Aktorka (Victoria Abril) z doświadczeniem w porno i była narkomanka jest obiektem westchnień młodego człowieka (Antonio Banderas), właśnie wypuszczonego z zakładu dla psychicznie chorych. Niestety, ponieważ dama nie pamięta, że przed rokiem się z nim przespała, ani nie zwraca uwagi na stanie na rękach, długowłosą perukę i czekoladki, gładysz kradnie jej klucze i porywa ją w jej własnym mieszkaniu. Kocha i pragnie wzajemności, ale żeby panna nie krzyczała, wali jej z dyńki, łamiąc przy okazji bolący ząb. Siedzą więc sobie odcięci od świata, ona zwykle związana, a dodatkowo wymagająca coraz silniejszych środków przeciwbólowych, bo ząb boli, rozmawiają i coś się tam między nimi wykluwa mimo teoretycznie niesprzyjającej sytuacji. A to on on dostaje łomot, bo okradł dla ukochanej dilerkę (świetna rola Rossy de Palma), a to ona się użala i odkrywa, że jest w łóżku namiętnie. I w zasadzie to czemu by nie zostać, nawet jeśli jest się przywiązaną do łóżka.
Całkiem sporo zbliżeń na nieubraną Abril, Banderas emituje goły tyłek wprawdzie w lustrze, ale za to wielokrotnie odbity. Apartament i piękna klatka schodowa z ażurową windą występował już w "Kobietach", a panie po zrobieniu siku nie myją rąk.
Inne filmy Almodovara.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 27, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Za Lidlem czai się różowe niebo, poprzecinane szachownicą chemtrailsów i nisko ściele się mgła.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 26, 2015
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
debiec
- Skomentuj
Ponieważ jestem wielbicielką turystyki lokalnej, już od miesiąca czekałam na wycieczkę Lubońskim Szlakiem Architektury Przemysłowej; od miesiąca, bo odbywają się raz na miesiąc, w ostatnią sobotę (wczoraj wyjątkowo, bo za tydzień "długi" weekend). Jakkolwiek mam małe pojęcie o historii przemysłu w XIX i XX-wiecznej Polsce, a zwłaszcza w Wielkopolsce, taka wycieczka to jedyna okazja, żeby na legalu wejść w miejsca niedostępne normalnie. Do tego wożą autobusem, co dla niektórych regularnie wożonych samochodem jest atrakcją samą w sobie.
I tak - dawna fabryka Koehlmanna, później fabryka przetworów ziemniaczanych to dziś zupełna ruina (własność lokalnego potentata deweloperki mieszkaniowej, Pajo), poza zabytkową willą dyrektorską przy wejściu. Zabrakło mi tam godzinki na obejście całej okolicy i wejście do dostępnych budynków. Tutaj pewnie dałoby się dyskretnie zakraść przez płot, do czego oczywiście nie namawiam.
Fabryka drożdży (aktualnie należąca do Lubanta S.A.) to marzenie fotografa opuszczonych miejsc. Nieledwie gotycka budowla z wieżami; w środku wąziutkie schody, okienka, loftowe hale, czasem bogato ozdobione ptasim guanem, bo zamieszkuje je aktualnie tylko ptactwo i - czasem - wchodzą artyści robić Sztukę. Też tylko kawałek do liźnięcia, poważnie zastanawiam się nad powtórzeniem wycieczki tylko po to, żeby wejść na samą górę.
W Parku Siewcy romantyczna historia o Romanie Mayu (niespokrewnionym z tym od bestsellerów o Indianach), na szczęście - o czym poniżej - plac zabaw. Otaczające park osiedle domków, niegdyś stanowiących kwatery dyrektorów, majstrów i inżynierów też czeka na następną okazję, ale - tak jak dworzec - jest dostępne "z ulicy".
Ostatnim punktem jest Luvena - tutaj to przemysł pełnowymiarowy, pani PR wraz z panią technolog odziewają wycieczkę w kamizelki i kaski (niewygodne, kilkadziesiąt minut w kasku przypłaciłam bólem głowy, wino wieczorem też pewnie nie pomogło), jest pogadanka BHP o panu, co mu rękę wciągnęło oraz zagrany w stylu wczesnego Wołoszańskiego film o historii fabryki. Hala Poelziga jest architektonicznie jednym z najmocniejszych punktów wycieczki (niestety - o czym niżej - zakaz zdjęć). Wywrócone na lewą stronę tężnie z Ciechocinka, obłożone czerwoną cegłą i wypełnione taśmociągami, na których coś się podsypuje, kręci, wiruje, a z radia gra hit "Jesteś szalona" (true story).
Co było kiepskie: dwa dni przed wycieczką okazało się, że osoby poniżej 18 lat nie mogą wejść do Luveny. W efekcie TŻ został z niekrzywdującym sobie wprawdzie Majutem na placu zabaw przy przedostatnim przystanku, ale hali Poelziga nie zobaczył. A nie zobaczył tym bardziej, że z powodu wykorzystania hali do procesu produkcyjnego jest zakaz zdjęć, co jest o tyle absurdalne, że w połowie 260-metrowa hala służy do przechowywania 500-kilowych worków z nawozem i naprawdę trzeba by się bardzo postarać, żeby sfotografować jakąś TAJEMNICĘ PRZEDSIĘBIORSTWA. Nie wiem czemu ominęliśmy też planowany przystanek przy zabudowie dworcowej w Luboniu, ale to sobie nadrobię przy ładnej pogodzie za tydzień (albo za pół roku).
Szczegóły na stronie UM Luboń:
- ostatnia sobota miesiąca, warto się wcześnie zapisać, bo jest raptem 20 miejsc,
- 10-13, teoretycznie wycieczka startuje spod Muzeum Narodowego w Poznaniu, ale można dojechać samodzielnie do Lubonia, jak się ma blisko,
- trzeba podać numer dowodu osobistego, żeby wejść do Luveny.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 25, 2015
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tagi:
polska, lubon
- Skomentuj
Trudno nazwać ten tom pełnoprawną książką, to raczej opracowanie albumu ze zdjęciami. Opisuje historię świetlnej reklamy w Poznaniu od połowy XIX wieku do współczesności - skąd się neony brały, ile się ich zachowało, czemu w PRL-u były takie popularne i czemu zaczęły z czasem odchodzić. Trochę anegdot, trochę historycznej topografii Poznania i dużo ciekawych zdjęć. Na marginesie - świetnie widać, jak wybiórcza jest po latach ludzka pamięć, nie wspierana materiałem fotograficznym; zacierają się dokładne treści reklam, nie zawsze wiadomo, pod jakim numerem coś się znajdowało, kto stworzył. Podejrzewam, że tak samo będą odbierały nasze dzieci próbę przypomnienia sobie, jakie plakaty wisiały gdzie.
#88
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek października 23, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2015, panie, podroze
- Skomentuj
Joanna, autorka kryminałów, przyjmuje gości w domku nad Bugiem. Gości, dodajmy, męża, bo całe jej życie upływa w cieniu męża. Bon vivanta, sławnego autora wielkonakładowych poradników o utrzymaniu romantyzmu w związku, zarabiającego na życie udziałem w ciemnych interesach. Jest pomijana w rozmowie, jej książki są traktowane niezbyt poważnie, widzi krzywe uśmiechy za plecami, mąż - gdy goście nie widzą - wyraża głównie irytację, a wszystkie pasywno-agresywne rozmowy są na krawędzi kłótni. Gości też specjalnie nie lubi - syn sędziego, Adalbert, jest chory psychicznie, obnaża się i nie pilnowany jest niebezpieczny. Kiedy jeden lokalnych notabli - sędzia - proponuje, że załatwi jej dzień obserwacji pracy policji, zgadza się bez wahania. Młody, przystojny policjant, Sebastian, na początku ją ignoruje, ale w ciągu niecałego dnia lądują w łóżku; Joanna czuje się nareszcie pożądana, piękna i ważna. Kiedy jeszcze widzi przez okno, jak jej mąż oddaje się pozamałżeńskim rozkoszom z żoną sędziego, daje jej to napędu do przerwania toksycznego związku. Podczas kłótni niechcący wbija w męża nóż ze skutkiem śmiertelnym. Przerażona, dzwoni do kochanka, który pomaga jej ukryć zbrodnię i załatwia alibi. Tyle że osaczają ją znajomi męża, którzy chcą podpisywania jakichś dziwnych dokumentów i pełnomocnictw, a dodatkowo współpracownik Sebastiana, śmiertelnie chory, zaczyna ją podejrzewać i gromadzi dowody.
Narracja jest prowadzona jednocześnie z dwóch punktów - narrator z boku chłodno opisuje sceny z życia Joanny, a sama Joanna, przerażona, zaszczuta i pokaleczona, przeplata tę opowieść swoimi myślami, kiedy ucieka przed wszystkimi, cała we krwi, w podartej odzieży i bez nikogo, do kogo mogłaby się zwrócić o pomoc. A na końcu dopada pointa, taka, która odwraca całą historię na drugą stronę.
Inne tej autorki tu.
#87
Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 21, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2015, panie, kryminal
- Skomentuj
Jeśli codzienny ASAP nie przyniesie spektakularnego fakapu, jestem na fali wznoszącej. Wącham ciężki zapach mokrych liści, nieco kawowy o poranku. Opanowałam 6:30, kiedy wczoraj przestawiłam budzik na 6:45, bo jechałam zasięgnąć języka w skarbówce, obudziłam się wcześniej i czekałam, aż zadzwoni. Wprawdzie o poranku chwilowo już jest noc, a nie wschód słońca, jak jeszcze dwa tygodnie temu, ale potem na Drodze Dębińskiej świat się już zaczyna wynurzać spod kołdry. Dalej uwielbiam swój dom - TŻ stwierdził, że zadomowimy się wtedy, kiedy przestaniemy czuć zapach klatki schodowej. Przestałam. Home, home again
I like to be here when I can. Na parapecie mam schyłkowe, jesienne mieczyki.
Gorzej jest, jak fala opada. Wczoraj. Brak poczucia sensu, co ja robię tu, czego ode mnie chcecie, nie wiem, jak rozwiązać kolejny kryzys. Może i robię dobre wrażenie, ale dalej jestem tu nowa i nie wiem, gdzie co leży. Nie odpowiadam za wszystkie decyzje podjęte przed moim pojawieniem się. Jasne, jestem niesamowicie elastyczna, ale nawet gumka kiedyś pęka, jak się ją za dużo razy naciągnie albo za mocno. Wczoraj było zdecydowanie za mocno. TŻ mi aż loda na pocieszenie kupił. Nie zjadłam i mam dziś, do gorącej herbaty.
Dzisiejszy wpis sponsoruje inkoherencja.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 20, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Skomentuj
W domu babci I. w kominku płonie ogień, radośnie podsycany przez Majuta aż do wyczerpania drewna. A w ogrodzie rudości, czerwienie, fiolety i brązy. Jeszcze jest ten kawałek jesieni, który motywuje do wyjścia przed 6 miesiącami Mordoru.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 18, 2015
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+
- Komentarzy: 3
Po obejrzeniu tego filmu zostało mi głównie poczucie klaustrofobiczności. Rzecz się dzieje w bloku, w pokojach wąskich jak korytarz w pociągu, ciemnych i zagraconych. Ciasna winda i klatka schodowa, na której rezyguje diaboliczna sąsiadka, pani Kwiatkowska, nadaje wszystkiemu posmak horroru. Podobnie chyba układa się świat w głowach bohaterów - Tomek jest autystykiem, dodatkowo ma w głowie nowotworowy guz, wymaga opieki i nadzoru, ucieka, żeby patrzeć w niebo. Jacek, brat Tomka, pracuje z domu[1], usiłuje znaleźć dziewczynę na stałe, ale niestabilny brat w tym nie pomaga, zwłaszcza że dziczeje po przypadkowym oglądaniu telewizji. Magda, sąsiadka z przeciwka, widzi zamiast twarzy straszne maski, ma schizofrenię? depresję? psychozy? Czasem pomagają na to tabletki i palenie trawy, wtedy widzi dżunglę. Jak tabletki nie działają, próbuje popełnić samobójstwo. Ratuje ją zakochany w niej dzielnicowy, dobry chłopak, chociaż prosty. Wbrew wszystkiemu, Magda zaprzyjaźnia się z Tomkiem, mimo że trudno z nim nawiązać kontakt. Wzruszyłam się podczas finału, mimo że domyślałam się, jak się film skończy. Rzadko mi się zdarza wejść w pokazywany świat na tyle, że patrzę na napisy do samego końca, żeby jeszcze przez chwilę pozostać wśród twórców.
Doskonała muzyka, fantastyczny Mecwaldowski - rola porównywalna do DiCaprio w "Co gryzie Gilberta Grape'a"; reszta obsady niespecjalnie porywała, sam film też nie wyląduje na półce ulubionych, ale to bardzo przyzwoita, prawie że "sundance'owa" pozycja.
[1] A jakże, jest webdesignerem.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 17, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Violet Weston ma nowotwór w ustach, łyka tabletki przeciwbólowe jak cukierki oraz zatruwa życie mężowi, dla odmiany alkoholikowi, niegdyś poecie. Mąż, Beverly, zatrudnia młodą opiekunkę pochodzenia natywnie amerykańskiego[1] i znika. Siostra i trzy córki pojawią się, żeby wesprzeć osamotnioną matkę, a potem pogrzebać odnalezionego ojca. Pięć kobiet, każda z innym bagażem problemów, nie rozwiązanych konfliktów i kilka do tej pory nie ujawnionych sekretów. Panowie przynależni snują się na peryferiach awantury, ale warto zauważyć, że jednym z panów jest Cumberbatch, który nawet w roli absolutnego fajtłapy jest uroczy.
Wbrew opisom w różnych serwisach, nie jest to komedia obyczajowa.
[1] Ma to o tyle znaczenie, że jest tajemniczo uśmiechnięta, spokojna i stanowi świetny kontrapunkt do wybuchowej i toksycznej rodziny Westonów. A przy tym potrafi w razie czego przyłożyć szpadlem.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 13, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 2
Ależ to jest zły film! Na Ziemię, gdzieś na zapadłą amerykańską prowincję, spada meteoryt, a w środku istny sukinsynek z obcej planety, który kolonizuje ludzi za pomocą wstrzeliwania się w brzuch i przemieszczenia do mózgu. Tak skolonizowany zostaje mąż pięknej pani nauczycielki (Elizabeth Banks), który obrażony z powodu braku pożycia poszedł z inną panią w krzaki. Potem już jest tylko gorzej - obcy powoduje u męża ohydną wysypkę, składa pani z krzaków (oszczędzając żonę) jaja za pomocą dwóch wychodzących z brzucha peni^Wmacek, a zapłodniona ofiara musi jeść surowe mięso do momentu, aż się nie rozpęka z hukiem. Z rozpękniętej ofiary wychodzą małe, ale bardzo sprawne wypławki i atakują ludzi, wchodząc im przez usta. Zaatakowani ludzie stają się zombiakami, a dodatkowo współdzielą jaźń z pierwszym zakażonym, który chce złożyć jaja tym razem w swojej żonie. Z całej miejscowości ratuje się wspomniana żona, jej chłopak ze szkoły - szeryf (Nathan Fillion) i nastolatka, której udało się wypławka wyjąć z ust za pomocą ostrych paznokci, co pozwala na wyciągnięcie wniosku, że nie ma co demonizować tipsów w sytuacji zagrożenia z kosmosu. Trójka ocalałych usiłuje pokonać wroga za pomocą granatu i innych materiałów, Fillion prawie że zostaje zapłodniony, a pointa jest wybuchowa. I jak przystało na klasykę gatunku #4morons, końcówka daje nadzieję na ciąg dalszy. Na szczęście ciąg dalszy nie nastąpił.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 11, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj