Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Najpierw noc. Żółte światło latarni, śnieg skrzypiący pod nogami, absurdalnie rześka woda płynąca przez młyńskie koło pod hotelem. Jak nie lubię zimna, tak tylko słowność powstrzymała mnie przez pójściem w świat złamanej mrokiem bieli (tak jak wcześniej silna wola nie pozwoliła mi jechać do Berlina, akurat odjeżdżał IC w tamtym kierunku). Sama siebie za to nie szanuję. Od kiedy to powinność zwycięża nad kaprysem? W hotelową ciszę wdarłam się z Foo Fighters, słabo przespana noc w absurdalnym jak na cztery gwiazdki zimnie.
Słoneczny ranek (bynajmniej nie zwiastował zadymki, którą oglądałam z okien pociągu wracającego do Poznania), śnieg iskrzący się w słońcu jak rozsypane kryształki znanej marki na S. W restauracji na mój widok nastąpiło poruszenie, z jednej strony to zabawne być chyba jedynym gościem w hotelu, z drugiej zamiana stołu szwedzkiego na osobistą obsługę i pięćsetkrotne upewnianie się, że na pewno jogurcik jagodowy może być, że może owocek i ta jajeczniczka oczywiście, wystarczy poprosić, nieco mnie zmęczyło. Zachwyt przeszedł na obskurnym Toruniu Wschodnim; tu nie ma kindli ani książek, są zmęczone oczy, czasem "Twoje imperium" czy krzyżówki panoramiczne. Za oknem pociągu przemknął przez zaspy spóźniony szary zając, nie zwracał uwagi na światła mijającego go pociągu. Napisałam szkic historii, która zapewne by zażenowała bohaterów, gdyby się o niej dowiedzieli. Na szczęście przy tworzeniu prozy nie do publikacji żadna z osób zaangażowanych nie zostaje skrzywdzona. Może poza autorem.
Zwierzęta zimą śpią. Pewnie w domkach, na zapleczach klatek i pawilonach. W śniegu stoją tylko posągi, zaśnieżone i spokojne; czekają na niezliczone pielgrzymki dzieci, które będą siadać na wilku, łapać za ogon konia i sięgać do lwa na postumencie. W witrynie dwa dzioborożce trąbiące, które, potwierdzając etymologię nazwy, trąbiły i ganiały się po klatce ("mamusiu, a co ten ptasek myśli do dlugiego ptaska?"). I śnieg. Wspominałam o śniegu?
Znalazłam przy okazji uroczy i bardzo dokładny blog o poznańskim Starym Zoo [2019 - poznanzoo.blox.pl - link nieaktywny].
Śnią mi się miejsca, które znam z dzieciństwa. Klatka schodowa domu obok, starego bloku z lat 50., z dobudowanymi chyba skrzydłami. Byłam tam może raz czy dwa w życiu, na pewno nie była bardziej mroczna i ciemna niż inne klatki schodowe w tego typu blokach, a jednak to ona mi się śni jako miejsce, w którym szukam kogoś albo przed kimś uciekam. Śnię o miejscach za ogródkami, przejściach prowadzących skrótem z miejsca na miejsce. O cienistych uliczkach latem, rzadko zastawionych przez samochody. I tak się zastanawiam, czemu właśnie te, a nie inne miejsca wypaliły mi w pamięci ścieżki na stałe.
Przeflancowałam się kilkanaście lat temu do Poznania. Mimo to nie wracam we śnie tutaj, tylko w miasto dzieciństwa. Czy kiedy przejdę teraz wszystkimi trasami, którymi chodziłam, zamknę jakiś rozdział? Czy się rozczaruję tym, że już będzie zupełnie inaczej? Czy Maj będzie śniła w Poznaniu i Suchym Lesie? O próbach naszych cotygodniowych rytuałów - śniadaniu w Republice Róż, karmieniu kaczek w Parku Sołackim? O korytarzach Zamku, schodach do przedszkola i placu zabaw we wsi?
Zbigniew Safjan - Uwaga, komunikat specjalny #011
Spis osób:
Kapitan Rusak przejmuje śledztwo po kapitanie Miernickim, który po ataku serca wylądował w szpitalu i jest niedysponowany w kwestii ewentualnych pytań. Nieudany napad na jubilera, telewizja ogłasza komunikat, szukając świadków napadu. Na maszynie do pisania zamordowanego pana Tworowskiego, pozostaje rozpoczęty list, nawiązujący do komunikatu. Milicja sprawdza wiele tropów - związek zamordowanego z napadem, jego życie prywatne, kontrahentów i znajomych. Rusak, pijąc kolejną kawę za kawą (i okazjonalnie również łapiący się za serce z przyczyn różnych), wgryza się w akta i w zasadzie dochodzi do wniosku, że nie wie i - tak jak poprzednik - chce cisnąć akta do kosza. Sprawę komplikuje fakt, że ktoś już po śmierci Tworowskiego przesłał na komisariat zaginione kilka lat wcześniej poufne dokumenty, związane z aferą przemysłową i samobójstwem jednego z inżynierów. Wiele wątków prowadzi do rozwiązania zagadki morderstwa mężczyzny o nieustalonych źródłach utrzymania, którego nikt nie kocha, a zwłaszcza młoda żona (i nawet mu nie gotuje!).
Stawka za szantaż - 45 tys. złotych (1965 rok). A policyjny kierowca, Edek Walczak, notorycznie łamie przepisy ruchu drogowego i przejeżdża bez koguta na czerwonym. Społecznie - jak wyjaśnia pani Janina - ”Kobiety są zwyczajne, że ich mężowie biją”.
Się pije: jarzębiak
Krystyn Ziemski - Rubinowy ślad (64)
Spis osób:
Kapitan Andrzej Korcz dla podratowania słabego zdrowia (po zawale) zmienił intensywną pracę w stołecznej sekcji zabójstw na małe, spokojnie miasteczko - Strzałków. W miasteczku nie dzieje się nic, tu brydżyk, tu jakieś małe pijaństwo przyjezdnych, o 12 matki z małymi dziećmi na skwerku, o 14 wracają robić obiad, tyle że krąży legenda o duchu straszącym w zamku. I nagle sytuacja się diametralnie zmienia, bo w zamku przy okazji remontu osiadających murów znalezione zostają zwłoki sprzed 10-12 lat. Korcz odkrywa, że w latach 1957-58 w miasteczku zaginęło bez śladu mnóstwo ludzi, z czego kilku aferzystów (i aż cztery osoby o inicjałach AZ, pasujących do znalezionej przy zwłokach obrączki). Mozolnie dopasowuje zrekonstruowane na podstawie czaszki zdjęcie do zaginionych i okazuje się, że denaci mu się rozmnażają. Jak tytuł wskazuje, do wyjaśnienia tajemnicy przydaje się namiętność mordercy do krwistych kamieni szlachetnych.
Inne tego autora.
Helena Sekuła - Siedem diabłów dziadka Osiornego #067
Spis osób:
Wisienka na czubku serii. Pal diabli akcja (zwłoki 40-letniej Czesławy A., znalezionej w okradzionym mieszkaniu), ale dziadek Osiorny i jego wnuk - coś pięknego i niedrogo. Dziadek jest nestorem rodu "szlamiarzy", włamywaczy-magików, którzy potrafili ściągnąć śpiącym w obrabowywanych domach biżuterię tak, że delikwenci się nie obudzili. Dziadzio aktualnie jest na emeryturze, pomieszkuje w Utracie z wnuczką i wnukiem (oraz śliczną i sprytną psicą Azą, która - zupełnym przypadkiem - ma cieczkę i głuszy skutecznie rasowego owczarka milicyjnego o wdzięcznym, acz mylącym imieniu Homo) i utrzymuje przyjacielskie stosunki z byłym dzielnicowym. Wnuk, Zenek, miał tego pecha, że oprócz bycia sprawnym włamywaczem, był też gładki na gębie i wprawdzie nabrał początkowo męża jednej z ofiar, który niespodziewanie wrócił, że wślizgnął się przez balkon uciekając od pozamałżeńsko udzielającej się sąsiadki z góry ("ale nad nami nie ma piątego piętra!"), to jednak za drugim razem zebrał po paszczy i dostał wyrok. Śledztwo prowadzą kapitan Grzegorz Czarnota i Leszek Biernat, ranga nieznana. Jednym z dowodów jest pocięta gazeta, symulująca plik banknotów. Dzięki temu milicja trafia najpierw do willi znanego profesora, którego Biernat był studentem, potem do Zakładów Introligatorskich, gdzie mistrz pokazuje, jak bardzo niefachowo prasa była pocięta, aż wreszcie do śmierdzącego Zakładu Garmażeryjnego. Dostaje się też prywatnemu biznesowi, a konkretnie hodowcy norek. Tutaj kwota szantażu: 100 tysięcy (1973), za to w trzech ratach. Ludzki przestępca, frontem do ofiary.
Poza świetnymi bohaterami, historia urocza językowo. Epitety "ryfa" czy "stara pularda" bawią mnie do łez.
- Poczekaj!... Co mówi o niej ten zaopatrzeniowiec?
- Brzydko!
- Mianowicie?
- Stara kurwa.
- Rzeczywiście nieładnie.
#99 (wiem, że trzy tomiki, ale marnej objętości, więc)
PS Theli, polukrowany nie wygląda mocno lepiej, nie umiem lukrować. Nauczę się na przyszłe święta.
Inne z tego cyklu tutaj.