Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

[Anty]macierzyństwo w Czasie Kultury

Całkiem nagle znalazłam się w na kanapie w zacnym towarzystwie autorek i redakcji Czasu Kultury. W świetle fleszy, po tej drugiej stronie aparatu i z mikrofonem przy ustach. Ciężej mi zbierać myśli i mówić, kiedy patrzą na mnie ludzie, kiedy muszę wyplątać się z gmatwających zdanie dygresji, myśląc jednocześnie, że mogłam jednak zdążyć polakierować paznokcie i że na pewno na odzieży mam pół kota Koki, który mnie oblazł przed wyjściem.

Znalazłam się w środku debaty o tym, czemu macierzyństwo jest obarczone wyborem z mniejszego zła; czemu zamiast wielkiej radości jest niepokój, poczucie straty, utrata wolności, gwałtowna zmiana i przemodelowanie roli społecznej. Skąd się bierze pojęcie Złej Matki. Czy można je nosić z godnością, czy zamiatać pod dywan. Dużo pytań, brak odpowiedzi. Moje podejście jest takie, że takich odpowiedzi nigdy nie było i nie będzie. Że "to zależy". Że każda kobieta musi sobie znaleźć miejsce w nowym wspaniałym świecie, który czasem nie jest wspaniały. Ale warto o sobie wiedzieć. I warto wiedzieć, że nie ma jednej właściwej racji. W każdym razie wczorajsze spotkanie w SPOT. z blogerkami i matkami bez etykietek było mądre i dające do myślenia. Nie żebym coś wymyśliła, od razu rozwieję wątpliwości. Prywatnie cieszę się, że mogłam wreszcie poznać Zimno i Pierwszą żonę. Lubię to.

Cieszę się bardzo, J., że Ci się udało to wykuć.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 8, 2012

Link permanentny - Kategoria: Przeczytali mnie - Komentarzy: 3



Martha Grimes - Hotel Paradise

Największy problem z większością dorosłych jest taki, że nie można im zadawać nawet niewinnych pytań, bo zaraz zaczynają węszyć, dowiadywać się o cel i ukrywać prawdę, zwłaszcza jak ma związek ze sprawami damsko-męskimi. 12-letnia Emma mieszka w podupadającym małomiasteczkowym hotelu z mamą, Jen - świetną kucharką, cioteczną babką Aurorą - ekstrawagancką staruszką, nielubianą współwłaścicielką, panią Davidov i jej pretensjonalną córką, Ree-Jane. Spokojna amerykańska prowincja, wszyscy się znają, Emma jest zaprzyjaźniona z większością starszych mieszkańców, kelnerką Maud i szeryfem Samem, ale niespecjalnie ma przyjaciół w swoim wieku. I pomiędzy układaniem naczyń i przygotowywaniem sałatek na hotelowe lancze trafia na ślad tajemnicy - przez 40 laty utopiła się jej rówieśniczka, Mary-Evelyn i nikt nie chce jej powiedzieć, co się wtedy dokładnie stało.

To nie jest typowy kryminał, raczej obyczajowa historia z tajemnicą (a nawet dwoma) w tle. Smaczna, bo amerykańskie lasy i miasteczka są malownicze, a szeroko opisywana kuchnia matki Emmy - bogata, kolorowa i pachnąca. Dużo rozmów, popychania ludzi w kierunku zwierzeń i próba uporządkowania sobie poznawanego świata. Znacznie lepiej się czyta niż Fannie Flagg.

Inne tej autorki:

#4

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 5, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, kryminal, panie - Komentarzy: 6


Lans właściwy, czyli ja i moja poziomica

Jest zima, nie? Bardziej ciemno niż jasno, ostatnio tak zimno, że wszystko urywa, ręce odmrożone, a w nosie kisiel. I to jest czas, kiedy trzeba wypić gorącą herbatę z sokiem malinowym. Moja propozycja jest taka: idźcie do Paderewski Restaurant i przy okazji rozgrzewania się herbatą (albo przy okazji ręcznie robionego świeżego makaronu czy właśnie wyjętej z pieca pizzy) obejrzyjcie moje lato na zdjęciach. Wreszcie. Mimo niespodziewanego braku taśmy dwustronnej, przez co TŻ wykonał misję specjalną i oprócz taśmy znalazł w Empiku nowo wydane "Przygody Misia Uszatka". Mimo trudności z wyborem z dziesiątków tysięcy zdjęć. Mimo. I wreszcie. Bardzo się cieszę, wiecie?

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 4, 2012

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 11


High noon

W Trójce była dyskusja o tym, kiedy jest "złota godzina", z najlepszym światłem, że godzinę po wschodzie słońca i godzinę przed zachodem. Dla mnie w mieście każde światło jest dobre. Byle by było.

Odbudowuję kawałki dzieciństwa. Do dziś pamiętam, jakie książki miałam. Pamiętam te, które rozsypywały się z zaczytania i były sklejone taśmą, która po latach ciągnęła się cieniutkimi nitkami kleju przy odrywaniu. I jakoś przytłacza mnie wybór książek współczesnych. Nie chcę wchodzić w kilometrowe serie, w zeszyty z naklejkami, w brandy - w Miffy, strażaka Sama i świnkę Peppę. Szukam książek starych, niekoniecznie pierwszych wydań, ale takich, które zapadają w głowę. Których ilustracje się zapamiętuje. Wiem, kupuję teraz książki dla siebie, ale czuję się jak dziecko, kiedy otwieram nieznane mi wcześniej tomy Saska czy znaleziony w antykwariacie[1] tomik Winklowej "Śmiesznie makaron rośnie" z ilustracjami Wandy Orlińskiej. Mam naiwne przekonanie, że wykreuję córce w jej życiu miejsce na te książki. I inne.

[1] Wydawało mi się, że już wyczerpał się urok antykwariatów, że wygodniej wyklikać. Ale jednak. W zimowy dzień, kiedy już można założyć z powrotem zaparowane okulary i zdjąć rękawiczki, fajnie pobyć w antykwariacie. Mogliby jeszcze kawę dawać. Chociaż oczywiście zawsze można pójść gdzie indziej na herbatę z cytryną i syropem malinowym. To był dobry dzień i dobra herbata.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 2, 2012

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 7


Wake up, young man, it's time to wake up

Z tępego zdziwienia przeszłam do łagodnej rezygnacji. Komisariat, przejażdżka radiowozem ("pani siądzie z przodu, bo z tyłu jest miejsce dla aresztantów, tylko plastik, nie ma tapicerki"), protokół, PZU, telefony w mojej głowie. Wczoraj jeszcze drżałam na dźwięk wesołej melodyjki, że może się znalazł. Dziś już nie. Umie ktoś policzyć, jaka jest statystyczna szansa na to, że jak kupię kolejną C3, to mi ją też ukradną?

Sytuacja ma plusy, ale o tym za czas jakiś.

Tymczasem, 7 lutego w SPOT. na ul. Dolna Wilda 87 odbędzie się spotkanie o "[ANTY]Macierzyństwie", organizowane przez Czas Kultury. Więcej szczegółów tu. Można z dzieckiem. Będę rozdawać wizytówki, jak ich nie zapomnę.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 31, 2012

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 2


Stan posiadania na dziś

Nie mam już trzech par butów, które bardzo lubiłam. Zniknęła czapka mojego dziecka, prezent od J. Dwie pary rękawiczek, zostały mi jedne do pary i kilka nie do. Pierścienie powiększające do aparatu. Skrzynka z zabawkami i książkami dziecka. Nowa paczka pieluch rozmiar 5. Karta dostępowa do służbowego parkingu. A, i samochodu też już nie mam.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 30, 2012

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 18


Malutka czarownica

Dawno, dawno temu Otfried Preussler napisał uroczą książeczkę o tym, że pewna 127-letnia czarownica miała w rok zostać Dobrą Czarownicą. A w Teatrze Animacji w Zamku można było o tej czarownicy obejrzeć przedstawienie. Pierwszym założeniem, jakie zrobiłam, było "w każdej chwili możemy wyjść". I tu niespodzianka - pół widowni zajmowały dzieci, a ćwierć - zupełne maluchy. Można było biegać dookoła widowni w czasie przerwy, kiedy świecą jampki, mama, ziejone, niebieskie, cierwone i ziójte, a kiedy zgasło światło i zagrała muzyka, można było wydawać radosne okrzyki, klaskać, śmiać się i tańczyć. Rozsądny kruk tłumaczył czarownicy, jak ma postępować, czarownica tańczyła i skakała, ale uczyła się powoli, że miło być dobrym. Minimalna scenografia w ogóle nie przeszkadzała dziecku, przecież wiadomo, że miotła może być drzewem, a aktorka niosąca lalkę jest złą ciotką Rrum-Brum-Trrach. Sama mam mieszane uczucia co do spektakli teatralnych - nie umiem poczuć, oglądam technikę i scenografię; tymczasem pierwszy raz z dzieckiem jest świetny, świeży i głęboki. Maj wierzy w historię, powtarza: udało się, mama, ciarownici i abjakadabja! i nie zastanawia się, jak aktorzy dają radę nie roześmiać się po którymś dziecięcym komentarzu z widowni.

Dawno nie byłam w Zamku w dzień. A warto. Bo wieczorem i nocą to ponure korytarze, ciemne sale i odgłos kroków w oddali. W pełnym słońcu jest ciepłe drewno, rzeźby i schody pod sam dach.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 29, 2012

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Tag: sztuka - Komentarzy: 1



Leszek K. Talko - Pomocy, jestem tatą

... czyli jak być dobrym ojcem i nie osiwieć zbyt szybko.

Zbiorek felietonów o istocie bycia ojcem. Bardzo ładnie wpasowuje mi się w ostatni numer Czasu Kultury, bo głosy matek słychać coraz bardziej, a głosów ojców - nie. Lektura poradnika Talki to taka gra. Możesz wybrać kierunek czytania - chcesz robić karierę, idź do rozdziału 54, chcesz kreatywnie bawić się z dzieckiem - rozdział 22. Tak samo w życiu - dziecko to sztuka wyboru; dla mnie najważniejszym chyba wnioskiem z tej książki jest to, że nie da się jednocześnie robić kariery zawodowej i być jednocześnie świetnym ojcem. Dziecko to sztuka opanowania łagodnej rezygnacji i kompromisu. Ładne podsumowanie jest na okładce - to drobny druczek, którego się nie czyta w umowach, a nawet jakby się przeczytało, to i tak by się umowę zawarło. Bo w ogóle to fajnie być ojcem, mimo że oddziałuje to na bycie mężem i pracownikiem. Mimo że oddziałuje na wszystko.

Inne tego autora tu.

#3

Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 25, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, felietony, panowie - Komentarzy: 4