Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o beletrystyka

Barbara Kosmowska - Niebieski autobus

Miśka Pietkiewicz jest dzieckiem z rodziny, którą można by określić jako patologiczną. Pietkiewiczowie mieszkają w zrujnowanym mieszkaniu, którego wątpliwą ozdobą jest kredens pełen butelek z bimbrem; największym marzeniem matki Miśki jest zakup meblościanki, której posiadanie może wywindować ich na szczyt lokalnej elity. Ojciec marzy o możliwościach, jakie dałoby przejęcie kiosku “Ruchu” od Parysiaków, niestety doświadczony jest głównie w produkcji bimbru i jego spożyciu. Babcia Bronia, niegdysiejsza dziedziczka z okolic Wilna, ma znaczenie tylko w okolicy pojawiania się renty, nie ma już tego szacunku, gdy była suflerką w teatrze. Jest też wuj Roman, lokalny lowelas i dystrybutor mienia, znany jednak głównie z częstych pobytów w areszcie. Absurdalnie, Miśka patrzy na świat z pogodą mimo wszystkich niedostatków. Za swój dom uważa rosnący na podwórku kasztan i ma poczucie, że wszystkie patrzące na nią z pogardą dzieci z lepszego podwórka mają tak naprawdę gorzej od niej. Potem, już w czasach licealnych, odkrywa nieco zapuszczony, ale rajsko kolorowy ogród emerytowanego strażaka, pana Sybiduszki, gdzie spędza leniwe popołudnia się z innym społecznym wyrzutkiem, Krzysiem, artystą w zniszczonych butach. Kiedy odjeżdża tytułowym niebieskim autobusem na studia do wielkiego miasta, to właśnie za tym ogrodem (i - na czym się niespodziewanie łapie - Krzysiem) tęskni najbardziej.

Książka składa się z trzech części - dzieciństwa, studiów (z bogatym tłem okresu przemian, chociaż wielka polityka pojawia się tylko aluzyjnie) i wreszcie dorosłości. Miśka widzi dużo, ale potrafi tak przefiltrować przez pryzmat swojej pogody ducha nawet tragiczne wydarzenia, że nie jest to opowieść ponura. Mimo że Kosmowską znam od lat - czytałam “Niebieski autobus” jeszcze na studiach, a było to Naprawdę Dawno, w zamierzchłych czasach przedblogowych, nie mogę powstrzymać się od porównań do Dziuni, chociaż książki są podobne - ta sama epoka, podobne koleje losu, różnią się jednak właśnie tym pozytywnym spojrzeniem na świat. Oczywiście nie jest tak, że Miśka nie widzi złych rzeczy, ale umie się od nich odciąć i odbić, jej obserwacje często są ironiczne, zwłaszcza kiedy przestaje być dzieckiem i wierzyć w Mikołaja (a i wtedy poznaje oczy wujka Romana i czuje zapach bimbru). Dzięki temu opowieść o miasteczku, do którego dociera niebieski autobus, nie jest ani lukrowana (a Miśka nie przypomina rzewnej Pollyanny), ani nie uderza w miękkie za mocno, mimo że nie jest wyprana z emocji.

Inne książki tej autorki tu.

#16

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 9, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, beletrystyka, panie - Komentarzy: 2


Michał Paweł Urbaniak - Lista nieobecności

W achronologicznej sadze rodziny Hnatów narrator przenosi czytelnika między 1996 rokiem, kiedy Zuzanna Grentel, rozwiedziona aptekarka, samotnie wychowująca syna Krzysztofa, poznaje Artura Hnata, malarza a rokiem 2010[1], kiedy cała rodzina radzi sobie z przedwczesną śmiercią Artura, wracając mozolnie do 2009, pokazując, co doprowadziło do śmierci. Wcześniej odchodzi ukochany brat Artura, Janek, z którym wzajemnie wspierali się i ratowali po tragicznej przeszłości - śmiertelnym wypadku jednej siostry, chorobie i śmieci drugiej, chorobie psychicznej matki i ojcu-psychopacie, nie wspominając o tym, że obaj bracia są chorzy na serce. Krzysztof, który nienawidził drugiego męża matki i oskarżał go o zabranie mu całej matczynej miłości, wpada w związek z Jakubem, sąsiadem z dzieciństwa; śmierć też krąży dookoła nich, bo Jakub ma epizody samobójcze i bogatą historię samookaleczeń. Wreszcie jest Danka, sąsiadka, przyjaciółka Zuzanny, tzw. życzliwa dusza, pomocna w nieszczęściu i Honorata, żona Janka, miotająca się między wściekłością i żałobą.

I powiem Wam, że totalnie bym tej książki nie skończyła, gdyby nie to, że miałam ją przeczytać na spotkanie klubu książkowego. Jaka to jest przykra i tragiczna rzecz. Tragiczna, bo od razu wiadomo, że wszystko się posypie, wszyscy umrą, a przykra, bo dawno nie czytałam historii o tak antypatycznych i zwichrowanych psychicznie bohaterach. Każdy z nich kwalifikuje się do leczenia - Artur i Janek, którzy nurzają się w rodzinnej tragedii, z upodobaniem wciągając w nią swoje żony, obiecujący córkom śmierć w ramach dziedzictwa[2]; zimna Zuzanna, która nie potrafi kochać dzieci i męczy ją to strasznie, ale nic z tym nie robi, wszak nie musi; Krzysztof, który neguje swoją orientację seksualną, wprawdzie radośnie czerpiąc z miłości Jakuba, ale mało dając w zamian i wielokrotnie niszcząc swojego partnera wspominaniem tymczasowości ich związku i wstydem przed otoczeniem. Nie zapominajmy o Honoracie, niemiłej i zmęczonej koniecznością wspierania wiecznie rozsypanego męża. Pytacie o sympatyczną sąsiadkę Dankę? Danka jest sympatyczna po musierowiczowsku: złośliwie komentuje zachowanie wywyższającej się przyjaciółki, a pełnymi religijnej zajadłości opiniami o homoseksualizmie Krzysztofa dzieli się z mężem, chętnie piekąc za wynagrodzeniem torty dla obu panów i płacąc Jakubowi za korepetycje dzieci. Wreszcie sedno całej opowieści - mroczna tajemnica w przeszłości braci Hnatów i ich rozłożone w czasie śmierci - to już było na dobicie. Powiedziałabym, że to powieść z zaskoczką, ale bynajmniej mnie nie zaskoczyła.

[1] Oczywiście kłamię, bo prolog i epilog książki dzieje się powiedzmy w roku 2040, gdzie spotykamy Zuzannę trzydzieści lat później, już podwójnie owdowiałą; nieco sztuczna klamra dla wyjaśnienia kilku wątków.

[2] B pmlz Mhmnaan ormanzvęgavr jfcbzvan j rcvybth, żr złbqfmn póexn mnpubebjnłn v hznełn ebx cb śzvrepv bwpn, fgnefmn cbqpvęłn fbovr żlłl m zvłbśpv, xvrql qbebfłn.

#13

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 29, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 1


Shirley Jackson - Nawiedzony dom na wzgórzu

Naukowiec John Montague, doktor filozofii, wynajmuje od właścicieli tytułowy nawiedzony dom i zaprasza osoby, które miały za sobą doświadczenia pozazmysłowe, żeby z ich pomocą przeprowadzić badania. Na ogłoszenie odpowiadają 32-letnia Eleanor, która w dzieciństwie doświadczyła deszczu kamieni spadających na dom oraz młodsza od niej Theodora, mająca silną intuicję. Na czas eksperymentu dołącza też krewny właścicielki, potencjalny dziedzic posiadłości, Luke Sanderson. Żadne z nich nie wierzy w złowieszczą moc Domu do momentu, kiedy go nie zobaczą - budynek emanuje złem. Przed wejściem do niego wszyscy są przestrzegani przez opiekunów posesji - państwa Dudleyów - że są zdani sami na siebie. W środku odkrywają różne fenomeny - drzwi, które się same zatrzaskują, strefę lodowatej temperatury, której jednak nie wychwytują urządzenia mechaniczne, poczucie czyjejś obecności. Do pewnego momentu jest zabawnie, zwłaszcza kiedy wjeżdża żona pani Montague ze swoimi spirytystycznymi akcesoriami, ale kiedy na ścianach pojawiają się napisy, a pokój jednej z dziewcząt zostaje wysmarowany czerwoną, przypominającą krew cieczą, sytuacja robi się mniej przyjemna.

I, jakby to nie była Jackson, można by uwierzyć, że Dom jest nawiedzony. Autorka jednak sprytnie myli tropy, wprowadzając niewiarygodną narratorkę, która kłamie o swojej przeszłości, skrywa tajemnice (między innymi niedopowiedzenie w kwestii śmierci jej matki), jest niestabilna emocjonalnie (co widać na przykład w jej love-hate stosunku do Theodory, którą raz kocha i chce z nią zamieszkać, chwilę potem uważa ją za wroga). Może to nie Dom jest nawiedzony, a Eleanor? Finał niczego nie sugeruje. Dom jest oczywiście prominentnym bohaterem - szalona architektura, pokój w otoczeniu innych pokojów, biblioteka ze schodami, ogród, w którym nie wszystko jest realne, do tego pani Dursley - kucharka i gospodyni, która - jak robot - recytuje plan dnia i zasady.

Widziałam, że jest w miarę świeży serial luźno osnuty o książkę, widzieliście?

Inne tej autorki tutaj.

#10

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek stycznia 21, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, beletrystyka, panie - Komentarzy: 1


Andrea Gillies - Opiekunka

... z podtytułem “Życie z Nancy. Podróż w świat alzheimera”. Autorka podejmuje początkowo oczywistą dla niej decyzję o opiece nad starzejącymi się teściami; Morris ma coraz większe problemy z chodzeniem, Nancy jest sprawna fizycznie, ale szwankuje jej umysł. W celu pomieszczenia trzypokoleniowej rodziny (oprócz teściów i męża jest też trójka dorastających dzieci), Nancy i Chris kupują duży dom na północy Szkocji bo tam taniej niż gdzie indziej. Chris pracuje częściowo zdalnie, ale też często wyjeżdża, Nancy jest pisarką, może przecież pisać gdziekolwiek, liczy też na to, że dzikie piękno okolic da jej dobre tło do powstających powieści; dodatkowo planują też w dużym domu urządzić pensjonat dla podratowania budżetu. Rozdziały pokazujące narastające trudności dla całej rodziny[1], spowodowane rozpadem osobowości Nancy pod wpływem choroby, przeplatają się z rozdziałami popularno-naukowymi, opisującymi w miarę (książka wydana była w 2009 roku) aktualny stan badań nad chorobą alzheimera i demencji.

To smutna i niejednoznaczna próba pokazania doświadczenia rozpadu osobowości chorego i wpływu tego na resztę rodziny. Autorka mierzy się z obiegową opinią o wygodzie rodzin wyrzucających chorych krewnych do domu opieki, którą sama początkowo podziela, stąd decyzja; w pewnym momencie psychiczny koszt opieki i obciążenie, jakie ponoszą wszyscy, którzy z Nancy mieszkają, weryfikuje to podejście. Zajmowanie się rozpadającym się psychicznie krewnym porównane jest do odwrotnego procesu wychowania dziecka - osoba traci pamięć (co powoduje permanentny stan paniki i narastającą paranoję, a co za tym idzie nienawiść do opiekunów), umiejętności społeczne (agresja, przeklinanie) czy zrozumienie mechanizmów funkcjonowania świata (niechęć do zabiegów higienicznych, utrata wstrętu do fekaliów, brak zrozumienia działania rzeczy typu sztućce czy klamka), dodatkowo nie ma w finale nagrody ani zwycięstwa jak w przypadku dziecka; sporą rolę odgrywa też to, że cały czas mowa jest o silnej osobie dorosłej, która potrafi reagować agresją na pomoc przy myciu zębów czy przebieraniu. Nie ma tu wygranych - Andrea żałuje zarówno decyzji o podjęciu opieki (pensjonatu nie da się prowadzić profesjonalnie z osobą z demencją, podobnie jak nie da się pisać książek i utrzymać rodziny i siebie w zdrowiu psychicznym), jak i późniejszej decyzji o przekazaniu teściów do domu opieki, bo to też nie jest łatwe i oczywiste.

Dodatkowo artykuł autorki o opiece instytucjonalnej nad pacjentami z demencją.

[1] Sytuacja doprowadza wielokrotnie Chrisa do wściekłości, kiedy Nancy przestaje rozpoznawać najbliższą rodzinę, jest agresywna w stosunku do dzieci oraz coraz bardziej nienawidzi Andrei, słabo znosi wszystko Morris, który - wprawdzie sprawny intelektualnie - poddaje się chorobliwej paranoi i zaczyna obarczać winą za swoje coraz gorsze zdrowie syna i synową oraz ich decyzję o przeprowadzce na prowincję. Cierpią dzieci, obserwując dawniej kochającą babcię, która na nich krzyczy i potrafi uderzyć. Ale największą ofiarą całej sytuacji jest Andrea, która nie jest w stanie pisać, przeładowana dodatkową pracą i ciężarem odpowiedzialności:

Nie wyobrażałam sobie, że moi teściowie tak szybko staną się całkowicie bierni, nie przyszło mi na myśl, że opieka nad nimi będzie wyłącznie moją pracą – ale właśnie tak się stało, bo przecież mężczyźni mają prawdziwe prace, a kobiety nie.

#5

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek stycznia 14, 2021

Link permanentny - Tagi: beletrystyka, panie, 2021 - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Kate Atkinson - Za obrazami w muzeum

Ruby Lennox opowiada swoje życie - od poczęcia do pogrzebu matki. Opowiada w sposób nieciągły, pełen dygresji, bo i ma o czym dygresje robić. Jej rodzina od kilku pokoleń umierała na wojnach (mężczyźni) albo odchodziła znienacka. Cioteczna babka, Ada, umarła po ciężkiej chorobie. Prababka, Alice, zniknęła pewnego dnia, zostawiając po sobie zestaw pięknych zdjęć i niemowlę. Siostra, Gilian, zginęła w wypadku. Matka, Bunty, odeszła na tydzień, podczas którego przedsiębiorczy ojciec oddał je pod opiekę swojej kochance. Ale wróciła, co niespecjalnie wszystkich ucieszyło, bo nie była specjalnie miła. Między wierszami pojawia się jeszcze jedna osoba, którą Ruby odkrywa powoli z pokładów swojej niepamięci. Atkinson buduje świat z kobiet, mężczyźni są na poboczu; pomijając niedopowiedziany twist zaszyty w fabule, który każe przerzucać kolejne kartki, fascynujący jest niegdysiejszy świat przedmieść Yorku, małomiasteczkowe lata 50. (koronacja królowej Elżbiety w jednym z pierwszych telewizorów w okolicy!), potem już bardziej świadome i kosmopolityczne lata 60. i 70.

O książce pisała dees, bardziej składnie i wnikliwie. A ja dodałam w ramach gratisu zdjęcia z berlińskiego Aquarium (i tutaj).

Inne tej autorki tutaj.

#128

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 28, 2014

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Fotografia+ - Tagi: beletrystyka, panie, 2014 - Skomentuj


Dorota Terakowska - Samotność bogów

Nastoletni Jon, słowiański protoplasta w czasach pierwszych misjonarzy, łamie przedchrześcijańskie tabu i przepływa na zakazany brzeg rzeki, żeby uratować tonącą dziewczynkę. W tym momencie słyszy głos boga, Bezimiennego/Światowida. Ostatni z wioskowych szamanów wraz z chrześcijańskim kapłanem zgadzają się, że musi zostać wykonawcą poleceń Bezimiennego. Jon dorasta, żeni się z uratowaną przez siebie Gają, ale co jakiś czas wyrusza na wyprawę do kamiennego posągu boga. Odległość nieduża, ale okazuje się, że podróżuje w czasie. Raz jest chirurgiem wszczepiającym chłopcu nowe serce (które za sprawą Królowej Lodu okazuje się sercem mordercy), drugi raz - pomaga Joannie d'Arc wypełnić misję, która kończy się stosem. Kolejna wyprawa to Palestyna, w której Judasz za worek srebrników zdradza Jezusa. Wszędzie kręci się krótko ostrzyżona dziewczyna i chłopiec, który ma serce z lodu, a przez to żadnych wyrzutów sumienia. Każda wyprawa pokazuje coraz większą erozję posągu Bezimiennego, przy jednoczesnym rozwoju chrześcijaństwa w świecie Jona.

Może jestem uprzedzona, ale wynudziłam się przy lekturze bardzo. Pratchett historie o tym, że to wiara ludzi utrzymuje bogów przy życiu, podaje w sposób o wiele przyjemniejszy, wnikliwszy i pozwalający na wyłowienie z postmodernistycznej historii czegoś uniwersalnego. Tutaj jest, żeby nie użyć deprecjonujących określeń, dość pretensjonalnie. Dużo rozważań o tym, czy Bóg jest jeden, czy wielu, tylko różnie postrzegani i nazywani, czy warto było oddawać życie za wiarę, żeby we współczesności frazy "O, Jezu" czy "O boże" ludzie używali jako przecinka, kiedy rozleją kawę. Przyznam, że książki bym zapewne nie skończyła, audiobooka przesłuchałam, choć bez zachwytu.

#124 / #11

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 8, 2014

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2014, beletrystyka, panie - Skomentuj