“Fatum” to opowieść Lancelota - od wspomnień z dzieciństwa, przez związek z Mathilde, największą życiową miłością. Od dziecka zwany Lotto, bo imię nawet jak na amerykańskie Południe było zbyt pretensjonalne. Po nagłej śmierci ojca (udar w wieku 46 lat), wyrwał się matce spod kontroli, wszedł w narkotyki i łatwą erotykę, bo mimo trądziku był gładki i wygadany, po aresztowaniu za nieobyczajność opiekuńcza matka wysłała go do szkoły z internatem, a potem na studia. Dziedzic fortuny (wytwórnia wód mineralnych), nagle został wydziedziczony, gdy oznajmił, że się ożenił w wieku lat 23. Aspirujący aktor, nieodnoszący sukcesów, stawał się coraz bardziej zgorzkniały mimo wsparcia żony, utrzymującej dom; sytuacja uległa zmianie, kiedy odkrył w sobie geniusz dramaturga. “Furia” to dwukierunkowa - przeplatająca chronologicznie wspomnienia Mathilde oraz akcja podjęta tam, gdzie skończyło się “Fatum” - druga strona medalu w narracji żony. Opiekuńczej, mówiącej zawsze prawdę, skupionej na dobrostanie Lotta, zajmującej się jego finansami, zarządzaniem dorobkiem, gdzieś tam między wierszami cierpiącej z powodu braku akceptacji ze strony teściowej i niemożności zostania matką. Tyle że nie.
Nie jest to obraz z dwóch kamer, jak było w “The Affair”, ale dopiero po tym, jak niektóre sytuacje, opisywane przez męża, zostaną wyjaśnione przez żonę, można mieć pełen obraz tego, co się przez lata wydarzyło. Jest ogromna różnica, jak bohaterowie postrzegają samych siebie i jak są postrzegani przez partnera, jak wiele słów nie zostaje wypowiedzianych, jak wiele zostaje tajemnicą. Autorka świetnie opisuje wielostronność zdarzeń, brak jedynej prawdy, odcienie szarości sytuacji, kiedy każde z partnerów wchodzi z inną wiedzą i doświadczeniem. Lotto i Mathilde nie żyją też w próżni, dookoła nich krążą przyjaciele i wrogowie, rodzina, a przeszłość kładzie się czasem szarym cieniem na współczesności. Uprzedzam też, że opisy pożycia intymnego zaczynają się już na drugiej stronie, to jest ten typ książki; jednocześnie nie jest to tani erotyk.
Inne tej autorki:
#51
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 27, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Spragniona jestem nowości, zwłaszcza że świat nagle skurczył się do najbliższych okolic (Schengen, wróć!), a i w najbliższych okolicach miejsca dzielą się na te jeszcze zamknięte albo zatłoczone. I wtem Poznań otworzył nową ścieżkę w koronach drzew, podobno drugą w Polsce, tuż przy Malcie. Zabrzmię jak egzaltowana nastolatka, ale po raz pierwszy od półtora miesiąca poczułam bezstresową radość, że można wyjść i jest gdzie. Wiadomo, dalej trzeba uważać[1], ale w las można bez maseczki! W zieleni pięknie pachnie, ptaszęta śpiewają, w weekendy jednak bym omijała, bo tłumy. W piątkowe popołudnie było już dość tłoczno, chociaż dało się zachować dystans. Całość jest na jakieś 20 minut spaceru (nawet Majut nie zdążył zapytać więcej niż raz "a kiedy wracamy do samochodu?"), więc nawet po pracy się da przed zmrokiem.
Gdzie to, pytacie. Ja weszłam od ulicy Krańcowej, na wysokości Wiankowej skręca się w las w stronę przeciwną niż Malta i Taj India (ale z Taj India można zamawiać na wynos!). W lesie trzeba kierować się bardziej w lewo niż w prawo, bo jednokierunkowa ścieżka idzie od lewej do prawej. Można też zaatakować od ulicy Czekalskie, ale jak zabłądzicie, to nie moja wina.
GALERIA ZDJĘĆ.
[1] Serdecznie nie pozdrawiam tych, co szli ścieżką pod prąd, mimo że jednokierunkowa. I tych, co przyszli z piwem, bo przecież bez piwa się nie da; kosze pełne, butelki nie tylko przy koszach, ktoś posprząta, jasne. I tych, co pozrywali taśmy zabezpieczające, bo muszą koniecznie siedzieć w zamkniętej jeszcze części piknikowej. Kto im zabroni.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 26, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tagi:
dolina-cybiny, malta
- Komentarzy: 1
Przeczytałam (chyba po raz czwarty, ale niczego nie żałuję) Wyprawę czarownic, bo akcja “Panów i dam” rozpoczyna się od razu po powrocie trzech wiedźm z Genoi (i odwiedzin u słonia). Magrat wścieka się na Babcię i Nianię, bo nie chcą jej wyjaśnić, co się kryje za Tancerzami, kromlechami ustawiony w krąg w lancranckim lesie, rzuca więc czarownictwo i przenosi do zamku, gdzie Verence II zorganizował już wszystko, łącznie z ustaleniem terminu, na nadchodzący ślub młodej pary. Życie przyszłej królowej jest może i prestiżowe, ale… nudne. Obraza jej nieco mija, kiedy okazuje się, że nierozważna nastolatka przyciągnęła do Lancre Elfy, piękne, eleganckie, magiczne stworzenia, które chcą ludzi nieco sponiewierać, zanim ich zabiją. Na ślubie królewskiej pary, uświetnionym przedstawieniem w wykonaniu lokalnych talentów, pojawiają się też magowie z Niewidocznego Uniwersytetu - Myślak Stibbons, Kwestor, Bibliotekarz oraz sam rektor Mustrum Ridcully, pochodzący z Lancre i niegdyś przez chwilę zaangażowany z Esme Weatherwax[1]. Magrat wpada w furię ponownie, kiedy znajduje list wyjaśniający, skąd propozycja ślubu; a że jednocześnie na zamek (i całe Lancre) jest pełen Elfów, Magrat przekuwa złość w waleczność za sprawą zbroi legendarnej[2] królowej Ynci. Do pokonania Elfów (wiem, zdradzam fabułę, ale na litość, ta książka ma prawie 30 lat, ogarnijcie się) przydaje się obecność Casanundy, drugiego największego kochanka na Dysku, oraz pszczół.
Szekspir też był tutaj grany, mimo sugestii narratora, że “Sen nocy letniej” nie byłby wcale chwytliwym tytułem. Historia odwiecznych, choć zapomnianych istot, obecnych w przetworzonych ludowych legendach, z czarownicami, które jako jedyne pamiętają i dzięki temu mogą obronić świat. Całość nie jest może tak zabawna jak poprzedni tom, ale ma swoje mocne momenty (wychodek w garderobie, oczekiwanie na dostarczenie “Sztuki miłości”, taniec z kijami i wiadrami jako czynnik rozpraszający czy megality, tworzące Wielkiego Stukacza).
[1] Mam wrażenie, że to powielenie wątku z Równoumagicznienia, gdzie Babcia zaprzyjaźniła się (chociaż już w wieku dojrzałym) z ówczesnym rektorem Cutanglem; oczywiście to bardzo kreatywne użycie narracji, bo dzięki temu pojawia pomysł - użyty potem w “Bogach, honorze, Ankh Morpork” - nogawek czasu. Wiecie, to co mamy teraz, kiedy ze smutkiem patrzymy na zapisane w kalendarzu spotkania i wyjazdy, które nagle już nie są aktualne z powodu pandemii. W czwartek nie wyjeżdżam na Rugię, a Wy gdzie nie będziecie?
[2] Czytaj: nieistniejącej. Ale to nikomu nie przeszkadza.
Inne tego autora tutaj.
#50
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 26, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, panowie, sf-f
- Komentarzy: 2
Maciej Z. Bordowicz - Fikcja #53
Spis osób:
- Franciszek Szpakowski (Szpaczek) - sprawia wrażenie przedstawiciela szmatławej elegancji i naciąganych manier
- Kubisz - dziennikarz, niewysoki, w przyciemnionych okularach, nie wygląda na 40 lat
- kapitan Jerzy Olecki - dość gwałtowny w reakcjach, przystojny, chłopięcy spryt czai się w oczach
- Zygmunt Rubin - przedwcześnie łysiejący, typ byłego sportowca wyczynowego
- Jastroń - dyrektor więzienia w Tarczewie, niski, grubawy, gładko wystrzyżony
- Jaranowski - więzień z podejrzanie regularnymi atakami gorączki
- podporucznik Iza - nieduża, ładna, a mundur leży na niej jak fartuszek szkolny na licealistce, nie umie w interpunkcję
- Adam Zdun - fotograf milicyjny, nadużywa retuszu, gdzie nie trzeba
- Tomasz Gozda - ma złote ręce do wszystkiego
- Józef Krupczak - 18-latek po poprawczaku, chętny na łatwy zarobek
- Staszewski - kasjer, cherlawy mężczyzna w okularach o grubych szkłach
- Zbyszek - niewysoki, w jasnym garniturze, funkcjonariusz incognito
- Joanna - młoda, bardzo ładna lekarka, biały fartuch leży na niej, jakby był szyty w Modzie Polskiej
- Mundzio Cajgowski - świetnie utrzymany facet po 50.
- Norowska - po 50., jak na swój wiek ma jeszcze pretensje do życia
- Andrzej - syn Norowskiej, ma smykałkę do elektroniki
Kilka lat przed współczesnym śledztwem, grupa przestępców - Rubin, Gozda i Krupczak - organizuje zuchwały napad na konwojenta przewożącego pieniądze. Krupczak ginie w płomieniach w celowo zablokowanym przez Gozdę samochodzie, wystawionym jako pułapka. Gozda ginie postrzelony przez milicję, pozostaje Rubin, któremu udaje się schować zrabowane walory, a aresztowany zostaje po pechowym spowodowaniu wypadku. W więzieniu w celi opowiada współosadzonym - Jaranowskiemu, Szpakowskiemu i Kubiszowi - o swoich wyczynach. Kubisz, jak się okazuje potem, jest dziennikarzem bez wyroku, który wyżebrał możliwość spędzenia miesiąca w więzieniu w celu uzyskania materiału na książkę. Z sukcesem, bo i sprzedana w sporej liczbie egzemplarzy oraz drukowana w odcinkach. Autor zapomniał już o całej sprawie, ale nagle dowiaduje się o śmierci “Szpaczka” oraz do jego drzwi puka Rubin, niedwuznacznie sugerujący, ze Kubisz podprowadził mu ukryte przed aresztowaniem pieniądze.
Jakkolwiek wprawiona jestem w analizowaniu zagadek kryminalnych, tak tutaj poległam, bo nie rozumiem związków między wszystkimi uczestnikami akcji. Wątek Jaranowskiego, któremu ktoś przemycał leki pozwalające na symulowanie choroby i pobyty w szpitalu, a finalnie go zabił, nie trzyma się kupy, wiążąc ze sobą lekarkę Joannę (notabene między wierszami pojawia się informacja, że to córka fotografa policyjnego) oraz Andrzeja, sprytnego majsterkowicza. Nie mam pojęcia, co z całą sprawą miał biznesmen Cajgowski poza pożyczeniem od śp. Szpaczka 100 tys. złotych, które okazały się być fałszywe. Oraz czemu mężczyzna po 50. “dobrze się trzyma”, a kobieta w tym samym wieku już tylko odcina kupony od własnej urody.
Się pije: koniak, zimne piwo.
Się pali: płaskie, giewonty.
Inne tego autora tutaj.
Andrzej Zarzycki - Dimanche znaczy niedziela #54
Spis osób:
- Roman Zagórny - dziennikarz z Dziennika Łódzkiego w delegacji, z przeszłością w służbach
- Roma Kulicka - ostra, przystojna blondynka, z mocnym makijażem oczu
- kapitan Jerzy Szarecki - Komenda Stołeczna MO, mózg operacji
- porucznik Paweł Grad - szczupły opalony blondyn, przyjaciel Szareckiego, życzliwie usposobiony do świata
- podpułkownik Tadeusz Kuźmierek - jowialny, fanatyczny wróg biurokracji
- Jadzia - sekretarka Kuźmierka, filuternie patrzy na Grada
- Henryk Kocoń - laborant w Spółdzielni Chemicznej, przypadkowy przechodzień
- porucznik Grzegorz Filipiak - Komenda Dzielnicowa
- kapral Leon Sikora - bystry WOP-ista incognito, pojawia się w reminiscencjach (ale istotnych!)
- Grażyna Holek - telefonistka, miła, lecz sprytna
- redaktor Andrzej Dymek - znajomy Zagórnego, bywalec SPATiF-u, zwany Otcodymkiem
- Dudzik (ps. Pyton) - emerytowany rzezimieszek
- inżynier Robert Skóra - właściciel hacjendy na Bielanach, organizuje imprezy z gołymi tancerkami
- porucznik Albin Kosma - system nerwowy prowadzonej akcji
- Zdzisław Trojanek - syn Feliksa, pilny uczeń Dudzika
- Feliks Trojanek - właściciel posesji przy Morwowej 2, dawniej postrach okolic
- Czesław Trojanek - syn Feliksa, łatwo nawiązuje kontakty, w tym międzynarodowe
Pół stołecznej milicji szuka tajemniczego “Pana Bolo”, który handluje walutą hurtowo oraz wprowadza zmowę cenową u koników, a krnąbrni dostają ostrzeżenia. Zupełnym przypadkiem Zagórny, mieszkający w Grand Hotelu, znajduje w eleganckiej torbie belgijskich linii lotniczych “Sabena” 20 tysięcy dolarów i karteczkę z tajemniczą notatką. Przepisuje karteczkę skrzętnie niczym student z dowcipu (co to idzie student, leży książka telefoniczna, na wszelki wypadek bierze i się uczy na pamięć), po czym w drodze na posterunek obrywa w głowę, a zawartość torby znika. Wprawdzie podpułkownik Kuźmierek ręczy za znajomego z dawnych czasów, ale jedna z linii śledczych oczywiście sugeruje, że Zagórny może być w szajce rozprowadzającej dolary (fałszywe i prawdziwe). Jak się łatwo domyślić, pomyłka następuje z powodu identycznych toreb, a współpraca Zagórnego pozwala sprawę wyjaśnić.
Się pali: fajkę, triumphy, carmeny.
Się pije: koniak (pliskę), żytnią z lodu.
Się je: strogonoff w kokilce.
Inne z tego cyklu tutaj.
#49 (przeczytałam też po raz kolejny EW052.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 23, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, panowie, prl, kryminal
- Skomentuj
Westworld jest reklamowany jako park rozrywki inny niż wszystkie - odwiedzający może znaleźć się na Dzikim Zachodzie, z idealnie zachowanymi ludzkimi zachowaniami z epoki, zaprogramowanymi w nieodróżnialnych od ludzi androidach, zwanych hostami. Może wybrać wyprawy, w jakich uczestniczy: ratowanie damy w niebezpieczeństwie, poszukiwanie niebezpiecznych przestępców (“Wanted Dead or Alive” jak najbardziej obowiązuje), poszukiwanie złota czy wizyta w klimatycznym domu uciech. Rozrywka jest całkowicie zależna od woli odwiedzającego - jest panem otaczającego go świata, może niszczyć, zabijać, gwałcić, wedle uznania, jest też przy tym bezpieczny, poza siniakami nikt nie może odwiedzającego skrzywdzić; nie ponosi żadnych konsekwencji, bo hosty po “śmierci” (czy raczej uszkodzeniu) są resetowane i, w razie potrzeby, naprawiane, więc kolejny dzień rozpoczyna dla nich kolejną pętlę fabularną. Oczywiście do czasu, kiedy niektóre z androidów zaczynają - w wyniku błędu w programie albo może świadomej akcji programisty - pamiętać. Od obserwowania linii fabularnych hostów, zmienianych przez odwiedzających park jeszcze bardziej fascynujące jest obserwowanie działania ogromnej korporacji, zajmującej się programowaniem androidów: walka o władzę, zaspokojenie sponsorów, usuwanie błędów jak najniższym kosztem[1], dopinanie budżetów i słupki popularności.
Tyle że to serial zupełnie o czym innym, bo o rozwoju świadomości u sztucznej inteligencji. Dodatkowo fabuła świetnie zmieszana jest za pomocą zabawy z liniami czasowymi, oglądający trochę ma poczucie bycia hostem z brakiem jasności, co to jest “teraz”. Doskonale się bawiłam, odkrywając kolejne warstwy i pułapki zastawione na widza, któremu należycie można zamieszać w głowie. Każdy sezon (na razie obejrzałam pierwsze dwa, czekam, aż trzeci pojawi się w całości) odsłania kolejne kawałki układanki, zmieniając zupełnie wymowę poprzednich wydarzeń. Androidy okazują się być bardziej ludzkie od swoich twórców, pojawia się oczywiście motyw świetnie rozegrany w “Battlestar Gallactica”, czyli istnieją hosty, które uważają się za ludzi. Jest mnóstwo krwi i brutalności, ale jednocześnie bywa zabawnie, bo - jak wszędzie - ludzie, korona stworzenia, są jednak dość prymitywni i łatwo nimi manipulować (moja ulubiona para komediowa - technicy Felix i Silvester, cyniczna PM-ka Elsie czy oczywiście egotyczny i kapryśny jak nastolatka twórca linii fabularnych Lee).
Uprzedzając pytania: tak, polecam. Ogromnie mi się podobało, czekam na ciąg dalszy, przez trzy tygodnie aktywnie dyskutowałam z telewizorem, próbując łapać twórców na nielogicznościach i dziurach fabularnych (serio, codzienne łatanie popsutych przez odwiedzających hostów to jednak jest słaby model biznesowy, podobnie jak wprowadzony zupełnie bez sensu w sezonie drugim “czytnik” w kapeluszu).
[1] Zachwycałam się już na FB procesami wytwarzania oprogramowania w Westworld/Delos: ukrywanie błędów przed zwierzchnikami, minimalny koszt naprawy (po co wycofywać 200 wadliwych “podzespołów”, skoro odwiedzający zauważą błędy może u kilku z nich), testowanie na produkcji czy brak kontroli wersji mimo ogromnego centralnego systemu inwigilacji. Oczywiście to wszystko ma sens, patrząc na rozwój fabuły. Oraz “Kontrola Jakości” (QA) z bronią maszynową, za każdym razem łezka mi cieknie.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 23, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 2
”Ciemna liczba” to nieokreślona pula osób o nielegalnych skłonnościach erotycznych (np. pedofile), pozostający poza systemem społecznym. Podczas szkolnej wycieczki znika 14-latka. Drużyna A zostaje zgarnięta do poszukiwań, bo na miejscu zdarzenia widziano samochody z litewską rejestracją (wątek międzynarodowy) oraz w okolicy zupełnym przypadkiem mieszka trzech pedofili (wątek oczywisty). Niezależnie, podczas wykopków na Starym Mieście w Sztokholmie, jeden z pracowników firmy kładącej kable elektryczne, znajduje trumnę z tajemniczą zawartością i wraz z nią znika. Żona pracownika, atrakcyjna Marja, zgłasza zaginięcie i niedługo potem oskarża policjanta, zupełnym przypadkiem aktualnego kochanka szefowej Drużyny A, Kerstin, o molestowanie seksualne. Pozostali członkowie drużyny przepracowują również własne traumy - Lena rozładowuje napięcie biczując znajomego w klubie sado-maso, ale wpada w panikę w lesie, bo las jest taki straszny; Kerstin wraca do wspomnień z wujkiem Holgerem, który molestował ją w szafie; Jorge ma problemy małżeńskie i zapomina o dziecku; Paul widzi nad ludźmi czarne chmury, tym większe, im więcej traumy osoba ma za sobą.
Wracając do śledztwa, w trakcie giną jeszcze dwaj pedofile (a trzeci popełnia samobójstwo, pobity podczas przesłuchiwania, ale tylko w celu wyciągnięcia zeznań), zaginione dziewczę się znajduje mimo braku współpracy jej matki, a całość akcji wieńczy dramatyczna akcja odbijania zakładników podczas mrocznej ceremonii tajnego stowarzyszenia libertyńskiego, które zakupiło wspomniany wcześniej szkielet (ponieważ zvnł xbść cravfn). A, zapomniałabym, Paul zakochuje się w charyzmatycznej przestępczyni, która usuwa jego mroczną chmurę.
Wątek polski: “ZPL (...) litery przypomniały mi nazwisko. Jakieś wschodnie nazwisko. Zaplawski. Dawny polski koszykarz z lat sześćdziesiątych”. Tyle że nie.
Bawiąc-uczyć: szczegółowa budowa szkieletu człowieka; liczba “googol”; różnica między “kakofonią” a “kakafonią”.
”Wstrząsy wtórne” to skomplikowane śledztwo w sprawie zamachu terrorystycznego w metrze - bomba wybucha w jednym z wagonów, ginie dziwna grupa ludzi, tylko na pierwszy rzut oka niezwiązanych ze sobą. Do ataku przyznaje się nieznana wcześniej muzułmańska organizacja Rycerzy Siffinu, wskazując rozwiązłość szwedzkich kobiet jako zagrożenie; problem w tym, że ktoś członków organizacji zaczyna sukcesywnie pozbawiać życia. Dochodzenie łączy ze sobą różne, zwykle konkurujące ze sobą oddziały policji i służb, oczywiście mimo szczytnych założeń wszyscy przed wszystkimi coś ukrywają. Ba, nawet sama Drużyna A nie dzieli się informacjami nawet dotyczącymi samego śledztwa - Jorge cudem uniknął śmierci, bo miał być również pasażerem pechowego wagonu i od początku wiedział, kim były ofiary wypadku (ale że się wstydził, to tylko delikatnie kierował śledztwo tak, aby inni wykryli tajemnicę, a on nie oberwał rykoszetem); Viggo dostaje diagnozę raka; Arto jest szantażowany w związku z jedną z poprzednich spraw, więc chce rozwiązać jeden z wątków sam, bo inaczej zaryzykuje życie córki (naprawdę, nie czepiam się, że Międzynarodowemu Arcyłotrowi udaje się wszczepić 11-latce czujnik uwalniający truciznę, kiedy ta wkłada rękę w krzak i całość zajścia traktowana jest jako ugryzienie owada). W ogóle archiwalne śledztwa odkrywają sporą rolę, jak również współpraca od pogrążonego w śpiączce (prawie) chłopaka Kerstin.
Bawiąc-uczyć: historia metra na świecie i w Sztokholmie; historia i szczegółowa geografia pomnika Pomordowanych Żydów Europy w Berlinie.
”Oko nieba” dotyczy inwigilacji, jakiej poddawana jest Drużyna A przez znanego z poprzednich tomów Międzynarodowego Arcyłotra, ale to wychodzi dopiero w finale. Kilka śledztw - napady na ludzi wyjmujących pieniądze z bankomatów, międzynarodowy gang sutenerów, dopasowujących za pomocą operacji plastycznych prostytutki do wizji zwyrodniałych klientów i wreszcie seryjny morderca, porywający i torturujący anorektyczki (cbavrjnż j fmxbyr tnat cbchynealpu qmvrjpmla mzhfvł wą qb frxfh m mnfmpmhglz xbyrtą) - łączy się ze sobą. Niezależnie, Paul Hjelm dostaje do zbadania sprawę zaginięcia największego szwedzkiego szpiega.
Bawiąc-uczyć: scam nigeryjski; historia języka aramejskiego; anoreksja; szyfrowanie metodą Vigenère’a.
I cytat, bardzo na dziś:
– The eye in the sky?
– Żyjemy w monitorowanym społeczeństwie, które w niewłaściwych rękach może się stać o wiele gorsze niż dawne NRD. Wszystko, co robimy, jest widziane i rejestrowane. Żyjemy pod okiem nieba, które widzi wszystko. Wszędzie są kamery monitoringu, satelity zaglądają w każdy najmniejszy zakamarek, w sieci wszędzie pozostawiamy po sobie ślady, każdą koronę, jaką wydajemy, można namierzyć, ludzie wszędzie robią zdjęcia, wszystko, co mówimy, prędzej czy później trafia do jakiegoś bloga, telewizja wdziera się coraz głębiej w nasze prywatne życie, urządzenia do podsłuchu stają się coraz bardziej wyrafinowane, nasze komórki dokładnie pokazują, w którym miejscu kuli ziemskiej się znajdujemy, nasze rozmowy, esemesy i maile są przechowywane. W ciągu jednego dnia zostawiamy setki śladów, nawet o tym nie myśląc.
– Ty za to dużo o tym myślałeś.
– Ale niemal równie dużo myślałem o czymś przeciwnym – odparł Gunnar Nyberg. – Jakie to ma znaczenie, że jesteśmy trochę monitorowani? Naprawdę mamy aż tak dużo do ukrycia? Dlaczego potrzebujemy tak niesamowicie dużo prywatności? Czy to nie pozostałość starego społeczeństwa, w którym byliśmy zmuszeni mieć dwa życia, oficjalne i nieoficjalne? W dzisiejszych czasach nawet oficjalnie można być trochę niedbałym. Czy to nie oznaka siły społeczeństwa, że jego obywatele mają odwagę pokazać się takimi, jakimi są?
– Nie, jeśli się stworzy kompletnie monitorowane społeczeństwo, którego jedynym gwarantem jest to, że żyjemy w demokracji.
Inne tego autora tu.
#46-48
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 19, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, panowie, kryminal
- Skomentuj
Kapitan Jan Stasiak, taki PRL-owski Bond[1], incognito próbował rozpracować gang Suchego (włamania, rozboje, ale też może i szpiegostwo), ale ktoś na niego doniósł. Cudem się uratował, ale skoro akcja była tajna, ktoś z wąskiego grona musiał być kapusiem. Podejrzenie pada na współpracownika, kapitana Boreckiego, który wtem zostaje znaleziony martwy. Pikanterii dodaje fakt, że są ślady wskazujące na bliskie kontakty między Boreckim[2] a Anną, żona Szymańskiego, przyjaciela Stasiaka, w której Stasiak również się kocha. Stasiak zataja przed Szymańskim najpierw ślady, które zostawiła prawdopodobnie Anna (charakterystyczny klips i szminkę na papierosie), potem nocną wizytę Anny, która się podobno czegoś boi, wreszcie nawet przed zwierzchnikami porwanie i spotkanie z tajemniczym baronem Boystem (sic!), niemieckim szpiegiem i wielbicielem wiśniowych szlafroków. Baron szantażuje Stasiaka przeszłością, twierdząc, że jego ukochana z Anglii była niemieckim szpiegiem; proponuje mu współpracę i cały świat, jeśli Stasiak odda skradzione Suchemu tajemnicze materiały. Stasiak udaje się na urlop dla podreperowania zdrowia na wybrzeże[3], gdzie - żeby zapomnieć o Annie - wdaje się w dwie miłostki: uwodzi tajemniczą Włoszkę, Sylvanę oraz kokietuje młodą i naiwną (czytaj: wyjątkowo głupią) studentkę Jolę. Przy czym, umówmy się, uwodzenie polega na braniu damy przemocą[4], a dodatkowe punkty za rycerskość zdobywa _nie wykorzystując seksualnie_ 20-latki[5]. Śledztwo w Warszawie przejmuje Downar[6], który w celu przesłuchania podejrzanej udaje reżysera filmowego (oraz - podobnie jak Stasiak - usiłuje wziąć damę przemocą).
Zagmatwane śledztwo - szpiegostwo przemysłowe, przesiedleni Ukraińcy sympatyzujący z frakcją niemiecką i czekający tylko na to, żeby zemścić się na Polakach, piękne kobiety i inne pokusy[7] czyhające na każdym kroku na bohaterów - na szczęście (socjalistyczne) kończy się wyłapaniem całej siatki oraz dwoma trupami. Stasiakowi za zatajenie niektórych sprawy pułkownik grozi paluszkiem, a baron Boyst docenia trudnego przeciwnika, który go okpił, wysyłając mu w podziękowaniu… tak, jedwabny szlafrok.
[1] Przywykłszy do niebezpieczeństw, walki, podróży po dalekich morzach i lądach, nie znajdował teraz ujścia dla swej bujnej natury. Nudził się, po prostu się nudził. Praca w milicji nie dawała mu satysfakcji. Czuł, że jego możliwości nie są dostatecznie wykorzystane. Mówił biegle po angielsku, po francusku i po włosku. Poznał w Anglii tajniki pracy w kontrwywiadzie, był dobrym psychologiem i miał fenomenalną pamięć. Uprawiał sporty, jeździł na nartach, doskonale pływał, wiosłował, znał boks i walkę japońską, był atletycznej siły. Lubił ryzyko. Posiadał szybką orientację. Do licha! Czyż z takimi kwalifikacjami do końca życia ma prowadzić dochodzenia w sprawach nadużyć w MHD i przesłuchiwać łapowników? Nie poznali się na nim, nie chcieli go w kontrwywiadzie. A więc dobrze, zagra teraz na własną rękę. Sam zadecyduje o swym losie.
[2] Było rzeczą powszechnie znaną, że Borecki miał ogromne powodzenie u kobiet. Postawny, bardzo przystojny, czarujący w obcowaniu z ludźmi lubił romantyczne awanturki i nie omijał żadnej okazji. Nigdy nie traktował jednak tych spraw zbyt poważnie, często zmieniał przyjaciółki, twierdząc, że długotrwały stosunek z jedną kobietą przyspiesza proces starzenia się u mężczyzny.
[3] Dostaniecie na razie pięćdziesiąt tysięcy złotych i trochę obcej waluty. Musicie mieć pieniądze. Możecie sobie pograć w karty, w jakąś zakonspirowaną ruletę. Jeżeli jesteście na przykład szpiegiem angielskim, to nic dziwnego, że macie pieniądze. Dziewczynki, dansingi, jednym słowem powinniście się wesoło bawić.
[4]
Był wściekły. Zadrwiła z niego, paskudnie zadrwiła. Przez cały wieczór uwodziła go, a kiedy nie miał wątpliwości co do epilogu tego spotkania, zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Jeszcze mu się nie zdarzyło, żeby jakaś kobieta w ten sposób wystrychnęła go na dudka.
(...)
- Nareszcie, nareszcie - szeptał namiętnie. - Już teraz nie wymkniesz mi się. Już cię nie puszczę. Już mi nie zatrzaśniesz drzwi przed nosem. Kocham cię, kocham. Pożądam cię tak, jak jeszcze nigdy żadnej kobiety nie pożądałem. Silvano! Silvano! - Całował ją do utraty tchu.
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Była tak zaskoczona tą nagłą napaścią, że nie potrafiła się bronić.
- Oszalałeś. Oszalałeś - powtarzała tylko.
Pochwycił ją na ręce i zaniósł na łóżko. Nie broniła się. Może bała się skandalu, a może po prostu nie chciała się bronić.
[5] Schodząc po schodach, podziwiał własną rycerskość. Znalazł u siebie w łóżku śliczną, młodziutką, nagą dziewczynę i... I poszedł na nocny spacer. Ale jeżeli mówiła prawdę, to nie mógł inaczej postąpić, nie mógł wykorzystać sytuacji. Była stanowczo za młoda, zupełna smarkula. A poza tym, pomijając już stronę etyczną zagadnienia, trudno było przewidzieć, jakie ta przygoda mogłaby pociągnąć za sobą konsekwencje.
[6] Był szczupły, zgrabny, ładnie opalony. Dobrze wyrobione mięśnie rysowały się wyraźnie pod ciemną skórą, świetny klasyczny kraul.
[7]
Śniadanie było raczej wykwintnym obiadem. Znakomite przekąski, parę gatunków ryb, pieczone perliczki, a do tego wysokogatunkowe wina reńskie i burgundzkie. Na deser lody, tort, czarna kawa i likiery. Usługiwał osobiście Emil z miną kardynała celebrującego uroczystą mszę. Wszystko było podane na starej porcelanie. Na srebrnych sztućcach widniał herb jakiegoś grafa.
"Chcą mi zaimponować te szwaby" - myślał Stasiak.
Szowinizm (oraz nacjonalizm) powszechny:
- A więc papierośnica-talizman.
- Można by ją tak określić. Ruth, dając mi ją, powiedziała, że przyniesie mi szczęście. Wspaniała dziewczyna. Chciała, żebym się z nią ożenił i został na stałe w Anglii.
- I nie zdecydowałeś się?
- Nie. Nie wierzę jakoś w te mieszane małżeństwa. Z cudzoziemką zawsze jest człowiek narażony na jakieś niespodzianki. Kochanka tak… ale żona…
- W epoce atomowej decyzja kobiety powinna być odrzutowa - powiedział Downar.
- Ładna kobieta?
- Bardzo. Pierwsza klasa. Filmowa uroda.
Leśniewski przyjrzał mu się uważnie.
- Słuchajcie, poruczniku, tylko bardzo was proszę, bez żadnych erotycznych komplikacji.
- Zrobię tylko to, co będzie niezbędne dla dobra śledztwa -powiedział z przekonaniem Downar.
- Jeśli chodzi o te sprawy, to wolałbym, żebyście nie okazywali nadmiernej gorliwości w swych służbowych obowiązkach.
… po czym…
Chwycił ją mocno wpół i przyciągnął do siebie. I zapewne na nic by się zdały wszystkie postanowienia, gdyby... Zadzwonił telefon. Szarpnęła się.
- Puść! Telefon...!
- Do diabła z telefonem!
- Puść! Puść! Może to coś ważnego. Wyrwała mu się z objęć i podniosła słuchawkę.
Się pali: giewonty, sporty, wczasowe, cygara i tureckie papierosy, bułgarskie, camele.
Się je: chleb z kiełbasą, zupę owocową (dziwnie wodnistą), rumsztyk (twardy jak podeszwa narciarskiego buta), czerstwą bułkę z kiełbasą, lody i fructovit (zielony), sznycel cielęcy, bryzol z pieczarkami, krem truskawkowy.
Potrawy przyrządzane przez starą Wasilczukową i jej córkę niezbyt mu [Downarowi] smakowały, ale nie miał innego wyboru. Jadł więc barszcz małorosyjski, pierogi z razowej mąki nadziewane fasolą tartą z makiem, pierogi z serem i kartoflami, prażoną mąkę polewaną suto roztopioną słoniną, pampuszki i temu podobne przysmaki, które nieraz wprawiały go w zakłopotanie.
Się pije: wódkę (poza kierowcą), jałowcówkę, koniak, dobre francuskie wino, Cinzano z sokiem cytrynowym i kawałkiem lodu, wermut, szampan Veuve Clicquot.
Inne tego autora tu.
#45
Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 15, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, panowie, prl, kryminal
- Skomentuj
Lód w żyłach. Matthew, niemiecki kochanek Thory, załatwia jej zlecenie analizy potencjalnego odszkodowania za zerwanie umowy z firmą wydobywczą na Grenlandii. Trzech pracowników firmy zaginęło, a pozostali odmówili powrotu, twierdząc, że dzieją się jakieś nadprzyrodzone rzeczy. Thora zachowuje się idiotycznie, wrzucając do walizki losowe rzeczy, przez co ląduje w Arktyce ze szpilkami czy jedwabną bluzeczką. Zabiera też Bellę, bo jej wspólnik chce się pozbyć głupiej sekretarki chociaż na kilka dni. Tym razem Bella się nie przydaje w ogóle i w zasadzie nie odgrywa żadnej roli poza okazjonalnym wychodzeniem na papierosa. Na miejscu prawnicy, informatyk, geolożka i lekarz znajdują porozkładane po biurkach pracowników ludzkie kości, a w chłodni zamrożone zwłoki z ogromną dziurą w klatce piersiowej. Mimo niechęci lokalnych mieszkańców odkrywają nie tylko losy zaginionych pracowników, ale też przyczynę śmierci córki samotnego łowcy oraz powód wymarcia wszystkich mieszkańców wsi 100 lat temu - tak, załatwiła ich rcvqrzvn telcl uvfmcnaxv, cemljyrpmbarw cemrm avrbfgebżalpu ovnłlpu. Przypadek?
Koloryt lokalny: Thora prowadzi sprawę zmiany imienia rozwodnika, którego eks-żona wyszła za mężczyznę o tym samym imieniu. Poza zmianą imienia klient nalega, żeby zmienić patronimik u obojga dzieci, żeby było jasne, kto jest ich ojcem.
”Spójrz na mnie“ ma dość ciekawą, wielowątkową fabułę. Do Thory wprowadzają się jej niegdyś zamożni rodzice, którzy tuż przed kryzysem wzięli ogromny kredyt na nieruchomość w Hiszpanii i żeby utrzymać się na powierzchni byli zmuszeni sprzedać mieszkanie. Matthew nie ma pracy (redukcje), więc snuje się za Thorą w roli asystenta. Prawniczka otrzymuje zlecenie rewizji procesu Jakoba, upośledzonego młodego człowieka z zespołem Downa, skazanego za podpalenie domu opieki; w pożarze zginęło 4 pensjonariuszy i pracownik domu. Co ciekawe, sprawy nie zleca niezamożna matka Jakoba, tylko współosadzony w psychiatryku Josteinn, psychopata skazany na dożywocie za czyny pedofilskie; stwierdza, że skoro i tak nie wyjdzie nigdy na wolność, może zużyć spadek na pomoc komuś (oczywiście pod koniec wychodzi, że wcale nie był taki bezinteresowny). Thora szybko odkrywa, że w placówce opiekuńczej działo się dużo dziwnych rzeczy, o których nikt nie chce mówić, chociażby fakt, że pensjonariuszka w śpiączce była w ciąży. Jedną z ofiar był autystyk, syn wpływowego pracownika Ministerstwa Sprawiedliwości, jego ojciec niby pomaga w śledztwie, ale nie do końca. Dodatkowo pojawia się drugi wątek - rodzina szuka pomocy u egzorcysty, ponieważ uważa, że opiekunka ich syna, którą jakiś czas wcześniej ktoś potrącił i zostawił na śmierć na drodze, przychodzi jako duch do ich domu. Napis na szybie, identyczny z napisem, jaki autystyk zostawiał na każdym swoim rysunku, pozwala wyjaśnić oba wątki.
Bella pojawia się epizodycznie - psuje ekspres do kawy w biurze (rzucając w niego czymś twardym, bo ją denerwowało bulgotanie), po czym wypija całą kawę rozpuszczalną oraz domaga się podwyżki, bo papierosy zdrożały.
Inne tej autorki tu.
#43-44
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 12, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, panie, kryminal
- Skomentuj
[28.03.2020]
Rzutem na taśmę, tuż przed ogłoszeniem, że człowiekowi się las nie należy, chyba że jest myśliwym, zabrałam rodzinę do Rogalina. Sam Rogalin był zagrodzony, podobnie park, ale można było dojść do dębów na Łęgach. Tłumów nie było, mimo prześlicznej pogody, nielicznych przechodniów można było ominąć w sensownej odległości (a spotkanych znajomych przywitać z dwóch metrów, a nawet popełnić faux pas, bo ja się nie wyznaję, kto u kogo bywa). Maj rozczarowany, bo niby żaby było słychać, ale nie było widać.
Na Łęgi wybierałam się od dawna, bo zewsząd atakowały mnie zdjęcia porannych mgieł tamże, ale jakoś bladym świtkiem nie udawało mi się zwlec nawet w czasach, kiedy było wolno nie tylko do Lidla i zurück. I podobno niespecjalnie już będzie sens, bo właściciel zdecydował się nasadzić tam wierzb, psując perspektywę. Znikąd dobrych nowin.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 11, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tagi:
rogalin, legi-rogalinskie
- Skomentuj
Narratorką opowieści (czy raczej narratorem) jest Calliope (Cal) Stephanides, 40-latek, Amerykanin pochodzenia greckiego, aktualnie pracownik dyplomatyczny placówki w Berlinie. Narratorką, bo Cal urodził się jako dziewczynka, z nietypową mutacją genetyczną, która spowodowała u niego hermafrodytyzm. Wychowany jako dziewczynka, bo oznaki nietypowości na początku były niezauważalne, został zdiagnozowany niejako przypadkiem w wieku lat 14, co przypadło na lata 70. ubiegłego wieku, więc temat obojnactwa był stosunkowo nieznany. Oczywiście Calliope wiedziała wcześniej, że coś jest z nią nie tak, że jest inna niż jej rówieśniczki, ale ukrywała ten fakt przed wszystkimi, a zwłaszcza przed rodziną.
Ale nie o tym jest ta ogromna, ponad 600-stronicowa, powieść (nie pytajcie, ile podejść robiłam do jej przeczytania, dla ułatwienia dodam, że na półce czekała od 2005 roku; i tak, tyle kartek w papierze odstrasza, w czytniku łatwiej). To barwna saga rodzinna, rozciągająca się na 80 lat historii rodziny Stephanidesów, zapoczątkowana przez uciekinierów z płonącej Smyrny, Desdemonę i Eleutheriosa (zwanego Leftym), hodowczynię jedwabników i jej brata, hazardzistę i lekkoducha; moment ucieczki stał się dla nich momentem, kiedy nie musieli ukrywać już swojej zakazanej, kazirodczej miłości. W Ameryce doczekali się dwójki dzieci, wbrew obawom Desdemony, zdrowych i kilkorga wnucząt, z których tylko Calliope okazała się być ofiarą wędrującego genu (również za sprawą małżeństwa między synem Desdemony i jego kuzynką, co sprawy zapewne przyspieszyło). W tle Detroit w czasach Wielkiej Depresji i powojennego boomu gospodarczego, doskonały obraz różnych pokoleń emigrantów w USA. To powieść zabawna, ironiczna, miejscami wzruszająca i bardzo wciągająca, mimo że ze względu na objętość - nie na jedno popołudnie.
PS Czytałam “Przekleństwa niewinności”, ale w czasach przedblogowych.
#42
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 9, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 2