Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Zacznę od tego, że jeśli uwielbiacie tę książkę i uważacie ją za arcydzieło, to proponuję przejść gdzie indziej, tu tylko się zirytujecie. Chyba mam absolutnie ślepą plamkę na literaturę romantyczną, bo nie widzę w powieści wartości innej niż historyczna (cieszmy się, że czasy mainstreamowych idiotek w falbankach minęły), bohaterki są wszystkie - również ta jakże swawolna i inteligentna Elżbieta (Lizzie) - gęsiami, a wszystko obraca się wokół plotki i pieniądza.
Pan Bennet ma głupią żonę (która używa swoich “słabych nerwów” jako sposobu na uzyskanie tego, co chce, więc może mimo tego, że ciągle gada głupoty, to jednak jest całkiem sprytna) oraz 5 córek; niektóre są ładne, niektóre mniej, a jedna jest podobno inteligentna. Podstawowym zmartwieniem pani Bennet jest wydanie córek za mąż, najlepiej za bogatych panów, więc nieustająco marudzi mężowi, że muszą bywać. Kiedy pojawia się więc zamożny kawaler, pan Bingley, matce jest wszystko jedno, która córka; kiedy podoba mu się najstarsza, Jane, wysyła ją z wizytą sprytnie po popołudniu w deszcz bez opcji na powrót, dramatyczne przeziębienie zatrzymuje ją w domu pana Bingleya, a jak wiadomo, częsta ekspozycja wzmacnia pragnienie. Lizzie, ta niby najinteligentniejsza (bo czyta książki i nie ogląda się za regimentem wojska), zostaje podczas pierwszego balu obrażona przez przyjaciela pana Bingleya, niejakiego Darcy’ego, uznała go więc za gbura bez względu na jego wielki majątek. Dla ułatwienia dodam, że gburowatość Darcy’ego polega na tym, że nie wchodzi w układy i układziki towarzyskie, nie lubi tańczyć ani poznawać nowych panien, o Elżbiecie powiedział, że nieciekawa na pierwszy rzut oka oraz nie mówi populistycznych głupot jak “sympatyczny” Bingley. Nie żeby był człowiekiem idealnym, bo jego [spoiler alert] oświadczyny, w których wyjaśnia Lizzie, że chciałby ją *mimo* jej ubóstwa i żenującej rodziny, to majstersztyk bucówy. Nie przeszkadza to oczywiście w niczym, bo wystarczy, że dla odmiany od wyniosłego milczenia wyjaśnił przyczyny swojego postępowania, żeby panna Bennet stopniała jak masło na patelni.[spoiler alert]
Cała intryga opiera się na tym, że Jane “zakochała” się w Bingleyu od razu, a on tak nie do końca, bo dał sobie wyperswadować związek jako nieprzyszłościowy, zaś Lizzie nie zakochała się od razu w panu Darcym, bo była zarówno dumna, jak i uprzedzona, a każdą sytuację analizowała na niekorzyść tego ostatniego. Pomiędzy jest mnóstwo ploteczek, dworskich intryg, pieniędzy w tle każdej akcji, bali i konwenansów. N-U-D-A. Zero emocji. Naprawdę A.D. 2019 to jest dalej świetna książka (abstrahując od obrazków z filmu, jak Colin Firth eksponuje tors)?
Dodatkową wadą była lektorka (no chyba nie myśleliście, że to czytam), która uparcie czytała nazwisko Fitzwilliam jako [fajc-łiljam], a Pemberley jako [pamberlej].
Inne tej autorki tutaj.
#82/#12