Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Lauren Groff - Floryda

Groff zawiera w opowiadaniach to, czego tak mi brakuje u Munro - ascetyczny wycinek rzeczywistości, będący jednak pełną historią, bogatą w szczegóły i dającą czasem nawet wgląd w daleką przyszłość bohaterów, z zakończeniem, które nie każe wznosić brwi z irytacji, że ale co dalej. Ba, widzę siebie w niektórych z opowiadań, własne poszukiwania i rozedrganie, próbę ułożenia się ze światem, mimo że bohaterką opowiadań jest bezimienna matka, chwilowo sama ze sobą lub z dwójką swoich synów.

Niezauważalnie stałam się kobietą, która wrzeszczy, a ponieważ nie chcę być kobietą, która wrzeszczy, której dzieci chodzą wokół z czujnymi, znieruchomiałymi buziami, zaczęłam po kolacji sznurować adidasy i wychodzić na spacer na szarzejące ulice, zostawiając rozbieranie, mycie, czytanie i śpiewanie oraz układanie chłopców do snu mojemu mężowi, mężczyźnie, który nie wrzeszczy.

Nie chcę streszczać poszczególnych opowiadań, na tyle są różne (matka uciekająca od przemocowego hodowcy węży w narracji jej syna, doktorantka, która stoczyła się w bezdomność i życie niewidoczne dla systemu, dwie dziewczynki zostawione na florydzkich bagnach przez przestępców...), ale najbardziej dramatycznym dla mnie jest opowieść o urlopie na pustkowiu. Mąż odjeżdża, bo w zarządzanej przez niego nieruchomości zdarzył się wypadek, żona zostaje z dwójką małych synów. Podczas wkręcania żarówki spada i rozbija głowę, nie ma możliwości zadzwonić do męża, bo zasięg jest na dachu, a w koło szaleje wichura. Wstrząśnienie mózgu, dwa dni w malignie, tylko żeby nie usnąć, dwóch przerażonych chłopców, którym - mimo zaburzeń - trzeba dodać otuchy. Przerażająca pożywka na bezsenne noce.

Lokalizacją w większości przypadków jest Floryda - duszne, wilgotne, niebezpieczne miejsce zamieszkania autorki, jednak pojmowane nieco inaczej niż to jest opisywane w gazetach. W wywiadzie Groff (źródło) wyjaśnia: To kolebka amerykańskiej groteski w każdej możliwej dziedzinie. Jeśli coś dziwnego się gdzieś zdarzy, ludzie zadają zwykle pytanie: “To było na Florydzie, nieprawdaż?. Chciałam pisać o rzeczach, które są serio, a Floryda nie była serio; tłumaczenie własne. Wszechobecne węże, bagna, huragany i nagłe ściany deszczu, okolice odcięte od cywilizacji, stare domy pełne duchów przeszłości - to jest scenografia tego, co dzieje się w głowach bohaterek. Nawet kiedy jedna z nich - pisarka tworząca kolejną biografię Maupassanta - jedzie z synami do Francji, i Paryż, i francuska prowincja przypomina niebezpieczną, burzową Florydę.

Inne tej autorki tutaj.

#76

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 21, 2020

Link permanentny - Tagi: 2020, beletrystyka, panie - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 2


Śmiełów & Żerków

[6.06.2020]

Poprzednio pojechaliśmy z trzyletnim, mocno niechętnym Majutem, nieco za późno, więc nie wpuszczono nas do pałacu. Teraz Majut był bardziej chętny, a do pałacu zdążyliśmy przed wysypem wycieczki na rowerach, więc zarówno wnętrza (w maseczkach), jak i park (bez maseczki) mieliśmy w zasadzie dla siebie. Must have dla uczniów i fanów Mickiewicza oraz dla wielbicieli architektury dworkowej i mebli z epoki. Park nurza się w późnowiosennej zieleni, maki, łubin i naparstnica. Na punkt widokowy opodal znowu pojechałam bez długiego obiektywu i znowu było zachmurzenie. Do trzech razy sztuka.

Kolumny z zewnątrz / od środka Sufit na bogato / Rzut na żyrandol Składany stolik[1] z masą perłową / Sala z fortepianem Korytarz na bazie łuku / Prasówka z epoki Detal / Ogród Zosi Szerszy plan / Paproć Ogródek Zosi / Mak Kościół w Brzostkowie / Pałac w Śmiełowie

GALERIA ZDJĘĆ oraz wcześniejsze wizyty Śmiełów 2012 i punkt widokowy w Żerkowie 2019.

[1] Świetny patent. Złożony jest płaski i stoi za drzwiami.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 20, 2020

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ - Tagi: smielow, szwajcaria-zerkowska, sztuka - Skomentuj


Space Force

Jest taki kraj, nazywa się Stany Zjednoczone Ameryki i ten kraj ma prezydenta, który na twitterze dzieli się swoimi przemyśleniami i pomysłami. Sami wiecie, jaka jest jakość jego przemyśleń, więc nie zdziwiłabym się, gdyby napisał któregoś dnia - jak w serialu - że chciałby wysłać Amerykanów najpierw na Księżyc, a niedługo potem na Marsa. Mark Naird (Carrell) zostaje zwierzchnikiem nowego oddziału - Sił Kosmicznych, dostaje odremontowany tajny obiekt na prowincji (żona i nastoletnia córka nie są zachwycone, ale żona i tak nie wiadomo dlaczego ląduje w więzieniu z wyrokiem na 40 lat, a córką jest nisko na liście priorytetów) i zespół fachowców, w tym genialnego naukowca, doktora Mallory’ego (Malkovich). I tu w zasadzie kończy się egzotyka, a zaczyna codzienna praca administracyjna - lawirowanie między idiotycznymi poleceniami z Waszyngtonu (Pierwsza Dama projektuje mundury), znoszenie mniej lubianych współpracowników (np. specjalisty od social mediów), udział w wyścigu o pierwszeństwo z Chinami czy próby ułożenia życia osobistego (żona, jak wspomniałam, w więzieniu, a córka źle znosi nowe otoczenie i brak czasu ojca, bo praca zawsze pierwsza).

Humor jest raczej melancholijny (trochę jak w “Parks and Recreation”, administracja rządowa jest zabawna, ale czy tak do końca jest się z czego śmiać), żarty z prezydenta zawsze w cenie, niestety jest trochę second hand embarrassment (odcinek z małpą i psem w kosmosie, naprawdę chciałabym to odzobaczyć), główne postaci są fajnie zagrane, inżynieryjnie nie ma wielkich głupot (co stawia ten serial wyżej niż “Avenue 5”), ale na tym kończą się zalety. Serial jest dość nudny, ogrywa schematy, Carrell gra jedną (smutną) miną, a całość robi wrażenie, że scenariusz powstał w latach 80. Więc jak już nie macie kompletnie nic do ogląda, to można, ale nieobowiązkowo.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 18, 2020

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Janina Bąk - Statystycznie rzecz biorąc

To książka dla tych, którzy boją się liczb i operacji bardziej skomplikowanych niż dodawanie i mnożenie. Na bazie historii statystyki i wielu anegdot o mniej lub bardziej udanych eksperymentach autorka opowiada o budowaniu ankiet, doborze prób statystycznych, metodologiach pomiaru różnych zjawisk. Nie jest to książka “trudna”, przy czytaniu przypadkiem można się wielu przydatnych rzeczy dowiedzieć. To, za co Janinę cenię, jest jej umiejętność popularyzatorska, coś, czego brakuje większości podręczników, które przekazują tę samą wiedzę w sposób oddzielony od życia. Jednocześnie, to raczej pozycja dla początkujących, którzy ankietę znają z czasopisma kolorowego i zastanawiają się, dlaczego sondaże wyborcze są publikowane przed zliczeniem głosów, a mimo to pokazują liczby zbliżone do rzeczywistych.

Bardzo chciałam napisać, że to świetna książka, ale niestety nie mogę. Przeczytałam bloga Janiny w całości, a dzięki przypominajkom na FB, niektóre notki po kilka razy, a że pamięć mam jak słoń, to przeszkadza mi recycling tych samych treści w książce. Zwłaszcza że wielopiętrowe dygresje o studentach, co to rozważają, czy mewa bez głowy jest naprawdę martwa czy zadają pytania w klasycznym już stylu millenialsów, absolutnie nic nie wnoszą do treści poza comic reliefem, tyle że ten zabawny przerywnik to ⅓ książki. Zdecydowanie wolałabym - zamiast przeskakiwania z tematu na temat i pobieżnym opowiadaniu o różnych zjawiskach i metodach statystycznych (np. przy opisie błędu metodologicznego pojawia się informacja, że na szczęście w porę to odkryto i zaradzono przez zastosowanie współczynnika…. Przechodzimy do fok, foki są miłe) - większe uporządkowanie i zamykanie poszczególnych sekcji. Absurdalnie, najbardziej spójnym rozdziałem był ten napisany gościnnie przez Piotra Buckiego. Szkoda.

Inne tej autorki:

#75

Napisane przez Zuzanka w dniu środa czerwca 17, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, panie, popularnonaukowe - Komentarzy: 5


O obiedzie we Wrocławiu

[24.05.2020]

W zasadzie to planowałam - jak w listopadzie - wizytę w Dworzysku w Szczawnie-Zdroju, ale rodzina uznała, że na obiad (nawet dość wyrafinowany, jest za wcześnie), więc robiąc przystanek na spacer w pięknych okolicznościach przyrody, dotarliśmy do Wrocławia. Dwa krasnale więcej na liście, miałyby być trzy, ale okazało się, że ten zlokalizowany w naszej, jak to się ładnie w nowomowie określa, destynacji obiadowej, został skradziony. Ale na steki do Winners Steakhouse Pub (Pawła Włodkowica 5) można i tak, bo dobre. I dają na deser brownie gratis.

Bulwar Tadka Jasińskiego / Trójkuć Wywiadek Podwórko przy Synagodze pod Białym Bocianem Szomol / Fosa Miejska Krupnicza Pomnik Ignacego Jana Paderewskiego / Nadodrze, ul. Łokietka 3

Więcej krasnali tu, a tu GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 16, 2020

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: polska, wroclaw - Komentarzy: 1


Tom Phillips - Prawda. Krótka historia wciskania kitu

Autor próbuje wyjaśnić, czemu w zasadzie ludzie kłamią; odpowiedzi jest wiele: bo mogą - nikt nie sprawdzi; bo kłamstwo jest ciekawsze niż prawda; bo nie znają prawdy i traktują kłamstwo jak coś prawdziwego (ze specjalnymi pozdrowieniami dla POTUS-a, który nie wie, co jest prawdą, a co nie i zwyczajnie mu nie zależy, żeby się tego dowiedzieć); bo mogą coś uzyskać dzięki kłamstwu; bo dyplomacja; bo inni wiedzą, że to kłamstwo, ale i tak wchodzą do gry. Podobne są powody, dla których ludzie wierzą w kłamstwa, fake newsy, z gruntu fałszywe obietnice: z lenistwa - nie chce im się sprawdzać, czy coś jest prawdą; nie mają wystarczającej wiedzy, żeby coś sprawdzić i uznają autorytet autora informacji, czy to ma sens, czy nie; nie lubią się przyznawać do błędów, więc nie kwestionują, że coś, w co uwierzyli, może być oszustwem; chcą wierzyć, bo teoria pasuje do ich potrzeb; wreszcie - brakuje im wyobraźni.

Sporo anegdot - o niesamowitym trollu Benjaminie Franklinie (tak, jednym z Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych), który np. w swoim almanachu przez kilka lat utrzymywał, że właściciel konkurencyjnego almanachu nie żyje, a oburzone głosy stwierdzające, że to nieprawda, kwitował jako ducha zza grobu czy szarganie nazwiska zmarłego; o Gromowie, który dzięki radzieckiemu zamiłowaniu do papierologii robił karierę dzięki tupetowi i sfałszowanym dokumentom; o Therese Humbert, żyjącej na korzyść otoczenia za pomocą nieujawnianej zawartości sejfu z “testamentem milionera” czy innych, równie bezczelnych i pomysłowych osobach, które - z różnych powodów - kolportowały informacje o rzeczach niesprawdzonych typu nieistniejące pasmo górskie czy cudowny lek.

To, co warto wyjąć z lektury, to sprawdzanie źródeł. Mimo pozornej łatwości dostępu do większości informacji, nie jest to wcale łatwe, bo równie łatwo jest zmanipulować informację tak, żeby stała się informacją źródłową dla wielu innych publikacji. Zajmowali się tym ludzie wieki temu, na przykład XIX-wieczny “The Sun”, opisujący ludzi-nietoperzy na księżycu, widzianych dzięki nowoczesnemu - i istniejącemu naprawdę - teleskopowi czy ludzie podający plotkę o zatruciu wody przez trędowatych, co zaowocowało ich wykluczeniem i zabijaniem; zajmują się tym współcześni, na przykład dopisujący w Wikipedii dla żartu fałszywą nazwę miłemu zwierzątku koati, dzięki czemu sporo poważnych publikacji to oszustwo podchwyciło.

Inne tego autora tutaj.

#74

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 14, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, panowie, popularnonaukowe - Skomentuj


Palmiarnia Książ & Szczawno-Zdrój

[24.05.2020]

Palmiarnia była prezentem księcia Jana Henryka von Hochberg dla żony, Daisy. Na bogato, bo sprowadził z całej Europy drzewa i krzewy, a całość wyłożył tufem wulkanicznym, którego kilka wagonów sprowadził z Sycylii spod Etny (to już wiecie, kto rozkrada Sycylijczykom wyspę).

Tym razem dostępna była większa część ekspozycji, w tym zamknięte w listopadzie wybiegi dla pawi i lemurów; zdjęć lemurów nie mam, bo a) poruszały się szybko, b) były za zasiatkowaną szybką, c) było gorąco, tym bardziej, że w maseczkach. I jak rozumiem ideę, to jednak Palmiarnie są kiepskimi miejscami, żeby oddychać w materiał. O konieczności maseczki przypomina mocno zirytowana obsługa z maseczką dla komfortu pod nosem.

Majut nabrał zwyczaju proszenia o “pamiątki” (bądź zbierania ich gdzieniebądź); niestety po zakupie lub znalezieniu “pamiątka” ląduje w losowym miejscu i się kurzy, staram się więc kanalizować tę chęć w coś użytkowego. Ponieważ po wizycie w poznańskiej Palmiarni na Majowym parapecie stał samotny kaktus, obiecałam mu rodzinę z Książa. Efekt poniżej. Najwyższy kudłaty pochodzi z Poznania, rojnik ukradłam spod bramy sąsiadów (bo im wyszedł ze skalniaka i zaanektował okolicę), a reszta to właśnie łupy z książeńskiej Palmiarni. Miseczka - Brico, a różowa doniczka jest za mała.

Tak jak się spodziewałam, Pijalnia Wód Mineralnych była zamknięta ze względów epidemicznych. Park i okolica - nie, piękne miejsce na spacer, chociaż może niekoniecznie w butach na obcasach ze względu na liczne przewyższenia (na swoją obronę mam, że poprzednie 2,5 miesiąca spędziłam w domu w dresie i MUSIAŁAM wyprowadzić na spacer pantofle dla odmiany).

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 13, 2020

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: ksiaz, ogrod-botaniczny, szczawno-zdroj, polska - Skomentuj


Nele Neuhaus - Przyjaciele po grób

Czerwiec 2006, Niemcy żyją meczami Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej, co jest o tyle istotne dla fabuły, że jeden z członków ekipy śledczej - Behnke - ma ogromnego focha, że pracuje, a nie ogląda meczy, przez co wchodzi w konflikt z Pią. W skoszonej opodal zoo trawie pracownicy znajdują się części ludzkiego ciała; jak się okazuje, ktoś zdeponował tam zwłoki znanego aktywisty-ekologa, Pauly’ego. Aktywista, nauczyciel uwielbiany przez młodzież, a znienawidzony przez ich bogatych rodziców, sprzeciwiał się wielu rzeczom, również ogrodom zoologicznym (stąd miejsce porzucenia zwłok może być znaczące), ale aktualnie jego priorytetem była blokada autostrady, która miała zniszczyć sporą część okolicznych lasów. Zadarł w tym momencie z lokalnym establishmentem, żywotnie zainteresowanym, aby projekt przeszedł, bo każdy miał udział w zyskach; problem w tym, że miał rację, bo przetarg na budowę i zakupy gruntu zostały wykonane nieuczciwie. Oprócz tego policja odkrywa konflikt między poprzednią i aktualną partnerką Pauly’ego, ktoś podpala sporny dom denata, ginie jeden z uczniów ekologa, a niedługo potem ktoś katuje prawie na śmierć jednego z biznesmenów.

Bodenstein ustępuje nieco z roli szefa zespołu, bo ma problemy domowe (chociaż, na litość, nagła zapaść psychiczna jego żony z powodu pvążl, n avr fcbqmvrjnarw zrabcnhml to jednak klisza), przez co Pia musi walczyć z niechęcią współpracownika. Pia z kolei zakochuje się w dyrektorze zoo, co wpływa na jej bezstronność; w Pii zakochuje się 20-letni Lucas, jeden z aktywistów Pauly’ego, dodatkowo geniusz komputerowy; dodatkowo ktoś zostawia w domu policjantki bukiety róż, przypominając jej o stalkerze i gwałcicielu z przeszłości. Ale chyba najbardziej za złe mam autorce, że szczupłej i wysokiej 38-latce ze sporym biustem zakłada stanik w rozmiarze 85C. Jeśli nie wiecie, czemu to źle bardzo, poszukajcie w google hasła "brafitting"; w skrócie - 85 to obwód biustonosza pod biustem (w cm) i taka bielizna podjedzie szczupłej kobiecie prawie na kark, a miseczka C jest za mała na duży biust, więc biust się albo spłaszczy, albo rozleje na boki, albo wyjdzie górą. Niekorzystnie i niezdrowo, nie wspominając o redakcji, co powinna wyłapać.

Wątki polskie: poza tym, że polska reprezentacja przegrała z niemiecką, na miejscu zbrodni świadkowie rejestrują samochód z polskimi numerami rejestracyjnymi: ERA-82 TL.

– Becht z K10 twierdzi, że wątek z białym dostawczakiem jest nieważny – powiedział w końcu. – W poniedziałek był wywóz gabarytów, a wtedy zjeżdżają się Polacy i Litwini, żeby zabrać wszystko, co tylko nada się jeszcze do użytku.

Inne tej autorki tutaj.

#73

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 12, 2020

Link permanentny - Tagi: kryminal, 2020, panie - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Wielkopolska w weekend - Pyzdry

[6.06.2020]

Miasteczko Pyzdry nie było celem wycieczki (co było - o tym niebawem, dla ułatwienia dodam, że już tam kiedyś byłam, ale nie udało mi się zwiedzić wnętrz), ale zdecydowanie warto[1] - nawet przejazdem - zajrzeć. Idąc od klasztoru - którego sama nazwa jest już kawałkiem odjechanej historii, albowiem jest to klasztor pofranciszkański pod wezwaniem Ścięcia Głowy św. Jana Chrzciciela - w stronę rzeki, można zejść schodami. Schody jak schody, ale dopiero z dołu widać je w całej okazałości. Mozaika jest dziełem grupy artystycznej MURall. Tuż obok schodów, przy skarpie klasztornej wzdłuż ulicy Nadrzecznej, stoją domki, jakich nie powstydziłaby się praska Złota Uliczka. Vis-à-vis domków moje spostrzegawcze oko wyłowiło wmurowane macewy, chętnie używane podczas wojny jako materiał budowlany; gmina żydowska była przed wojną spora, nie uchował się żydowski cmentarz, ale do dziś w mieście stoi synagoga (nie dotarłam, bo rodzina się już domagała powrotu do domu, wszak tyle świeżego powietrza). Warto iść dalej, bo na tylnej ścianie hali widowiskowo-sportowej znajduje się bogaty mural autorstwa Radosława Barka, tego od muralu śródeckiego. Na całość - bulwary, mural i klasztor - najlepiej popatrzeć z mostu opodal, ale most ma tę wadę, że trzeba do niego dojść. Więc nie tym razem.

Schody / Detal Detal / Schody Kamieniczki przy Nadrzecznej / Detal Murować można było ze wszystkiego / Flora Ławeczka Stefana Korbońskiego (patrz wikipedia) Mural, detal / Widok na bulwary Tawerna pod Czarnym Bocianem / Marina

GALERIA ZDJĘĆ.

Obiad był pysznym zaskoczeniem - wyłowiona z plakatu po drodze restauracja Tawerna Czarny Bocian, do której dodarliśmy wśród podśmiechujków, że ha ha, tawerna w Wielkopolsce, okazała się być zbudowana nad nadwarciańską mariną (ul. Poznańska 42C, Nowe Miasto nad Wartą, kilkanaście kilometrów od Pyzdr). Na zdjęciu sałatka z łososiem w tortilli, poza tym menu dość proste, ale ciekawe z kilkoma daniami dnia.

[1] Pochichotałam z K. nad napisem "TERRA PISDRESIS", a chwilę wcześniej na prawie że niewymawialnym przymiotnikiem "pyzdrski". Etymologia nazwy jest wprawdzie nieznana, ale tropy są niezbyt prestiżowe: od przezwiska Pizdura (niedojda) lub Pizder (biedak) bądź też od łacińskiego słowa „pistrinum”, co oznacza przykre położenia, ale też żarna i młyn. Bo są też zabytkowe młyny w okolicy.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 11, 2020

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ - Tagi: pyzdry, nowe-miasto-nad-warta, murale - Skomentuj


Ewa wzywa 07 61-62-63

Witold Szymanderski - Spokojne uzdrowisko #062

Spis osób:

  • Leszek Bogucki - dziennikarz na urlopie, wylądował w szpitalu z dziurą w głowie i nie wie dlaczego
  • sierżant Hołobla - duży brzuch, siwe rzadkie włosy, mógłby być ojcem dziennikarza
  • Józef Kalwarski - radca prawny z Warszawy
  • Maliniakowie - wynajmują letnikom pokoje w Dąbkowie
  • Skowronek - wuj mu umarł, więc siedzi i załatwia sprawy
  • Henryk Garski - student z Warszawy
  • Jola - wychowawczyni z kolonii
  • Rajmund Wiśnicz - lepszy gość, w golfie, więc nie musi zakładać krawata
  • Waldemar (Aldek) Kacaj - kolega ze studiów, zna kogo trzeba, ma łeb i nie zginie
  • Dorota - blond flama Wiśnicza, wymaga, żeby się zwracać do niej per “pani Dorota”
  • Kamiński - zmarły wuj Skowronka
  • Liszkowska - też wynajmuje letnikom, ale to baba paskudna
  • doktor Hanka Siwińska - nogi po samą szyję, blondynka przed 30-tką
  • podporucznik Lewandowski - prowadzi śledztwo w sprawie zaginięcia Wiśnicza

Bogucki przyjechał do nadmorskiego Dąbkowa na urlop. Przypadkiem spotyka wypuszczonego niedawno z więzienia biznesmena[1] Wiśnicza, o którym - i o otaczającym go przestępczym światku - swego czasu pisał serię artykułów. Niebawem Wiśnicz znika, a Bogucki ląduje w szpitalu z rozbitą głową, cudem uniknąwszy śmierci. Oczywiście wbrew zaleceniom zarówno atrakcyjnej pani doktor, jak i funkcjonariuszy, podejmuje śledztwo samodzielnie. Przyczyną zbrodni jest skarb, zdeponowany przez Wiśnicza w bezpiecznym miejscu, które to miejsce zmienia adres z powodu przekształceń gruntowych - przy budowie drogi zostały odcięte kawałki posesji, a niektóre z nich przenumerowane.

Się pali: w szpitalu, jak się leży na korytarzu, fajkę nabijaną czymś smrodliwym własnego wyrobu (Maliniak).
Się pije: herbatę z rumem, piwo z sokiem i bez, wódkę.
Się je: kotlet schabowy (bo człowiek wyposzczony po tygodniu w szpitalu), roztrzepaniec (wczorajszy), jajecznicę na nieświeżym tłuszczu.
Szowinizm: kobieta, które została zaproszona na brydża, kupuje szynkę i przygotowuje panom kanapki.

[1] Cinkciarz i importer towarów zagranicznych uważa się za człowieka uczciwego, próbując przemówić do rozsądku dziennikarza - wszak jego aktywność byłaby zupełnie legalna, gdyby nie absurdalne prawo w PRL-u. Bogucki jednak przemawia pryncypialnie, tłumacząc jak dziecku, że Państwo właśnie w ten sposób dba o rynek: “Gdyby było tak, jak pan chce, gdyby panowała taka absolutna wolność, nie istniałoby pojęcie przemytu i nie zarabiałby pan tak dobrze, bo wielu ludzi wzięłoby się za te interesy”.

Inne tego autora.

Marian Butrym - Horoskop #063

Spis osób:

  • kapitan Morski - narrator, ma instynkt samozachowawczy i nie narzeka przy szefie na nudę
  • Rudolf Schaub - zagraniczny działacz sportowy, nie zajmuje się gówniarskimi interesami
  • pułkownik Gonczar - nazywa Morskiego syneczkiem, ma zwyczaj ironizowania głosem pozbawionym ironii
  • porucznik Stefan Szemiot - wysoki blondyn w okularach, o ascetycznej urodzie rutynowanego misjonarza
  • Basia Gałązka - sekretarka o minie cierpiącego na nadciśnienie Liska Chytruska, urok osobisty nie jest jej atutem
  • Zbyszko Kacprzyk - koszykarz, z wyglądu przypomina bezrobotnego hiszpańskiego fryzjera
  • Lesiak - sekretarz klubu, o fryzurze nadwątlonej złośliwością losu
  • docent Wyżnikiewicz - prezes klubu, o manierach zubożałego arystokraty
  • starszy sierżant Nowak - geniusz w walce z urzędową makulaturą, posiadacz biurowych zarękawków
  • Jerzy Wilski - wiceprezes do spraw sportowych, tęgi o globusowatej łysinie, nałogowy palacz
  • Jan Szymański - drugi wiceprezes, rozmawia z nutką autoironii jak kot dyskutujący z trzymaną za ogon myszą
  • Barbara Kańska - gimnastyczka, pierwszorzędna fizycznie i z wyglądu
  • doktor Manicki - lekarz klubowy, z uśmiechem jak reklama pasty do zębów
  • sierżant Janicki - zwierzchnik techników dochodzeniowych
  • Andrzej Sosnowski - trochę ślusarz, trochę elektryk, uczynny i pracowity, ale nikt go nie lubi
  • porucznik Wasiak - KD Żoliborz, prowadzi śledztwo w sprawie wypadku Sosnowskiego
  • Bożyk - sąsiad Sosnowskiego z dołu, właściciel pożyczonego koreksu
  • Józef Kacperek - zaradny kierowca z “Transpolu”
  • Piotr Młyńczak (ps. Małpa) - kuzyn Kacperka, podobno magazynier w zakładach tekstylnych
  • Józio Młyńczak - trener w klubie, przypomina dobrze wypasionego buldoga
  • Januszek - zaprzyjaźniony z Morskim dziennikarz sportowy
  • Ryszard Kubiak (ps. Pędzel) - kelner w “Hotelowej”, ale też umie załatwić dolary

Przez kanał przerzutowy Warszawa-Wiedeń do Austrii trafia waluta, a do Polski wraca złoto. Na drodze eliminacji klubów, których drużyny w tym czasie wyjeżdżały w tamtym kierunku, śledztwo trafia do klubu Rekord. Po pokazie gimnastycznym ginie w pustej łazience atrakcyjna zawodniczka Barbara[1]; ktoś poraził ją prądem za pomocą sprytnej pułapki. Chwilę wcześniej dziewczę dało kosza zakochanemu w niej prezesowi, ale ze względu na prowadzone śledztwo może to efekt jej udziału w przemycie. Morski obrywa w głowę na klatce schodowej elektryka, który nie stawił się do pracy. Jak się okazało, elektryk był z upodobania erotomanem i za weneckim lustrem w łazience zostawił sobie otwór, żeby podglądać gołe zawodniczki (z czego korzystają też milicjanci, oczywiście służbowo); jak się łatwo domyślić, zaszantażował mordercę. Do rozwiązania sprawy przyczyniają się kontakty Szemiota z sekcją analityczną oraz zdjęcia znalezione u elektryka, nie przyczynia się tytułowy horoskop w postaci wycinka z gazety, znaleziony u Barbary.

Się pali: fajkę, giewonta (pokoju).
Się ogląda w kinie: “Z tamtej strony tęczy” i się żałuje pieniędzy straconych na bilet.
Się pije: koniak, coca-colę.
[1] Się jest seksistą: z zachwytem się ogląda młode, wygimnastykowane dziewczęta i rozważa sprawy dozwolone od lat osiemnastu.
Bawiąc-uczyć: w wiedeńskim klubie Tierkreis nawet babcie klozetowe chodzą nago.
Się korzysta z techniki: kodując na kartach dziurkowanych dane wejsciowe i przepuszczając je przez EMC (Elektroniczną Maszynę Cyfrową).

Inne tego autora, inne z tego cyklu.

#72 (przeczytałam też po raz kolejny EW061)

Napisane przez Zuzanka w dniu środa czerwca 10, 2020

Link permanentny - Tagi: prl, kryminal, panie, 2020, panowie - Kategoria: Czytam - Skomentuj