Więcej o
beletrystyka
Panowie (...) Jesteście oficerami Armii Stanów Zjednoczonych. Oficerowie żadnej innej armii na świecie nie mogą tego o sobie powiedzieć. Zastanówcie się nad tym.
Nauczona doświadczeniem, że niekoniecznie to, co opisuje narracja, jest tym, co się zdarzyło naprawdę, każdy kolejny raz rozpoczynania książki Hellera był obarczony pewną podejrzliwością. A może Yossarianowi to się śni? A może to książka o czymś innym? Może dlatego udało mi się ją przeczytać za czwartym podejściem, co może nieco dziwić w kontekście tego, że jestem w stanie przejść przez większość literatury niskich lotów. Ale skończyłam, tak? I, co gorsza, podobało mi się. Co gorsza, bo to przerażająca książka o wojnie, tym bardziej przerażająca, że śmieszna. I czytam, podśmiewając się, notując w głowie kolejne zabawne cytaty, a tak naprawdę nie jest śmiesznie. Bo wojna nie jest śmieszna i wojną cieszyć się może tylko ktoś, kto jest pozbawiony empatii, szalony wyzuty z moralności. Tymczasem to Yossarian chce orzeczenia, że jest szalony, bo wtedy nie będzie musiał latać i bombardować wroga i wszyscy będą mieli mniej okazji, żeby go zabić. Tyle że takiego orzeczenia nie dostanie, bo jeśli twierdzi, że jest szalony i nie chce zostać zabity, to wcale nie jest szalony i może lecieć na kolejną misję.
Za co polubiłam "Paragraf" bezwzględnie? Za język (i pewnie za tłumaczenie, chociaż roi się od niewyłapanych przez korektę literówek), za zabawy słowne w dialogach, za drwinę z wojskowości, za ciągłe przekręcanie kąta kamery i pokazywanie jednocześnie tej samej sceny z różnych ujęć. Za Milo Minderbindera, który kupując jajka na Malcie za 7 centów i sprzedając je na Pianosie za 5, miał z tego zysk (wszyscy mieli udział w zyskach). I za pielęgniarzy w szpitalu, którzy zapobiegawczo malowali wszystkim palce u nóg i dziąsła gencjaną oraz dawali środek na przeczyszczenie. I byłego starszego szeregowego Wintergreena, który samodzielnie ustawiał wojskową hierarchię.
Tylko ta wojna w tle. Nie lubię.
Chociaż praca, jaką wykonujemy, nie jest zbyt ważna, ważne jest, żebyśmy wykonywali jej jak najwięcej [generał Peckem].
#40
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 2, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 9
Wielka Brytania, jakiś czas temu. Na polu w Kent w dwóch przyczepach mieszkają sezonowi zbieracze truskawek - troje Polaków, Ukrainiec, Mołdawianin, dwie Azjatki i Afrykanin z Malawi. Warunki są ciężkie, zarobki groszowe (skrzętnie pomniejszone przez agencję zatrudniającą, "podatki" i inne opłaty), ale i tak jest lepiej niż w ich ojczyznach. Ustabilizowana sytuacja (Jola sypiająca z właścicielem farmy, Andriej zbierający pieniądze na wyjazd do Sheffield, gdzie spędził kilka dni jako siedmiolatek i uważał, że jest to miejsce piękne jak Jałta) zmienia się, kiedy "agent" Wulk przywozi kolejną młodziutką dziewczynę, Irinę, której mu szkoda do truskawek i ma szeroko zakrojone plany wobec świeżej i ładnej dziewczyny (najpierw do użytku własnego, a potem na handel). Zbieracze rozpierzchają się po Anglii jedną z przyczep, do akcji dołącza Pies i od tej pory każdy z nich zaczyna wielką podróż po Wielkiej Brytanii. Trafiają do "ekologicznej" fabryki przerabiającej kurczaki na półprodukty, do anarchistów broniących kręgu kamieni, restauracji, domu opieki i typowej brytyjskiej rodziny.
Książka jest pełna stereotypów - Azjatki chichoczą między sobą i są nazywane Chinkami, mimo że jedna jest Wietnamką, a druga Malezyjką. Polakowi śmierdzą buty. Jedna z Polek jest sprytna i przedsiębiorcza, druga jest rozmodloną katoliczką i świetną kucharką. Afrykanin głównie obserwuje "pożycie cielesne" i tym tematem jest zainteresowany; dodatkowo jego obserwacje świata "zachodniego" są przerażająco naiwne. Anglia, Eldorado dla przybyszy napływowych, jest pełna zakłamania, wyzysku, oszustwa i przymykania oczu na to, co się poza my home is my castle dzieje.
Oczywiście wbrew zapowiedzi na okładce, obiecującej fajerwerki śmiechu, to książka ponura, pełna zawiedzionych nadziei, rozwiewania się złudzeń, polityki przeciw człowiekowi i takiego smutnego fatalizmu, że biednemu zawsze wiatr w oczy.
#30
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 27, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Przede wszystkim wyjaśniła się kwestia szczeniąt Cyryla, które Angus oddał przypadkowemu mężczyźnie (pozytywnie!). Poza tym mam wrażenie, że reszta bohaterów jest potraktowana coraz bardziej powierzchownie - kilka przygód małego Bertiego, sporo rozmów między Domenicą i Angusem i ich wspólna wyprawa (razem z Antonią) do Włoch, przeprowadzka Matthew i kilka poranków w kawiarni Dużej Lou. Niespecjalnie się coś dzieje, ale to jak wizyta u starych znajomych, którzy opowiadają, co się z nimi działo, kiedy się nie widzieliśmy. I tak czekam na kolejne dwa napisane już tomy.
I rzeczywiście po wizycie w Edynburgu jakość lektury (wzmianki o widoku na zamek czy spacerze po Royal Mile) mają świetny, świeży smak.
Inne tego autora tutaj.
#20
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 30, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Dag, Claire i Andy (narrator) mieszkają w Palm Springs i spędzają większość czasów opowiadając sobie historie. O rzeczach, które chcieliby zapamiętać z Ziemi, o końcu świata (wszak przełom 31.12.1999 i 1.1.2000), o swoich rodzinach, wyobrażeniach i strachach. Luźne historie przerywane są cynicznymi i postmodernistycznymi obrazkami i definicjami świata według pokolenia, które nie ma o czym marzyć.
California life is easy.
W zasadzie wszystkie obserwacje Couplanda o Pokoleniu X - ludziach, którzy zanegowali etos pracy i robienia kariery jako takiej - można odnieść do hipsterów. Tyle że hipsterzy są ironiczni, a pokolenie X realnie rzucało pracę w korporacjach na rzecz podawania drinków w barze na prowincji, spędzania życia na plaży i dorabiania tylko do poziomu, żeby było stać na wynajęcie byle jakiego domu i jedzenie. Czy odrzucając obowiązek człowiek staje się szczęśliwy?
Edycyjnie książka jest tragiczna - źle złożona (brakuje akapitów na 1. stronie każdego rozdziału, zamiast tego są znaki końca linii), opływanie obrazków jest zrobione przeraźliwie topornie. Nie umiem ocenić tłumaczenia, ale "Microserfs" też mi po polsku nie zgrzytało.
Inne tego autora tu.
#15
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 12, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Chyba najbliżej opisu książki jest fraza "ciotowski Dekameron". Michaśka, dziennikarz-literat, opowiada serię historii o "przegiętych" homoseksualistach, którzy mentalnie pozostali w latach 70. i 80. Nie są młodzi, nie są modni, nie są pachnącymi hipsterami, nie zależy im na miłości ani na związkach. Są reliktem, który tęskni za czasami, kiedy niedobitki radzieckich wojsk stacjonowały w Polsce, a znudzonym żołnierzom było wszystko jedno, czy na "obciąg" przychodzi kobieta, czy mężczyzna. Reliktem z epoki szaletów, mrocznych parków i wstydliwych urzędników z teczką, brutalnych pobić, kłamstw, mówienia o sobie jako o kobiecie i wielkiej udawance.
Czytałam i próbowałam zrozumieć, czym się życiu kierują/kierowali, ale nie zrozumiałam. W przeciwieństwie do "Drwala", gdzie oprócz poszukiwania archetypowego luja, heteroseksualnego byczka, działa się jakaś sprawa kryminalna, tu są tylko historie "piosenkarek", deklamujących "O Boże! Bożenka!". Barwne, zapada w pamięć, chociaż mam wrażenie, że wolałabym niektóre obrazy z głowy odszorować drucianą szczotką.
Inne tego autora tu.
#12
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 26, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, beletrystyka, opowiadania, panowie
- Komentarzy: 5
Niestety, mimo kuszącego tytułu (tak, kupiłam książkę ze względu na imię autora i tytuł, co z tego) to dowód na to, że humoryści stand-upowi nie powinni publikować fikcji. Akcja "kryminału" opiera się na idiotycznym pomyśle[1], a największą zaletą jest stopień upakowania bon-motów i celnych fraz na akapit[2]. Kinky ma depresję, bo umarł jego przyjaciel, reżyser. W celu uczczenia jego pamięci zaczyna szukać ostatniego nakręconego przez niego, nieopublikowanego filmu o sobowtórach Elvisa. Filmu nie ma, ale po drodze znika eks-kochanka, a potem ginie agent zmarłego. Upływa sporo kolejek wszelakich napitków wysokoprocentowych i leczenia kaców, które spowodowały owe płyny, a mimo to Kinky'emu wraz z grupą podobnie popapranych przyjaciół (i drugiej kochanki) udaje się film znaleźć. Misja się powiodła, ale to dopiero początek problemu.
Zaczynałam ją dwa razy, za pierwszym razem poległam przez setną stroną.
[1] Jvrpmavr cvwnal/anćcnal svybmbs onebjl zn qjvr xbpunaxv, xgóer b fbovr avr jvrqmą - Whql mr Śeóqzvrśpvn v Whql m Cemrqzvrśpvn. Wrqan mavxn, fmhxn wrw m qehtą, cb pmlz bxnmhwr fvę, żr gb olłn wrqan v gn fnzn xbovrgn m qjbzn zvrfmxnavnzv, avrpb cemroenan, nyr anjrg cbqpmnf cbżlpvn vaglzartb Xvaxl avp avr mnhjnżlł; avttn cuyrrmr.
[2] Owszem, ładnych - ot: Umarł na scenie (...). Oficjalnie nazywano to przedawkowaniem, ale to nam niewiele mówi, ponieważ wcześniej czy później każdy musi przedawkować. Za dużo marzeń, kupowanych bez recepty. Za dużo "Early Timesa". Za dużo sobotnich nocy w Los Angeles.
#10
Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 13, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, beletrystyka, panowie
- Skomentuj