Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Oglądam

Przelotni kochankowie

Jaki to piękny film, dawno się tak dobrze nie bawiłam podczas oglądania czegokolwiek. Leci sobie samolot, na pokładzie klasa ekonomiczna śpi, klasa biznes wyraża pewne poirytowanie, a stewardzi i piloci zaprawiają się napitkami procentowymi, albowiem w wyniku kilkuminutowego incydentu na lotnisku (z udziałem Penelopy Cruz i Antonio Banderasa) samolot wystartował z niesprawnym podwoziem. Zamiast lecieć do Meksyku, krążą sobie i czekają, aż dostaną pas do lądowania. W międzyczasie rozwiązują problemy uczuciowe, piją zaprawiany meskaliną koktail, tracą dziewictwo oraz rozwiązują tajemnicę tożsamości płatnego mordercy czy materiałów wpływowej kurtyzany.

Pełen przekrój pięknych pań znanych już z dotychczasowych filmów Almodovara, niesamowite, kolorowe stroje, doskonale zaprojektowane wnętrza i duża doza absurdu, gęsto przetykanego słowem nieskromnym.

Na szczęście najpierw obejrzałam film, potem przeczytałam garść recenzji, która odsądza najnowszego Almodovara od czci i wiary. Dowodzi to tylko, że to, co ja odbieram jako zaletę (kamp w stylu "Kobiet na skraju załamania nerwowego", ślicznie przegięte cioty, cameo Penelopy i Banderasa, cały film o ryćkaniu i związkach), dla "fanów" nagle staje się wadą, bo to najgorszy film ever. Mogę powitać to tylko bardzo poważnym "phi".

Inne filmy Almodovara.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 18, 2013

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 3


Przed północą

To nie tak, że jestem rozczarowana. Tylko mi smutno. Trzecia część, w której już wiadomo, że Jesse spóźnił się na samolot (mówiłam!), to historia o tym, że nawet kiedy poznajesz się w najbardziej romantycznych okolicznościach na świecie, a potem cudem odkrywasz po 9 latach, to i tak może się okazać, że codzienność oskubuje ze wzruszeń. Celine i Jesse spędzają wakacje na Peloponezie, właśnie odwieźli na lotnisko syna Jesse'go z pierwszego związku, na tylnym siedzeniu śpią ich wspólne 8-letnie bliźniaczki, owoc paryskiego spotkania po latach. Lekkie dialogi w samochodzie w drodze na kolację, on nieco lekceważy jej rozterki związane z działalnością społeczną i propozycją nowej pracy, ona bagatelizuje jego tęsknotę za synem, którego zostawił, by mieszkać we Francji z miłością swojego życia. Po uroczej, pełnej rozmów o istocie związków, trwałości i zakochaniu kolacji z przyjaciółmi, Jesse i Celine jadą na romantyczną noc do hotelu, pierwszą od lat (bo praca, dzieci itp.). I nagle się okazuje, że każde z nich ma ogromny bagaż strachów, żalu, poczucia straconych szans i poczucia samopoświęcenia. Trzaskanie drzwiami i powroty. Przejście od pocałunków i półnagości do uderzania w najbardziej bolące partnera miejsce.

To film o tym, ile kosztuje spełnienie marzenia i starzenie się razem. Ale też o tym, że warto.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 22, 2013

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 3


Pacific Rim

Bardzo przyzwoity film #4morons. Może jeden zarzut mam, że ciut zbyt patetyczny jest, ale rozumiem, że jak ludzkość jest zagrożona, to trzeba nieco patosu. Albowiem za kilka lat otworzy się portal, przez który do naszego świata wejdą istne bydlaki, pogrobowcy Godzilli, które będą demolować rozwinięta przy brzegach oceanu cywilizację. Do walki z bydlakami wojsko/naukowcy tworzą mechy, w które montują się parami albo i trójkami rodziny (syn z tatką, brat z siostrą itp.), nawiązują sojusz półkulami i mogą poruszać kilkudziesięciometrowym kombinezonem z rdzeniem atomowym jak własną ręką i nogą. Tyle że Jaegerów (mechów) jest za mało, a Obcych coraz więcej. Ba, zaczynają atakować parami oraz nie ograniczają się do wybrzeża, więc ludzkości grozi katastrofa. Demolują Golden Gate, a to nie jest miłe. Nie będzie zaskoczeniem, że najpierw sytuacja wyda się beznadziejna, morale upadnie jak bułka posmarowaną masłem stroną, ale wspólnym wielonarodowym wysiłkiem się jednak - w ostatniej sekundzie, obowiązkowo odliczający zegar - uda. Fanfary, flagi, fajerwerki.

Sytuację oczywiście ratuje pyskaty blondyn, srodze doświadczony przez życie utratą brata, który jednak wspina się na wyżyny i jak trzeba, to puści atomówkę i sam się uratuje (w tej roli wyjątkowo domyty Charlie Hunnam aka Jax Teller), duet doskonałych nerdów-naukowców, którzy i zwłoki obcego pokroją ("Nie rzucaj wnętrzności w moją stronę, znasz zasady"), i za pomocą czapeczki z elektrodami połączą się z umysłem obcego, przypłacając to tylko malutkim krwotokiem z nosa i oczopląsem. Doskonałą wisienką na czubku jest oczywiście Ron Perlman (nie wiem, czy lepszy jako Clay z SoA, czy jako Hellboy) w roli króla czarnego rynku w Hong Kongu, pozyskującego i monetyzującego dowolną ilość padliny z obcego (paczajcie mu na buty!). Jest stanowczy wojskowy, którzy wie, kiedy huknąć pięścią w stół i na jakiego żołnierza postawić (w tej roli Luther, o którym - jak już obiecywałam - niebawem) oraz piękna, delikatna jak kwiat, azjatycka piękność po przejściach. Wiele rzeczy w akcji nie trzyma się kupy (Obcy wprawdzie nie zjada ludzi ani tym bardziej metalowych jaegerów, ale ma ewidentnie kościane zęby, co nie przeszkadza mu pluć niebieskim kwasem, a podczas wybuchu atomowego pod wodą wystarczy sobie mechem przykucnąć, żeby fala uderzeniowa nie poczyniła nijakich zniszczeń), ale drobne ukłony w stronę widza (sedes na pobojowisku, żeby można było godnie do niego zwymiotować czy przepiękna scena paniki w schronie) wiele wynagradzają.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 7, 2013

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 1


Kick Ass

Dave Lizewski, nastolatek z high schoola nudzi się nieco narastającym zużyciem Kleenexów, albowiem ejakuluje na myśl o wszystkim, co płci przeciwnej, więc wpada na pomysł, że zostanie superbohaterem. W tym celu kupuje zielony piankowy strój do nurkowania i idzie w miasto. Łomot spuszcza mu już pierwsza para napotkanych złoczyńców, chwilę potem przejeżdża go samochód, więc na wejściu ląduje w szpitalu. Ściągają z niego kombinezon (przez co fama idzie, że znaleziono go nagiego, więc na pewno jest gejem), łatają go, montując mu połowę szkieletu z metalu i wypuszczają bez blizny. Młody się nie zraża, idzie chwilę potem bronić honoru panny, która mu się podoba (a która uważa, że jest gejem) i trafia w sam środek gangu narkotykowego. Z tego też by nie wyszedł cało, ale do gry wchodzi zamaskowana dziewczynka, która wycina wszystkich w pień. Oraz zamaskowany mężczyzna, który ratuje dziewczynkę. Młody jedzie sobie na internetowej sławie (ma więcej znajomych niż na MySpace; dude, co to jest MySpace), mówi o nim telewizja, ale skoro zadarł z gangiem narkotykowym, wielki boss planuje go wykończyć. A że tenże sam wielki boss zniszczył karierę zamaskowanego mężczyzny, a jego córkę pozbawił matki, plot się zacieśnia. W końcowej scenie, zgodnie z najlepszymi zasadami sztuki filmowej, jeśli ktoś wniesie bazookę, to powinna wystrzelić.

Obejrzałam ten film, żebyście Wy nie musieli. Naprawdę, bardzo cenię ironiczne, komiksowe filmy o spuszczaniu sobie łomotu, ale tu zabrakło tej ironii. Owszem, można docenić obsadzenie Nicolasa Cage'a w roli superbohatera z doprawionym zarostem, jako oko puszczone do widza, ale to nie wystarczy. Film udaje bycie komedią, ale niespecjalnie mu to wychodzi - mordowanie, zwłaszcza w wykonaniu 10-latki - jest zbyt dosłowne. Na #4morons za ambitne, na wielkie kino - zdecydowanie zbyt #4morons.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 1, 2013

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 8


Orange is New Black

[Do czasopisma Business&Beauty, przed korektą]

Kiedy wykształcona, biała, bogata i nieco zmanierowana Amerykanka idzie do więzienia, zmienia się wszystko. Nie dość, że rzeczywiście nie może stamtąd zaktualizować swojej strony www, to okazuje się, że nie ma pieniędzy na plastikowe klapki pod prysznic, z powodu nieporozumienia słownego zostaje pozbawiona jedzenia, a dodatkowo dociera do niej, że mimo posiadania narzeczonego i zamożnej rodziny, jej życie się właśnie bezpowrotnie zmieniło.

Serial oparty jest na książce Piper Kerman (w serialu - Chapman), która w bujnej młodości była w związku z dealerką narkotyków i przemycała przez granicę pieniądze. Przez 13 odcinków pierwszego sezonu to jednak nie Piper i jej coraz bardziej żałosne próby przejścia przez wyrok możliwie najłagodniej są najciekawsze. Więzienny kastowy system pokazuje, jak łatwo wraca się do segregacji, kiedy zdejmie się ogładę cywilizacji. Rzut oka na amerykański system penitencjarny, nastawiony na zysk, pokazuje, jak łatwo wpaść w machinę - czasem za drobną kradzież - z której już się nie wyjdzie. W tle pokazane są dramatyczne, czasem wynikające z braku wyboru, historie pozostałych więźniarek. I to wcale nie Piper zaczynam najbardziej współczuć w kolejnych odcinkach.

[Tekst "Recenzje filmowe" do Magazynu Business&Beauty, styczeń 2014].

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek września 19, 2013

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Przeczytali mnie, Seriale - Skomentuj - Poziom: 3


Wielki Gatsby

Baz Luhrmann, reżyser filmu, uznał, że wszyscy "Wielkiego Gatsby'ego" już czytali albo oglądali w wersji z Redfordem i Farrow, wiadomo więc, że niewierna Daisy jednak nie wybrała Gatsby'ego, a dla wszystkich poza Buchananami życie się skończyło.

Owszem, Gatsby w wykonaniu di Caprio jest niesamowity - z równą wiarą przyjmuję, że był nieuleczalnym romantykiem, człowiekiem, który miał marzenie albo - jak sam aktor stwierdził - zwyczajnym psycholem. Daisy, grana przez mniej znaną, ale należycie maślanooką Mulligan, ma śliczny uśmiech i omdlewa we właściwych momentach. Najmniej pasował mi grający narratora Maguire, twarz Spidermana za bardzo się z nim zrosła i miałam poczucie, że zaraz wypuści nić i wespnie się na wieżowiec.

Ten film warto obejrzeć dla obrazu i muzyki. Zestawienie rapu z szalonymi latami prohibicji i charlestona, bogatymi kostiumami z epoki i omdlewającym spojrzeniem mocno uszminkowanych pań jest odważne i wciąga od pierwszej minuty. Komputerowo wygenerowany świat, neonowo kolorowy w sferach dla bogatych, szary w dzielnicach robotniczych tworzy prawie że musicalowy show, w którym z litery książki F. Scotta Fitzgeralda pozostaje tylko obsesja i zawieszenie w teraźniejszości. Bo jutra nie będzie.

[Tekst "Recenzje filmowe" do Magazynu Business&Beauty, styczeń 2014].

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 17, 2013

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Przeczytali mnie - Komentarzy: 3 - Poziom: 3