Więcej o
Czytam
Spodziewałam się kolejnej (oczywiście cennej) książki typu "gotujemy z dziećmi w PRL-u". I po części tak jest - dzieci (w zasadzie sami chłopcy, bo zaproszona dziewczynka bynajmniej nie była na aktywność kuchenną chętna) gotują, a na końcu książki jest lista przepisów, które mogą się przydać w życiu codziennym[1]. Po części jednak to całkiem niezła historia o tym, jak matka-dziennikarka na potrzeby napisania książki kulinarnej usiłuje uczyć swoich synów gotowania. A dzieci bynajmniej się do tego nie garną, a jak próbują, to podpalają ścierkę, zalewają kuchnię (i sąsiadów) makaronem, który "nagle" urósł, osuszają sałatę na wiór i rozbijają jajka na podłogę. W tle nie ma sielanki - babcia ze zwichniętym stawem biodrowym, której trzeba pomóc kosztem opieki nad dziećmi, pies ranny w łapę, poruszona trudna kwestia śmierci bliskiego i przygotowania do niej dzieci. I bujny PRL, kolorowo zilustrowany przez Wandę Orlińską.
[1] Na przykład nastawianie mleka na zsiadłe, zupa na kościach (jeśli są), kotlet schabowy (jeśli akurat można dostać odpowiedni kawałek mięsa), sens mycia kiełbasy i mięsa (pomyślcie przez chwilę, w jakich warunkach wędlinę przewozi się z magazynu do sklepów, jak długo leży potem na ladzie[2], a często ekspedientka waży ją tymi samymi rękami, którymi przyjmuje potem pieniądze), sałatka melonowa z dyni, kryzysowa czekolada na maśle roślinnym z jakimikolwiek dostępnymi bakaliami. No jakoś łezka mi się w oku nie kręci.
[2] Pamiętam, że krótko. Jak przywozili o 14, to o 16 zostawały resztki (przyp. red.).
#17
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 31, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2012, dla-dzieci, kulinarne, panie
- Komentarzy: 6
W PRL-u zgnilizna moralna szerzyła się głównie wśród tzw. artystów. Janusz Skirgiełło, w zasadzie mechanik samochodowy, ale i artysta-fotograf, fotografuje panie na konkurs Wenus '78 (czyli niespecjalnie ubrane). Dostaje nagrodę i z tej okazji jego przyjaciel, wzięty dentysta Sławomir Igliński, urządza w swojej willi przyjęcie. Pijana modelka, jak się później okazuje, przechodnia kochanka obydwu panów oraz narzeczona trzeciego, Ireneusza Dragona, zostaje znaleziona martwa następnego ranka, udusił ją ktoś z obecnych. Niepracujące i niekochane żony, pracujący i zdradzający mężowie i jeden pasożyt społeczny z wyższymi racjami moralnymi, jak go cynicznie określił jeden z prowadzących śledztwo - Juliusz Wierchowicz nie pracuje, czyta książki, sypia do południa i żyje z pieniędzy, jakie matka wysyła mu z RFN-u.
Sporo się w tle dzieje, ale najbardziej mnie ujęła inwentaryzacja płyt pewnej 18-latki, córki dyplomaty. Pink Floyd, Queen, Bee Gees, Bob Marley, King Crimson, Pink Floyd. Nad inwentaryzacją trwa rozmowa o sensie życia, "muzyka przybrała teraz charakter lirycznego lęku", a "Wish You Were Here" jest lepsze niż "Dark Side of the Moon". Takie urocze, że aż pozwoliłam sobie zacytować:
(jednak nie chciało mi się trzech kartek przepisywać, można kliknąć po większe).
#16
Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 28, 2012
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Fotografia+ -
Tagi:
2012, kryminal, panowie, prl
- Skomentuj
Michaśka wyrywa się z warszawskich salonów, wprost z okładek Gali i drugiej strony wyników wyszukiwania Pudelka [2023 - link nieaktualny] i jedzie zimą pod Międzyzdroje, do domku "drwala", żeby w ciszy i spokoju napisać kryminał. Drwal okazuje się być starszym a tajemniczym mężczyzną o imieniu Robert, a domek pełen antyków, staroci i środków farmaceutycznych wypisywanych na różową receptę. Ale akcja tego metatekstualnego kryminału o pisaniu kryminału jest mniej ważna od przystankowego luja, którego podrywa Michaśka i od obrazu nadmorskiego miasteczka po sezonie. Czuć zapach, dotyk, wiatr i słoną morską wodę. I mewę, która właśnie obfajdała pomost.
Narracja powaliła mnie na kolana. To książka, którą od zawsze chciałam napisać. To mój sposób myślenia i obracania w głowie tego, co widzę, słyszę i czytam. Zuzanka to lubi, rzecze facebook. Nieco, ale tylko nieco ubolewam, że w zasadzie intryga i całość wydarzeń w listopadowych (jak w "Dolinie Muminków w listopadzie") Międzyzdrojach, ze sflaczałymi gumowymi zamkami, zamkniętymi smażalniami odmrażanej ryby na tacce z surówką z kapkisz, z opustoszałymi ośrodkami popeerelowskimi, gdzieś się między lujowym przystankiem a aferami pana Kazimierza zgubiła. Nie szkodzi, i tak warto. Rozważam Lubiewo.
Inne tego autora:
#15
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 22, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
kryminal, panowie, 2012
- Komentarzy: 5
Dwie sprawy - jedna (bezczelny napad na bank z ofiarą śmiertelną) angażuje pół policji, a zwłaszcza komisarza Buldożera Olssona, druga (niby samobójstwo, ale bez broni w zamkniętym mieszkaniu) - tylko Martina Becka. Beck wraca do pracy po postrzale i długiej rekonwalescencji, samotny i w depresji, niby prosta sprawa - sprawdzenie, co poprzednik spaprał w miejscu tajemniczej zbrodni na skąpym emerycie Svärdzie, odkrytej po dwóch miesiącach - ma pomóc mu wrócić do pracy. Dodatkowo słychać plotki, że ma zostać awansowany, bo niespecjalnie go cieszy, bo lubi pracować w terenie, a nie za biurkiem. Odwiedza swoją ulubioną łaźnię, krąży po śladach samobójcy/zamordowanego i trafia do domu Rhei Nielsen, socjalistki, opiekuńczej właścicielki kamienicy, która jest miła, ciepła, dba o ludzi i Beck zaczyna mieć wrażenie, że mogłaby też zadbać o pewnego rozwiedzionego policjanta pod 50-tkę.
Zaczyna się robić zabawnie, gdy śledzony przez ekipę szukającą sprawców napadu drobny cwaniaczek Mauritzon (posługujący się wieloma nazwiskami, a nawet często występujący jako hrabia) okazuje się mieć coś wspólnego z pistoletem, którym był zabity emeryt z manią prześladowczą.
Zupełnie na marginesie, moja skleroza mnie poraża. Z książki nie pamiętam NIC. Albo jej nie czytałam, mimo przekonania, że oczywiście tak. Nie wiem, która opcja gorsza.
Inne tych autorów:
#14
Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 21, 2012
Link permanentny -
Tagi:
2012, kryminal, panie, panowie -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Bardzo krótkie i sprawne śledztwo, podczas którego wspólnym wysiłkiem zostaje znaleziony morderca ciężko chorego komisarza Nymana. Nyman, znany z brutalności zarówno wobec podwładnych, jak i przesłuchiwanych, zostaje zaszlachtowany bagnetem w szpitalu. Śledztwo niestety obnaża dwie sprawy - że w policji panuje zmowa milczenia i nikt złego słowa o postępowaniu nieżyjącego komisarza nie powie, oraz że większość (jak nie wszystkie) zarzuty pod jego adresem są prawdziwe i zrobił wiele złego. Martin Beck, już rozwiedziony, mieszkający samotnie w apartamencie na poddaszu, wcale nie jest zachwycony swoją pracą i coraz bliższy utraty poczucia sensu.
Pobocznie pojawia się śliczny wątek niejakiego Dupiastego, bezczelnego bezdomnego, który prześladuje niezbyt błyskotliwych policjantów Kristianssona i Kvanta. A to daje im wieprzową nóżkę w galarecie, używa sprytnie słów nie do końca uznawanych za obelżywe, a do tego obrzydliwie śmierdzi i nosi przy sobie gotówkę w najdrobniejszych monetach, przez co nikt nie jest chętny do aresztowania go i przeliczenia walorów (Dupiasty miał przy sobie trzysta dwadzieścia koron i 93 öre w sześćdziesięciu dwóch kieszeniach. Rewizja trwała siedem godzin i na domiar złego został uniewinniony przez tępego sędziego, który nie miał ucha do niuansów skańskich zwrotów i nie widział nic obraźliwego ani obelżywego w słowach: "świr", "gnojara", "gęsi flet", "kurza twarz").
Inne tych autorów tu.
#13
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 17, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2012, kryminal, panie, panowie
- Skomentuj
W kategorii pań nie pierwszej młodości, zachowujących się idiotycznie i jednocześnie usilnie pewnych swoich zdolności analitycznych, tytułowa starsza pani jest bardzo wysoko w rankingu (klasa bohaterek książek Chmielewskiej i Doncowej). Jest trochę roztargniona, czasem wypija za dużo, ale wyjątkowo dobrze spakowana dociera pociągiem do Utrechtu, gdzie odbiera ją syn, korzystający ze stypendium naukowego. Po drodze niechętnie nawiązuje kontakt z niesympatyczną Polką, która nie dość, że nie zajęła jej kolejki w ambasadzie, to jeszcze zamieniła jej zgrabny kapelusz na brzydką lisią czapę i wysiadła nie na swojej stacji. Na miejscu, w małym holenderskim miasteczku, starsza pani w przerwach między pomaganiem synowej, słuchaniem wykładów i przygan swojego nadasertywnego syna i zabawą z wnuczkiem, zaczyna podejrzewać, że ktoś ją śledzi. Najpierw uznaje buszujących w domu włamywaczy za agentów holenderskiej bezpieki, a potem sympatycznego pana pomagającego jej robić w lokalnym markecie zakupy - za szefa szajki przestępców. Po krótkiej wizycie w Amsterdamie wraca z traumą, bo prawdopodobnie widziała morderstwo w dzielnicy czerwonych latarni i miała wrażenie, że ofiarą była sąsiadka z pociągu. Policja ją ignoruje, bo niespecjalnie dobrze mówi po angielsku, ale kiedy w śmieciach jednego z sąsiadów odkrywa swój kapelusik, zaczyna prowadzić śledztwo z gracją wieloryba.
Holandia widziana z perspektywy PRL-u - doskonale wyposażone sklepy, zachwyt świeżymi i pięknymi warzywami na targu, butiki i muzea; ogromne porcje doskonałego jedzenia w chińskiej restauracji. Jednocześnie - żeby te plusy nie przesłoniły nam minusów - kawa w kawiarniach droga i gorsza niż w Warszawie, w czerwonej dzielnicy narkomani, a a kwiaty pakowane w celofan gorsze niż u kwiaciarek w Warszawie.
Inne tego autora:
#12
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 12, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
panie, prl, 2012, kryminal
- Komentarzy: 1