Więcej o
panie
Narracja początkowo rozdziela się na trzy wątki, gdzie trzech różnych, anonimowych dla czytelnika mężczyzn coraz silniej nienawidzi kogoś - osoby wymagającej zwrotu grubej pożyczki (pieniądze), osoby, z którą właśnie zdradziła ukochana żona (miłość), osoby, która blokuje szanse na awans (ambicja zawodowa). Kiedy w instytucie zostają znalezione zwłoki kierownika Trzaskowskiego[1], a z sejfu zniknęła kaseta zawierająca fiolki bardzo szkodliwej substancji chemicznej, milicja - w obawie przed atakiem terrorystycznym - angażuje dziesiątki funkcjonariuszy, specjalistów, WSW, Prokuraturę Wojskową, Sanepid i Inspektorat Ochrony Przemysłu, wszystko to, żeby odnaleźć chemikalia, zaś do znalezienie zabójcy wyznacza ulubieńca wszystkich, porucznika Szczęsnego[2], który kolejno eksploruje poszczególne motywy. Ponieważ skradziony preparat ma lekki zapach wanilii, milicja rekwiruje całe dostępne zasoby tej przyprawy, nie zważając na protesty w handlu uspołecznionym[3], a przy okazji odkrywając pewne, ekhm, nadużycia[4]. Obstawia miejskie filtry na wypadek gdyby ktoś planował wpuścić szkodliwy preparat do wody (przy okazji edukując czytelnika, jak filtry działają), a nawet ogłasza nagrodę finansową dla “uczciwego znalazcy”! Morderca zostaje znaleziony po części przez to, że planuje zabójstwo świadka oraz dzięki temu, że Szczęsny przeczytał książkę znalezioną w mieszkaniu podejrzanego.
Jak to u Kłodzińskiej, jest dużo urokliwych dialogów[5], wygrywane są też ładnie animozje między milicją a prokuraturą - a to prokurator przysypia na ramieniu świadka, jadąc w nocy na miejsce zbrodni, a to Szczęsny z nietajoną radością przerywa prokuratorowi oglądanie filmu w kinie (“Zaręba przeżył krótką chwilę irytującego wahania pomiędzy chęcią powrotu na widownię a głosem obowiązku. Ponieważ głos był niezbyt wyraźny - o rezultacie rewizji i tak milicja poinformuje - prokurator wrócił na salę”), a to prokurator z radością poprawia interpunkcję nakazu. I wtem - gdy autorka opisuje środowisko drobnych przestępców, do którego trafia jeden z podejrzanych - pojawia się wątek zbiorowego gwałtu na nastolatce, zakończonego jej śmiercią, niewspółmiernie brutalny i zupełnie nie pasujący do dość lekkiego tonu, nadawanego wcześniej. Zapewne miało to pokazać, że od drobnych kradzieży, wandalizmu, pijaństwa i podrabiania dokumentów droga do bestialstwa i morderstwa jest krótka, ale nawet jak na propagandówkę jest to obrzydliwe zagranie, czujcie się ostrzeżone.
Społecznie:
* Kobiety służą do zaspokajania potrzeb mężczyzn, w tym statusowych i fizjologicznych: “Wziąłem ją zaraz po wejściu do pokoju; było w tym jednak sporo gniewu i chęci odegrania się. Przede wszystkim na nim. Jak ona na niego patrzała!”. Gniew można też wyładować przez “skucie mordy” potencjalnie niewiernej partnerce.
* Powidoki wojny: [siostra Tajbera] Zginęła w warszawskim getcie. Z rodzicami.. Zupełnie normalne też jest, że “zwyczajni” obywatele mają na sumieniu zabicie kogoś, ale to się "wtedy" inaczej rozliczało.
* Się je: zimny barszcz z ogórkiem, zagryzany chlebem, jajecznicę ze słoniną, schabowe z kapustą, cielęcą potrawkę z sałatą (we wtorki i w czwartki w domu profesora Chwaliboga)
świeżo usmażone kotlety z młodymi ziemniakami i koperkiem.
* Się wychodzi z pracy: bo do sklepu na Pięknej przywieźli transport letniego obuwia, a
woźna miała w tym sklepie dobre kontakty. Wydawnictwo mogło poczekać.
* Się pije: kawę w filiżance z cepeliowskiej porcelany, jak się jest gościem albo sekretarka kogoś lubi, wódkę pod kiełbasę, chleb i kiszone ogórki, wino “Goliat”, koniak (w nocy, kiedy żona śpi, po wódce ma kaca i w pracy mogą zauważyć), peppermint (Barbara się uparła), napój firmowy (cokolwiek to by było).
* Na ból głowy: proszek z krzyżykiem.
* Się dostaje: kilo baleronu, prezent od kooperanta spółdzielni dla życzliwego zaopatrzeniowca.
* Się pali: extra-mocne (w ogóle sposób zapisu marek papierosów to temat na analizę, cudzysłowy, bez, wielką literą, małą, z “x” i myślnikiem albo bez).
[1] Przypadek? Nie sądzę, zwłaszcza że pojawia się też pułkownik Komorowski (“niemłody już, doświadczony prawnik, świetny organizator, dawny dowódca z grupy „Śmiałego” w Batalionach Chłopskich”). Czekałam na Dudę i Wałęsę, ale się nie doczekałam, jednak.
[2] Szczęsny był wprawdzie indywidualistą, miewał „partyzanckie wyskoki” i lubił uprawiać
śledztwo na własną rękę, niczym hazard. Dlatego też, gdzieś tam na górze, wciąż sprzeciwiano się jego awansowi.
[3]
- Spalić - usłyszał ku własnemu zdziwieniu.
- Tyle wanilii?! - wrzasnął szef cukierników na widok pudeł i torebek, bezlitośnie wrzucanych do rozpalonego pieca. - Boga w sercu nie macie! Państwowe pieniądze się palą! - uniósł ręce w górę, a twarz poczerwieniała mu z oburzenia.
- Ostatecznie, wanilia nie jest towarem pierwszej potrzeby. Narzekają tylko wytwórnie lodów. Ale jest przecież lato, mogą brać do produkcji owoce.
- Co z prasą? - Weiss uśmiechnął się ironicznie, choć wcale tego nie chciał. - Ja się dotąd jakoś opędzam.
- Mnie po prostu nie ma - wyznał szczerze pułkownik Komorowski. - Zresztą, mam doskonałą sekretarkę.
- Poproszę cukier waniliowy. I herbatę za dziewięć.
Ekspedientka podała paczkę „gruzińskiej”.
- Cukru nie ma - odparła, śliniąc skaleczony palec.
- Dlaczego nie ma? Zostaw pani ten palec, bo mnie mdli.
- Skąd ja mogę wiedzieć. Już pani moje palce przeszkadzają? Dziewięć złotych... Nie mam złotówki, dać zapałki czy kostki bulionowe?
- Nigdy nie macie reszty. Niech będą kostki. A wanilia jest?
- Nie ma. Może być olejek rumowy, arakowy, migdałowy. Dać?
Klientka skrzywiła się, pomyślała chwilę, wzięła po pięć olejków z każdego.
- Ma zabraknąć... - mruknęła - jak tej wanilii.
[4]
Gdzieś tam gorączkowo upychano po kątach walające się skrzynki, szef cukierników błyskawicznie zmienił fartuch, kopnął worek po cukrze i zasłonił nim pudło z tortem węgierskim. Tort był wykonany “z odpadów”, tak przynajmniej wytłumaczył rano kierownikowi, który wolał nie dochodzić bliżej, skąd się w ciastkarni wzięły odpady.
- Słucham? Czym mogę panom służyć? - zapytał kierownik, usiłując przypomnieć sobie jak najszybciej, czy ci dwaj już tu kiedyś byli, a jeżeli byli, to na co wówczas mieli ochotę. Zamiast tego jednak, przypomniał sobie, że w magazynie brakuje różnych rzeczy, i spochmurniał.
[5]
- Ech, ty gospodarzu na kupce piasku i końskim ogonie! Chyba cię matka w kapuście znalazła, bo masz głąb zamiast głowy.
- A tobie diabli łeb sadzami wysmarowali, ty śląski pierogu ze słoniną!
- Sto razy ci mówiłem, że Dąbrowa jest w Zagłębiu, jakieś ty uniwersytet skończył bez szkoły podstawowej?!
Były to nieomylne oznaki dobrego humoru. Lubili się, odkąd los ich zetknął ze sobą na studiach, a potem w Instytucie, jeden bez drugiego nie mógł się już obejść, ale przygadywali sobie czasem tak, że kto ich nie znał, słuchał przerażony, pewien że lada chwila skoczą sobie do gardła.
- Sugeruję, nie narzucam. - Szef był bardzo taktowny, szanował cudze autorytety.
- Może tak zrobię - Komorowski szanował własny autorytet.
- Coś ciekawego? - spytał Szczęsny siadając na jego miejscu.
- Gówno - westchnął mały porucznik, przeciągając się, aż chrupnęło mu w stawach. - Co mam robić?
Potem Daniłowicz westchnął ze źle udanym podziwem:
- Ach, ty czorcie!... - W jego głosie było tyle ciepła, że Szczęsny poczerwieniał jak sztubak.
Inne tej autorki, inne z tej serii
#5
Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 19, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2022, kryminal, panie, z-jamnikiem
- Skomentuj
Zamordowano Mimi Bellamy. O zbrodnię oskarżony jest jej mąż, pan Bellamy - stąd zapewne błędny tytuł, powinna być albo “Sprawa Bellamy” albo “Sprawa Bellamy’ego i Ives” - bo współoskarżoną jest pani Ives, żona dawnego kochanka Mimi, z którym prawdopodobnie znowu ją coś łączyło. Narrator pokazuje dwa wątki - jeden to przebieg procesu, z wzywaniem kolejnych świadków, przesłuchaniami, apelowaniem do ławy przysięgłych, przemówieniami obrońcy i oskarżyciela, drugi zaś to didaskalia podawane przez Wszystkowiedzącego Dziennikarza z Doświadczeniem jego przypadkowej towarzyszce, Rudowłosej Początkującej (czy czuję tu bagienny odorek mansplainingu? być może[1]). Mnóstwo świadków, mozolne odtwarzanie wydarzeń z dnia morderstwa, plotki, pomówienia, kłamstwa, przemilczanie, wreszcie werdykt. I już po werdykcie sędzia dostaje list, w którym morderca wyznaje wszystko i pozostawia sumieniu sędziego, co z tym zrobi.
Społecznie: kobiecy protest jest zawsze “mniej lub bardziej” prawdziwy. Ale nigdy na serio.
[1] Więc jak relacja z procesu była bardzo wciągająca, a rozwiązanie niespodziewane, tak scenki z publiczności, gdzie Rudowłosa Początkująca relacjonowała proces, opierając się na męskim ramieniu przypadkiem spotkanego Wszystkowiedzącego Dziennikarza z Doświadczeniem, doprowadzały mnie do mdłości. Ciągła infantylizacja (“jest pani małym, biednym, nie orientującym się w niczym stworzonkiem, które pisze i które nie miało nic lepszego do roboty, jak pojawić się na procesie o morderstwo”, “taka drobinka jak pani, która ma takie wspaniałe rude włosy i te urocze dołeczki na buzi, musi niemal dosłownie wspinać się na tę poręcz, żeby w swoim zapale dowiedzieć się, o co tu chodzi”, “czy pani nie ma ani odrobiny rozsądku, mały osiołku?”, “A z pani jest miły, mały głuptasek - powiedział reporter z przebaczającym uśmiechem”) prowadzi początkowo do dość nieśmiałych protestów Rudowłosej, ale ostatecznie ta wtula się w płaszcz Dziennikarza, bo w trakcie procesu się w nim zakochała (“rudowłosa dziewczyna poczuła nagle, że płacze, rozpaczliwie, nie wstydząc się swych łez. Płacze wtulona w coś, co pachniało tweedem, tytoniem i rajem”). Meh. Naprawdę jestem w stanie wybaczyć autorce przypisywanie cech charakteru na podstawie wyglądu (“piękne usta, których kształt zdradzał stanowczość, szlachetność i wrażliwość”, “przymilne małe usta”), ubioru ([buty] “zbytkowne i wystarczająco niepraktyczne, żeby je mogła nosić nawet najgłupsza z kobiet”) czy tuszy (“w okrągłych jasnoniebieskich oczach z zaczerwienionymi powiekami, które patrzyły smutno i beznadziejnie, było coś szczerego, wzruszającego i rozrzewniającego”), ale można było niewnoszący nic poza ekspozycją wątek pary z widowni pominąć.
Tłumaczenie miewa kwiatki, poza wspomnianym tytułem. X “ma aferę” z Mimi, zaś “odkąd [Y] dowiedziała się z ust Elliota Farwella, ze Mimi Bellamy ma romans z X, każdy jej postępek jest rewelacją”.
Inne z tego cyklu.
#4
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 17, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2022, klub-srebrnego-klucza, kryminal, panie
- Skomentuj
Zachwycona książką o pruskim ogrodzie angielskiej hrabiny, sięgnęłam po biografię. Niestety, poza materiałem uzyskanym ze źródeł (o czym poniżej), dość skąpa biografia rozepchana jest sporą ilością ckliwego dialogu autorki biografii z opisywaną bohaterką, który ma zerową wartość poznawczą (o patrzeniu w ogród, żeby odkryć swoją kobiecość, robieniu zielonego koktailu dla ukojenia cywilizacyjnego rozedrgania itd.). Wielokrotnie przewracałam oczami, kiedy autorka z wszystkowiedzącej przyszłości wzdycha nad błędnymi decyzjami Elizabeth i jej smutnym losem po opuszczeniu rzędzińskiej arkadii. Oczyma duszy widzi… czujecie klimat. “Prowadzę korespondencję z Twoimi słowami, Elizabeth” - stwierdza w połowie książki autorka. W efekcie “Ogród” składa się z obfitych cytatów z książek hrabiny von Arnim, poszatkowanych łopatologicznymi tłumaczeniami, wizjami, narzekaniem na “te współczesne komputery i wszechobecne ekrany” oraz oferowaniem, że 100 lat temu mogłaby być jej przyjaciółką od serca (tu poszłam sprawdzić, czy p. Piera nie jest egzaltowaną nastolatką). Zmarnowałam sporo czasu na tę niespecjalnie bogatą “biografię” i przedzieranie się przez niespecjalnie ciekawy i bardzo egotyczny monolog wewnętrzny autorki, zdecydowanie lepiej przeczytać cokolwiek, co napisała Elizabeth.
Po części rozumiem skąpość materiału - po śmierci Mary Annette Beauchamp von Arnim, piszącej pod pseudonimem (imieniem matki) Elizabeth, jej córka spaliła większość zapisków i notatek matki. Pozostały jej książki i nieliczne materiały niezależne. Niestety autorka biografii skupia się głównie na pierwszym etapie życia hrabiny - narzeczeństwie, życiu z hrabim von A. najpierw w Berlinie, potem w Nassenheide, prześlizguje się przez wdowieństwo i kolejny związek, kwitując czasem całe dekady jednym zdaniem. Dodatkowo tłumaczenie kuleje, trafiają się kwiatki, pun intended, typu “Moje okna są radosne hiacyntami i liliami z doliny”, a edycyjnie zdarza się, że podpisy pod zdjęciami są pomylone.
Elizabeth wykraczała poza swoją epokę, nienawidząc kobiecych powinności (skupienia na domu, zarządzaniu służbą, bywaniu, strojach, ozdabianiu, pracach ręcznych i wreszcie wyczerpującym rodzeniu dziecka za dzieckiem, aż będzie dziedzic), jej “pisanina” i zamiłowanie do ogrodnictwa traktowane jest jako rzadka fanaberia. Ceniła samotność, nawet uciekała od rodziny. Nie uważała się za sufrażystkę, były dla niej zbyt agresywne, wierzyła w “rewolucję poprzez charme, styl i talent”. Ale wszystko można wyczytać z jej książek, nie z tej ubożuchnej biografii.
#3
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek stycznia 13, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2022, biografia, panie
- Skomentuj
Skomplikowana, asynchroniczna historia życia przyrodniego rodzeństwa z kanadyjskiej wysepki - Paula i Vincent. Po posklejanym z kawałków dzieciństwie, drogi obojga się rozchodzą, czasem wpadają na siebie w nurcie życia. Paul jest aspirującym muzykiem i narkomanem, Vincent pracuje dorywczo. Paul - po kolejnym odwyku - sprząta w luksusowym hotelu na rodzinnej wyspie, gdzie Vincent jest barmanką. Paul kradnie filmy, które Vincent nagrała i dodaje do nich muzykę, na czym opiera swoją karierę; widzi przypadkiem Vincent na widowni, ale ta znika. Po incydencie w hotelu na wyspie, gdzie ktoś kwasowym pisakiem wytrawił na szkle dziwny napis, Paul rzuca pracę, a Vincent zostaje konkubiną bogatego biznesmena Alkaitisa. Opowieść przeskakuje między czasami prosperity a byciem w dołku po tym, kiedy firma biznesmena okazała się być piramidą finansową: on ląduje w więzieniu z wyrokiem 170 lat, ona znika, by pojawić się jako kucharka na transatlantyckim statku. Głos narracji przechodzi przez znajomych Alkaitisa, namówionych przez niego na inwestycję i znających Vincent, czy pracowników jego firmy. Podobnie jak w poprzedniej powieści, przechodząca od człowieka do człowieka narracja przypomina skrzydełka motyla chaosu, których drobny ruch uruchamia pewne mechanizmy. Finał jest klamrą zamykającą losy wszystkich, aczkolwiek dla mnie był nieco rozczarowujący, po rozmachu całej historii. Mimo nieco dziwnego finału, nie mogłam się oderwać od lektury, mimo że mam mocno ograniczoną uwagę (covid brain, nie polecam).
Inne tej autorki.
#2
Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 12, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2022, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 2
Zamożny, acz skąpy kapitan Trevelyan, ku zdumieniu mieszkańców zapyziałej wioski Sittaford, decyduje się wynająć swoją sporą posiadłość paniom Willet - matce i córce, a sam za ułamek ceny wynajmu przeprowadza się na zimę do Exhampton. Panie Willet są bardzo towarzysko nastawione i chętnie zapraszają mieszkających obok posiadłości lokatorów kapitana. Pewnego zimowego dnia przy stoliku spotykają się gospodynie, młody pan Garfield, asystujący swojej niepełnosprawnej, acz bogatej ciotce, pan Rycroft, specjalista od kryminalistyki i ornitologii, tajemniczy pan Duke i major Burnaby, przyjaciel kapitana Trevelyana. Zamiast zwyczajowego brydża ktoś wpada na pomysł wywołania ducha, co okazuje się brzemienne w skutki - duch przepowiada o 5:25, że kapitan Trevelyan padnie trupem. Zdenerwowany Burnaby rusza piechotą do Exhampton, mimo że to 6 mil i ma się rozpętać śnieżyca. Kiedy dociera na miejsce koło ósmej, znajduje ślady włamania i ogłasza alarm. Kapitan Trevelyan zostaje rzeczywiście znaleziony martwy. Do śledztwa, w którym aresztowany zostaje siostrzeniec Trevelyana, włącza się Emilia Trefusis, narzeczona oskarżonego młodzieńca i Charles Enderby, rzutki dziennikarz. Podejrzani są wszyscy poza uczestnikami wieczorku ezoterycznego, głównie spadkobiercy kapitana - jego siostra oraz trójka dzieci drugiej, zmarłej już siostry. Sprawę komplikuje ucieczka niebezpiecznego więźnia[1] z leżącego opodal więzienia oraz to, że w zasadzie każdy z podejrzanych oraz tych z alibi kłamie lub coś ukrywa.
Autorka posłużyła się tutaj znaną z innego tomu sztuczką - zbeqrepą wrfg znwbe, xgóertb bpmnzv pmlgryavx bofrejhwr cbpmągxbjr jlqnemravn. Avol j pmnfvr zbeqrefgjn wrfg j cbfvnqłbśpv, n cbgrz zbmbyavr j śavrth vqmvr qb qbzh xncvgnan, nyr mnzvnfg grtb fcelgavr mwrżqżn an anegnpu j xvyxnanśpvr zvahg, zbeqhwr, nenażhwr fpraę jłnznavn v cenjvr qjvr tbqmval cóźavrw cbjvnqnavn cbyvpwę. Grtb bpmljvśpvr j aneenpwv avr zn.
Kobiety: powinny mieć krągłości, bo z chudych nie ma pożytku; bez mężczyzny są bezradne, bo nikt z nimi nie rozmawia poważnie.
Się kolekcjonuje: trofea typu kły hipopotamów, wypchaną i oprawioną nogę słonia czy tygrysią skórę.
Się je: chleb z masłem, dewońską śmietanką i jajkami na twardo, zapijając mocną herbatą.
Się wie: że małżeństwo między kuzynami może mieć bardzo złe skutki. Dzieci głuchonieme albo niedorozwinięte.
Się strzela: do wyimaginowanych albo prawdziwych kotów (brr).
[1] Który to więzień był całkiem normalny, dopóki “piętnaście lat temu koń mocno kopnął go w głowę i od tego czasu stał się taki dziwny”.
Inne tej autorki, inne z tej serii.
#144
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 2, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, kryminal, panie, z-jamnikiem
- Skomentuj
"Wyroby" to przegląd rzeczy i historii rzeczy, które powstały z niczego, na wzór, z resztek i siłą ludzkiej pomysłowości i uporu, częścią wspólną ich jest czasem niezamierzona unikalność. Nie można ich było kupić w sklepie, a przynajmniej nie w ramach handlu uspołecznionego.
To opowieść o przejściu z kiczu do obiektu kultowego, ze śmiecia do elementu kolekcji, o zapełnieniu luki na rynku w czasach niedoboru i dziwnym hobby w czasach nadmiaru. Nasze babcie dziergały na drutach brzydkie swetry, teraz takie swetry stały się elementem świątecznej zabawy, napędzanej przez przemysł fast fashion. Dziadkowie na działkach odzyskują rzeczy zużyte i niepotrzebne, gromadząc je w ramach estetyki zza płotu; ujęła mnie szczególnie idea niepolskiej, ale bardzo słowiańskiej w odbiorze waniennej Madonny. I w PRL-u, i współcześnie, króluje adhocism - jeśli można zrobić coś głupiego, co działa, to nie do końca jest takie głupie. Ciekawe, melancholijne, wspominkowe, ale wymęczyłam tę książkę, czytając po kilka stron w ciągu kilku miesięcy; to nie jest wina książki, raczej mojej niechęci do non-fiction, którego lektura idzie mi jak krew z nosa, a jednak ciągle niektóre tytuły kupuję. Konsekwencja.
Nie da się uciec od wątku biedy: wyroby często tworzyli ludzie, którzy, gdyby mieli wybór i możliwości, woleliby inne, lepsze przedmioty.
Do tamtej pory byłam wierną i zadowoloną użytkowniczką sympatycznych zabawek edukacyjnych produkcji krajowej i radzieckiej, niestety w porównaniu z błyszczącym, miękkim winylem amerykańskim dotychczasowi ulubieńcy nieco jednak przybledli. Importowany Goofy, pomalowany starannie i równo, pozbawiony zeza i obszarpanych krawędzi charakterystycznych dla produkcji rodzimej, był pierwszą tak dobitną lekcją o tym, że istnieje jakiś świat pierwszy i drugi, i o niesprawiedliwości mierzonej tym, komu w udziale przypadają ładniejsze zabawki.
Dlatego wizyta w centrum chińskim przynosi momenty drobnych zachwytów, ale i grozy: niektóre przedmioty tam zebrane wyglądają tak, jakby zaprojektowała je sztuczna inteligencja, tak silny jest w nich element przypadkowości i nadmiaru: przedmioty, które powstały nie wiadomo, w jakim celu, i tak samo nie wiadomo, co z nimi zrobić, gdy się nie sprzedadzą.
„Załatwianie” było pewnym rodzajem zaradności, umiejętnością społeczną, będącą sposobem dostosowania się do realiów gospodarki wiecznego niedoboru produktów, usług, strategią przystosowania w sytuacji długookresowej reglamentacji towarów. (...) Ambiwalentne historie związane z niektórymi ogrodzeniami sprawiają, że nie każdy chętnie opowiada o tym, skąd co się wzięło. To, co wczoraj było zaradnością, dziś nazywa się częściej cwaniactwem; to, co kiedyś było zagospodarowane, niejeden nazwałby kradzionym.
Inne tej autorki.
#143 (ale jeszcze mam dwie inne przeczytane, nie dobiłam do #150, chociaż było blisko)
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 31, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, panie, reportaz
- Skomentuj