Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Inside Man

Tu nie miało co pójść źle - Stanley Tucci w roli eksperta kryminalistyki Grieffa, który czeka na wyrok śmierci za zamordowanie żony, a z nudów rozwiązuje sprawy kryminalne oraz David Tennant jako sympatyczny pastor Harry, który dla ratowania syna decyduje się na zbrodnię. Niestety, źle poszło wszystko mimo świetnych aktorów, zgrabnie rozegranych cliffhangerów, doskonałych dialogów. To niby czarna komedia, ale zupełnie nieśmieszna. Oba wątki wiążą się ze sobą tak pretekstowo, że bardziej nie można - do osadzonego w więzieniu eksperta zgłasza się dziennikarka, że wywiad, ale tak naprawdę chce jego pomocy w celu odnalezienia przyjaciółki, która wysłała do niej tajemnicze zdjęcie telefonem i się nie odzywa od tego czasu. A nie odzywa się, bo siedzi przykuta do rury w piwnicy pastora, gdzie wpadła po przepychance o pendrive’a, na którym była dziecięca pornografia; według niej należała do syna pastora i nie dawała sobie wytłumaczyć, że to własność kościelnego. Nic tu się nie klei, ani czasowo, ani logicznie, a w pewnym momencie akcja wchodzi w groteskę. Mimo jaśniejszych momentów - złotousty Dillon, współosadzony morderca kanibal, ciekawe zagadki kryminalne - całość jest tak toporna, że uważam 4 godziny, jakie poświęciłam na oglądanie serialu, za stracone.

Serial wpisuje się w nurt romantyzowania zbrodni i zbrodniarzy. Dillon jest uroczy, ale to bezlitosny psychopata; Grieff sam wielokrotnie wspomina, że jest zaskoczony tym, że ludzie traktują go jak bohatera, mimo że przyznał się do zabójstwa i okaleczenia ciała żony; pastor i jego żona bez zmrużenia oka rozważają zabicie zakładniczki, bo to najbezpieczniejsze dla nich. Nie wierzę w czystość motywów dziennikarki, która niby się Grieffem brzydzi, ale jest jednocześnie zafascynowana. Jak na pastisz gatunku, całość jest zbyt serio, jak na celowy zabieg dla zainteresowania widza, to za bardzo cyniczne.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 13, 2022

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 2


Michał Witkowski - Fototapeta

To była pierwsza książka Witkowskiego, której nie dałam rady skończyć i to nie dlatego, że to zbiór opowiadań. Nieustająco lubię język, wnikliwą, ironiczną obserwację świata przez kogoś “trochę z boku” (aczkolwiek, co ciekawe, nie ma tu żadnych nawiązań do nieheteronormy), niektóre z historii były ciekawe i - co zwykle mi przeszkadza w opowiadaniach - nie urywały się nagle, tylko tworzyły całość z finałem. Niestety, nie przedarłam się przez ostatnie opowiadanie (niedokończoną powieść), w której narracja przeskakuje bez żadnego ostrzeżenia między różnymi osobami, opowiadającym niezależne od siebie historie. Zwyczajnie mi się odechciało, bo czytałam po dwie-trzy strony, odkładałam, zapominałam, wracałam i wreszcie dotarło do mnie, że po co się męczyć.

”Grosz” to chaotyczny monolog przewrażliwionego hipochondryka o wizycie u lekarza. “Kolaboracja” opowiada pijacko-oniryczną historię wyjazdu syna i ojca Witkowskich do socjalistycznej Rosji. “Mosina” to wspomnienie z wizyt u babci w podpoznańskiej mieścinie, którą - tak się składa - mam za miedzą. “Pierroty” są również podróżniczo-wspomnieniowe - mały Michał jedzie z rodzicami na wymianę do Lipska i śpi w opuszczonym na czas wakacji akademiku niemieckich studentek. Króciutkie “Na gapę do raju” to Międzyzdroje zimą, twórczo rozwinięte w “Drwala”. “Kamera” to etiudka o amatorskim nagraniu z rodzinnego grilla. “Po sezonie” i niedokończone “Psie pole” zlały mi się w jedno, małe miasteczko, urywana narracja, raczej szkice niż pełnoprawne historie.

Inne tego autora.

#115

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 11, 2022

Link permanentny - Tagi: 2022, beletrystyka, opowiadania, panowie - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Enola Holmes

Enola ma 16 lat, od małego wychowywała ją ekscentryczna matka, która - zamiast haftu, manier i układania kwiatów - uczyła ją sztuk walki, chemii, szyfrów i innych rzeczy, niezbędnie potrzebnych poszukiwaczowi przygód, a nie XIX-wiecznej pannie na wydaniu. Wtem matka znika, więc w posiadłości pojawiają się dwaj starsi bracia Enoli - Sherlock i Mycroft, tak, z tych Holmesów. Niestety, zamiast wciągnąć ją do pracy detektywistycznej, bracia planują oddać ją do rygorystycznej szkoły dla panien. To rozpoczyna ciąg ucieczek i pościgów, podczas których Enola spotyka młodego lorda Tewkesbury, który dla odmiany ucieka przed wcieleniem do wojska. Niby nie, ale oczywiście między młodymi iskrzy, młoda dama rozwiązuje więc nie tylko tajemnicę zniknięcia matki, ale i powód, dla którego ktoś wynajął płatnego mordercę do zgładzenia młodego lorda. W drugiej części Enola rozwiązuje zagadkę zaginięcia młodej robotnicy z fabryki zapałek, odkrywając przy okazji kulisy eksploatacji kobiet w fabrykach.

Obie “Enole” to bardzo przyjemne, niezobowiązujące kostiumowe filmy rozrywkowe z nutką postmodernizmu. Dużo pościgów, naparzanek, nadludzkim wysiłkiem, trochę zagadek, sporo humoru, mnóstwo puszczania oka do widza, lekka drwina z kanonu - czego tu nie lubić. No, ja nie polubiłam trzech rzeczy: głosu Millie Bobbie Brown, która gulgocze przez nos, złego słowa nie powiem o jej grze aktorskiej, bo jest świetna, ale słuchać jej nie mogłam; drewnianego Cavilla, który dysponował już większą ekspresją w “Wiedźminie”; wreszcie tego, że z poczciwego inspektora Lestrade’a zrobili zwyczajną szmatę.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 9, 2022

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Petra Dvořáková - Wrony

Basieńka[1], młodsza siostra Kasieńki, żyje w porządnej, kochającej rodzinie. Przynajmniej z zewnątrz. Bo z bliska to matka kocha grzeczną Kasieńkę, a wszystko, co robi Basia, niepomiernie ją wkurza, więc na każdym kroki robi krnąbrnej Baśce awantury, a kiedy i to nie działa, wywiera presję na niezainteresowanego niczym męża, żeby spuścił młodszej córce wychowawczy łomot. Basieńka jakoś sobie to układa w głowie, wszak zasługuje na karę, nie jest idealna jak jej starsza siostra. Nie umie sobie jednak poukładać tego, że jej ojciec patrzy na nią coraz bardziej dziwnym wzrokiem. Oraz ma dysonans poznawczy, bo nowy nauczyciel plastyki ją chwali i próbuje uzmysłowić niechętnym rodzicom, że to właśnie młodsza - nieuporządkowana, pechowa, impulsywna - ma talent. Dwutorowa narracja - matki i córki - odsłania po kolei przerażające kulisy “porządnej” rodziny, z przemocą psychiczną i fizyczną, zaniedbaniem emocjonalnym, niesprawiedliwością, na którą nie ma się komu poskarżyć, bo kto uwierzy oraz pewnie wszystkie dzieci są bite i poniżane, tylko o tym nie mówią. Wizja świata matki, zmęczonej i wiecznie zirytowanej, zaniedbywanej przez męża, nadmiernie krytycznej, toksycznej i niesprawiedliwej, jest równie bolesna, chociaż na innym poziomie.

[1] Tłumaczenie imion nieco mnie gryzło, zwłaszcza w zestawieniu z Vaclavem i czeskimi nazwiskami.

#114

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 8, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, panie, beletrystyka - Skomentuj


The Outlaws

Grupa różnych osób - Rani, nastolatka (pochodzenia polsko-hinduskiego[1]) ze skłonnością do kradzieży, Frank, oszust, który właśnie wyszedł z więzienia, Greg, prawnik-nieudacznik, który przypadkiem staranował policyjny samochód, Myrna, aktywistka ośmieszająca policję, Gabby, celebrytka nadużywająca substancji, Christian, ochroniarz z klubu oraz John, biznesmen ze skłonnością do agresji - spotykają się podczas narzuconych przez sąd prac społecznych. Każde z nich zakłada, że prace trzeba odbębnić, a potem wrócić do swojego życia, kontynuując to, co robili do tej pory. Oczywiście, ponieważ to komedia, już od samego początku wszystko idzie w złym kierunku - Christian zostaje zmuszony do okradzenia dilera narkotyków, Rani mu w tym pomaga, po czym wszystko idzie w buraki, bo skradzione w napadzie pieniądze znajdują przypadkiem pozostałe osoby i zanim Christian to odkryje, udaje im się walory wyprać i wydać. Z jednej strony atakuje ich policja, z drugiej Zły Potentat Zbrodni, więc chcąc nie chcąc, muszą kontynuować zbrodniczy proceder.

Z bardzo znanych aktorów pojawia się Christopher Walken, i to jak się pojawia. Za pomysł odpowiada Stephen Merchant, człowiek współtworzący brytyjskie “The Office”, “Extras” i nieco krindżowe “Hello, ladies”. Jest zabawnie, czasem grubo, zwykle dość celnie. Mogłabym oczywiście się czepiać, że rozjeżdżają się czasem realia na korzyść komedii, ale nie będę, bo bardzo dobrze się bawiłam.

[1] No naprawdę, pani Rekowski przez tyle lat razem mogłaby się nauczyć mówić do męża “Jerzy” (a nie “yezi”) albo nazywać go Dżordż.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 7, 2022

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Citybreak Łódź

[21-22.10.2022]

Kiedy krążyliśmy z eloyem dookoła Manufaktury, usiłując znaleźć drogę do hotelu, wtem z całkiem cywilizowanego miasta trafiliśmy w okolice, które można było (trochę na - pun intended - fali niedawno oglądanego serialu) skwitować krótkim “powódź była”. I to chyba jest moje podsumowanie tego kawałka Łodzi, który widziałam - główna ulica jest urocza, ale kilka metrów w bok i następuje czasoprzestrzenne tąpnięcie, przynoszące kilkadziesiąt lat wstecz. Elegancja hotelu zderza się z żebrzącymi osobami w kryzysie, piękne zdobienia kamienicy kontrastuje silny zapach uryny z bramy. Pogoda niespecjalnie rokowała, szaro i mżawka, przespacerowałam się spod Manufaktury na Piotrkowską, poczułam się jak w domu, bo pół Łodzi rozkopane, zajrzałam do Pasażu Róży, który w słoneczny dzień musi być niesamowity, znalazłam Aleję Gwiazd (tak, gwiazda Romana Polańskiego dalej błyszczy, nie że szukałam), postałam z zachwytem patrząc na zdobienia kamienic. Absurdalnie, zupełnie ujmującym znalazłam budynek DH Magda, bardzo ładny przykład modernizmu. Żebyście nie miały wątpliwości - bardzo mi się podobało, lubię kontrasty, chcę więcej. Jakieś polecanki? W planach mam Orientarium, Planetarium i Palmiarnię oraz pewnie spacer przez całą Piotrkowską.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 6, 2022

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: lodz, polska - Skomentuj


Dominika Słowik - Samosiejki

Oczywiście że byłam srodze rozczarowana, kiedy opowieść o matce, która zapadała w zimowy sen i sprowadzała zimę na świat, wtem zakończyła się, żeby przejść do kolejnego opowiadania. Bo pewnie pamiętacie, nie lubię opowiadań. Ale zanim zdążyłam ponarzekać w głowie, przeczytałam kolejne, kolejne i skakałam z coraz bardziej dziwnych światów w jeszcze dziwniejsze. Bo Słowik opisuje pogranicza snu i jawy - pleśń w kosmosie; pandemię i konsekwencje praktykowania jogi; egzotyczny kurort nad solankowym jeziorem z zasugerowanym kataklizmem w tle; wakacje nad Bałtykiem w latach 80.; fasolę kiełkującą w nosie bohaterki; pogłębiającą się paranoję osoby, która przez kilka tygodni nie widziała i inne. A opisuje to tak, że te kilkanaście stron wystarczy, żeby wejść w światy z innymi zasadami, nie do końca realne, czasem surrealistyczne. Nie było słabego opowiadania, większość przeczytałabym jako pełnoprawne powieści.

Treść niesponsorowana - e-booka przeczytałam w promocji czytajpl.pl - w listopadzie darmo można przeczytać (lub czasem przesłuchać) 18 książek. Z zestawu czytałam też ”Kirke” Miller, również polecam.

Inne tej autorki.

#113

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 5, 2022

Link permanentny - Tagi: beletrystyka, panie, opowiadania, 2022 - Kategoria: Czytam - Skomentuj


I Was Today Years Old When...

... no dobrze, to było półtora miesiąca temu; zafundowałam sobie tatuaż.
Bo mogłam.
Nie na dupie.
Nie, nie zastanawiam się, jak będzie wyglądał na starość, bo już jestem stara.
Bolało, ale nieporównanie mniej nieprzyjemnie niż leczenie kanałowe.
Mój wzór zaprojektowała i zrobiła Ewa z pracowni Igliwie, nie mam procentu od polecanych, ale jakbyście szukały, to polecam.
Dalej mnie cieszy, za każdym razem, kiedy na niego patrzę.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 2, 2022

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 9


Terry Pratchett - Zadziwiający Maurycy i jego uczone szczury

W małym miasteczku pośrodku niczego pojawia się Keith, zwyczajny sierota, wychowany przy Gildii Muzyków; ma ze sobą flet i kiedy zagra, słuchają go szczury. Jest szansa, że - jako szczurołap - zarobi na oczyszczeniu miasteczka ze szczurów. Co ciekawe, szczury słuchają go też wtedy, kiedy mówi, bo z jakiegoś dziwnego powodu związanego z resztkami wyrzucanymi na śmietnisko przy Niewidocznym Uniwersytecie, rozumieją ludzką mowę, same mówią, a nawet potrafią zapisywać rzeczy. Maurycy, ostatni z wesołej grupy, jest kotem i wprawdzie rozumie ludzką i szczurzą mowę, ale niekoniecznie słucha kogokolwiek innego, wszak jest kotem. Problem w tym, że w miasteczku nie widać żadnego szczura, gorzej, jest już dwóch szczurołapów, czeszących od mieszkańców srogą kasę za kolejne szczurze ogony, dziwnie przypominające sznurówki, a dodatkowo nie ma jedzenia. W to wszystko wprowadza Keitha Malicia, nieletnia córka burmistrza, dobrze przygotowana czytelniczka bajek i legend.

Może to i bardziej literatura young adult, ale trzyma w napięciu niby rasowy thriller. Szczury i ich pączkująca cywilizacja, jaką zaczęły budować po tym, jak wbrew swojej woli zyskały świadomość, przedstawiona jest z typową dla autora łagodną pobłażliwością, wszak nie do końca o szczurach to historia. Pochichotałam nad imionami (Szynkawieprz, Najlepszyprzed), mocno zaszkliły mi się oczy, kiedy Maurycy spotkał Śmierć Szczurów i jego Zwierzchnika, ludzie i ich wady, przez które powstało w miasteczku Zło, nie zdziwiły mnie ani trochę, ale zasmuciły. Można odczytać książkę przez pryzmat pytania, czy powinniśmy zabijać i zjadać zwierzęta, można potraktować ją jako parafrazę książki o “Piotrusiu Króliku” z elementami baśni braci Grimm.

Inne tego autora.

#112

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 1, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, panowie, sf-f - Skomentuj


I don't care...

[21.10.2022]

... if Monday's blue, Tuesday's grey and Wednesday too. Thursday, I don't care about you. It's Friday, I'm in love. I zagrali w piątek, byłam zakochana i zachwycona. Prawie 2,5 godziny grana, zacny zestaw, nie wypada nie polecić. Może nie miałam klimatycznej fryzury, czarnych paznokci i pół opakowania eyelinera pod oczami, ale mentalnie wróciłam do czasów, kiedy w MTV była muzyka, a w Bravo pojawił się artykuł o pechu prześladującym członków zespołu "The Cure" podczas tras koncertowych. A to ktoś sobie coś złamał, ktoś się rozchorował, jakiś sprzęt się zepsuł, a dramatyczna pointa ostrzegała, że to może być (wtedy, w drugiej połowie lat 80.) jedna z ostatnich tras koncertowych. Jak widać, redaktor Bravo nie był dobrym prorokiem.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 29, 2022

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: polska, lodz - Skomentuj