Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Jeśli nie czytałyście książki, ale coś się Wam kojarzy, to macie rację - główna oś fabularna tego tomiku została kanwą dla pierwszego odcinka serialu “07 zgłoś się”, choć z pewnymi zmianami w fabule.
Z zagranicy do prywatnych osób przychodzą francuskie sweterki na suwak, w planach są hurtowe ilości pożądanych na rynku płaszczy ortalionowych, w zamian twarda waluta opuszcza kraj, przemycana podczas niby niewinnych wyjazdów (w serialu nielegalnie importowana jest… kremplina). Porucznik Drwień ma rozpracowany cały gang, ale jego zwierzchnik - major Krupski - wcale nie kwapi się do wydania pozwolenia na interwencję, co dla Drwienia jest oczywiste - major zwariował albo dostał łapówkę. Dodatkowo życie osobiste porucznika nie układa się - jego ojciec, przyjaciel majora z czasów wojny, odradza synowi występowanie przeciw szefowi, dodatkowo nie akceptuje jego związku ze starszą od niego Joanną[1]. Narratorem drugiego wątku jest Tomasz, właśnie wyszedł z więzienia za malwersacje na rynku mieszkaniowym, zaczepił się u zgrabnej[2], acz “wybrakowanej” - bo z blizną na twarzy - urzędniczki pocztowej i szuka pracy. Przez więzienne kontakty trafia do prywaciarza Kreczera, zaczyna rozwozić towar, szybko okazuje się, że ma czujne ucho i sprawne ręce w kwestii przesłuchiwania i wymierzania kar, stając się cennym nabytkiem dla przemytniczego gangu, tego samego, co go właśnie porucznik Drwień rozpracowuje. Nie jest też - co przestępcza "inteligencja" docenia - prymitywem; zna się na malarstwie (Kossak, Boznańska), mówi po francusku (bo miał matkę Francuzkę) oraz wie, że pernod to anyżówka. Z serialu wiadomo, jaka jest pointa - Gbznfm - frevnybjl Oberjvpm - wrfg zvyvpwnagrz vapbtavgb, m avrbcngembaą gjnemą, ob jłnśavr jeópvł m cynpójxv mntenavpmarw. Książka wypakowana jest dodatkowo lekko zakamuflowaną erotyką.
Się pali: sporty, carmeny, camele (u inżyniera), wawele, ekstra-mocne, fajkę nabitą wiśniową “Amphorą” (major), z której dym pachnie miodem, kadzidłem i polnymi kwiatami(!), fajkę nabitą tytoniem „Prince Albert” (dym był fiołkowy, aromatyczny), goluazy (pisownia oryginału).
Się pije: Full Light (z lodówki), gin z sokiem pomarańczowym i lodem, ormiański koniak „Dwin”[3], jarzębiak, koniak, pomarańczówkę, pernod, herbatę “yunan”, jugosłowiański rizling, pilznera.
Się je: słone pałeczki i biszkopty (pod koniak), herbatniki, ogórkową, podsmażony makaron z mięsem, rozpustną kolację z garmażem z „Delikatesów” - kawior, plastry łososia, węgorz i węgierskie salami, popijając to oryginalnym francuskim szampanem, a potem przegryzając bananami, które trafiły się akurat, cukierki „Leśne”, korki jugosłowiańskie(?), bulion rakowy, pieczonego indyka, melbę, podlane butelką wina francuskiego (Beaujolais) - w restauracji.
Się nosi: futra z nurków lub popielic, na każdym paluchu brylant (luksusowa kokota[4]); “zamszową marynarkę i koszulkę polo rozpięta pod szyją. Koszulka była beżowa, o ton jaśniejsza od marynarki. Taki szczegół zdradza klasę faceta” (Kreczet), “piaskowy garnitur z połyskiem, białą koszulę i modny ciemnobrunatny krawat w ukośne żółte pasy. Wyglądał jak starzejący się amant z hollywodzkiego filmu dozwolonego od osiemnastu lat” (inżynier), “satynową piżamę, niebieską w złote pasy” (Tomasz).
Się ma gadżety: porucznik Drwień bawi się czterokolorowym długopisem.
Społecznie: [dzieci] fajne mają życie. Nikt im nie daje dwóch tygodni [na rozwiązanie sprawy], najwyżej klapsa w pupę, jeśli przesolą.
Wspomniany jest dramat żony majora Krupskiego:
— „Nie chciałbyś mieć dziecka?”
— „Jasne, że nie — odparł, całując Ewę w policzek — statystycznie mamy i tak ze dwoje dzieci, wystarczy, nie musimy uczestniczyć aktywnie w produkowaniu wyżu demograficznego, przywykłem do naszego trybu życia, dobrze mi, przysięgam, wcale: nie chcę mieć dziecka...” Uwierzyła? Może. Ale uśmiech miała smutny, przepojony goryczą, jak gdyby była winna przed nim że nie potrafi rodzić, że pozwoliła obozowemu lekarzowi na eksperyment; miała wtedy czternaście lat, sama była dzieckiem, w szpitalu dostawała lepsze jedzenie.
[1]
— Był telefon do ciebie — odzywa się, żując z apetytem. - Dzwoniła pani Joanna.
— Wróciła?! — Drwień aż się podrywa, patrzy na ojca z niepokojem. — Jak z nią rozmawiałeś?...
— Nauczono mnie być uprzejmym dla dam — mówi ojciec, sięgając po następne ciasteczko. — Co oczywiście nie znaczy, że mój stosunek do sprawy się zmienił.
— Mam dwadzieścia cztery lata — rzuca sucho Drwień. —Wolno mi...
— A ona czterdzieści dwa — wtrąca ojciec.
— I co z tego?
— Z tego jeszcze nic. Jestem dialektykiem, rozpatruję zjawiska w ich całokształcie. Znasz mój stosunek do tej pani.
— Kocha mnie! — Drwień rozpoczyna szybki spacer po pokoju, manewrując między stołem, kredensem i szafą biblioteczną. — I ja ją kocham... Jest nam dobrze ze sobą... nie rozumiem, jak możesz...
Ojciec dopija herbatę, patrzy z żalem na pustą filiżankę.
— Trudno mi o życzliwy stosunek do kobiety, która po dwóch godzinach znajomości przyprowadziła cię do swojego domu, spiła i wpakowała do łóżka.
(...) Nie wiedziała, że jest stara.
Nie chciała przyjąć do wiadomości, że cały jej urok to teatralny grym. Przynajmniej dla postronnego obserwatora. Młody kochanek upewniał ją, że jest wciąż młoda i piękna, ale ja nie miałem jego oczu: widziałem hennę, szminki i tusz, zmarszczki przy wargach, wiotczejącą skórę na szyi.
[2] Gdyby była amerykańską aktorką, ubezpieczyłaby swoje nogi na ładną sumkę, powiedzmy, sto tysięcy dolarów. Miały tę wartość. Zgrabne łydki spotyka się dosyć często, ale wówczas uda są albo za tłuste, albo zbyt umięśnione. Nogi Marty były skomponowane klasycznie. Posągowo. Uda, łydki, kolana — jak na reklamie pończoch Piersi też miała reklamowe, strome i twarde, na takich byle płócienny stanik wygląda jak arcydzieło gorseciarskie.
Aż dziw, że nie jest modelką.
[4] Gębę ma jak szympansica, nos płaski, ślepka malutkie, każdy ząb w inną stronę. I zawsze przychodzi z innym przystojniakiem. Skaczą koło niej jak pieski na tylnych łapkach, mizdrzą się, po rączkach cmokają.
Inne tego autora:
Inne z tego cyklu.
#94