Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Magda Szabo - Tajemnica Abigel

1943, Węgry. 14-letnia Gina zostaje w zasadzie z dnia na dzień wysłana przez ukochanego ojca do przyklasztornego internatu w małym mieście. Jest tym faktem oburzona, bo decyzja została podjęta poza jej plecami, a ona byłaby absolutnie szczęśliwa, mogąc utrzymać aktualny tryb życia - ukochaną francuską guwernantkę, wesołą szkołę w okolicy domu i przyjęcia u ciotki, na których pojawia się jej adorator, porucznik Femi. Dodatkowo nie rozumie, czemu ojciec, z którym do tej pory dogadywała się doskonale, odmawia wyjaśnień, chociaż widać, że nie podjął tej decyzji z lekkim sercem. Szkoła okazuje się dramatyczna dla przyzwyczajonej do wygód, ładnych ubrań i flirtu dziewczyny - zakaz prywatnych rzeczy, włosy splątane w sztywne warkocze i prawie że więzienny rygor. Gina szybko wywołuje konflikt, który odsuwa ją od reszty klasy; uważa dziewczęta za idiotki, emocjonujące się obserwacją miłości między wychowawcami - śliczną diakonisą Zuzanną i przystojnym Kalmarem, czy bawiące się w infantylne gry, często kosztem mniej błyskotliwych nauczycieli (zwłaszcza nieporadnego Koniga). Irytuje ją zwłaszcza uwielbienie dla posągu młodej dziewczyny w ogrodzie, zwanego Abigel, któremu dziewczęta powierzają swoje tajemnice i proszą o pomoc w dramatycznych dla nich sytuacjach. Nieobecny ojciec, z którym nie może swobodnie porozmawiać i osłabiająca codzienna próba sił z dziewczętami popycha ją do podjęcia próby ucieczki, nieudanej. Przerażony ojciec przyjeżdża i wyjaśnia jej tym razem powody izolacji - szkoła nie jest więzieniem, tylko schronieniem przed wrogami ojca, zaangażowanego w węgierski ruch oporu.

Gina nagle dorasta, rozumiejąc, jak niemądre było jej wcześniejsze zachowanie - konflikt, ignorowanie opiekunów, walka z klasą; jest wojna, w której jej kraj opowiedział się po złej stronie. Zaczyna uważniej obserwować to, co dzieje się w szkole i wokół, odkrywając, że posąg Abigel może i nie jest sam w sobie cudowny, ale służy jako skrzynka kontaktowa, a w mieście działa ruch oporu.

Absurdalnie, nimb kultowości dookoła książki długo mnie odrzucał (również cena starszych wydań na allegro, zanim pojawiło się stosunkowo niedawno nowe). Tym bardziej jestem zaskoczona tym, że to nie romansidełko dla nastolatek, a porządny thriller psychologiczny z prawie że kryminalną tajemnicą.

#52 (chciałam powiedzieć, że już nie czytam, ale z rozpędu przeczytałam kolejne trzy ksiązki)

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 28, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2018, beletrystyka, panie - Komentarzy: 2


Kocimiętka

Kocia kawiarnia jest świeżynką w Poznaniu. Ma dwie sale - "kocią" z grupą małych kociąt i "konsumencką", bez zwierząt (chociaż podobno z opcją przyprowadzenia własnego. W sali "kociej" jest 12 (lub 13) kociąt - od 6 tygodni do 4 miesięcy. Do sali konsumenckiej można wejść z ulicy, do sali "kociej" należy się umówić na godzinę[1] z co najmniej dziennym wyprzedzeniem. Z zamówionymi przy barze kawą i słodyczami można wejść do sali, gdzie są kocięta.

Idąc do kociej kawiarni, miałam mieszane uczucia i po wizycie tam dalej nie mam jednoznacznej opinii. Owszem, miło jest wypić kawę, siedząc na jednym krześle z rozkosznie posapującym kociątkiem, które śpi i jest w ten sen bardzo zaangażowane, podobnie jak miło jest pobawić się z maluchami, które wskrobują się do torby, gonią ogonki i wykonują desant na stół z parapetu. Niestety, na tym kończą się zalety. W moim domu koty mają zakaz przebywania na stole czy kuchennym blacie[2], w kawiarni obsługa rozdaje plastikowe pudełka, żeby przykryć deser przed łakomym kociątkiem, które nie zważa na zdejmowanie ze stołu czy próby odizolowania od jedzenia. Martwi mnie, że kilkanaście kotów przebywa w jednym pomieszczeniu, z którego wyjść mogą tylko do zabudowanego kącika z kuwetami. Kocia kawiarnia, w której byłam na Tajwanie, była częścią domu właścicielki, koty przemieszczały się swobodnie między publiczną salą kawiarni, a mieszkaniem, do którego goście nie mieli wstępu. W "Kocimiętce" tego brakuje. Czytałam kilka opinii skrajnie negatywnych, w tym behawiorystki, nie mam zdania na temat wyżywienia, zabezpieczeń czy typu żwirku do kuwety, ale widzę, że część kociąt ma chorobę sierocą (są zbyt małe na życie bez matki), zastanawiam się też nad losem kotów, kiedy biznes jednak nie będzie przynosił dochodu. Nie wiem, czy pójdę tam ponownie (chociaż Maj lobbuje, bo kocięta).

[1] Niestety, jest mnóstwo drobnego druczku przy umawianiu, o którym się nie wie podczas rezerwowania, a obsługa nie wspomina o tym, chociażby że dzieci do lat 14 mogą przebywać w kawiarni tylko w godzinach 13-17, a konkretnie 13-14 i 15-17, bo w godzinach 14-15 jest przerwa.

[2] Tak, wiem, tylko wtedy, kiedy patrzę. Ale i tak.

Adres: Ratajczaka 18 (pod kinem Apollo).

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 25, 2018

Link permanentny - Kategorie: Koty, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 3


Jakub Żulczyk - Zrób mi jakąś krzywdę

Dawid, student ostatniego roku prawa, poznaje na popijawie u kumpla jego młodszą siostrę, Kaśkę. Kaśka ma 15 lat, nie jest w żaden sposób kobieca, nosi zamiast sukienek koszulki metalowych zespołów podebrane bratu, a bardziej niż Dawidem interesuje się konsolą do gier. Dawid, który ma świadomość, że za chwilę skończy studia i nieuchronnie stanie się dorosły (praca, żona, kredyt na mieszkanie, dzieci, siwizna, śmierć), zakochuje się w młodszej od niego o 10 lat dziewczynie, traktując ją jako marzenie o powrocie do świata, w którym nie musiał podejmować decyzji. Jedzie za Kaśką do domu jej matki i proponuje jej ucieczkę w Polskę, na co 15-latka się zgadza, tylko poczekaj, zapakuję konsolę. Zanim dwoje uciekinierów zgarnie literacki analog detektywa Rutkowskiego, okradną staruszkę, będą udawać świadków Jehowy[1], trafią na bandyckich dresiarzy, festiwal muzyki alternatywnej, kręcenie amatorskiego filmu porno czy wreszcie zaprzyjaźnią się z Wiktorem, człowiekiem z dredem (oraz dwa razy zgubią Kaśkę). Historia miłosna, a w zasadzie wielopiętrowa miłosna intryga, dziejąca się w głowie Dawida, jest skontrowana cynicznymi, acz celnym obserwacjami społecznymi.

Książkę poniekąd znałam z egzaltowanych cytatów, często pojawiających się u nastolatek w wieku dowolnym. Nie jest to najlepsza książka Żulczyka, chociaż oczywiście czyta się świetnie, bo język i obserwacja. Trochę doskwierała mi perspektywa rodzica, którego dziecko za kilka lat może zawrócić w głowie komuś starszemu o prawie że pokolenie, nieco za mocno, żeby zachwycić się kiełkującym uczuciem czy potraktować całość jako quasi-groteskę.

[1] No ale serio - przecież nie celowo ją wzięłam z półki! Przypadek!

Inne tego autora tutaj.

#51

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 24, 2018

Link permanentny - Tagi: 2018, beletrystyka, panowie - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Deep water / Fallet

"Deep water"

to 4-odcinkowa miniseria, w której para detektywów (niedoświadczona, impulsywna Tori[1] i starszy, cyniczny Nick[1]) szukają mordercy młodego homoseksualisty, zwabionego przez portal randkowy dla gejów. Tori szybko odkrywa, że sprawa ciągnie się od kilkunastu lat - w latach 80. i 90. w okolicach Sydney buszowały gangi, które specjalizowały się w usuwaniu homoseksualistów. Wiele z tych spraw zatuszowano, określono jako samobójstwa albo nieszczęśliwe wypadki, między innymi śmierć brata Tori. To niezły serial, trzyma w napięciu, niestety akcja budowana jest na zbiegach okoliczności, ułańskiej fantazji czy przypadkowym zdradzeniu tajemnicy komuś spoza śledztwa.

[1] Lorna de Loca z "Orange is the New Black" oraz Hitler z "Preachera".

"Fallet" to z kolei szwedzka komedia kryminalna. Dwoje nieudaczników - kostyczny Anglik Tom Brown, który za wszystko przeprasza (i rozmawia z nieżyjącą matką) oraz narwana Szwedka Sophie Borg, szybsza w strzelaniu niż myśleniu - zostają karnie oddelegowani do rozwiązania morderstwa w małym szwedzkim miasteczku, z którego pochodzi Sophie. Przyjezdny Anglik, pastor, zostaje znaleziony podtopiony, podpalony, rozkawałkowany i pozszywany, a na końcu powieszony, po czym na jego twarzy morderca wycina łacińskie słowa, a na szyi - biblię. Na miejscu zastają absolutnie niezorganizowany posterunek - niezbyt inteligentnego komendanta, uwikłanego w lokalną politykę, jego syna idiotę (niedaleko pada jabłko od jabłoni, ale tutaj syn jest wyjątkowym matołem) - asystenta na komisariacie oraz fińską patolog, która z absolutnym brakiem wyczucia opowiada anegdotki z prosektorium. Wszystko, co można w śledztwie spaprać, zostaje spaprane, ale z czasem cała grupa zaczyna odnosić sukcesy. Sophie musi zderzyć się ze swoim konfliktem z matką, Tom odkrywa miłość.

Poza bogatym zestawem absurdalnych scen, serial ma doskonale przygotowane tło: jest sporo wątków feministycznych i społecznych, całkiem na serio, mimo że podanych w komediowym sosie. Nawiązanie do Breaking Bad w jednym z końcowych odcinków zwala z nóg. Ma długość podobną jak "Deep water" - 8 krótkich odcinków.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 22, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 1


Alice Sebold - Szczęściara

W beletryzowanej biografii autorka opisuje koszmar, który w ciągu jednej nocy zmienił jej życie. Tuż po zakończeniu 1. roku studiów, podczas ostatniej nocy w kampusie, Alice została brutalnie zgwałcona i tylko szczęściu zawdzięczała to, że przeżyła (stąd tytuł - poprzednia dziewczyna zgwałcona w tym samym miejscu została zamordowana). Detalicznie opisany gwałt jest lekturą niełatwą dla czytelnika, mimo że nie czuje przerażenia i bólu 19-latki, dla której był to jednocześnie pierwszy kontakt erotyczny. Powrót do akademika, szpital i komisariat to początek wieloletniej drogi, jaką dziewczyna przeszła sama, z niewielkim - bo nikt nie był w stanie czuć tego, co ona - wsparciem otoczenia (i absurdalnie - najmniej ze strony rodziny, dla której najsensowniejszą strategią było udawanie, że nic się nie zmieniło). Spotkanie gwałciciela na ulicy i ciągnący się miesiącami proces, podczas którego musiała wielokrotnie opowiadać i przeżywać na nowo najbardziej intymne i bolesne szczegóły, gdy jej zeznania podważano, a adwokat oskarżonego usiłował znaleźć lukę w jej zeznaniach i ją zastraszyć, wprowadził ją w stan ciągłego napięcia. Każda próba powrotu do normalności utrudniana była przez otoczenie, które "wiedziało" o przeszłości Alice. Szczęśliwego zakończenia - mimo skazania przestępcy - nie ma w dosłownym tego odbiorze: Alice przez cało swoje życie będzie żyć w cieniu jednej nocy, która wszystko zmieniła.

Drastyczna historia złagodzona jest przez ironiczne poczucie humoru autorki, chociaż oczywiście trudno nazwać ją lekką. Czy warto przeczytać - nie wiem, nie jest to lektura łatwa, ale nie aż tak przerażająca jak niektóre reportaże.

Inne tej autorki tutaj.

#50

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 21, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2018, beletrystyka, panie - Skomentuj


Caitlin Moran - Dziewczyna, którą nigdy nie byłam

14-letnia Johanna dorasta w robotniczym angielskim mieście, w wielodzietnej rodzinie, którą można określić jako patologiczną - troje starszych dzieci, świeżo urodzone bliźnięta, którymi opiekuje się matka z depresją poporodową i żyjący na krawędzi alkoholizmu bezrobotny ojciec, marzący o karierze muzyka. Żyją z zasiłku, do pewnego momentu hojnie serwowanego przez opiekę społeczną. Johanna, skupiona głównie na odkryciu masturbacji i chęci rozpoczęcia intensywnego życia erotycznego, co jest dość trudne zwłaszcza dla grubej i niezbyt pewnej siebie dziewczyny (branej czasem za matkę rodzeństwa!), decyduje się wyjść ze strefy komfortu i zostać ekscentryczną dziennikarką muzyczną. Wybiera pseudonim - Dolly Wilde, dobiera kostium i zmienia się tak, żeby pasować do swojej wizji siebie. Pisuje kąśliwe, czasem niezamierzenie zabawne recenzje, rzuca się w wir zabawy, starając się pozbyć niewinności przez praktykę, poznaje angielską scenę muzyczną lat 90. i biznes stojący za prasą muzyczną.

Mimo mylącego tytułu (sensowniejszego w oryginale “How to build a girl” - Jak stać się dziewczyną), skupiającego się na udawaniu przez Johannę (a może i autorkę) kogoś innego, to historia odkrywania siebie metodą prób i błędów. Jak sama Johanna określa, jej życie to “Szklany klosz” napisany przez Adriana Mole’a, gdzie z wielu pomyłek (nadużywania alkoholu i narkotyków, swobodnego, nie zawsze przyjemnego seksu) udaje jej się zbudować całkiem niegłupią kobietę. Krytycy zarzucali autorce epatowanie autoerotyzmem, ale na litość - ile znacie książek o dorastających chłopcach, na stałe przyspawanych do przyrodzenia, którym nikt jakoś nie zarzuca onanizmu jako wady, traktując to jako uroczą fazę? Pytanie retoryczne, nie musicie wymieniać, ja znam kilka (i założę się, że w usuniętych fragmentach “Buszującego w zbożu” niejedno by się znalazło); mnie w każdym razie jakoś to specjalnie nie oburzało.

Świetny drugi plan - brat ukrywający swoje skłonności seksualne, ojciec - alkoholik nie umiejący zadbać o rodzinę, ale przy tym ekscentryczny i niegłupi, redakcja czasopisma muzycznego i fikcyjni (choć pewnie oparci na realnych) muzycy brytyjskiej sceny niezależnej czy wreszcie schemat życia na zasiłku (godny pióra Roddy’ego Doyle’a). Do tego autorka dołożyła sporo zabawnych dialogów (nie tylko Johanna jest obdarzona (auto)ironicznym poczuciem humoru) i dużą dawkę humoru sytuacyjnego.

Inne tej autorki tutaj.

#49

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lipca 19, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: panie, 2018, beletrystyka - Komentarzy: 5


Robert Rient - Świadek

Łukasz od zawsze czuł się inny - dorastał w zborze Świadków Jehowy. Wytykany palcami w szkole, pomijany przy obchodzeniu urodzin i rozmów o świątecznych prezentach (ze względu na restrykcyjną doktrynę kwestii świętowania, zwłaszcza uroczystości świeckich), chciał zrealizować się jako człowiek przez wiarę. Mimo euforii związanej z akceptacją we wspólnocie i poczuciem spełnienia przy głoszeniu dobrej nowiny, nie był jednak w stanie przejść nad ograniczeniami ciała - dojrzewanie i zakazana fascynacja własnym ciałem sprawiły, że miał poczucie rozdarcia i grzechu, jednego z cięższych. Opresyjna religia wymagająca absolutnego podporządkowania się hierarchii, wykluczająca kwestionowanie zasad przez członków wspólnoty za pomocą wzajemnej inwigilacji, doprowadziła Łukasza na skraj załamania nerwowego, zwłaszcza gdy przyznał się przed sobą, że jest homoseksualistą. Po długiej walce z samym sobą, stopniowo przestając negować swoje potrzeby i przykrawać je do wymagań wspólnoty, analizując krytycznie wszystkie wartości, wśród których wzrastał, dojrzał do odejścia (a w zasadzie do zostania usuniętym) ze zboru, zataczając koło ponownego wykluczenia. Umarł Łukasz - skazany na piekło grzesznik, pełen lęku i frustracji, a narodził się Robert - spełniony człowiek, choć z musu bez korzeni.

Książka to autobiograficzny reportaż, pisany przez dwóch autorów - Łukasza i Roberta. Poza dramatyczną historią dojrzewania w skrajnie nieprzyjaznym dla wrażliwej i analitycznej osoby środowisku, jest to dokument pokazujący skrywane wewnętrzne zasady wspólnoty Świadków Jehowy. Czytałam kolejne rozdziały w tramwaju w drodze do pracy, mijając codziennie ustawiony przed Szpitalem Ortopedycznym stand z kolorowymi czasopismami, obstawiany przez parę sympatycznych, wizytowo ubranych ludzi w średnim wieku. To dość drastycznie współgra z opisywaną przez Rienta religią wybiórczego miłosierdzia (tylko ci, co przyjęli Dobrą Nowinę i weszli do wspólnoty, mają szansę na życie wieczne), braku empatii, archaicznych zasad rodem z XIX wieku, masońskiej hierarchicznej struktury i absurdu, który nakazuje żyć ze świadomością rychłej eksterminacji.

Inne tego autora tutaj.

#48

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 18, 2018

Link permanentny - Tagi: 2018, beletrystyka, panowie - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Ryszard Ćwirlej - Masz to jak w banku

1989. Obraduje Okrągły Stół.

W Pniewach pod Poznaniem ginie w wypadku obcokrajowiec, lokalne służby porządkowe (a konkretnie dwóch cwanych milicjantów) plądrują bagażnik samochodu, a znalezione walory w dolarach skrzętnie zagospodarowują do celów prywatnych.

Miesiąc później. W Poznaniu jednocześnie ginie dwóch mężczyzn związanych ze środowiskiem cinkciarzy (z czego jeden nosi nazwisko Krzyżaniak, przypadek?) oraz pojawia się plotka, że już za chwilę handel walutą będzie legalny.

Obydwa wątki splatają się za sprawą Grubego Rycha, nieopanowanego pociągu Teosia Olkiewicza do alkoholu i płci pięknej (w tej kolejności) oraz mody, a konkretnie marmurkowych dżinsów, produkowanych w manufakturze Krzyżaniaka na Podolanach. Jak w kilku innych tomach, do gry wkraczają aktywni i emerytowani członkowie SB, którzy w aktualnej sytuacji politycznej są zdeterminowani do zapewnienia sobie godnej emerytury.

To, co spodobało mi się w tym tomie, to silne postaci kobiet - właścicielka butiku na Głogowskiej, Magda Jankowska, narzeczona ajenta motelu w Pniewach, Zosia Pietruszka czy pojawiająca się już wcześniej Marylka, eks-flama Olkiewicza. Tak naprawdę one rozwiązują całą sprawę i wymierzają sprawiedliwość, nawet najbardziej ogarnięty Mirek Brodziak jest tutaj postacią drugoplanową (bo kapitana Marjańskiego, który w tym tomie odkrywa prawdziwe uczucie, czy Teosia raczej nie można brać pod uwagę jako spiritus movens).

Inne tego autora tutaj.

#47

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 10, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2018, panowie, prl, kryminal - Skomentuj


Wasted

Rodzeństwo Morpheus i Sarah prowadzą w zapyziałej angielskiej wiosce salon tatuażu/sklep z artykułami do palenia. Wraz z przyjaciółmi z liceum - Alison (tatuażystką) i Kentem (próbującym bez skutku pracy DJ-a) spędzają czas pijąc, paląc i usiłując prowadzić życie intymne. Morpheus zakochany jest w Alison, która raczej sypia z kim popadnie, zaś Kent i Sarah udają, że nic ich nie łączy, mimo że jakiś czas temu spotkali się w łóżku. Sean Bean, grający Seana Beana w ciuszkach z Gry o Tron, jest duchem przewodnim Morpheusa, prowadzącym go do sukcesu, ale nawet to nie sprawia, że to jest dobry serial.

Jeden sezon, mnóstwo raczej fekalnych i krwawych gagów (niektóre są mimo to śmieszne), Sean Bean ginie (a może jednak nie ginie?). Podsumowałabym to jednym słowem: niekoniecznie.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 10, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Alice Sebold - Nostalgia anioła

Susie opowiada swoją dramatyczną historię - kiedy miała 14 lat, wracała ze szkoły przez pobliskie pole kukurydzy, na którym spotkała tego dziwnego sąsiada. Sąsiad pod pretekstem pokazania ciekawostki, zaciągnął ją do wykopanej w ziemi jamy, zgwałcił i zabił. Tak, Susie opowiada swoją historię już po śmierci, opowiadając ze specjalnego nieba o sobie i swojej osieroconej rodzinie. Z sielskiej krainy obserwuje, co dzieje się z jej rodziną - ojcem, który nie ustaje w poszukiwaniu zbrodniarza, kiedy policja rozłoży już ręce; matką, wybierającą ucieczkę i zapomnienie; młodszą siostrą, która czuje, jakby straciła pół siebie i musi żyć za dwie osoby; 4-letnim (w momencie śmierci) bratem czy wreszcie ekscentryczną babcią, która wprowadza się, by spoić rodzinę. Obserwuje przyjaciół, sąsiadów i swojego mordercę.

Znów mam rozjazd między reklamą a lekturą. Miało być wzruszająco, a łza mi się zakręciła w oku raz - kiedy do nieba po śmierci trafił pies Susie. Miała był zaskakująca fabuła ze zwrotem akcji - nie wiem, czy chodziło o osobę narratorki (zapewne rzadko jest nią zamordowana), czy też o magiczną zamianę, kiedy Susie na kilka godzin zamieniła się duszą z koleżanką ze szkoły[1], dzięki czemu mogła przespać się ze swoim ukochanym z liceum. Owszem - jest to książka miejscami drastyczna (zwłaszcza że osnuta częściowo na przeżyciach autorki[2]) i przerażająca dla rodzica, ale bajkowość narracji sprowadza ją do kryminału z wszechwiedzącym autorem.

[1] Tu w ogóle wątek jest słaby na wielu poziomach, raz, że realizm magiczny, dwa, że Ruth była raczej homoseksualna, ale dzięki wspólnej miłości do zamordowanej Susie i chwilowej zamianie dusz rozpoczęła heteroseksualny związek z Rayem.

[2] Czy ja chcę przeczytać autobiograficzną opowieść tej autorki, rozpoczynającą się od gwałtu?

Inne tej autorki:

#46

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 6, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2018, panie, kryminal - Komentarzy: 2