Więcej o
ogrod-zoologiczny
[8.10.2022]
... więc jak się wybrałam do zachodnich sąsiadów koło 13, to niestety dzień się skończył zmrokiem koło 18, tym bardziej, że pogoda - zamiast obiecanych 20+ stopni poszła w siąpiący deszczyk i zjechała raczej w okolicę 12 celsjuszów. Czy cieszyło mnie to w sytuacji, kiedy zdecydowałam się wyprowadzić na jeden z ostatnich spacerów sandałki #nagołenogi? No niespecjalnie. Za to ogromnie i nieustająco cieszyło mnie zoo, gdzie zdeponowałam w chętnych pyszczkach zwierzyny płowej 2 kilo pokrojonej w plasterki marchwi (czy musiałam się powstrzymywać, żeby za każdym razem na widok otwartego pyszczka, ogromnych oczu i wywalonego języka nie recytować w myślach formułki "Ciało Chrystusa, amen"? Być może) albo podawałam przez siatkę żołędzie pręgowcom, które obrabiały je z szybkością przemysłowej tokarki. Zmarzłam, ale było warto. Plany miałam, jak zwykle, szeroko zakrojone, ale potem już zostało tylko pary na obiad w greckiej restauracji i zakupy w spożywczym. Co kupuję w niemieckim spożywczym, pytacie? Poza oczywistymi oczywistościami typu tabletki do zmywarki i proszek do prania, przywożę masło ziołowe, draże miętowo-czekoladowe, pastylki miętowe w czekoladzie i takąż czekoladę (ale i w wersji cytrynowej, malinowej, pomarańczowej i truskawkowej), czy pastylki z gorzkiej czekolady z posypką, pierniki różnego autoramentu i - tym razem - butelkę burczaka. Był pyszny!
Adresy:
GALERIA ZDJĘĆ i poprzednia wycieczka.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 13, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
frankfurt-nad-odra, niemcy, ogrod-zoologiczny
- Skomentuj
Jadąc przez Masarykovą tramwajem od Ještědu w kierunku dzielnicy Lidové sady, dojeżdża się do ogrodu zoologicznego. Zoo w Libercu jest nieduże, ale dość zasobne - trochę kopytnych, słonie, lwy, ptaki i foki, panda czerwona i biały tygrys. Podobnie jak praskie, mieści się na pagórkach, może nie aż tak stromych i bez kolejki krzesełkowej, ale trochę w górę i w dół trzeba się nachodzić. Myśmy się przespacerowali przez park obok Centrum Kultury w Lidovych sadach, jak ktoś ma jeszcze parę w nogach, to można i tam na spacer się udać, sporo przestrzeni i atrakcji dla dzieci (i - szkoda, że nie wiedziałam! - wieża widokowa).
Wieczorem wybraliśmy się na basen do kompleksu Babylon. W ramach całego kwartału rozrywkowego jest hotel ze spa, aquapark i rozmaite wyszalnie dla dzieci - labirynt, Funpark, lunapark, IQlandia (dla starszych - chciałam spędzić tam trochę czasu, ale wymagane są maseczki, więc zrezygnowałam) i IQPark (dla młodszych). Przed wejściem do aquaparku sprawdzane są paszporty covidowe, a młodzież musi okazać ważny negatywny test lub wykonać darmowy 15-minutowy na miejscu (jeśli usłyszę coś o segregacji sanitarnej, to znieważę słownie, serio). W środku można bez maseczek* przemieszczać się między basenami o różnych temperaturach, jacuzzi, zjeżdżać na zjeżdżalniach (Majut wielokrotnie zjeżdżał zjeżdżalnią, której wylot ma kształt odwróconego lejka i siła odśrodkowa rzuca człowiekiem po ściankach, ja oczywiście nie, żeby była jasność) i wyjść na taras słoneczny na dach (czego oczywiście nie zrobiłam, bo jestem za leniwa). Wystrój to skrzyżowanie Pergamonu z Nautilusem z elementami steampunku, może i nieco przegięte, ale urocze. Oczywiście nie byłabym sobą, jakbym nie pominęła jednej z głównych atrakcji wizualnych, konkretnie repliki bramy z Angkor Wat, co oznacza, że muszę wrócić do Liberca.
Adresy:
GALERIA ZDJĘĆ.
*Stan na sierpień 2021, niebawem wszystko może się zmienić.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek września 17, 2021
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
liberec, ogrod-zoologiczny, czechy
- Skomentuj
[3.06.2021]
Park/ostoja zwierzyny na obrzeżach lasu miejskiego we Frankfurcie dla odmiany jest łatwy do znalezienia i jak najbardziej dostępny. Mimo że na świeżym powietrzu, maseczka jest wymagana, ale to drobna niedogodność w zestawieniu z faktem, że można wnieść swoje warzywa korzeniowe (w moim przypadku prawie kilogram marchwi w plasterkach, udało mi się nie pociąć palców krajalnicą) albo zakupić granulki siana i karmić zupełnie wyzbytą z zahamowań zwierzynę wełnistą lub płową. Daniele osaczają odwiedzających na ścieżce i dokonują wymuszenia, więc lepiej ze sobą nieco warzyw wziąć jak nie chcesz się okazać absolutnym bucem. Zasobami trzeba gospodarować rozsądnie, bo najpierw są kozy, potem owce zwykłe i śruborogie, wszystkie urocze i nader przekonujące. Można oczywiście zacząć od przechadzki wśród danieli, które mieszkają luzem na łące, ale wtedy nie starczy dla innych. Oczywiście nie wszystkie zwierzęta można karmić, na niektóre się patrzy - pręgowce, bażanty, dziki, tury, świnie czy inne papugi; do lisów i piesków preriowych nie dotarliśmy. Na miejscu można lody, napoje i drobne przekąski. Całość przedsięwzięcia mieści się na terenie leśnym, więc oprócz zwierząt jest to bardzo przyjemna przechadzka między drzewami, wszystko śpiewa, brzęczy, pachnie i atakuje chlorofilem.
Adresy:
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 8, 2021
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
niemcy, ogrod-zoologiczny, frankfurt-nad-odra
- Skomentuj
Stare Zoo.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 4, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto, Projekt Jeżyce -
Tag:
ogrod-zoologiczny
- Skomentuj
Zwierzęta zimą śpią. Pewnie w domkach, na zapleczach klatek i pawilonach. W śniegu stoją tylko posągi, zaśnieżone i spokojne; czekają na niezliczone pielgrzymki dzieci, które będą siadać na wilku, łapać za ogon konia i sięgać do lwa na postumencie. W witrynie dwa dzioborożce trąbiące, które, potwierdzając etymologię nazwy, trąbiły i ganiały się po klatce ("mamusiu, a co ten ptasek myśli do dlugiego ptaska?"). I śnieg. Wspominałam o śniegu?
Znalazłam przy okazji uroczy i bardzo dokładny blog o poznańskim Starym Zoo [2019 - poznanzoo.blox.pl - link nieaktywny].
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 8, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto, Projekt Jeżyce -
Tag:
ogrod-zoologiczny
- Komentarzy: 1
No przecież nie służbowo na statek, to TŻ. Ja sobie pojechałam towarzysko załatwić kilka nie cierpiących zwłoki biznesów.
Przede wszystkim po to, żeby zwiedzić kulinarnie kilka nowych miejsc. Nie wstydzę się napisać, że uprawiam turystykę kulinarną i na wyjeździe wszystkie zdobyte kalorie liczą się połowicznie. Turek (na Am Köllnischen Park) smakuje uczciwie po turecku, nie skąpiąc warzywek, dolmadakii czy innych marynowanych papryczek. Niemiecki śniadaniowy zakątek na Akazienstrasse 28 oprócz miękkich kanap w niedziele[1] daje szwedzki[2] stół ze wszelakimi dobrymi goodies i książki w bookcrossingu (przeważnie niemieckie, ale da się coś po angielsku znaleźć).
Poza tym pojechałam po wiosnę. W zasadzie zamiast wiosny było takie trochę lato[3], ale nie będę narzekać. Wszystko kwitnie, pachnie, ptaszęta śpiewają, zwierzyna w zoo[4] co krok ma młode - a to słonię, to wydrzę czy inne pawianię, nie wspominając o małych alpaczkach czy innych ptaszętach.
I po miasto. Berlin jest dla mnie kwintesencją miejskości. Z pięknymi zakątkami, doskonale rozwiniętym metrem, którym jeździ się doskonale (aczkolwiek nie jestem pewna, czy dobrze rozumiem ideę biletu 2-godzinnego "w jedną stronę"[5]), z sympatycznymi i kolorowymi ludźmi, których brakuje mi w Polsce. Z malowniczymi ryneczkami. Z pięknie odnowionymi kamienicami, połączonymi z nowoczesnymi domami, z niesamowicie zagospodarowanymi podwóreczkami. Powtarzam się, ale jakby nie ten język (moja niemczyzna jest przeraźliwie słaba i po dwóch słowach przełącza się automatycznie na angielski), to bym pojechała do Berlina mieszkać. Teraz już. W każdym razie każda wizyta w Berlinie to nowy miły zakątek, lista rzeczy, które chciałabym obejrzeć, rośnie.
Pojechałam też na zakupy, ale jakoś nie udało mi się ogarnąć faktu, że jakoś tak się składało, iż powroty z Berlina organizowaliśmy zwykle w sobotę bądź w poniedziałek. I dostałam na twarz pozamykane sklepy, co zapewne było w trosce o mnie, bo nie udało mi się wydać prawie żadnych pieniędzy. A chciałam! Naprawdę! Nie to nie.
[1] Bo w tygodniu dają śniadania z karty. Od 9 do 23. Uwielbiam miejsca, gdzie można bułeczkę z serkiem, tosta z marmoladą czy jajecznicę o dowolnej porze.
[2] J. (Holender) objaśnił mi, że bohater Muppetów, u nas i wśród reszty świata nazywany jest Swedish Chef, w Szwecji jest nazywany Polskim Kucharzem. Ke?
[3] No jakoś nie umiałam mentalnie przeskoczyć faktu, że półtora tygodnia temu sypał sążnisty śnieg i nie wzięłam ze sobą sandałków. Nierozważnie. W każdym razie w aptekach mówią po angielsku, a zmasakrowane paluszki da się obkleić plastrem dla dzieci. W zwierzątka.
[4] Zoo w Berlinie jest zoem wyczynowym, wielkim i rozległym. Po przejściu 2/3 mimo kilku przerw kondycyjnych, polegających na malowniczym zaleganiu na okolicznych ławeczkach, odpadła mi dupa i zwiedzanie akwarium i części zagródek odłożyłam na później.
[5] Zakładam, że dopóki zmieniam linie i nie wracam żadną, którą już jechałam, to jestem w prawie.
EDIT: GALERIA ZDJĘĆ z Zoo i Berlina.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 5, 2009
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
berlin, niemcy, ogrod-zoologiczny
- Komentarzy: 10