie piękną panią Wirę. Ginie też w wypadku jeden z pracujących po godzinach szlifierzy, pozostawiając młodą wdowę. Wdowa zgłasza się do prawniczki, która przed laty rozwiodła Wirę z miłością jej życia - reżyserem Ledzicą, z nietypową prośbą o wsparcie w sprawie spadkowej w Paryżu.

Się pije: żytniówkę.
Się pali: nałogowo.
Się je: tort czekoladowy z kremem z bitej śmietany i serniczek z rodzynkami (na imieniny dyrektora), befsztyki i frytki bądź flaki i szarlotkę (w domu).

[1] Złote włosy, upięte w gruby węzeł niedbale, jakby od niechcenia, ale w sposób zwracający uwagę, delikatnie zarysowane nozdrza, cera figurki z sewrskiej porcelany, lekko zamglone oczy z topazu... Ta sama wysublimowana uroda, narzucająca poetom romantyczne skojarzenia z różanym świtem, opalizującą perłą albo płatkiem róży, skąpanym w rosie - Catherine Deneuve w polskim wydaniu, wspaniały, ale nie wykorzystany materiał dla Bunuela.

[2]

Mimo wykwintnego ubioru i dobrze wypielęgnowanej cery widać było. że nie jest już młoda. Cienka sieć zmarszczek rysowała się na jej skroniach, obejmując swym zasięgiem podbródek i szyję.
- Tak, przyjaźnię się z Zenonem Wilczkiem od około dwóch lat - powiedziała obojętnym, swobodnym tonem, bez cienia zażenowania, jakby utrzymywanie intymnych stosunków przez osobę w jej wieku, na tak poważnym stanowisku z szeregowym pracownikiem, prawdopodobnie młodszym o kilkanaście lat, było najzupełniej normalnym zjawiskiem.
(...) - Ileż ona ma lat?
- Czterdzieści dziewięć.
- A Wilczek?
- Trzydzieści cztery.

[3] Teraz były zapewne zdiagnozowany jako w spektrum autyzmu.

[4] Nie każcie mi nawet zaczynać, co tu poszło źle.

Kiedyś, w młodości, był przez pewien czas żonaty z nałogową alkoholiczką, która po latach męczarni zmarła w zakładzie dla nerwowo chorych w Tworkach. Urodziła mu córkę, którą starał się wychować najlepiej jak tylko umiał. Ale nie powiodło mu się. Były zresztą przez pewien czas obiektywne przeszkody, które nie pozwoliły mu na bezpośrednią opiekę nad córką. Być może to, albo też odziedziczone po matce skłonności, a nawet dewiacja psychiczna sprawiły, że dziewczynka od najwcześniejszego dzieciństwa przysparzała mu samych zmartwień, nie chciała się uczyć, wywoływała stale konflikty z otoczeniem, a kiedy dojrzała - po prostu uciekła z domu. Nie było jej przecież źle z ojcem, dbał o nią po swojemu, ubierał, żywił, przez długie lata ze względu na nią nie myślał o żadnej kobiecie, choć może nie otaczał jej takim ciepłem, jak by to potrafiła robić matka, oczywiście normalna matka, a nie ten szczątek ludzki w białym kitlu, który widywał za kratami szpitala. A jednak uciekła. Znalazł ją, przeprowadzał z nią długie rozmowy, prowadził do poradni, do psychologa, do lekarza. Nic nie pomagało. Uciekała ciągle. Wiele razy odnajdywał ją złachmanioną, wyniszczoną, zabiedzoną, odżywiał, karmił, usiłował nakłonić do nauki albo do pracy. Bez rezultatu.
Kiedy podgoiła rany, jak kotka znikała bez uprzedzenia, bez słowa pożegnania. Wreszcie dopuściła się kradzieży.
Stanęła przed sądem dla nieletnich, a potem przed sądem powszechnym. Wtedy zdawało mu się. że stracił dla niej serce. Kiedy osiągnęła pełnoletniość, przestał się nią interesować. Nie chciał, żeby ta dorosła wyrodna córka kompromitowała go przed ludźmi, zniesławiała jego dobre imię.

[5] Milicja ma ludzkie oblicze. A to szarpią włosy w stresie, a to mają nieprzespane nocki, bo: ”cierpiał przez dwie noce na ból zęba, którego wyrwanie odkładał od paru lat ze względu na osobisty negatywny stosunek do tego rodzaju zabiegów".

Inne tej autorki, a inne z tego cyklu tutaj.

#56

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 11, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, kryminal, panie, prl - Skomentuj


Robert Galbraith - Niespokojna krew

Cormoran wraca do rodzinnego miasteczka w Kornwalii, jedynego miejsca, które mógł nazwać domem, zważywszy na koczowniczy tryb życia jego matki, spędzić trochę czasu ze swoją ciotką Joan, która w zasadzie zastępowała mu matkę. Joan jest w terminalnej fazie raka, kanapa w salonie jest niewygodna, a dwóch z trzech siostrzeńców go dramatycznie wkurza. Tuż przed powrotem do Londynu zaczepia go w pubie kobieta, prosząc o wznowienie śledztwa sprzed 40 lat, kiedy to bez śladu zaginęła jej matka, albowiem wróżka jej przepowiedziała, że dostanie znak (a przypadkowe spotkanie znanego detektywa to ewidentnie znak). Cormoran rzuca się na to jak na świeże frytki, mimo że pracy w agencji jest na tyle dużo, że wszyscy, zwłaszcza Robin, która została w którymś tomie wspólniczką, pracują zdecydowanie za dużo.

I tu pojawia się ogromna ambiwalencja, ponieważ z jednej strony tę książkę mimo sporej objętości czyta się doskonale - mnóstwo dobrej, detektywistycznej roboty i stosunkowo mało merytorycznych idiotyzmów (oraz nie, Rowling nie napisała tu nic transfobicznego, wbrew temu, co twierdził twitter) czy bogaty drugi plan - ruchy wyzwoleńcze mniejszości, erotyczna praca kobiet (i nie, nie są to przyjemne historie), rasizm i klasizm, radzenie sobie z terminalną chorobą i stratą oraz rozwodem, seksizm i wszechobecny szowinizm, wreszcie “will they, won’t they” między Robin a Cormoranem. Z drugiej strony jest to dla mnie absolutnie niewiarygodna książka w dwóch aspektach: współwłaściciele agencji ze sobą nie rozmawiają nie dość, że o życiu prywatnym - Cormoran milczy o traumie związanej z odchodzeniem ciotki oraz przykrościach związanych z presją ze strony znanego ojca i przyrodniego rodzeństwa, Robin unika tematu trudnego rozwodu, ostracyzmu w rodzinie, przepracowania czy niechcianych awansów ze strony jednego ze współpracowników (jest świetnie opisane zajście z dicpickiem!) czy traumy gwałtu sprzed lat - to jeszcze w kwestii prowadzonej sprawy bynajmniej nie są partnerami, tylko pozostają w stosunku podwładna-zwierzchnik, co Robin wkurza, a czego Cormoran nawet nie zauważa. Wreszcie samo śledztwo. Chciałabym wierzyć, że są ludzie, którzy po 40 latach pamiętają najdrobniejsze szczegóły (tutaj wsparciem dla tego faktu jest znaczące wydarzenie polityczne dzień przed zaginięciem matki klientki), ale jest to dla mnie piramidalna bzdura; nie byłabym w stanie odpowiedzieć wiarygodnie na pytanie, gdzie byłam i co robiłam nawet 5 lat temu (oczywiście mam bloga, zdjęcia i inne życiowe notatki, ale nie miał tego żaden z przesłuchiwanych). Spora część uczestników wydarzeń sprzed 40 lat nie żyje, detektywi odpytują ich dzieci (sic!), mają do dyspozycji dokumenty śledztwa, w tym schowane na strychu materiały zgromadzone przez pierwszego śledczego, który był chory psychicznie, więc większość jego - jak się po latach okazało - sensownych wniosków zostało zignorowanych przez następcę. Oczywiście nadludzkim wysiłkiem wyjaśniają nie jedną, a trzy tajemnice sprzed lat, fanfary i cukierkowo słodkie zakończenie.

Inne tej autorki tutaj.

#55

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 4, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, kryminal, panie - Komentarzy: 6


Barbara Kingsolver - Lot motyla

Dellarobia Turnbow, pechowo obdarzona przez matkę dziwnym imieniem, została dość wcześnie osierocona i dość wcześnie założyła własną rodzinę, zachodząc przypadkiem w ciążę pod koniec liceum. Mieszka w domu wybudowanym przez teściów przy ich owczej farmie u podnóża Appalachów, zajmuje się dwójką dzieci i pomaganiem w gospodarstwie teściów, beznadziejna sprawa, znudzona szuka więc okazji do rozrywki, gdzie może. Umawia się z przypadkowo poznanym technikiem od telefonów w opuszczonej chatce w pobliskim lesie, żeby - mimo wahania - zdradzić męża i poczuć się tą śliczną dziewczyną, jaką chwilę temu była[1]. Nie dociera na miejsce, bo zmienia zdanie, gdy widzi zalew pomarańczowego blasku na zwykle szarozielonym wzgórzu. Kolor okazuje się być efektem niespodziewanej migracji monarchów, które zwykle spędzały zimę w Meksyku, ale, prawdopodobnie w wyniku klęsk żywiołowych - lawin błotnych, które zniszczyły wiele obszarów, zmieniły obszar zimowania. Na miejsce przybywa telewizja, nagle wyciągająca Dellarobię na podium i robiąca z niej lokalną bohaterkę 5-minutowej sensacji, przybywają entuzjaści, chcący uratować motyle np. dzierganiem włóczkowych motylków mających podnieść “świadomość” świata, wreszcie docierają naukowcy, którzy próbują dowiedzieć się, co jest przyczyną takiego zachowania, ale - ku zaskoczeniu Dellarobii - wcale nie zamierzają motyli ratować! Przybycie naukowców destabilizuje też pozorny ład w rodzinie Turnbowów - zadłużony teść chce wyciąć las, w którym osiadły motyle, teściowa jest wściekła z powodu zamieszania wokół synowej, a mąż zirytowany, że jego żona angażuje się w badania naukowe. Mieszkańcy miasta dzielą się na tych, którzy Turnbowom zazdroszczą, na tych, którzy są źli za zainteresowanie mediów czy na tych, którzy i dla siebie chcą na tym coś ugrać.

To książka o tym, że zmiany klimatu nie są już niepotwierdzoną hipotezą gdzieś w środowisku akademickim, tylko realnie dotykają mieszkańców niektórych okolic, powodując znaczące ruchy - migracje, ubożenie, konieczność zmiany dotychczasowego sposobu życia. Autorka świetnie wygrywa kontrast między mieszkańcami miasteczka, typowymi redneckami, a turystami, slacktywistami i naukowcami z zewnątrz. Dellarobia z zazdrością obserwuje drogie wyposażenie laboratorium i kosztowne ubrania czy osprzęt turystów, noszony przez nich z nonszalancją, jej nie stać na nowe kurtki dla dzieci, mimo że wyrosły ze starych. Zamiast szydełkować motyle z ruchem ekologicznym wielkomiejskich kobiet, spędza długie godziny na czyszczeniu i sortowaniu wełny z hodowanych owiec, żeby za pieniądze ze sprzedaży przeżyć do następnego sezonu i mieć na spłatę rat za zakupione maszyny. Przewrotna jest scena, kiedy aktywista, który przebył pół kraju, rozdaje mieszkańcom ulotki o niskoemisyjnym trybie życia, z których można dowiedzieć się, że latanie samolotami, jedzenie czerwonego mięsa i kupowanie nieetycznie produkowanych ubrań szkodzi środowisku. Dellarobia nigdy nie leciała samolotem, nie kupi nowego, oszczędniejszego samochodu, bo jej stary samochód jest sprawny, nie musi ograniczać mięsa, bo jada je głównie podczas uboju zwierząt na farmie, ubrania kupuje tylko z drugiej ręki. Sporo scen - przedświąteczne zakupy w sklepie “Wszystko za dolara”, kończące się kłótnią Dellarobii z mężem o sens wydawania ciężko zarobionych pieniędzy na byle jak wykonane badziewie czy wspomnienie o matce-krawcowej i ojcu-stolarzu, których wyroby widuje w second-handzie, bo mimo użytkowania dalej nadają się na sprzedaż w przeciwieństwie do tanich produktów z azjatyckich sweatshopów. Jednym z ważniejszych chyba wątków jest determinizm w życiu bohaterki - śmierć jej matki i gwałtowne zubożenie pozbawiło ją szans na edukację, którą chciała kontynuować, nieplanowana ciąża związała ją na stałe z rodziną męża i ich farmą; kontakt z naukowcami, w tym młodszymi od niej studentami, którzy nie musieli borykać się z trudnościami w dostępie do edukacji, boleśnie pokazał jej, jak wiele ścieżek w życiu było przed nią zamknięte z powodu miejsca urodzenia.

[1] Nie patrzcie na okładkę, to nie jest słodkie romansidełko. To kobieca powieść o codziennym brnięciu przez życie w patriarchalnym społeczeństwie, o obawach, utrzymaniu rodziny, nadziejach, oczekiwaniach i rozczarowaniu.

Inne tej autorki:

#54

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 30, 2021

Link permanentny - Tagi: 2021, beletrystyka, panie - Kategoria: Czytam - Skomentuj