Więcej o
Czytam
Hercules Poirot podróżuje po Jerozolimie, co było modną wtedy - na równi z Egiptem - destynacją wakacyjną, tyle że wakacje nie trwały 2 tygodnie, a kilka miesięcy. Przypadkiem podsłuchuje, jak rodzeństwo Boyntonów w zdenerwowaniu rozważa morderstwo swojej toksycznej i manipulującej macochy, przydaje mu się to niebawem, kiedy starsza pani rzeczywiście zostaje znaleziona martwa u podnóża groty przy Petrze w pobliskiej Jordanii. Oprócz lokalnych pracowników biura podróży, określanych przez swojego brytyjskiego szefa mianem “moich tępaków z pustyni”, w okolicy jest tylko młoda lekarka, panna King, znany choć kontrowersyjny psychiatra, doktor Gerard, niepozorna stara panna Pierce, znana działaczka lady Westholme oraz rodzina Boyntonów - trójka pasierbów i córka zmarłej. Poirot odkrywa, że seniorka - wcześniej pracowała jako strażniczka więzienna - terroryzowała psychicznie rodzinę, mamiąc ich wizją spadku po ojcu; wycieczka w egzotyczne okolice pokazała młodym ludziom, jak bardzo zostali przez opiekunkę ograniczeni. Niestety, wszyscy z przesłuchiwanych kłamią bądź wzajemnie sobie zaprzeczają. Mimo to detektyw w lakierkach, które bezlitośnie niszczy wędrówką po skałach, wyjaśnia tajemnicę, a przyparty do muru morderca popełnia samobójstwo.
I kryminał sam w sobie jest całkiem ciekawy, natomiast warstwa obyczajowa już jest mocno przestarzała. Poza pełnym pychy kolonializmem - tubylcy mogą pełnić tylko role służebne (np. wnosić otyłą turystkę na górę w lektyce), a i wtedy trzeba ich pilnować, bo są zbyt głupi, żeby powierzyć im jakąkolwiek odpowiedzialność, sporo jest seksizmu i mizoginii, również wśród kobiet. Panna Sarah King, lekarka świeżo po dyplomie, odrzuca z niechęcią pre-feministyczne postulaty lady Westholme, która rzuca hasło “Jeśli coś ma być dokonane na tym świecie, dokonają tego kobiety”:
Po raz pierwszy z życiu Sarze zrobiło się przykro, że przynależy do płci piękniej.
(...) Wstydzę się, panie doktorze, ale naprawdę nie cierpię kobiet. Do furii doprowadzają mnie niezaradne idiotki, jak panna Pierce. A zaradne - w rodzaju lady Westholme są jeszcze gorsze.
Naczelnym mizoginem jest oczywiście doktor Gerard, znawca ludzkiej psychiki, rzucający krzywdzącymi hasłami typu “Angielki mają uraz na tle seksu” czy “Jest pani na wskroś nowoczesna. Publicznie i swobodnie posługuje się pani najordynarniejszymi wyrazami, jakie można znaleźć w słowniku. Jest pani nieskrępowana i swobodna.” (przy czym, na litość, panna King bynajmniej nie klnie, a jej swoboda polega na tym, że wybrała się samotnie w podróż). Sugeruje również, że ”(...) warto by wytruć mnóstwo kobiet. Wszystkie te, które stały się brzydkie i stare” oraz pieczołowicie kolekcjonuje wszystkie występki modowe podróżujących pań, bo ich wygląd rani go w estetykę.
Inne tej autorki tutaj, inne z tej serii.
#96
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 29, 2021
Link permanentny -
Tagi:
kryminal, panie, 2021, z-jamnikiem -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
"Eryk" to bardziej nowelka niż pełnowartościowa książka, wprawdzie w większym formacie, ale sporo zajmują całostronicowe grafiki. Rincewind, po wypadkach opisanych w "Czarodzicielstwie", ląduje gdzieś w Piekielnych Wymiarach, słychać go tylko w postaci dziwnego pogłosu na Niewidocznym Uniwersytecie. Motywuje to magów do kolejnego rytuału Ashk-Ente, który - poza przykuciem uwagi Śmierci - niczego nie wyjaśnia (i kończy wątek NU, szkoda). Wracając do Rincewinda, zostaje przywołany z powrotem do świata żywych przez Eryka, który nie jest wcale sprawnym magiem, a znudzonym 14-latkiem, szukającym życia wiecznego, najpiękniejszej kobiety i panowania nad światem. Razem przenoszą się przez historię, odwiedzając dyskowy odpowiednik krainy Majów, gdzie poznają podróżnika Ponce'a da Quirma i dowiadują się, w jaki sposób należy pić wodę ze Źródła Młodości (cemrtbgbjnaą); Eryk odkrywa, że Helena z Tsortu może i była najpiękniejszą kobietą, ale od tego czasu minęło trochę lat; wreszcie spotkanie ze stwórcą i obserwowanie początku świata nie jest takie fascynujące, jakby się wydawało (oraz co może zdziałać kanapka z rzeżuchą, ale bez majonezu). Całość przeplatana jest celnie przedstawioną historią rewolucji biurokratycznej w piekle.
To pozycja raczej dla fanów Świata Dysku i literatury, niezależnie czytania niespecjalnie się broni.
Inne tego autora.
#95
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 28, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, panowie, sf-f
- Skomentuj
Jeśli nie czytałyście książki, ale coś się Wam kojarzy, to macie rację - główna oś fabularna tego tomiku została kanwą dla pierwszego odcinka serialu “07 zgłoś się”, choć z pewnymi zmianami w fabule.
Z zagranicy do prywatnych osób przychodzą francuskie sweterki na suwak, w planach są hurtowe ilości pożądanych na rynku płaszczy ortalionowych, w zamian twarda waluta opuszcza kraj, przemycana podczas niby niewinnych wyjazdów (w serialu nielegalnie importowana jest… kremplina). Porucznik Drwień ma rozpracowany cały gang, ale jego zwierzchnik - major Krupski - wcale nie kwapi się do wydania pozwolenia na interwencję, co dla Drwienia jest oczywiste - major zwariował albo dostał łapówkę. Dodatkowo życie osobiste porucznika nie układa się - jego ojciec, przyjaciel majora z czasów wojny, odradza synowi występowanie przeciw szefowi, dodatkowo nie akceptuje jego związku ze starszą od niego Joanną[1]. Narratorem drugiego wątku jest Tomasz, właśnie wyszedł z więzienia za malwersacje na rynku mieszkaniowym, zaczepił się u zgrabnej[2], acz “wybrakowanej” - bo z blizną na twarzy - urzędniczki pocztowej i szuka pracy. Przez więzienne kontakty trafia do prywaciarza Kreczera, zaczyna rozwozić towar, szybko okazuje się, że ma czujne ucho i sprawne ręce w kwestii przesłuchiwania i wymierzania kar, stając się cennym nabytkiem dla przemytniczego gangu, tego samego, co go właśnie porucznik Drwień rozpracowuje. Nie jest też - co przestępcza "inteligencja" docenia - prymitywem; zna się na malarstwie (Kossak, Boznańska), mówi po francusku (bo miał matkę Francuzkę) oraz wie, że pernod to anyżówka. Z serialu wiadomo, jaka jest pointa - Gbznfm - frevnybjl Oberjvpm - wrfg zvyvpwnagrz vapbtavgb, m avrbcngembaą gjnemą, ob jłnśavr jeópvł m cynpójxv mntenavpmarw. Książka wypakowana jest dodatkowo lekko zakamuflowaną erotyką.
Się pali: sporty, carmeny, camele (u inżyniera), wawele, ekstra-mocne, fajkę nabitą wiśniową “Amphorą” (major), z której dym pachnie miodem, kadzidłem i polnymi kwiatami(!), fajkę nabitą tytoniem „Prince Albert” (dym był fiołkowy, aromatyczny), goluazy (pisownia oryginału).
Się pije: Full Light (z lodówki), gin z sokiem pomarańczowym i lodem, ormiański koniak
„Dwin”[3], jarzębiak, koniak, pomarańczówkę, pernod, herbatę “yunan”, jugosłowiański rizling, pilznera.
Się je: słone pałeczki i biszkopty (pod koniak), herbatniki, ogórkową, podsmażony makaron z mięsem, rozpustną kolację z garmażem z „Delikatesów” - kawior, plastry łososia, węgorz i węgierskie salami, popijając to oryginalnym francuskim szampanem, a potem przegryzając bananami, które trafiły się akurat, cukierki „Leśne”, korki jugosłowiańskie(?), bulion rakowy, pieczonego indyka, melbę, podlane butelką wina francuskiego (Beaujolais) - w restauracji.
Się nosi: futra z nurków lub popielic, na każdym paluchu brylant (luksusowa kokota[4]); “zamszową marynarkę i koszulkę polo rozpięta pod szyją. Koszulka była beżowa, o ton jaśniejsza od marynarki. Taki szczegół zdradza klasę faceta” (Kreczet), “piaskowy garnitur z połyskiem, białą koszulę i modny ciemnobrunatny krawat w ukośne żółte pasy. Wyglądał jak starzejący się amant z hollywodzkiego filmu dozwolonego od osiemnastu lat” (inżynier), “satynową piżamę, niebieską w złote pasy” (Tomasz).
Się ma gadżety: porucznik Drwień bawi się czterokolorowym długopisem.
Społecznie: [dzieci] fajne mają życie. Nikt im nie daje dwóch tygodni [na rozwiązanie sprawy], najwyżej klapsa w pupę, jeśli przesolą.
Wspomniany jest dramat żony majora Krupskiego:
— „Nie chciałbyś mieć dziecka?”
— „Jasne, że nie — odparł, całując Ewę w policzek — statystycznie mamy i tak ze dwoje dzieci, wystarczy, nie musimy uczestniczyć aktywnie w produkowaniu wyżu demograficznego, przywykłem do naszego trybu życia, dobrze mi, przysięgam, wcale: nie chcę mieć dziecka...” Uwierzyła? Może. Ale uśmiech miała smutny, przepojony goryczą, jak gdyby była winna przed nim że nie potrafi rodzić, że pozwoliła obozowemu lekarzowi na eksperyment; miała wtedy
czternaście lat, sama była dzieckiem, w szpitalu dostawała lepsze jedzenie.
[1]
— Był telefon do ciebie — odzywa się, żując z apetytem. - Dzwoniła pani Joanna.
— Wróciła?! — Drwień aż się podrywa, patrzy na ojca z niepokojem. — Jak z nią
rozmawiałeś?...
— Nauczono mnie być uprzejmym dla dam — mówi ojciec, sięgając po następne
ciasteczko. — Co oczywiście nie znaczy, że mój stosunek do sprawy się zmienił.
— Mam dwadzieścia cztery lata — rzuca sucho Drwień. —Wolno mi...
— A ona czterdzieści dwa — wtrąca ojciec.
— I co z tego?
— Z tego jeszcze nic. Jestem dialektykiem, rozpatruję zjawiska w ich całokształcie. Znasz mój stosunek do tej pani.
— Kocha mnie! — Drwień rozpoczyna szybki spacer po pokoju, manewrując
między stołem, kredensem i szafą biblioteczną. — I ja ją kocham... Jest nam dobrze ze
sobą... nie rozumiem, jak możesz...
Ojciec dopija herbatę, patrzy z żalem na pustą filiżankę.
— Trudno mi o życzliwy stosunek do kobiety, która po dwóch godzinach znajomości przyprowadziła cię do swojego domu, spiła i wpakowała do łóżka.
(...) Nie wiedziała, że jest stara.
Nie chciała przyjąć do wiadomości, że cały jej urok to teatralny grym. Przynajmniej dla
postronnego obserwatora. Młody kochanek upewniał ją, że jest wciąż młoda i piękna, ale
ja nie miałem jego oczu: widziałem hennę, szminki i tusz, zmarszczki przy wargach,
wiotczejącą skórę na szyi.
[2] Gdyby była amerykańską aktorką, ubezpieczyłaby swoje nogi na ładną sumkę, powiedzmy, sto tysięcy dolarów. Miały tę wartość. Zgrabne łydki spotyka się dosyć często, ale wówczas uda są albo za tłuste, albo zbyt umięśnione. Nogi Marty były skomponowane klasycznie. Posągowo. Uda, łydki, kolana — jak na reklamie pończoch Piersi też miała reklamowe, strome i twarde, na takich byle płócienny stanik wygląda jak arcydzieło gorseciarskie.
Aż dziw, że nie jest modelką.
[3] (...) wcale nie gorszego od najlepszych francuskich. Ktoś mi opowiadał: ormiański
plantator winogron, jeszcze za carskich czasów, chciał kupić od ojców miasta Cognac
tajemnicę produkcji ich sławnego napoju. Odmówili. Wówczas cwaniak ormiański posłał
do Francji swego syna, który najął się do wytwórni koniaku jako zwykły robotnik. I
wywąchał najpilniej strzeżone tajemnice.
Tata machnął koniaczek, który zdobył kopę medali na festiwalu alkoholowym,
kosząc Francuzów jak pod Borodino.
[4] Gębę ma jak szympansica, nos płaski, ślepka malutkie, każdy
ząb w inną stronę. I zawsze przychodzi z innym przystojniakiem. Skaczą koło niej jak
pieski na tylnych łapkach, mizdrzą się, po rączkach cmokają.
Inne tego autora:
Inne z tego cyklu.
#94
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek sierpnia 26, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie
- Skomentuj
W serii “Klub Srebrnego Klucza” powieść pojawiła się pod tym tytułem z taką okładką, wydania od roku 2004 noszą już tytuł “I nie było już nikogo”. W tym wydaniu rzecz się dzieje na Wyspie Murzynków u wybrzeży Devonu, nazwanej tak z powodu kształtu przypominającego charakterystyczny kształt głowy mieszkańca Afryki, nie wiem, jak to jest zmienione w nowszych wydaniach, jeśli jest.
Zaproszenie na wakacje do nowoczesnej acz tajemniczej willi na wyspie dostaje 10 niezwiązanych ze sobą osób - para służących, zamożny “złoty” młodzieniec, łowca przygód, były wojskowy, emerytowany sędzia, nauczycielka, zamożna właścicielka ziemska, były policjant i znany lekarz. Każde z nich otrzymuje inną, choć bliżej nieokreśloną, obietnicę - pracę, spokojne wakacje wśród dawnych przyjaciół czy okazję biznesową. Na miejscu okazuje się, że willa jest znakomicie wyposażona, para służących zadba o potrzeby gości, ale gospodarza nie ma, za to wszyscy słyszą złowrogą wiadomość z płyty, na której ktoś przypomniał obecnym ich przestępstwa, za które nie zostali ukarani. Chwilę później pada pierwszy trup, a do pozostałych dociera, że ktoś zdecydował się ich wymordować w myśl dziecięcej rymowanki.
To kryminał bez śledztwa, jeśli nie liczyć prób podejmowanych przez topniejącą grupę gości na wyspie, żeby odkryć, gdzie ukrył się psychopatyczny gospodarz, a potem - kiedy dociera do nich, że jest to “jeden z dziesięciu” - kim on jest. Wyjaśnienia udziela sam “gospodarz”, wrzucając wyznanie w butelce do wody, gdzie jest po jakimś czasie odnalezione. Autorka zostawia tropy, ale dla mnie były zbyt nieprzejrzyste, żeby je zrozumieć (np. nie znałam frazy pmrejbal śyrqź/erq ureevat, która jest podpowiedzią). Znakiem czasów są niektóre ze zbrodni, za które są ukarani zaproszeni na wyspę goście - łowca przygód zostawia na pewną śmierć 21 tubylców w Afryce, motywując to wymówką, że mieszkańcy Afryki śmierć traktują w innych kategoriach (zapewne lżej lub mniej zobowiązująco, sic!) niż Europejczycy; zasadnicza stara panna nie waha się przed wyrzuceniem ciężarnej służącej, która - z braku perspektyw - popełnia samobójstwo; guwernantka wysyła podopiecznego na pewną śmierć, żeby jej ukochany uzyskał spadek. Żadnemu z obecnych spowodowana przez nich śmierć nie spędza snu z powiek, dopiero przed samym końcem odczuwają żal czy wyrzuty sumienia.
Inne tej autorki, inne z tego cyklu.
#93
Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 25, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, cwa, kryminal, mwa, panie, klub-srebrnego-klucza
- Komentarzy: 2
Major Doug Selby był prokuratorem okręgowym w Madison City, ale zrezygnował z tej funkcji, bo ważniejsza po ataku na Pearl Harbor roku była obrona kraju; autor umieszcza kilka aluzji plus jedną pokrzepiającą przemowę o konieczności pracy u podstaw, żeby INNI nie odebrali USA tego, co USA może uzyskać ciężką pracą obywateli. Major ma 5 dni urlopu przed powrotem na front, decyduje się więc, żeby odwiedzić przyjaciół - szeryfa Brandona, dziennikarkę Sylwię i “wybitne przystojną” prawniczkę Inez, niechcący włączając się w trwający właśnie głośny proces o milionowy spadek. Zamożna dama zginęła w wypadku, przed śmiercią sporządziła jednak testament, wydziedziczający rodzinę na korzyść swojej gospodyni. Jako że gospodyni również zginęła w wypadku, dziedziczy jej córka, a adwokaci obu stron usiłują ustalić, czy dama była w pełni świadoma i nie została zmuszona do sporządzenia niesprawiedliwego dla rodziny testamentu, co jest nietrywialne. Inez jest adwokatką rodziny testatorki, po stronie rodziny gospodyni sprawę prowadzi A. B. Carr, adwokat-celebryta. Selby przypadkiem obserwuje dziwne spotkanie na dworcu, kiedy Carr - ozdobiony białą gardenią - spotyka kobietę i mężczyznę z podobnymi ozdobami; okazuje się to istotne dla sprawy. W trakcie akcji ginie jedna osoba, druga cudem wymyka się śmierci.
Selby nie ma oczywiście żadnego umocowania poza ustnym stwierdzeniem szeryfa, że “pomaga mu zbierać dowody” oraz w pewnym momencie zostaje współ-adwokatem z Inez, nie przeszkadza mu to oczywiście w przepytywaniu świadków. Jakkolwiek oczywista jest przyjaźń z szeryfem, wszak latami współpracowali, tak dość dziwna jest sytuacja z dziennikarką i adwokatką - Inez jest ewidentnie zazdrosna o Sylwię, obie w momencie wzruszenia rzucają się i wpijają w usta Selby’ego, co ten traktuje jako oczywistą oczywistość.
Społecznie: Czarny posługacz czyści podróżnym buty w pociągu za drobną opłatą, zaś do mniej zamożnych domów, w których nie ma zwyczaju odnoszenia ubrań do pralni, raz na jakiś czas przychodzi praczka.
Edycyjnie: książka zawiera spis bohaterów, bardzo lubię!
Inne tego autora, inne z tego cyklu.
#92
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek sierpnia 23, 2021
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Fotografia+ -
Tagi:
klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie, 2021
- Skomentuj
Anonimowy narrator, dziecko 13-letniej Wietnamki i katolickiego misjonarza z Europy, rozpoczyna od opisu nagłej ewakuacji Sajgonu w 1975 roku, kiedy to USA uznało, że nie będzie jednak włączać się w politykę wewnętrzną Wietnamu i z godnością odejdzie przed naporem bojówek komunistycznego Wietkongu[1]. Sojusznicy demokracji zniknęli ze swoją zaawansowaną dyplomacją i uzbrojeniem, pozostawiając wspieranych Wietnamczyków na lodzie. Narrator pomaga przy ewakuacji podwładnych swojego szefa, Generała, ale zdaje sobie sprawę, że do samolotu zmieści się tylko promil zagrożonych, a reszta, cóż, w najlepszym razie straci pozycję, w gorszym - trafi do reedukacyjnego obozu albo od razu zginie. To nie pierwsza trudna decyzja bohatera, bo od lat podejmuje tylko takie, będąc tajnym agentem komunistów - pracuje dla demokracji tylko po to, żeby dostarczać wywiadu. Podobnie dzieje się w Stanach, gdzie dla ukrycia swojej roli, narrator przyczynia się lub wręcz sam morduje ludzi. Oczywiście, ma wyrzuty sumienia, wszak jest wyjątkowo inteligentny, dobrze wykształcony, widzi wady komunizmu, ale jego młodzieńcza sympatia (patrz tytuł) dla obiektywnie najsprawiedliwszej ideologii jest silniejsza od rozsądku. USA też nie pomaga - zatrudniony na planie filmowym u Mistrza, który tworzy Wielkie Dzieło o Wietnamie (nietrudno odkryć, że mowa o “Czasie Apokalipsy”) - widzi ogromne zadufanie Amerykanów i ich pogardę dla niedawno wspieranej wietnamskiej demokracji. Wraca wreszcie do Wietnamu, ale to, co zastaje, nie jest tym, czego się spodziewał.
To trudna książka, brutalna i nierówna oraz - jak inne książki o szpiegach - od samego początku pokazuje, że z bycia szpiegiem nie da się wyjść bohaterem. Sporo rozliczeń, jakże aktualnych w roku 2021, o “pokojowym wsparciu” czy “rozjemczej” roli Stanów Zjednoczonych w światowych konfliktach, to gorzko brzmi nawet teraz, kiedy już chyba nikt nie wierzy w dobrą wolę polityków, hojnie lobbowanych przez producentów broni, żywności czy chemii. W tle pojawia się też bogaty obraz emigracji etnicznej, niekoniecznie zgodny z wizją grzecznych, łatwo asymilujących się Azjatów.
[1] I tak, jest coś znaczącego w tym, że przypadkowo wzięłam tę książkę w momencie, kiedy analogiczna akcja dzieje się w roku 2021 w Kabulu.
#91
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 22, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, beletrystyka, panowie
- Skomentuj