Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Cormoran wraca do rodzinnego miasteczka w Kornwalii, jedynego miejsca, które mógł nazwać domem, zważywszy na koczowniczy tryb życia jego matki, spędzić trochę czasu ze swoją ciotką Joan, która w zasadzie zastępowała mu matkę. Joan jest w terminalnej fazie raka, kanapa w salonie jest niewygodna, a dwóch z trzech siostrzeńców go dramatycznie wkurza. Tuż przed powrotem do Londynu zaczepia go w pubie kobieta, prosząc o wznowienie śledztwa sprzed 40 lat, kiedy to bez śladu zaginęła jej matka, albowiem wróżka jej przepowiedziała, że dostanie znak (a przypadkowe spotkanie znanego detektywa to ewidentnie znak). Cormoran rzuca się na to jak na świeże frytki, mimo że pracy w agencji jest na tyle dużo, że wszyscy, zwłaszcza Robin, która została w którymś tomie wspólniczką, pracują zdecydowanie za dużo.
I tu pojawia się ogromna ambiwalencja, ponieważ z jednej strony tę książkę mimo sporej objętości czyta się doskonale - mnóstwo dobrej, detektywistycznej roboty i stosunkowo mało merytorycznych idiotyzmów (oraz nie, Rowling nie napisała tu nic transfobicznego, wbrew temu, co twierdził twitter) czy bogaty drugi plan - ruchy wyzwoleńcze mniejszości, erotyczna praca kobiet (i nie, nie są to przyjemne historie), rasizm i klasizm, radzenie sobie z terminalną chorobą i stratą oraz rozwodem, seksizm i wszechobecny szowinizm, wreszcie “will they, won’t they” między Robin a Cormoranem. Z drugiej strony jest to dla mnie absolutnie niewiarygodna książka w dwóch aspektach: współwłaściciele agencji ze sobą nie rozmawiają nie dość, że o życiu prywatnym - Cormoran milczy o traumie związanej z odchodzeniem ciotki oraz przykrościach związanych z presją ze strony znanego ojca i przyrodniego rodzeństwa, Robin unika tematu trudnego rozwodu, ostracyzmu w rodzinie, przepracowania czy niechcianych awansów ze strony jednego ze współpracowników (jest świetnie opisane zajście z dicpickiem!) czy traumy gwałtu sprzed lat - to jeszcze w kwestii prowadzonej sprawy bynajmniej nie są partnerami, tylko pozostają w stosunku podwładna-zwierzchnik, co Robin wkurza, a czego Cormoran nawet nie zauważa. Wreszcie samo śledztwo. Chciałabym wierzyć, że są ludzie, którzy po 40 latach pamiętają najdrobniejsze szczegóły (tutaj wsparciem dla tego faktu jest znaczące wydarzenie polityczne dzień przed zaginięciem matki klientki), ale jest to dla mnie piramidalna bzdura; nie byłabym w stanie odpowiedzieć wiarygodnie na pytanie, gdzie byłam i co robiłam nawet 5 lat temu (oczywiście mam bloga, zdjęcia i inne życiowe notatki, ale nie miał tego żaden z przesłuchiwanych). Spora część uczestników wydarzeń sprzed 40 lat nie żyje, detektywi odpytują ich dzieci (sic!), mają do dyspozycji dokumenty śledztwa, w tym schowane na strychu materiały zgromadzone przez pierwszego śledczego, który był chory psychicznie, więc większość jego - jak się po latach okazało - sensownych wniosków zostało zignorowanych przez następcę. Oczywiście nadludzkim wysiłkiem wyjaśniają nie jedną, a trzy tajemnice sprzed lat, fanfary i cukierkowo słodkie zakończenie.
Inne tej autorki tutaj.
#55