Więcej o
Czytam
Hiram od dziecka ma doskonałą pamięć i błyskotliwy umysł, któregoś dnia zauważa go pan Walker, właściciel plantacji i zabiera go ze sobą do dworu. Nie jest tajemnicą, że chłopiec jest mieszańcem, a pan Walker to jego ojciec, tajemnicą jednak jest, gdzie zaginęła matka i czemu dziecko jej nie pamięta. Pan chce, żeby Hiram był pomocą dla jego drugiego syna, który dla odmiany nie jest specjalnie błyskotliwy, zapewnia mu wykształcenie i wsparcie. Hiram wie, że i tak nie odziedziczy plantacji, a jego rola zawsze będzie służebna, ale stara się i obserwuje. Dzieje się jednak rzecz zaskakująca - podczas wypadku w rzece tonie syn pana, a Hiram cudem zostaje znaleziony bezpieczny w pewnej odległości. To wydarzenie rozpoczyna cały szereg niespodzianek, które prowadzą już dorosłego Hirama do Podziemia, które za pomocą praca, oszustwa oraz magii uwalnia niewolników.
To taka “Kolej podziemna”, ale z realizmem magicznym. Te kanały przerzutowe Czarnych (zwanych tutaj Utrudzonymi), które nie zostają skompromitowane, pozwalają na ratowanie jednostek, dlatego ważne jest działanie dywersyjne i współpraca z tymi białymi, którym idee abolicji są bliskie. I wtedy pojawiają się wybrani, tacy jak kobieta zwana Mojżeszem, która ma moc snucia opowieści, przenikającej przestrzeń czy rodzina Hirama - jego babka, która cudownie wywiodła kilkadziesiąt osób z plantacji, jego matka, która zniknęła - i wreszcie sam Hiram. Realia trudu na plantacjach, tragedia rozdartych rodzin, dzieci oddzielonych od matki, mężów od żon, wszystko zależne od kaprysów panów czy ich stanu majątkowego, bo na spłatę długów lepiej dać niewolnika niż krowę, to wszystko jest wstrząsające i tym bardziej poświęcenie tych, którzy po uwolnieniu działali, żeby sklejać rodziny i ratować innych, jest ogromne. Doklejenie do tego magii nieco mi przyjemność z lektury popsuło.
Inne tego autora.
#103
Napisane przez Zuzanka w dniu Monday November 24, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Pani Eufemia Kwiatkowska, emerytowana nauczycielka muzyki, mieszka w “kołchozie” - współdzielonym mieszkaniu z nieprzyjaznymi jej współlokatorami. Kiedy wreszcie otrzymuje przydział na mieszkanie na nowowybudowanym osiedlu Za Wiatrakami, nie waha się, nawet jeśli mieszkania mają niedoróbki i chodzi plotka, że ktoś morduje starsze panie[1]. Plotka okazuje się prawdą. Mimo to pani Eufemia wywiesza ogłoszenie o lekcjach muzyki, bo w związku ze zmianą zamieszkania musi znaleźć nowych klientów. Zaprzyjaźnia się też z państwem inżynierostwem, których córeczkę uczy gry na pianinie i szybko nawiązuje kontakt z dzielnicowym sierżantem Lipkowskim, który ma pomysł, żeby wykorzystać ją jako przynętę. Jako potencjalnych złoczyńców Lipkowski typuje tzw. złote rączki, którzy świadczą nielegalnie usługi remontowo-stolarskie - zamontują zamek, wyheblują okno, żeby się zamykało, położą kafelki czy wręcz naprawią to, co spieprzyli, oddając mieszkanie. Całość jest utrzymana w dość lekkim klimacie, z dużym udziałem starszej pani w rozwiązaniu sprawy. Dzielnicowy też okazuje się sprytniejszy od Komendy Głównej Milicji, co zostaje finalnie zaakceptowane po początkowej niechęci do udziału sierżanta w śledztwie.
Się pije: kawę (gorzką, bo cukier daleko i wstyd prosić o podanie).
Się marzy: o zakupie Taunusa (taki europejski Ford!).
Się nosi: drogi zegarek “Omega”.
Elektronika: radio „Aga”, telewizor „Granit” - istotny dla śledztwa, “Philips” - nowoczesny, z Zachodu.
[1] Oczywiście, że pojawiają się żarciki z potencjalnego tła seksualnego napaści - wszyscy są zgodni, że przecież 60-latki nikt nie tknie, bo stara i do tego brzydka, mimo wspomnianych przypadków gwałtu na osobie 80+. Ale to we Francji (ciągle aktualnie, niestety).
Inne tego autora.
#102/#26
Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday November 23, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
kryminal, panowie, prl
- Skomentuj
Narrator, Charles Marlow, płynie ze znajomymi po Tamizie i opowiada o swojej przygodzie w Kongo, gdzie pracował dla belgijskiej firmy, handlującej kością słoniową. Pływał parowcem między placówkami i przewoził ludzi i towary, skrzętnie omijając wzrokiem dramat niewolników, pracujących nad siły w upale i umierających z głodu, chorób lub pobicia; wiadomo, kość słoniowa jest cenna, cel uświęca środki. Ostatnim zadaniem jest przewiezienie z odległego miejsca niejakiego Kurtza, najlepszego agenta, który jest chory. Po drodze słyszy o jego geniuszu, wrażliwości i inteligencji, na miejscu okazuje się, że jest tak samo paskudny jak inni biali i wykorzystuje ufających mu czarnych do swoich celów. Narrator jest zaskoczony, bo spodziewał się kogoś bardziej wzniosłego niż ogarniętego chciwością cwaniaka, mimo to po śmierci agenta przekazuje jego narzeczonej polukrowany obraz rzeczywistości. Kurtyna.
Nie do końca rozumiem przełomowość tej książki, aczkolwiek mam perspektywę roku 2025 i obrzydliwe rzeczy, robione przez kolonizatorów podbitym przez nich ludziom, są znane. Możliwe, że opublikowanie tej opowieści pod koniec XIX wieku wstrząsnęło światem, zapewne traktującym zdobywców Czarnego Kontynentu nie jak bohaterów, za których chcieli uchodzić, a za przestępców, zabijających i wykorzystujących natywnych mieszkańców do swoich celów, zagrabiając im wszystko, co mieli. Sam narrator nie jest też wolny od pogardy w stosunku do Czarnych, wprawdzie sam bezpośrednio nie przyczynia się do ich cierpienia, ale ma w głowie, że jakby mu kazali, to by to robił bez większego wahania. Jak inni pracownicy firmy; cel uświęca środki. Wada - książka jest przegadana, przefilozofowana i napisana drętwym językiem, albo takie jest jej tłumaczenie na polski; słyszałam, że jest znacznie lepszy przekład Dukaja, czytał ktoś?
#100/#26
Napisane przez Zuzanka w dniu Friday November 21, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Do nadmorskiego pałacu w Kolbaczu zjeżdża zespół śledczy, bo gość z RFN nie dość, że zostaje znaleziony martwy, to jeszcze mieszkańcy pałacu - ogrodnik i dozorca z 18-letnią córką, kustosz pałacu i gospodyni/kucharka - spontanicznie pochowali denata na lokalnym cmentarzu. Odkopane zwłoki oczywiście noszą ślady przemocy, prowadzący śledztwo na zmianę opowiada o tym, co się dzieje, albo cytuje protokoły z przesłuchań i rozmów roboczych. Mieszkańcy twierdzą, że gościa zamordował duch, który regularnie nawiedza budynek. Cała akcja dzieje się w ciągu jednej nocy, a o poranku - po przejściu przez całą historię dawnych właścicieli pałacu - wyjaśnia się, po co tak naprawdę gość przyjechał do Polski, co chciał wywieźć i kto go zabił, co jest o tyle trudne, że a) najpierw wszyscy kłamią, b) potem każdy przyznaje się do zbrodni.
Książka pisana jest bardzo wymyślnym językiem, pojawiają się przedziwne frazy typu “nogi wystoperczone przed kominkiem”, dodatkowo protokoły chyba w założeniu mają pokazywać zabawne dialogi[1] podczas śledztwa. Na plus - zaczyna się od listy postaci, więc - jak odciąć osoby dodane dla kontekstu historycznego i wyjaśnienie nadnaturalne - liczba podejrzanych nie jest duża. Ślad prowadzi w daleką przeszłość, ale i wracają historie z okresu drugiej wojny światowej oraz nieustająca niechęć do Niemców[2]. Społecznie - nikt się nie dziwi, że niespełna 18-latka jest w ciąży ze znacznie starszym od niej mężczyzną, ważne, że się kochają. Prowadzący śledztwo kumpluje się ze swoim współpracownikiem oraz jest w kiepskich stosunkach z patologiem.
Się je: pieczywo, wędlinę, chleb z masłem i znakomitym dżemem.
Się pije: herbatę, spirytus (niechętnie, chociaż na miodzie), wódkę, bimber (na chrzcinach u naczelnika poczty, gdzie są wszyscy mieszkańcy niedalekiej wsi).
Się pali: fajkę ze zwykłym tytoniem z “Bosmanem”, ale zagraniczniak przywozi „Prinz Albert — Extra Cut”.
Szowinizm codzienny: kobiety utrzymują w tajemnicy tylko to, czego naprawdę nie wiedzą.
Się windykowało od władców: Czytałem jego [dawnego właściciela Kolbacza] listy. Do Albrechta Pruskiego o pięćdziesiąt tysięcy talarów, do Amsterdamu o pożyczkę, żebraczy list na Wawel, aby przynajmniej spłacili sześćdziesiąt tysięcy talarów, które Johann wyłożył na zakupienie w Hiszpanii insygniów koronacyjnych dla Zygmunta. Tu będzie się pan śmiał: król zamówił sobie w Domu Bankowym Johann Colbatz — młodą lwicę i ząb mamuta... To wszystko szło na kredyt. Płacił zaś Johann.
[1]
- Co to mogło być? - zastanawia się lekarz.
- Święty Mikołaj z mydłem.
- Dlaczego z mydłem? - zastanawia się Kunicki.
- Bo dziwnie, rozumie pan? Dziwnie, głupio i nijako.
[2]
- A to niby turysta, a to to, a to tamto. Grzeczne teraz, kłaniają się, gutenmorgen, a swoje robią.
- Niby co robią, pani Łasakowa?
- Niby to pan nie wie.
Inne z tej serii.
#101
Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday November 20, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, kryminal, panowie, prl, z-jamnikiem
- Komentarzy: 2
W redakcji dodatku sobotniego panuje letnia nuda, nic się nie dzieje, pracy jest na dzień-dwa w tygodniu. Wtem sekretarz redakcji zadaje sobie filozoficzne pytanie, jaka byłaby reakcja ludzi na pojawienie się statku kosmicznego i kosmitów. Od słowa do słowa wszyscy zapalają się do absurdalnego pomysłu, żeby na rynku w Garwolinie zasymulować taką sytuację i zbadać, co się stanie. I, co jest jeszcze bardziej absurdalne, udaje im się ten pomysł skutecznie zrealizować, że rzecz się dzieje w czasie gospodarki wszelakiego niedoboru, pozyskanie materiałów niezbędnych do zasymulowania obcej cywilizacji jest nietrywialne.
Ta książka wyjątkowo dobrze się zestarzała, była zabawna bez elementu żenady. Mam też wrażenie, że czytałam ją raptem raz, mimo że jest całkiem zabawna; może dlatego, że wyszła późno, odkopana ze stosu niewydanych. Zderzenie realiów PRL-u z nudzącymi się dziennikarzami jest klimatycznie bardzo pokrewne historiom z biura architektonicznego, a przez to dość ponadczasowe. Dodatkowo to świetna satyra na ówczesne społeczeństwo - centralne zarządzanie zmuszające na przykład do upłynnienia szybko psującego się towaru, “załatwianie” po znajomości, kolejki po cokolwiek i całkiem niedelikatnie zarysowana powszechna tendencja do nadużywania napojów wyskokowych. Wreszcie to szydera z prasy jako organu o zerowej wiarygodności, gdzie dementi czasem mówi więcej niż oryginalna wiadomość, bo nawet w takim Garwolinie ludzie nie są tacy głupi, żeby się na oficjałkę nabrać.
Inne tej autorki.
#99/#25
Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday November 19, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panie, prl
- Komentarzy: 2