Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Tymczasem na schodach

Wchodzenie i schodzenie klatką schodową to rytuały.

Wchodząc trzeba obejść wszystkie wycieraczki i pokazać na półpiętrze, gdzie na ścianie jest ubrudzone bądź wskazać, gdzie jest na parterze na drzwiach ptaszek (stylizowany orzeł na znaczku agencji ochrony). Schodząc można ominąć wycieraczki, ale nie ubrudzoną ścianę. Schodzimy dziś w celu spaceru, Maja zaaferowana frytkami, które ma dostać, zbiega radośnie, po czym staje w połowie schodów i zeznaje: "Ziapomniałam!" i wraca o poziom wyżej. "Psiecież nie opowiedziałam o ubjudzionej ścianie!".

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 27, 2012

Link permanentny - Kategoria: Maja - Komentarzy: 2


Jednoosobowa komisja losująca

... w osobie Burszyka się nie spisała, albowiem po obwąchaniu karteczek z nickami odwróciła się tyłem i poszła spać. Jako że nie było określone, kto zastąpi kota Burszyka, zaprosiłam do pomocy Maja. Losowania nadzorował niezależny, choć spokrewniony, TŻ. I tak - żeby nie trzymać dłużej w niepewności - zapraszam Olgę do wysłania e-maila na adres redakcji ( zuzanka @ kofeina . net ) w celu dokonania wymiany adresu pocztowego na przesyłkę. Dane oczywiście nie zostaną udostępnione nikomu.

A komentarze mnie miło zaskoczyły. Dziękuję, zwłaszcza że części osób nie znałam i cieszę się, że się odezwały.

@mac, studiowaliśmy razem? (i czy ja mam jakikolwiek światopogląd?)

@Theli, mamy w domu mnóstwo zasad dla kotów (nie drapiemy krzeseł, nie sikamy poza kuwetą, nie jemy ludzkiego jedzenia, nie wchodzimy na blaty), szkoda tylko, że nie są jakoś specjalnie przestrzegane.

@ida27, nie ma potrzeby dygotu i masochizmu, każdy ma swój sposób. A czy mi mądrzej i lepiej wyjdzie, to się przekonam za kilkanaście lat. A Pratchetta warto, acz niekoniecznie zacząć od ostatniej.

@iluzja, bardzo staram się zachować prywatność, zwłaszcza dziecka. Samo zdecyduje, jak dorośnie.

@monika, ja przeraźliwie nie znajduję czasu. I jak mam do wyboru sen albo pisanie, wybieram pisanie. A bycie mamą nie odcina bycia sobą; przytłumia, czasem ogranicza, ale trzeba pielęgnować. Próbuję oraz wychodzę z założenia, że warto uczyć się robić różne rzeczy z dzieckiem, nawet jeśli to trudne.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 27, 2012

Link permanentny - Kategorie: Koty, Maja, Fotografia+ - Komentarzy: 4


Tęcze nad Poznaniem

... a jutro, przypominam, losowanie "Niucha". Jeszcze jest szansa.

Zastanawiają mnie rozmaite rzeczy. Czy pani 60+, z rudą trwałą na głowie, w koszulce "The Clash" jest wiecznie młoda i kiedyś skakała na koncertach czy tylko nosi koszulkę, bo akurat taką ma? O czym tak naprawdę jest "Mistrz i Małgorzata"? Czemu zaczęłam kiedyś czytać "Książkę kucharską Alicji B. Toklas" i nie skończyłam? Kto daje szczeniaka labradora 10-letniej dziewczynce, która psa ciągnie na smyczy przez trawnik i na nim siada (na psie, siadanie na trawniku mnie nie dziwi)? Dlaczego zapomniałam, co chciałam napisać?

Dziś Maj skończył 33 miesiące. 2 lata i 3/4.

Rok temu też oglądaliśmy bańku mydlane na Rynku. Dziś sporo z unoszących się w powietrzu baniek zostało wydmuchanych osobiście przez młodą damę.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 26, 2012

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 6


Marian Keyes - Czarujący mężczyzna

Znany irlandzki polityk, Paddy de Courcy, ogłasza, że zaręczył się i planuje ślub. Cztery kobiety są tym faktem niesamowicie zdziwione: jego dziewczyna, stylistka Lola Daly, która do tego dnia była przekonana, że jest jego dziewczyną, dziennikarka Grace Gildee, która niegdyś była jego dobrą znajomą, Marnie Hunter - siostra Grace, dawna dziewczyna Paddy'ego i wreszcie Alicia Thornton - narzeczona, która o narzeczeństwie dowiedziała się z prasy. Keyes przez kilka miesięcy, dzień po dniu, prowadzi wszystkie cztery do nieuchronnego spotkania. I robi to tak sprawnie, że przez kilkaset stron nie jestem w stanie oderwać się od książki (czytam ją nawet w samochodzie, chociaż mdli mnie wtedy, więc rozumiecie poświęcenie). Lubię, kiedy po kolei odsłania kolejne fakty z przeszłości i nagle wszystko zaczyna być widać w niczym nie przyćmionym świetle prawdy.

Sama książka jest raczej gorzka, bo opowiada o trudnych chwilach wszystkich bohaterek. Lola cierpi, bo nie rozumie, co się stało, usiłuje się skontaktować z Paddym i odbija się od muru, leczy więc nieszczęśliwą miłość w domu letniskowym przyjaciół w małej miejscowości. Grace chce naprawiać świat, ale gdzieś tam ma obsesję na punkcie Paddy'ego. Marnie z dnia na dzień idzie coraz gorzej, widać, że siedzi w niej coś, co ją powoli niszczy. Raczej, bo w tle - jak to u Keyes - świetna parada niesamowitych osób: crossdresserów, rodziców - intelektualistów, małomiasteczkowych pubowych mędrków, celebrytów, anonimowych alkoholików, seksownych surferów i pozbawionych skrupułów dziennikarzy. Jak na chick-lit przystało, są i sceny łóżkowe, bardzo przyzwoicie napisane. Jedyne, co mnie irytuje, to powtarzające się w treści przekleństwo - "kurdemol". I okładka. Nie sugerujcie się okładką.

Do tego jeszcze Dublin i okolice - molo w Dun Laoghaire i czy plaża w Killiney. Lubię czytać o miejscach, w których byłam.

Inne tego autora:

#28

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 25, 2012

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Fotografia+ - Tagi: 2012, beletrystyka, panie - Komentarzy: 8


Ogród służy do czytania w

Pozazdrościłam wonderwoman irysów i skłusowałam w ogrodzie Babci I. wiązkę wąskich łodyżek. Trudno je fotografować, a szkoda, bo piękne są w każdej postaci - pąki z delikatną zielonkawą siateczką, przypominającą ujście rzeki, zapowiadają rozkwitnięte piękno żółtego i zielonego pasa na fiołkowych płatkach. Lubię, chyba od czasu poznania "Irysów" Van Gogha.

(W ogóle ogródek Majutowej Babci I. to dobre miejsce.)

A w następnym odcinku o książce, od której się w ogrodzie nie mogłam oderwać.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 23, 2012

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: trzcianka, polska - Skomentuj


Tom Holt - Przenośne drzwi

Dwójka nieudaczników - Paul i Sophie - ku swojemu zdziwieniu po zupełnie niekorzystnej rozmowie kwalifikacyjnej dostają pracę w firmie J. W. Wells & Co. Paul się od razu w Sophie zakochuje, mimo że Sophie nie jest dla niego miła. Firma jak firma - zszywacz, sterty papierów, ksero, bardzo atrakcyjna sekretarka oraz kategoryczny zakaz przychodzenia przed 9 i zostawania po 17:30. Po jakimś czasie sortowania dziwnych arkuszy z cyframi nowi pracownicy zaczynają się zastanawiać, czym się właściwie zajmuje firma. Do myślenia daje im inwentaryzacja skarbca, w którym znajdują się takie zakurzone klamoty jak "Mapa kopalni króla Salomona", "Niedokończona symfonia" Schuberta z dopiskiem "Das Ende" na ostatniej stronie czy "Atlas samochodowy krainy Oz" (jedna strona z żółtą kreską przez sam środek), ale dość dużym przyczynkiem do tego, żeby uznali, że coś nie gra, są gobliny, które zasiedlają budynek po 17:30. Podróże w czasie, gumowe składane drzwi oznaczone napisem ACME, przez które można przejść w dowolne miejsce, ludzie, którzy prawdopodobnie żyli również w XIX wieku i do teraz cieszą się dobrym zdrowiem, a do tego ciągi przedziwnych wydarzeń - wszystko pogłębia wzajemne ukrywanie się przed sobą przez Paula i Sophię.

Sympatyczne czytadełko na pograniczu Douglasa Adamsa i niedyskowego Pratchetta. Wprawdzie Paul poraża swoją ofermowatością i nieumiejętnością zadawania pytań, Sophie jest irytująca, a akcja zawiązałaby się znacznie szybciej, jakby ze sobą porozmawiali, ale całość jest do jednorazowego przeczytania.

#27

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 22, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, panowie, sf-f - Komentarzy: 1


No a potem to mija mi

Raz na jakiś czas mnie nachodzi, żeby zostać wzorową panią domu. Z naczyniami pod kolor, z kuchnią pachnącą ciastem i serwetkami z materiału. Kupiłam więc rabarbar, bo serwetki z materiału trzeba prasować (i odplamiać, a z tym mi słabo idzie). Ale ponieważ moją największą zaletą jest lenistwo, poszłam czytać, a zamiast ciasta w 15 minut zrobiłam mały garnuszek konfitury rabarbarowej.

(Już ostatni raz z polaroidami, na razie).

Jakimś cudem udało mi się wygrać w konkursie Esensji "Niuch" Terry'ego Pratchetta. Ponieważ swój egzemplarz już przeczytałam, chętnie oddam drugi w dobre ręce. Ponieważ dobrych rąk może być więcej niż ma Bogini Kali, książkę wylosuje kot Burszyk[1] wśród osób, które napiszą, czemu mnie czytają[2].

Losowanie w niedzielę 27.05 o 12:00. Chyba że Burszyk będzie spał, to później.

[1] Czy są jakieś zasady losowań, w których szczęśliwy los wyciąga kot?

[2] Nie trzeba chwalić. I bardzo proszę - nie wierszem. Wiersze dyskwalifikują.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 21, 2012

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 20


Nowe słowo na dziś: analematyczny

Lubię odkrywać nowe drobiazgi w mieście. Nowe chyba tylko dla mnie, bo znaleziony dziś na Malcie Ogród czasu powstał w 2003 roku. Oprócz dwóch poniżej - analematycznego i poziomego - są jeszcze trzy inne, ale nie wiedziałam, więc nie szukałam więcej. A szkoda. W roli wskazówki na jednym z zegarów - TŻ.

(W ogóle to pojechaliśmy na puszczanie latawców, tylko bez latawca).

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 19, 2012

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: malta - Komentarzy: 1


Pretty Little Things

Coraz trudniej układa mi się słowa w zdania. Kołyszę się w obojętnej mgiełce rutyny - do pracy, praca, z pracy, zakupy, dom; założyć ciepłą bluzę, bo wiatr. I przeciwsłoneczne okulary na nos, bo od mrużenia oczu robią się zmarszczki (jakbym się kiedykolwiek tym przejmowała). Zazdroszczę dziecku tej niesamowitej łatwości, z którą wyławia potrzebne frazy do dialogu ("Daj mokrą chuśtećkę! A co[1] mówimy, kiedy chcemy, żeby ktoś nam coś dał? Tida tida!"), ja ważę słowa na szalkach półkul i najczęściej w ich meandrach pozostają. Już kilkanaście lat temu Stephenson w "Diamentowym wieku" wymyślił mediaglify, które zastąpią długie słowa. Dla mnie słowa ostatnio zastępują obrazki.

Bo jak jednym słowem opisać moje pełne nadziei oczekiwanie na Dzień Dziecka, kiedy Maj rozpakuje skarbonkę w kształcie Kota Simona? Jak zbudować zdania, opisujące świeżość zapachu różowej piwonii (a wcześniej wizytę w kwiaciarni, kiedy wśród kilkunastu gatunków kwiatów muszę wybrać ten jeden)?. Zapach skóry nowej torebki, układ fałd tworzących kokardę; poczucie, że jest dla mnie za elegancka (i złośliwy komentarz TŻ-a, że jak będę wreszcie miała okazję z nią wyjść, to jej nie będę mogła znaleźć)? Smak i zapach pomarańczowego owocu physalisu, który kupiłam zamiast brzydkich truskawek? Wygodę nowych pantofelków z paseczkami i fikuśnie wycinanymi brzegami skórki i kwiatkiem na podeszwie? Przyjemność nalewania aromatycznej herbaty, kupionej specjalnie dla mnie przez TŻ-a; stary czajnik rozlewał, a poza tym pojawiły się na nim złowieszcze pęknięcia - nowy i zupełnie niedrogi kremowy z niebieskim wzorkiem jest stabilny i nalewa szerokim, pewnym strumieniem. Czy wreszcie widok Mai zaangażowanej w rysowanie małymi kredkami w 36 kolorach w kolorowym notesiku, którego brzegi mozolnie powycinałam we wzorki dziurkaczem z Tchibo? Brakuje mi przymiotników, związków frazeologicznych i lingwistycznego kleju, żeby to wszystko połączyć.

A najbardziej lubię, jak moja córka na widok moich szpilek czy sukni robi okrągłe oczka i pyta: "Mamusiu, mogę pozicić?". I wiem, że pożyczę, kiedy mała stopka urośnie, a wystający dziecięcy brzuszek zamieni się w płaski brzuch podlotka, który będzie może jeszcze chciał wyglądać jak mama. Może. Bo może już nie.



[1] Dla ułatwienia dodam, że chodziło o "proszę".

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 17, 2012

Link permanentny - Kategorie: Przydasie, Maja, Fotografia+ - Komentarzy: 6


Cowboys and Aliens

Bardzo lubię złe filmy. Takie, w których niewiarę zawieszam na bardzo mocnym kołku, a każde pojawienie się absurdu witam śmiechem (wersja dla twardych: #4morons drinking game - za każdym razem, kiedy...). Nie lubię natomiast filmów nudnych i nielogicznych, a niestety C&A takie jest. Niby wszystko w porządku, bo zestawienie dojrzałego Dzikiego Zachodu wyekwipowanego w marne pistoleciki, konie czy kapelusze ładnie kontrastuje z klasycznymi, tryskającymi kwasem i nienawiścią jaszczuropodobnymi Obcymi, latającymi na zwrotnych dwuskrzydłowcach.

Twardy Daniel Craig z amnezją, ale zaopatrzony w tajemnicze gizmo na ręku (nie da się zdjąć, a amnezja powoduje, że nie wie, co się z tym robi) wkracza do miasteczka, w którym rządzi Harrison Ford z pyskatym synem. Miasteczko nie chce obcego, robi się mała awantura, w barze, snuje się urocza acz tajemnicza Olivia Wilde, po czym na miasteczko napadają statki kosmiczne i porywają co atrakcyjniejsze egzemplarze. Mimo niesnasek wszyscy jadą odbić swoich, docierają do statku-matki Obcych; tu trochę ich zatyka, bo wehikuł jest spory, ale Craig w międzyczasie odkrył, że jego bransoleta może skutecznie obcych demolować.

Co jest słabe: Obcy zdecydowanie nie wyglądają, jakby mieli możliwość rozwinąć cywilizację techniczną, Olivia Wilde wygląda cały czas na bardzo przerażony szkielet obciągnięty atrakcyjną skórą (a wątku z feniksem już zupełnie nie rozumiem) i naprawdę nie jestem w stanie uwierzyć, że kilku niedomytych panów w skórzanych spodniach jest w stanie rozwalić kogoś, kto używa laserowych noży i prowadzi zaawansowane eksperymenty na ludziach.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 16, 2012

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 3