Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panowie

Wiktor Hagen - Dzień zwycięstwa

Tym razem zbliża się kolejny długi weekend - okolice 15 sierpnia. Nemhauser wraz z Mariem udają się służbowo na huczne obchody bitwy w jednej z podwarszawskich miejscowości, które to obchody okazują się nie dość że poletkiem bitwy politycznej o wpływy, to jeszcze na miejscu znajdują na plebanii martwego[1] weterana, pułkownika Gasztołda, bohatera frontu z II wojny światowej. Feeria bohaterów drugiego planu, jakich odwiedzają w trakcie śledztwa jest jeszcze bogatsza niż w tomie pierwszym: uboga baronowa, dziennikarz piszący w ultra-prawicowej gazecie o zalewie Polski przez Żydów i innych masonów, zarozumiały bezrobotny yuppie, artyści-performerzy (wieszający na krzyżu misia Paddingtona), ambitny i pozbawiony skrupułów menadżer z korporacji czy bogato odziany w kreszowy dres nowobogacki.

Strzelba zawieszona w poprzednim tomie wypala - Paula, żona Nemhausera, ma pracę w korporacji, zarabia na tyle nieźle, że chce kupić większe mieszkanie[2], ale jej szef, niejaki Kielonek, wyzywa ją od kretynek. Tego nie może ścierpieć komisarz i trywialnie trzepie buca w fizys, co ma niejaki wpływ na śledztwo potem. Z kolei pojawia się nie do końca wyjaśniony wątek Sylwii, opiekunki bliźniaków - Cyryla i Metodego, która jest niepunktualna, prowadza chłopców do czyjegoś mieszkania zamiast do parku, a do tego nosi ślady przemocy domowej (albo, oczywiście, często wpada na drzwi). Opiekunkę niby śledzi Mario, ale sprawę kwituje tym, że opiekunka zrezygnowała. Wątek restauracyjny nie jest tak bogaty jak w poprzednim tomie, wprawdzie Nemhauser obrywa w głowę za odmowę przejścia do konkurencji, ale sprawa się jednocześnie ze śledztwem wyjaśnia na korzyść "Czarnego Tadka".

[1] Co dodatkowo powoduje problemy, bo oprócz wielkiej polityki ścierają się pomniejsze frakcje kombatanckie, a ta z Gasztołdem na pokładzie właśnie straciła jedynego żywego weterana, przez co utraciła należny status.

[2] Kupno mieszkania wygląda tak, że najpierw dwa rozdziały Paula przekonuje Nemhausera, że ma rzucić dodatkową pracę w restauracji, bo nie widuje jej i dzieci, a kolejne kilka ciosa mu kołki na głowie, że praca się przyda, bo muszą wziąć kredyt na 400 tysięcy złotych polskich.

Inne tego autora tu.

#121

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 25, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, kryminal, panowie - Skomentuj


Wiktor Hagen - Długi weekend

Ponieważ zbliża się długi weekend, ktoś musi zostać na dyżurze w warszawskiej policji, pada na Roberta Nemhausera. Okazuje się, że Robert ma dyżur potrójny - jego żona wyjeżdża na kilkudniową "rekrutację" w zagranicznej korporacji, więc musi się zająć kilkuletnimi synami-bliźniakami (obdarzonymi dźwięcznymi imionami Cyryl i Metody, naprawdę?) oraz - ponieważ z pensją policjanta szału nie ma - będzie pracował w znajomej restauracji z powodu problemów wizowych ukraińskich kucharek. Wszystkie trzy wątki - śledztwo w sprawie zabójstwa znanego medialnie ekologa i chwilę potem równie znanego profesora archeologii, opieka nad dwójką nieletnich oraz awaryjne gotowanie dla kilkudziesięciu klientów w restauracji - są świetne, ale w sumie wzajemnie się nieco wytłumiają, czasem ze stratą dla logiki (np. kiedy Robert odkrywa, że za pół godziny musi odebrać synów z przedszkola, po czym przesłuchuje jeszcze dwie osoby w różnych miejscach Warszawy, po czym zdąża po dzieci[1]). Co jest cenne, to odmitologizowanie śledztwa jako ciągu olśnień, które uzyskuje się siedząc z fajeczką w wygodnym fotelu - Nemhauser najpierw sam, potem ze ściągniętym w trybie pilnym z urlopu współpracownikiem Mariem, objeżdża mozolnie mnóstwo świadków[2], natyka się na problemy natury politycznej, bo w grę wchodzi sponsorowany przez ministra kontrakt na grube miliony (oraz los autostrady na Euro 2012). Jest nacjonalistyczna organizacja z niezbyt błyskotliwym przywódcą, przekręty w polskim szkolnictwie wyższym, naiwny właściciel warsztatu, któremu z poczucia czynienia dobra zgniły pieniądze w słoikach, kilkanaście pochodów paraliżujących Warszawę, a na samym końcu to mordercy trzeba współczuć.

W fabule zostało trochę niewystrzelonych strzelb - słabo rozwinął się wątek żony na dziwnym, prawie że maratonowym konkursie na stanowisko menadżerskie (Amsterdam, suknie wieczorowe, zawiązywanie sojuszów, dziwna, wiecznie skrzywiona sojuszniczka, brakuje tylko paintballu), nie wspominając o żadnej reakcji na sposób zajmowania się dziećmi - Robert się boi, że bliźniaki wypaplają o jajku niespodziance, ignorując temat braku czystej odzieży[3], dzieci niemytych przez kilka dni i podrzucanych babci, sąsiadce bądź koledze z pracy.

Suspensu pewnie nie zepsuję, jak powiem, że nazwisko na okładce to pseudonim, a autor jest znany skądinąd (ma również - jak główny bohater - dwójkę dzieci, choć nie bliźniaków).

[1] Sam wątek przedszkola z pasywno-agresywną Ciocią Jadzią, która terroryzuje policjanta na tyle, że z własnej woli rezygnuje z zostawienia dzieci w pracujący dzień 2. maja ("tylko pana synowie będą w przedszkolu", haha) jest przeuroczy.

[2] To nie te czasy, kiedy milicja wysyłała wezwania, a świadkowie karnie tłoczyli się w poczekalni komendy; sprawę utrudnia to, że podejrzana o jedną ze zbrodni jest jego studencka sympatia, żona zamordowanego archeologa.

[3] Nie mogąc znaleźć czystych koszulek, Robert zakłada synom odzież tyłem na przód, dzięki czemu nie widać plam z keczupu. Srsly?

#119

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 17, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, kryminal, panowie - Skomentuj


John Steinbeck - Tortilla Flat

Tortilla Flat to mała przybrzeżna miejscowość koło Monterey, w Kalifornii. Steinbeck umieścił tam ekipę paisanos, sowizdrzałów i lekkoduchów, na wiecznym rauszu, którzy wesoło przepędzają dni, kradnąc tu i ówdzie, plotkując o paniach nietrudnego dostępu oraz prowadząc filozoficzne dysputy. Naiwny Pirat ze swoim stadem psów, serdeczny i uczynny Jezus Maria, Danny, właściciel najpierw dwóch, potem jednego rozsypującego się domu (po dziadku), Pilon czy Wielki Joe, bywalec aresztów, żyją sobie, raz lepiej, raz gorzej, czasem ponosząc karę za swoje czyny, czasem spędzając wieczór przy galonie wina.

Co mnie szczególnie zachwyciło, to sposób, w jaki Steinbeck opisuje swój świat - pełen kolorów, zapachów, światła. Dawno nie czytałam tak plastycznej książki, pełnej życia. To nie spisany rachunek z Ikei jak u Larssona, który - owszem - tworzy wiarygodny natłok szczegółów, ale świat składający się w mojej głowie podczas czytania w coś realnego.

Inne tego autora:

#118

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 13, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 11


Bohumil Hrabal - Obsługiwałem angielskiego króla

Trochę mi zeszło, bo po obejrzeniu sztuki zaczęłam czytać książkę. Ale co chwila odkładałam, nie wiem czemu, bo to naprawdę dobrze napisana książka. I taki niehonor, nie doczytać. W końcu doczytałam, a potem jeszcze posłuchałam [2021 - link nieaktualny], bo świetnie czytał Kaczor. Sztuka w poznańskim Teatrze Nowym to w zasadzie (z małymi skrótami) wierna adaptacja, czytając monolog bohatera widziałam sceny z teatru. W książce bardziej oczywista była kwestia czeskiego ruchu oporu, innych niż kolaboracja bohatera, czy to z Niemcami, czy potem z czeskim socjalizmem. Podziwiam ogromnie Hrabala za to, że wziął zwykłego człowieka, obdarzył go całym szeregiem wad, ale dodał mu też i marzenia, przez co Jan Dziecię/Detsche przechodzi przez restauracje, domy publiczne, szemrane hotele, wojnę, więzienie czy wreszcie zesłanie z wewnętrzną radością.

Inne tego autora:

#115 / #10

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 2, 2014

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: beletrystyka, panowie, 2014 - Komentarzy: 2


Zygmunt Miłoszewski - Gniew

Olsztyn, miasto 11 jezior. Poza tym jest zakorkowany, jesiennie zabłocony, brzydki tam, gdzie oryginalnie germańską architekturę zastąpiła ta z PRL-u i później. W tym mieście prokurator Szacki codziennie stoi w korkach i wymyśla, jak bardzo brutalnie skrzywdzi osobę odpowiedzialną za korki i złą organizację ruchu ulicznego. Stoi w korkach codziennie, mimo że do prokuratury ma przez ulicę, z domku aktualnej konkubentki, Żeni; stoi, bo kursuje po całym mieście - tu przemówienie w szkole, tu trup. Trup w pierwszej chwili zabytkowy, może i poniemiecki, ale szybko się okazuje, że świeżutki, taki niespełna dwutygodniowy, tylko sprytnie spreparowany. Szacki odrywa się więc od zachwytu swoją garniturową elegancją i irytacją tym, że 16-letnia córka znowu nie przygotowała obiadu, chociaż była jej kolej, zaczynając mozolną pielgrzymkę po świadkach, rodzinie, znajomych, prosektorium (gdzie pojawia się ekstrawagancki acz kompetentny doktor Frankenstein i piękna doktorantka, sugerująca strojem, że pod fartuszkiem ma tylko pończochy i może bieliznę). Po czym, jak już wie, jak bardzo brutalnie został uśmiercony denat, ginie (zostaje porwana?) jego córka, a on już się orientuje, że to ostateczna rozgrywka i wymierzona w niego broń.

Ten, zapowiadany przez autora jako ostatni tom[1], podobał mi się chyba najbardziej. Szacki dalej jest irytujący, chociaż mniej niezdarny niż w poprzednich tomach. Może to wpływ partnerującego mu asesora Falka, równie elegancko wygarniturowanego i jeszcze bardziej sztywnego, może to wpływ miasteczka z dziedzictwem i jeziorami. Rozwiązanie intrygi niestety siada fabularnie, dodatkowo - mimo że sprawnie przeprowadzone, bo i napięcie jest, i klimat, i dramat - jest tak niewiarygodne, że nie wiem.

[1] Jasne, wierzę, przecież nie można osadzić akcji tomu czwartego gdzieś pomiędzy.

Inne tego autora tu.

#113

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 30, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, kryminal, panowie - Komentarzy: 10


Henning Mankell - Ręka

Naprawdę, oprawianie tego opowiadanka w książkę to zbrodnia na portfelu czytelnika. Nie dość, że opowiadanie oparte jest na pretekstowości - Wallander szuka mordercy sprzed 50-70 lat - to w cenie pełnoprawnej książki czytelnik dostaje kwity z pralni i to dość podłego gatunku. Z przyjemnością przeczytałam streszczenia książek, listę głównych postaci i głównych miejsc występujących w powieściach Mankella, ale ponad połowa książki to indeks alfabetyczny osób oraz lista nazw ulic i miejscowości. Bardzo cenię książkę elektroniczną, bo jest spora szansa, że do opowiadania wrócę, a książka papierowa zdecydowanie nie miałaby szans zajmować miejsca na półce.

Inne książki tego autora tutaj.

#112

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 26, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, kryminal, opowiadania, panowie - Komentarzy: 3