no niestety, mnie rozczarowało już zakończenie pierwszego sezonu, gdzie wcale nie uciekli tylko zaczęli uciekać. Teraz generalnie nuuudaaa. Oglądam z przyzwyczajenia przewijając co nostalgiczniejsze fragmenty, przez co odcinek mi się skraca o 1/3 ;)
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Jaka mizeria. To już nie jest Prison Break, ale Ścigany. Fabuła rwie się jak przetarte prześcieradło w akademiku, główny mózg, Scofield, posiadacz wytuatuowanego ciałka i zestawu dwóch min (zdziwiony/szczęśliwy), w zasadzie przestał mieć PLAN, tylko sobie skacze z jednego końca Stanów na drugi. Prawie że robiliśmy zakłady, dokąd powędruje teraz. Był przy granicy z Meksykiem? Dobra, to teraz niech jedzie pod granicę kanadyjską. Nie udało się? Mina zdziwiona i nowy plan. Pokłady głupoty, truizmów i innych cudownych zbiegów okoliczności są nieprzebrane. Po co wiązać psychopatycznego przestępcę, skoro można posadzić go w samochodzie i uważać, że będzie grzeczny? Scenarzyści usiłują przemycić wymyślony ad hoc nowy spisek, bo pierwotny się wymydlił, ale coraz mniej wciąga. Trzeci sezon pewnie obejrzę hurtem po zakończeniu (yeah, right).
Jedna duża zaleta - soundtrack z bardzo piękną wersją "Hurt" w wykonaniu Johnny'ego Casha.