Rejestruję w celach służbowych konto na pewnej portali (ok, have to admit, to wersja testowa). Dzielnie wypełniam formularz, podaję login "Zuzanka". Zatwierdzam. Wzium, powrót do formularza. Komunikat "Login się nie zgadza". Ja się pytam - z czym się nie zgadza?! (pomogła zmiana na "zuzanka", ale to tylko dlatego że jestem wnikliwym spryciarzem. Państwo szanowni, "login się nie zgadza" to nie to samo, co "W loginie mogą występować tylko małe litery"...).
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 16, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
SOA#1
- Skomentuj
"Dzień dobry Pani!
Stwierdziliśmy, że do dalszego rozwoju modułu XXX potrzebne będą nam w dodatkowe opcje [tu ciach sensowne technikalia].
Mam nadzieję, że to co piszę jest w miarę jasne, bo dość trudno mi się
dziś wysławiać. W każdym razie chciałbym uzyskać taki efekt, że [ciach sensowny opis]. ok. może już nic nie będę pisał, bo czuję, że się pogrążam w razie czego
proszę pytać."
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 16, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
SOA#1
- Komentarzy: 2
- Poziom: 3
Właśnie wysłał do działu kadr pierwszy akapit "Lesia", rozpoczynający się słowami:
"Lesio Kubajek postanowił sobie, że zamorduje personalną. Straceńczą myśl podyktowała mu rozpacz. Personalna była jego wrogiem numer jeden oraz zasadniczą przeszkodą na drodze do zrobienia kariery. Dzień w dzień zatruwała mu życie, dzień w dzień sępimi szponami szarpała jego zdrowie i nerwy i każdego poranka przeistaczała się w symbol klęski. Nielitościwie i bez żadnego zrozumienia dla jego artystycznie niezorganizowanej duszy wyłapywała wszystkie jego spóźnienia i bez cienia miłosierdzia zmuszała go do opisywania ich szczegółowo w specjalnej księdze dużego formatu, zwanej książką spóźnień. Nazwisko Lesia powtarzało się tam z podziwu godną regularnością. Z dawien dawna już zwierzchnicy patrzyli na niego niechętnie i podejrzliwie, coraz wyraźniej dając do zrozumienia, iż uważają go za pracownika niepełnowartościowego, niesolidnego, a nawet wręcz podają w wątpliwość jego przydatność do jakiejkolwiek pracy. Codziennie z nerwowym drżeniem Lesio przekraczał progi biura i codziennie natychmiast za nimi natykał się na personalną, potępiającym gestem podającą mu ową nieszczęsną książkę spóźnień..."
No dobrze, tylko trochę go podpuściłam.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 16, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Skomentuj
Niestety, wszystko co dobre, się kończy - wczoraj skończyłam oglądać ostatni odcinek "Dead like me" (dwa sezony po 15 odcinków i więcej nie będzie). Zawsze, kiedy oglądam tego typu serial, rozwala mnie, że "u nas się nie da". Jak na Amerykę niewielkie środki (pewnie więcej poszło na gaże aktorów), sporo umowności, ale 95% klimatu robi doskonale napisany scenariusz, dobrze dobrani aktorzy, świetne dialogi i kreacja świata.
George, główna bohaterka, rzuca studia i, żeby nie słuchać marudzenia matki, idzie do tymczasowej pracy. Podczas pierwszej przerwy na lunch ginie w wypadku. Tym, którzy chcą mi właśnie wyjąć wątrobę i popić chianti, wyjaśniam, że to pierwszy kwadrans pierwszego odcinka serialu. Pozostałe kilkadziesiąt opowiada o tym, co można robić, będąc martwym, a w zasadzie półmartwym Posępnym Żniwiarzem.
Serial jest ciepły i jego mottem jest "Carpe diem". Oklepane to i duszoszczypatielne, ale podane w bardzo ładnej panierce. Jest delikatna zagadka, która się rozwija w trakcie serialu, ale w zasadzie największy akcent położony jest na codzienności Żniwiarzy - są na tyle żywi, że muszą jeść, spać, pić i próbować brać udział w innych dziedzinach życia, a na to trzeba zarobić (mówiłam, że jestem fanką filmów o pracy w korpo?).
Nie umiem oceniać w skali, ale na liście najlepszych jest bardzo wysoko.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 15, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 5
Współpracuję z dużą firmą X. Współpraca głównie polega na tym, że raz w miesiącu wysyłam im analizy statystyczne. Współpraca trwa długo, w zasadzie od początku mojej pracy w firmie. U NICH przewinęło się już ładnych kilka osób (z 6? nie chce mi się liczyć) i co jakieś dwa-trzy miesiące pojawiał się problem - pani Zosia już nie pracuje, proszę do niej nie pisać, pracuje za to pan Wojtek, Wojtek, przedstaw się, proszę pisać do pana Wojtka. Za pół roku - od nowa, oprócz pana Wojtka proszę pisać też do pana Zdzicha, który itd.
Zdrzaźniłam się po kolejnej prośbie o ponowne przesłanie materiałów, które w ubiegłym roku wysyłałam do trzech różnych osób, zawinszowałam sobie, żeby duża firma X dokonała niebotycznego wysiłku i nieco się zorganizowała poprzez stworzenie aliasa pt. tu-zuzanka-wysyla@firma.x.pl. Oni sobie do aliasa będą dopisywali kolejnych Wojtków i Ziuty, a ja będę wysyłać w jedno miejsce. Nie da się. Im będzie
wygodniej, jak ja będę pisać aktualnie do Andrzeja i Piotra. Ale mnie nie będzie wygodniej.
Sobie poeskaluję. Zadarli ze mną. Nie wyślę im nic więcej bez aliasa.
...
Zrobili alias ;-)
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 14, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
SOA#1
- Skomentuj
- Poziom: 3
Leszek K. Talko "Przyjaciel poleci ci" [2022 - link nieaktualny].
Jedna kwestia, panie Talko - niestety, "Sin City" się w Polsce nie sprzedał. Obejrzeli fani komiksu, reszta olała ciepłym parabolicznym. To tyle o marketingu szeptanym i poradach czarnej_mamby na forach...
Przy okazji artykułu przypomniała mi się genialna książka - "Przewodnik stada" Connie Willis. Instytut badawczy, najgorsze elementy kultury korpo (napisałam "kopro", ale coś mnie tknęło) - papierkologia, warsztaty integracyjne, gońcówna-monster, cow-orkerzy, walka o granty i wspomniane w artykule trendy. Główna bohaterka zajmuje się śledzeniem, w jaki sposób trend powstaje, usiłuje znaleźć wzorce w grafach i drzewa zależności, pokazujące, czemu tiramisu nie jest si, a pudding chlebowy - trendi (poza tym jest też tajemnica, nieco romansu, owce i wnioski po zebraniu).
Connie Willis jest zasadniczo pisarką sf ("Księga Sądu Ostatecznego", "Nie licząc psa" czy "Przejście"), ale rzeczywistość korporacyjno-badawcza jest brutalnie rzeczywista. Widać, że ma za sobą spore doświadczenia na jakiejś uczelni. Polecam pomysłodawcom "lansowania trendów", bo wyglądają na takich, co CW nie czytali...
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 14, 2006
Link permanentny -
Tagi:
komiks, sf-f, 2006, panie -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 1
Nie uczę się z doświadczeń. Teściowa przywiozła w sobotę wiosenny bukiet gałązek z wyszydełkowanymi ozdobami z kordonka. Co robi mądra Zuzanka? Wstawia je do wazonu napełnionego wodą i stawia na szafce. Dalej scenariusz jest prosty:
1) Zuzanka zdejmuje z szafki wazon i stawia na podłodze, ponieważ obydwa kotecki siedzą na szafce i emablują gałązki łapami i mordami.
2) Zuzanka zdejmuje kordonkowe jajka, ponieważ obydwa kotecki zdejmują ozdoby łapami i mordami.
3) Zuzanka wyciera wodę, która wylała się z przewróconego przez kotecki, łapami i mordami, wazonu.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 13, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Koty
- Skomentuj
- Poziom: 3
Kotek czarno-biały spał na komodzie, gdy nadszedł czas na rytualne oczyszczenie organizmu z kłaczków. Kotek leniwie zrzygał się z komody na podłogę (no, na komodę trochę też), po czym zszedł (no, spadł z łomotem) i poszedł spać gdzie indziej.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 13, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Koty
- Skomentuj
- Poziom: 2
Rozczarowana ambitnym dziełem pt. "Revolver", gdzie spychoanaliza przeplatała się z ganianką i strzelanką, sięgnęłam po inne dzieło gatunku ze Stathamem. Trasporter 2 nie udaje niczego więcej niż strzelanki i ganianki i za to go kochamy.
W skali 1-10 w kategorii filmów rozrywkowych - 10 za czystą rozrywkę i jedne z piękniejszych scen sensacyjnych: zdejmowanie bomby z podwozia samochodu podczas jazdy (no, w zasadzie to lotu) za pomocą haka dźwigu, uniknięcie bycia zmiażdżonym przez dwa jadące na siebie samochody za pomocą podskoczenia na czas kraksy i wylądowania na krakśniętych samochodach, odkrywcze wykorzystanie arbuzów jako rękawic bokserskich czy niecodzienne użycie węża strażackiego jako lasso.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 13, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Guy Ritchie miał u mnie duży kredyt zaufania po "Snatchu" i "Lock, Stock and Two Smoking Barrels". Niestety, chyba wymyślił sobie, że musi robić filmy bardziej ambitne i wypuścił "Revolver", żeby go osrało. Dużo doskonałych scen. Doskonałe postaci. Momenty, scenografia i Statham - kamienna twarz. Co z tego, jak do elementów, z których można stworzyć świetny kryminał z twistem, dołożył metafizyczne foo-schmoo - nieledwie przemianę Konrada w Gustawa, podlaną schizofrenicznym sosikiem. I, niestety, całość wyprał z poczucia humoru. Ale najgorszym grzechem jest to, że nie zostawił żadnego zakończenia. Statham łazi, jeździ, strzela, nosi i podnosi, rozmawia i gra, a na koniec lecą napisy i weź sobie dośpiewaj, o co chodziło, bo szanowny pan reżyser nie wymyślił.
TŻ sugeruje, że ma to związek z byciem w związku z niejaką Madonną, która finansuje jego filmy i zapewne głaszcze Guya po główce i mówi "tak, ten Revolver był świetny, mądry i skomplikowany, tylko ludzie się nie poznali". No więc ludzie się nie poznali, bo nie mieli na czym. A szkoda.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 12, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj