Więcej o
                                    Przeczytali mnie
                            
                                                                            
                    
                
                
                                Przeurocza książka dla dzieci o kotach. Koty są złe i czarne, zorganizowane w bandę złoczyńców. Są też dobre i rude albo pręgowane, które walczą z czarnymi. Rzecz się dzieje w Gdańsku, w okolicy portu. Złe koty chcą znaleźć czarodziejski pierścień i rządzić światem, a dobre koty - mieszkać spokojnie i uprawiać życie rodzinne w promieniach letniego słońca. Oczywiście kończy się dobrze, a na przepięknych ilustracjach Grabiańskiego jest mnóstwo kotów. Co jak co, ale to chyba najlepszy koci ilustrator.
#77
                
        Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday December  2, 2006
    Link permanentny -
                    
                    Kategorie:
                
                    Czytam,                     Przeczytali mnie                 -             
                    Tagi:
                
                    2006,                     dla-dzieci,                     panowie                    
            - Komentarzy: 19
            
                            
            
                    
                
                
                                Trzy nowelki o małym miasteczku. Nazywa się inaczej - Proboszczowice, ale tak naprawdę to Kowal pod Włocławkiem. Autor zabiera czytającego w nostalgiczną podróż, pokazując mu wspomnienia z dzieciństwa i ze szkoły podczas wizyty w miasteczku po paru latach. 
Sielsko, ale przaśnie - seks na żydowskim cmentarzu, puszczanie pawia podczas kościelnego festynu, małomiasteczkowa kurwa, pani sklepowa, która lubiła się rozbierać (za "moich" czasów miała już swoje lata i sprzedawała buty w sklepie przy ul. Chopina we Włocławku) i wodzić na pokuszenie lokalny aktyw kościelno-partyjny, nauczyciel, którego na pasku wyciągnęły dziewczęta z kibla, knur rozpłodowy pani Listewskiej, facet, który popełniał samobójstwo, bo go żona porzuciła, sławojka, która wpadła z rozpryskiem w gnojowisko czy rolnik Karaluch, który szedł zabijać świat deskami. Czytałam wielokrotnie, lepsze od Konopielki.
Mały nakład, 5000 egzemplarzy. 
#68
                
        Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday October 31, 2006
    Link permanentny -
                    
                    Kategorie:
                
                    Czytam,                     Przeczytali mnie                 -             
                    Tagi:
                
                    2006,                     beletrystyka,                     panowie                    
            - Komentarzy: 31
            
                            
            
                    
                
                
                                Duet Płoński-Rybiński (tak, ten Rybiński, który niedawno z nieco ambitniejszej prasy wyniósł się do Faktu) znany jest w kręgach czytelników kryminału z "Góralskiego tanga", a w kręgach ogólniejszych ze scenariusza do niektórych odcinków "Alternatyw 4". 
"Balladyna" łączy oba nurty - teoretycznie jest to kryminał, ale trup pojawia się na stronie 202 (na 270 wszystkich), więc i morderstwo, i śledztwo potraktowane jest pretekstowo. Za to przez 200 stron autorzy opisują przygotowania do wystawienia awangardowego przedstawienia "Balladyny" w latach 70. w PRL-u. Żeby było nowocześnie, rzecz się dzieje w kosmosie, wśród komputerów, a grają roboty. Wszystko w ryczącym entourage'u peerelu, widać sporo ówczesnych postaci  - wiecznie pijanego kamieniarza-poetę, reżyserów, którzy nieśmiało pytają, czy tu biją, aktorki gotowe dla sławy dać się polansować za kulisami przez 2 godziny lub szczycące się swym szlacheckim pochodzeniem, SPATIF i inne okoliczne pijalnie napojów procentowych, młodych poetów czy zarośniętych grafików; podejrzewam, że ktoś bardziej ode mnie obeznany rozpozna kogoś więcej niż tylko Jasia Himilsbacha, dowcipnie dopowiadającego pointy na próbach w teatrze. 
Książka zabija dialogami, kurwy i inne epitety lecą często, panowie się prowadzą zygzakiem, panie też niezbyt prosto. Grafik, który nie czytuje literatury, tworzy projekt programu teatralnego na podstawie ustnego opisu (Alinie wysypują się z dzbanka grzyby, bo malin to ja rysował nie będę, w następnej wersji pojawia się gustowna wygódka), scenografia została zaprojektowana z pomocą pana docenta, specjalisty od maszyn liczących dziesiątej generacji, wszystko gra i błysko, a w dzień premiery widowiskowo się fajczy, co jakiś czas dzwoni ktoś z komitetu, a wszyscy wszystkim podkładają świnie. 
#21
                
        Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday May 13, 2006
    Link permanentny -
                    
                    Kategorie:
                
                    Czytam,                     Przeczytali mnie                 -             
                    Tagi:
                
                    2006,                     panowie,                     prl,                     kryminal                    
            - Komentarzy: 4