Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panie

Urszula Milc-Ziembińska - Śmierć wśród chryzantem

Awansem na zbliżające się Wszystkich Świętych (bo to już za chwilę, jak w tym roku czas pędzi) kryminał z morderstwem na Powązkach. Niedaleko grobu swojej narzeczonej, zabitej w 1943 roku przez Gestapo, ginie Ludwik Zarzecki, majętny prawnik z Francji, który do Polski wrócił po latach w celu ożenku z Polką. Opuszczona jeszcze przed ślubem piękna Joanna jest cała roztrzęsiona, ale milicja nie wierzy, że miała z zabójstwem coś wspólnego mimo licznych sugestii ze strony przesłuchiwanych świadków. Podejrzanych w najbliższym otoczeniu jest wystarczająco - choćby wychowanek ciotki Joanny, zwany "Sierotką" czy opuszczony dla naturalizowanego Francuza poprzedni narzeczony-lekarz.

Autorka niespecjalnie lubi tzw. prywatną inicjatywę - kapitan Czerwiński, który wszak rozumiał, że lokalni złodziejaszkowie okradli zwłoki na Powązkach, kompletnie nie mógł darować sprytu państwu Majcherkom, którzy wynajęli Zarzeckiemu luksusowy pokój w zamian za obietnicę noclegu i goszczenia w Paryżu (według przelicznika: 2 dni w Polsce - 1 dzień we Francji). Uważał to za przeraźliwy dowód na matactwa prywatnej inicjatywy. Znacznie mniej zirytował go fakt, że gospodyni denata bez żadnego skrępowania okazywała przywiezioną przez niego dla swej wybranki ślubną suknię i dawała do przymierzenia córce sąsiadów, którą stręczyła Zarzeckiemu. Setnie też ubawił mnie fragment, w którym wywiadowca żali się, że w celu pozyskania informacji musiał postawić "butelkę ryzlinga i dwa żywce. - Co? - Dwa piwa". Dzisiaj trzeba by tłumaczyć, co to riesling, bo żywca zna nawet przedszkolak.

Atmosfera na komisariacie jest wyjątkowo frywolna - funkcjonariusze żartują z siebie wzajemnie, oczywiście nie przekraczając dobrego smaku ("- Zadajesz pytania mniej niż mądre. - Szefie. Pan Bóg[1] w momencie stworzenia Wojtka musiał mieć okropną migrenę"). Nieustająco wzrusza mnie, zwłaszcza po moich doświadczeniach z aktualnie działającą policją, że umawiają się - dla wygody świadka - zwłaszcza z paniami[2] w kawiarniach (tym razem modna "Telimena").

[1] Ateizm ateizmem, materializm dialektyczny materializmem, ale Pan Bóg to Pan Bóg.

[2] Niestety, nie zawsze trafiały się ładne:


Tak na oko: podlotek z lat pięćdziesiątych, uformowany przez naturę w kształcie gruszki, czyli niżej dookoła szeroko i okrągło, a im bardziej w górę, tym mniej, ale również okrągło. I wszystko to w postaci płynnej - dodał z niesmakiem. - A szyja jak pacha słonia. Zielone kropki na powiekach i ciut, ciut rozmazana pomadka w kolorze jasny cyklamen[3].
- Co ty znowu trujesz, stary?
- Nie truję, tylko zdaję rzeczową relację. Nie jest jeszcze ona nawet pełna, bo nie uwzględniłem ciuchów. Jeśli ci powiem, że wyplamioną spódnicę w kolorze brudnobrązowym z zepsutym suwakiem oraz szałowy sweterek w kolorze lila z dziurą pod prawą pachą uzupełniał naszyjnik - a jakże złoty - i rajstopy, w których puściły oczka, tworząc mało oryginalny wzór, będziesz miał pełny obraz owej osoby.
(...) Mógł tylko żywić nadzieję, że że nikt ze znajomych go w tym towarzystwie nie zobaczy i tym samym uniknie złośliwych dowcipów.

[3] Uhm, prawdziwy mężczyzna rozpoznaje trzy kolory: fajny, ciulowy i pedalski.

#102

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 5, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, kryminal, panie, prl - Skomentuj


Monika Szwaja - Klub mało używanych dziewic

Przyznam, że nieco zniechęcona tytułem sięgnęłam tylko dlatego, że - zatopiona w biografiach (próbuję mozolnie Tyrmanda i jego Dziennik 1954, wlecze mi się) - potrzebowałam nieco fabuły. No i skończyły mi się audiobooki. "Klub" nie jest książką złą, ale typowym chic-lit, bezpretensjonalnym, lekkim, na leżaczek przy basenie[1].

Dziewczęta po 30. spotykają się na zjeździe towarzyskim z liceum i stwierdzają, że są fajne, więc zakładają Klub, w którym będą robić Dobre Rzeczy. Trochę z nudów, trochę z poczucia beznadziejności (3 na 4 leczą się u tego samego psychiatry). Książka jest taka trochę o niczym - przeplatające się wycinki z życia każdej z pań - Michaliny, zajmującej się zielenią cmentarną, z toksyczną matką, Aliny, pracującej w banku rozwódki z nastoletnią córką, Agnieszki, zmyślającej sobie kolejnych ukochanych nauczycieli czy wreszcie Marceliny, urzędniczki będącej w związku (i w ciąży) z palantem. Za sprawą klubu zmienia się życie większości pań - Alina zostaje wolontariuszką w hospicjum i dogaduje się z córką, Michalina namówiona przez księdza zostawia cmentarz i zaczyna projektować ogrody, Agnieszka zaprzyjaźnia się ze starszą panią w potrzebie, a Marcelina - w zasadzie nie za sprawą klubu - otrzymuje w spadku dom na wsi i rodzi dziecko. Jakkolwiek fabuła jest słaba, tak konstrukty bohaterek ciekawe, a dialogi i sytuacje celne i czasem zabawne. Epizodycznie wspomniana jest bohaterka innej książki Szwai - Wika Wojtyńska podsyła klientkę "z szołbizu" do firmy projektującej ogrody, w której zatrudniona jest Michalina.

[1] Byłam przekonana, że przy basenie na leżaczku da się przeczytać wszystko. Otóż nie - tylko nabyty szacunek dla książki (i fakt, że ktoś będzie musiał ją wyciągnąć) nie pozwoliły mi na wywalenie tomu felietonów Clarcksona do basenu. Po przeczytaniu kilku "kawałków", pełnych niczym nie popartego samozachwytu i przekonania o własnej wszechwiedzy autora, podziękowałam i odłożyłam na przybasenową półkę. Dziękuję, nie smakuje.

Inne tej autorki tu.

#98 / #7

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 29, 2014

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2014, beletrystyka, panie - Komentarzy: 2


P. D. James - Czarna wieża

Adam Dalgliesh wyszedł ze szpitala po ciężkiej chorobie (aczkolwiek nie wiem, jakiej, bo albo autorka nie wyjaśniła, albo zgubiłam kolejność tomów) i w ramach rekonwalescencji udaje się do parafii swojego dawnego proboszcza, którego nie widział od trzydziestu lat. Ksiądz chciał z nim o czymś porozmawiać, niestety nie zdążył - umarł przed przyjazdem Dalgliesha. Mimo to policjant zostaje, mimo kiepskiego pokoju po księdzu i mimo tego, że towarzystwo mieszczącego się obok domu opieki nad nieuleczalnie chorymi (głównie ze stwardnieniem rozsianym) jest dość dziwne. Szybko się okazuje, że zdarzały się tu tajemnicze śmierci, a i teraz sytuacja jest rozwojowa. Oczywiście oszukuje się, że nie prowadzi śledztwa, bo odpoczywa. W efekcie o mało co nie ginie, próbując dowiedzieć się, kto zabija pacjentów.

Tom w zasadzie bez smaczków, taki snuj. Może następne będą wdzięczniejsze.

Inne tej autorki tu.

#88

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek sierpnia 25, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, kryminal, panie - Skomentuj


Justyna Bargielska - Małe lisy

Trudno jest streścić fabułę tej poetyckiej prozy. Anglicy trafnie nazwaliby ją herstories, to opowieści kobiet o kobietach. Agnieszka, wolontariuszka, badaczko-działaczka, słucha. Słucha Magdy z depresją, która ma dwójkę dzieci. Wpada w windzie na Pomniczkową, której konkubent zabrał zasiłek po poronieniu i musiała go okraść, żeby postawić na cmentarzu pomnik. Fryzjerki, która nie może zajść w ciążę. Słucha siebie i nawet nieco się chwali, bo ma romans z gangsterem z lasu, niejakim Pajdą, który chodzi i śpiewa o pstrągu. Oraz że jechała autem z chłopakiem, którego już nie ma. Nie ma jakiejś spójnej linii narracyjnej, są myśli, sceny, spacery przechodzące w rozmowy. Lubię frazę, jaką Bargielska pisze, gładką, delikatną, czasem z barokowym zakrętasem.

Inne tej autorki tu.

#87

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek sierpnia 21, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, beletrystyka, panie - Skomentuj


Jane Austen - Mansfield Park

W kwestii literatury patologicznej to książka zdecydowanie na podium. Trzy siostry - wiecznie śpiący leń (lady Bertram) wyszła za lorda i zamieszkała w majątku Mansfield Park, zrzędząca skąpa jędza (pani Norris) została żoną pastora i objęli prebendę w majątku męża siostry, trzecia zaś niezdara (pani Price) wyszła za oficera marynarki, który został kontuzjowany i dostał rentę, a z tej biedy zrobili chyba dziewięcioro potomstwa. Pani Norris wpadła na pomysł, żeby jej bogata siostra "pomogła" najbiedniejszej i zabrała jej jedno z dzieci pod opiekę, żeby "ulżyć matce". W efekcie pani Price bez żalu pozbyła się najstarszej córki, dzięki czemu Fanny Price[1] pojawiła się w majątku wuja jako towarzyszka zabaw jego dwóch córek i dwóch synów. Sir Bertram zgadza się na to, bo myśli, że wychowanie kuzynki z jego dziećmi nie zaowocuje małżeństwem między kuzynami[2], skoro będą się widywali codziennie. Jakże rozbawiło mnie to założenie. Zalękniona Fanny snuje się najpierw po majątku, po czym - edukowana i wspierana przez młodszego syna lorda, Edmunda, staje się nagle ostoją moralności rodziny, oczywiście zakochana w swoim kuzynie. Starsze od niej kuzynki - Maria i Julia - są zarozumiałe, najstarszy syn Thom utracjusz, a dodatkowe zamieszanie wprowadza rodzeństwo aktualnej pastorowej - młoda i cyniczna Mary oraz kochliwy i pozbawiony zasad Henry. Ponieważ nikt - poza lordem Bertramem, który wyjeżdża na Antiguę nadzorować plantacje - nie pracuje, cała akcja kręci się wokół tego, kto na kogo spojrzał, czy któraś panna nie została przypadkiem sam na sam z którymś panem, czy zaręczyny Marii nie są zagrożone, a przede wszystkim wokół wiecznie spanikowanej i przejmującej się opinią świata Fanny. Po wielu zakrętach dość nudnej i przegadanej akcji Fanny wreszcie wyznaje kuzynowi uczucie, a jego ojciec (wuj Fanny) sankcjonuje związek.

Zapewne odpuściłabym lekturę w połowie, ale słuchałam audiobooka z dodatkowymi efektami. Czytająca go Anna Romantowska przeciągle ziewa, mlaszcze, czasem dyskretnie beka, zmienia melodię zdania w trakcie, wysokość głosu w środku akapitu, z pełnego napięcia monologu przechodzi przy zmianie pliku do czytania normalnym głosem. Bawiło mnie to przeraźliwie, ale jak chcecie fance literatury wiktoriańskiej kupić tego audiobooka, to jednak nie polecam.

[1] Za każdym razem, kiedy Romantowska czytała afektowanym głosem cioci Norris frazę "Fanny Price!" miałam bliskie skojarzenia ze Strażakiem Samem, w którym głównym podpalaczem jest piegowaty Norman Price.

[2] Okazuje się, że kazirodztwo nie szkodzi.

Inne tej autorki:

#86 / #4

Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 20, 2014

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2014, beletrystyka, panie - Komentarzy: 8


Bohdan Smoleń, Anna Kłys - Niestety wszyscy się znamy

Na poły biografia, na poły wywiad z jednym z bardziej znanych polskich aktorów kabaretowych. Zaczynając od bogatego geograficznie drzewa genealogicznego, przez bujne lata 60-80., kiedy to kabaret stanowił sterowany wentyl bezpieczeństwa, aż do współczesności, w której już nie ma miejsca dla schorowanego człowieka ciężko doświadczonego przez los - Anna Kłys spotyka się przy stole w Baranówku, zadaje pytania i słucha. Mimo zacytowanych fragmentów programów to nie jest książka rozrywkowa, raczej refleksyjna i już w zasadzie historyczna. Na fali ostatnich reakcji na śmierć Robina Williamsa bardzo mi się ta książka wpisuje w szeroko reprezentowany pogląd, że człowiek, który pracuje w tzw. rozrywce, musi być wesoły. Otóż nie musi.

Jest też parę słów o fundacji Stworzenia Pana Smolenia - warto zajrzeć.

#83

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 16, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, biografia, panie, panowie - Skomentuj