Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu


Drzwi do lata

Cały rok czekam na lato. Zawinięta w liczne warstwy, myślę o tym, jak miło będzie pozrzucać prawie wszystko z siebie, zatonąć w cieple i zapachu lip i wieczorem patrzeć w ciemność, czekając na burzę ("undead undead undead bela lugosi is dead"). Jeść tylko truskawki, arbuzy, czereśnie i maliny. Wychodzić tak często, jak można, również nocą, wyprowadzając na spacer nikona. Tylko nijak nie mieści mi się w tym jeżdżenie komunikacją miejską, mozolne powroty do wsi przez zakurzoną ścieżkę, kiedy piasek wsypuje się do subtelnego pantofelka typu peep-toe, a kurz osiada na wszystkim. Nie mieści mi się w tym praca, konieczność skupienia myśli na czymś innym niż na kwitnącym groszku pachnącym. Sprzątanie też niespecjalnie. I nagle w tych ciągłych rozbieżnościach między Winno Być a Jest dobiegam do punktu ekstremum - najdłuższy dzień w roku, chociaż jeden z lepszych, oznacza, że od tej pory będzie coraz mniej, krócej, ciemniej i chłodniej.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa czerwca 22, 2011

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Skomentuj


Janusz Głowacki - Good Night, Dżerzi

Ambiwalencję odczuwam, bo bardzo lubię prozę Głowackiego, jego cyniczne i bezkompromisowe obserwacje, cięty język i umiejętność gładkiego pisania o wszystkim, a przy tym bardzo nie lubię prozy Kosińskiego i niespecjalnie mnie interesuje jego osoba. Dżanus G. ma napisać sztukę o Dżerzim K., o chłopcu ocalonym z Holocaustu, który na permanentnym kłamstwie zbudował sobie światową popularność, ocierając się z jednej strony o literackiego Nobla i inkasując kilka prestiżowych nagród, a z drugiej - o upokorzenie i strącenie z wyżyn nowojorskiego high-life'u, gdy jego blaga i legenda, oparta o nieprzekraczalność informacyjną Żelaznej Kurtyny, została ujawniona. Sztukę o strachu, cenie sławy, demonach za plecami, zawiści, miłości i braku odpowiedzialności, o zetknięciu słowiańskiej duszy z kapitalizmem.

Niestety, więcej tu Kosińskiego niż Głowackiego, epizody paranoicznych spotkań i podróży przez erotyczno-brutalne podziemia Nowego Jorku sprowadzają dla mnie całość do nieco lepiej napisanego "Malowanego ptaka 2", pełnego onirycznych historii rosyjskiej malarki Maszy, psychoanalizy niemieckiego reżysera Klausa i straconych szans amerykańskiej bizneswoman Jody. Dżerzi niszczy znajomych płci obojga, ofiarując im złudną szansę na zrozumienie jego przeżyć (niekoniecznie prawdziwych) z czasów wojny, na pokazanie czystego, najgłębszego życia, nurzając ich w bagienku, manipulując nimi i wypluwając na ulicę jak przeżutą gumę. On też nie wychodzi cały na biało, ale ma to gdzieś. Między wierszami to też historia samego Głowackiego, kolejna odsłona jego kariery na Zachodzie, która wspanialej brzmiała w Polsce niż tam, gdzie się znalazł przypadkiem i został jako literacka egzotyka. Bo nawet pisząc o kimś, pisze się o sobie.

Inne tego autora:

#44

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 21, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: panowie, 2011, beletrystyka - Komentarzy: 3


Plac Wielkopolski

Od razu wyjaśniam, że nie chodziło mi o kraksę tramwajów, nie antycypowałam i nie wyprorokowałam. Gorąco współczuję, zwłaszcza że trzeba mieć sporego pecha, bo tramwaj jest chyba najbezpieczniejszym środkiem transportu w mieście.

Wyprowadziliśmy młodzież do ogródka jordanowskiego przy Działowej i Wolnicy (gorąco polecam, mimo że czynny do 19, absurd latem), co dało mi pretekst do tego, żeby sprawdzić okolicę w kwestii dostępnych restauracji. I jak na rynku Wielkopolskim można kupić pełny kosz warzyw i owoców, ozdobić bukietem pięknych i świeżych kwiatów, a w okolicznym Prosiaczku kupić ekologiczne wędliny i mięsa, tak okolica jest przeraźliwie uboga w niedzielne późne popołudnie. Środek placu zajmują puste o tej porze stragany (i szalet dostępny w sobotę do 16) i czynne kwiaciarenki. Całą lewą pierzeję placu zajmują dwa ogromne sklepy - z odzieżą wizytową i tkaninami, po prawej - okoliczny Prosiaczek i bistro Tulipan, który wprawdzie ma niesamowicie stylowy szyld, ale zamyka się o 18. Jest placyk z ławkami i drzewkami, uczęszczany o tej porze przez gołębie. I tyle. I tak jak panu Ćwirlejowi żal jest rynku Łazarskiego, jak mnie jest żal Wielkopolskiego, tym bardziej, że kamienice są tu odnowione (ale już pomazane przez wandali), do Starego Rynku kilkadziesiąt metrów, zaraz obok urocza Mielżyńskiego czy pozostałości murów obronnych i do tego nie ma wymówki, że ciężko dojść, bo od reszty Poznania odcina ruchliwa arteria. Nie wiem więc, jakie plac ma usprawiedliwienie.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek czerwca 20, 2011

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 4



Dziś będę okropna i opowiem dowcip

Po mszy z kościoła wychodzą dwie staruszki i rozpoczynają rozmowę. Pierwsza mówi:
- Pani, ta dzisiejsza młodzież to taka niewychowana, a jak się ubierają, a jak klną, za naszych czasów...
Na to druga:
- Pani, pani to jeszcze nic. Wczoraj wieczorem wracam od wnuczki i wchodzę do jednej windy, a do drugiej młoda para. Jeszcze się drzwi nie zamknęły ich windy, a słyszę: jak zgasisz światło, to wezmę do buzi. Pani, SZKŁO ŹRĄ!

Tak, wiem, powinno być "wykręcisz żarówkę", wiem.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 17, 2011

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 7


A dziś

Mój nowy zwierzchnik zwrócił mi uwagę, że mój mail był tl;dr (oraz przesłał mi odnośnik do wyjaśnienia, na wypadek, jakbym nie wiedziała) i że zyskałby ów mail na zastosowaniu HTML-a, chociaż rozumie priorytet plain tekstu.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 17, 2011

Link permanentny - Kategoria: SOA#1 - Skomentuj - Poziom: 3


Iain Banks - Uwikłanie

Cameron jest dziennikarzem i śledzi sprawę tajemniczych morderstw ludzi na stanowiskach, dostając telefoniczne informacje od zamaskowanego elektroniką informatora. W międzyczasie pije, łyka szeroki zestaw substancji rozweselająco-uspokajających, gra w gry strategiczne i sypia z żoną przyjaciela. W pewnym momencie zostaje aresztowany, bo policja podejrzewa go o dokonywanie brutalnych i bestialskich mordów na osobach, które występowały w jednym z jego demaskatorskich artykułów. Cameron nie ma alibi, ba - czasem nawet bywał w miejscach morderstw, kontaktując się ze swoim informatorem. Przez mieszaną narrację - w pierwszej i drugiej osobie - czytelnik też nie wie, czy nie jest przez zapijaczonego i chutliwego Camerona wpuszczany w maliny.

Mainstreamowy Banks zachęcił mnie świetną i wciągającą "Ulicą Czarnych Ptaków", ale potem to równia pochyła. "Fabryka Os" była paskudna, brutalna i zbędna, a "Uwikłanie" - mimo wciągającej intrygi - powiela brutalność i niepotrzebną dosłowność "Fabryki". Za dużo wulgarnego i perwersyjnego pożycia intymnego, szczegółowe opisy tortur i morderstw, błoto chlupiące w przemoczonych butach, tryskająca krew i niepotrzebna przemoc. Treść sprawia, że książka jest czytalna, forma - mieszanie narracji i wchodzenie w brutalny detal - że niekoniecznie warto czytać.

#43

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 17, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, beletrystyka, panowie - Skomentuj



Mark Lindquist - Requiem dla Nirvany

Na okładce porównywana z miłosno-muzycznymi "Przebojami i podbojami" Hornby'ego, dla mnie to jednak klimat gęstej i pełnej życia, amerykańskiej powieści w stylu Couplanda. Pete grał w jednym z zespołów grunge'owych, nagrali płytę i zespół się rozwiązał, bo celem było nagranie płyty i wyrywanie panienek. Żeby zrobić coś ze swoim życiem, został prokuratorem, ale nie zmienił wiele z czasów, kiedy żył muzyką. Alkohol, narkotyki, co wieczór impreza, czasem kolejna panna do poobracania (a że był gładki, to nie przychodziło mu to z trudnością), a rano kac. Wizyta u żonatej siostry i smutne spojrzenie matki po raz kolejny dało mu do myślenia, że 37 lat to czas na to, żeby znaleźć sobie miejsce w życiu. Pete układa w głowie katalog kobiet, z którymi się przespał i dociera do niego, że cały czas kocha Beth, striptizerkę, z którą kilkanaście lat temu spędził dwa miesiące w motelu, pijąc i pisząc muzykę. I chociaż poznaje niesamowitą Esme, dalej fantazjuje o Beth, sypia z przypadkowo poznanymi kelnerkami i eks-fankami, jednocześnie oskarżając o gwałt współczesnego złotego chłopca sceny muzycznej, który był tak pijany, że niespecjalnie pamięta, co się działo. I coś się zmienia.

To książka o późnym dojrzewaniu w kolebce grunge'u, Seattle. O tym, że muzyka wchodzi pod skórę i gra w głowie w każdym momencie życia. Tym bardziej mnie ujęło, że to moja muzyka. Odpowiadając na najważniejsze pytanie zadane w tej książce, to jednak Pearl Jam, a nie Nirvana.

#42

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 16, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, beletrystyka, panowie - Skomentuj