Więcej o
Czytam
Narrator, Charles Marlow, płynie ze znajomymi po Tamizie i opowiada o swojej przygodzie w Kongo, gdzie pracował dla belgijskiej firmy, handlującej kością słoniową. Pływał parowcem między placówkami i przewoził ludzi i towary, skrzętnie omijając wzrokiem dramat niewolników, pracujących nad siły w upale i umierających z głodu, chorób lub pobicia; wiadomo, kość słoniowa jest cenna, cel uświęca środki. Ostatnim zadaniem jest przewiezienie z odległego miejsca niejakiego Kurtza, najlepszego agenta, który jest chory. Po drodze słyszy o jego geniuszu, wrażliwości i inteligencji, na miejscu okazuje się, że jest tak samo paskudny jak inni biali i wykorzystuje ufających mu czarnych do swoich celów. Narrator jest zaskoczony, bo spodziewał się kogoś bardziej wzniosłego niż ogarniętego chciwością cwaniaka, mimo to po śmierci agenta przekazuje jego narzeczonej polukrowany obraz rzeczywistości. Kurtyna.
Nie do końca rozumiem przełomowość tej książki, aczkolwiek mam perspektywę roku 2025 i obrzydliwe rzeczy, robione przez kolonizatorów podbitym przez nich ludziom, są znane. Możliwe, że opublikowanie tej opowieści pod koniec XIX wieku wstrząsnęło światem, zapewne traktującym zdobywców Czarnego Kontynentu nie jak bohaterów, za których chcieli uchodzić, a za przestępców, zabijających i wykorzystujących natywnych mieszkańców do swoich celów, zagrabiając im wszystko, co mieli. Sam narrator nie jest też wolny od pogardy w stosunku do Czarnych, wprawdzie sam bezpośrednio nie przyczynia się do ich cierpienia, ale ma w głowie, że jakby mu kazali, to by to robił bez większego wahania. Jak inni pracownicy firmy; cel uświęca środki. Wada - książka jest przegadana, przefilozofowana i napisana drętwym językiem, albo takie jest jej tłumaczenie na polski; słyszałam, że jest znacznie lepszy przekład Dukaja, czytał ktoś?
#100/#26
Napisane przez Zuzanka w dniu Friday November 21, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Do nadmorskiego pałacu w Kolbaczu zjeżdża zespół śledczy, bo gość z RFN nie dość, że zostaje znaleziony martwy, to jeszcze mieszkańcy pałacu - ogrodnik i dozorca z 18-letnią córką, kustosz pałacu i gospodyni/kucharka - spontanicznie pochowali denata na lokalnym cmentarzu. Odkopane zwłoki oczywiście noszą ślady przemocy, prowadzący śledztwo na zmianę opowiada o tym, co się dzieje, albo cytuje protokoły z przesłuchań i rozmów roboczych. Mieszkańcy twierdzą, że gościa zamordował duch, który regularnie nawiedza budynek. Cała akcja dzieje się w ciągu jednej nocy, a o poranku - po przejściu przez całą historię dawnych właścicieli pałacu - wyjaśnia się, po co tak naprawdę gość przyjechał do Polski, co chciał wywieźć i kto go zabił, co jest o tyle trudne, że a) najpierw wszyscy kłamią, b) potem każdy przyznaje się do zbrodni.
Książka pisana jest bardzo wymyślnym językiem, pojawiają się przedziwne frazy typu “nogi wystoperczone przed kominkiem”, dodatkowo protokoły chyba w założeniu mają pokazywać zabawne dialogi[1] podczas śledztwa. Na plus - zaczyna się od listy postaci, więc - jak odciąć osoby dodane dla kontekstu historycznego i wyjaśnienie nadnaturalne - liczba podejrzanych nie jest duża. Ślad prowadzi w daleką przeszłość, ale i wracają historie z okresu drugiej wojny światowej oraz nieustająca niechęć do Niemców[2]. Społecznie - nikt się nie dziwi, że niespełna 18-latka jest w ciąży ze znacznie starszym od niej mężczyzną, ważne, że się kochają. Prowadzący śledztwo kumpluje się ze swoim współpracownikiem oraz jest w kiepskich stosunkach z patologiem.
Się je: pieczywo, wędlinę, chleb z masłem i znakomitym dżemem.
Się pije: herbatę, spirytus (niechętnie, chociaż na miodzie), wódkę, bimber (na chrzcinach u naczelnika poczty, gdzie są wszyscy mieszkańcy niedalekiej wsi).
Się pali: fajkę ze zwykłym tytoniem z “Bosmanem”, ale zagraniczniak przywozi „Prinz Albert — Extra Cut”.
Szowinizm codzienny: kobiety utrzymują w tajemnicy tylko to, czego naprawdę nie wiedzą.
Się windykowało od władców: Czytałem jego [dawnego właściciela Kolbacza] listy. Do Albrechta Pruskiego o pięćdziesiąt tysięcy talarów, do Amsterdamu o pożyczkę, żebraczy list na Wawel, aby przynajmniej spłacili sześćdziesiąt tysięcy talarów, które Johann wyłożył na zakupienie w Hiszpanii insygniów koronacyjnych dla Zygmunta. Tu będzie się pan śmiał: król zamówił sobie w Domu Bankowym Johann Colbatz — młodą lwicę i ząb mamuta... To wszystko szło na kredyt. Płacił zaś Johann.
[1]
- Co to mogło być? - zastanawia się lekarz.
- Święty Mikołaj z mydłem.
- Dlaczego z mydłem? - zastanawia się Kunicki.
- Bo dziwnie, rozumie pan? Dziwnie, głupio i nijako.
[2]
- A to niby turysta, a to to, a to tamto. Grzeczne teraz, kłaniają się, gutenmorgen, a swoje robią.
- Niby co robią, pani Łasakowa?
- Niby to pan nie wie.
Inne z tej serii.
#101
Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday November 20, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, kryminal, panowie, prl, z-jamnikiem
- Komentarzy: 2
W redakcji dodatku sobotniego panuje letnia nuda, nic się nie dzieje, pracy jest na dzień-dwa w tygodniu. Wtem sekretarz redakcji zadaje sobie filozoficzne pytanie, jaka byłaby reakcja ludzi na pojawienie się statku kosmicznego i kosmitów. Od słowa do słowa wszyscy zapalają się do absurdalnego pomysłu, żeby na rynku w Garwolinie zasymulować taką sytuację i zbadać, co się stanie. I, co jest jeszcze bardziej absurdalne, udaje im się ten pomysł skutecznie zrealizować, że rzecz się dzieje w czasie gospodarki wszelakiego niedoboru, pozyskanie materiałów niezbędnych do zasymulowania obcej cywilizacji jest nietrywialne.
Ta książka wyjątkowo dobrze się zestarzała, była zabawna bez elementu żenady. Mam też wrażenie, że czytałam ją raptem raz, mimo że jest całkiem zabawna; może dlatego, że wyszła późno, odkopana ze stosu niewydanych. Zderzenie realiów PRL-u z nudzącymi się dziennikarzami jest klimatycznie bardzo pokrewne historiom z biura architektonicznego, a przez to dość ponadczasowe. Dodatkowo to świetna satyra na ówczesne społeczeństwo - centralne zarządzanie zmuszające na przykład do upłynnienia szybko psującego się towaru, “załatwianie” po znajomości, kolejki po cokolwiek i całkiem niedelikatnie zarysowana powszechna tendencja do nadużywania napojów wyskokowych. Wreszcie to szydera z prasy jako organu o zerowej wiarygodności, gdzie dementi czasem mówi więcej niż oryginalna wiadomość, bo nawet w takim Garwolinie ludzie nie są tacy głupi, żeby się na oficjałkę nabrać.
Inne tej autorki.
#99/#25
Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday November 19, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panie, prl
- Komentarzy: 2
Dawno temu z zachwytem oglądałam film, który powstał na podstawie opowiadania Maurice’a Sendaka. A na podstawie filmu Eggers napisał beletryzację; nie pamiętam już szczegółów filmu, podobno się nieco różni.
Teraz oczywiście odbieram film z innej perspektywy - nadpobudliwy i impulsywny Max, dla którego jest wszystko tu i teraz, który nie może czekać, a każdą przeszkodę lub brak czyjegoś zainteresowania odbiera jako zniewagę, ewidentnie jest neuroatypowy. Ani jego matka, ani starsza siostra, ani tym bardziej weekendowy ojciec, nie radzą sobie z tym, nie radzi sobie też Max. Po tym, jak wściekły na siostrę zniszczył jej pokój, nakłada swój kostium wilka i ucieka z domu. Wkracza w świat potworów, które okazują się jeszcze bardziej dzikie od niego, a każdy akt destrukcji odwraca się przeciwko Maxowi. Film malowniczo a realnie ten nierzeczywisty świat, w książce jednak czuć, że to bajka terapeutyczna, jaką Max snuje w swojej głowie. Nie jest to zła książka, ale jeśli jest do wyboru film, to lepiej film.
Inne tego autora.
#98
Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday November 18, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Ameryka, XVII wiek. Jacob Vaark jest handlarzem, sprzedaje, kupuje i kiedyś w ramach rozliczeń przywozi do domu Florence, 8-letnią niewolnicę, którą dostał w rozliczeniu za długi. Jego żona jest zdziwiona, ale przyjmuje dziewczynkę, tym bardziej, że właśnie tragicznie umarła jej jedyna córeczka. Kupiec umiera na zarazę, w posiadłości zostają napływowe cztery kobiety - poza 16-letnią już Florence jest pani - Rebecca - która przed laty przyjechała zza mórz, bo jej rodzina nie miała pieniędzy i “sprzedała” ją za mąż; Lina, rdzenna Amerykanka, która przeżyła jako jedyna ze swojego plemienia i została “uratowana”; biała Żałość, która przeżyła feralny rejs, ale straciła wszystkich bliskich. Ich opowieści przeplatają się, każda tęskni za czymś, co utraciła. Najbardziej dojmujący jest żal Florence, którą matka spontanicznie oddała kupcowi zamiast siebie i niemowlęcia, usiłuje zrozumieć, co zrobiła, że zasłużyła na taki los.
Klimatycznie to bardzo podobna historia do “Dzikich bezkresów” - w świecie skrajnie nieprzyjaznym dla każdego, ale najbardziej dla kobiet, właśnie kobiety muszą wykazać się siłą i odwagą, żeby przeżyć. Nie ma happy endu, nie ma rozwiązania, nie wiadomo nawet, czy uda im się wspólnie zostać w opuszczonej przez pana domu posiadłości i czy znajdą w sobie wzajemnie wsparcie, bo każda z nich jest osobna i ma za sobą inną traumę.
#97
Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday November 16, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panie
- Skomentuj