Więcej o
kryminal
Jednak lubię najbardziej te Mankelle, gdzie dużo Szwecji, a podczas śledztwa wychodzi dużo spraw ogólnospołeczno-bytowo-rodzinnych. Tutaj, jak w poprzedniej części, Wallander znowu jest samotnym wilkiem i bez wsparcia aparatu policji prowadzi undercover śledztwo. No nie nadaje się człowiek do tego, chociaż - jak zawsze u Mankella - nadludzkim wysiłkiem udaje mu się uratować najbliższych, a i przyczynić się do ujęcia przestępcy.
Najpierw znika właścicielka agencji nieruchomości, przykładna żona i matka. Potem w miejscu jej znalezienia policja odkrywa odcięty czarny palec. Po palcu do kłębka, okazuje się, że w RPA burowskie bojówki szykują zamach na Nelsona Mandellę, a dla niepoznaki szkolenie ma się odbywać w dalekiej i nietypowej Szwecji, wybranej głównie dlatego, że łatwo tam o pomocnych pracowników KGB.
Inne tego autora tutaj.
#9
Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 5, 2008
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2008, panowie, kryminal
- Skomentuj
Myślałam, że gorzej już nie będzie, ale każda kolejna powieść Marininy wzbija się na wyżyny czysto ruskiego absurdu. Autorka nienawidzi kobiet, co jest dość zabawne, bo główna bohaterka to kobieta. Ale to kobieta, która doskonale sobie zdaje sprawę z własnej miałkości i bylejakości - uważa, że nie jest ładna (pomijając te chwile, kiedy się umaluje, bo wtedy wygląda Zupełnie Inaczej i męski trup się ściele), niezbyt mądra, w ogóle nie przedsiębiorcza, a do tego *gasp* nie umie gotować. Ogólnie panny i panie w książce są wyjątkowo głupie, a jak niegłupie, to muszą być wyrachowanymi zimnymi sukami. Mężczyźni za to są mądrzy, zabawni, świetni biznesmeni (nawet noworuscy czy gangsterzy, bo z gangsterami trzeba dobrze żyć), a nawet jak czasem trzepną po twarzy czy zdradzają, to na pewno mają powód.
Czemu czytam, pytają złośliwi czytelnicy. Mniej więcej z tego samego powodu, z jakiego się chodzi do zoo. Egzotyczne zwierzęta, a przy okazji niezła narracja (pomijając wtręty "wszechwiedzącego narratora", którego nie lubię jak łysej kobyły - wkurzają mnie informacje typu "Nastia nie wiedziała, że jutro... ale nie wybiegajmy, bo dla Nastii dopiero jest dzisiaj"; dla mnie jest środa i co z tego). Sporo kwiatków obyczajowych z gatunku "jogurt, kawior, ananas czy szynka parmeńska... Jadłem z tego tylko jogurt" (zwierza się starszy milicjant), przegląd po elegancji moskwianek i prześliczna scenka użycia prehistorycznego (bo akcja dzieje się na początku lat 90.) komputera przez Kamieńską, który to komputer wybierze nazwiska z jednego pliku, które nie pojawiają się w drugim pliku, ale już nie pobierze dat urodzin pasujących do nazwisk i nie posortuje danych (za to na potencjalny wirus zrzucana jest odpowiedzialność za zduplikowanie rekordów w wyniku). Do tego albo jestem jakoś ekstra błyskotliwa, albo intryga jest poprowadzona strasznie niemrawo, bo w połowie książki, przed błyskotliwą analityczką Kamieńską, wiem, kto zabił.
Komisarz Kamieńska bierze ślub. Jak mówią książkowi złośliwi - tylko dlatego, że mąż będzie za nią sprzątał, gotował i robił zakupy. W przeddzień ślubu dostaje anonim, a w dniu ślubu dochodzi do strzelaniny, w której ginie niedoszła panna młoda, biorąca ślub przez Kamieńską. Okazuje się, że anonimy dostaje od dłuższego czasu większość młodych i mniej młodych panien, ale każda ma coś na sumieniu i skwapliwie anonim chowa, żeby przyszły (lub niedoszły) mąż się nie dowiedział. Główna oś śledztwa trafia na sprawę małżeństwa bogatej, acz głupawej córki noworuskich z bardzo ubogim, acz inteligentnym i do tego seksownym ruchaczem-filozofem, odwołanego z powodu morderstwa w urzędzie.
Inne tej autorki tutaj.
#7
Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 27, 2008
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2008, kryminal, panie
- Komentarzy: 2
Zdecydowanie bardziej lubię, jak akcja kryminału dzieje się w Szwecji niż jak komisarz Wallander nadludzkim wysiłkiem ratuje w tym przypadku jedną z republik nadbałtyckich. Do brzegów Szwecji dopływa ponton ze zwłokami dwóch mężczyzn, cały ładunek okazuje się być mocno zagraniczny, a w ślad za zwłokami przylatuje z Łotwy major Liepa, który w Szwecji usiłuje wyśledzić, skąd ciała łotewskich gangsterów tu dotarły. Łotysz pali jak smok, słabo (tak jak i Wallander) mówi po angielsku, ale dogadują się nieźle, na tyle nieźle, że kiedy Wallander dowiaduje się, że po powrocie na Łotwę major Liepa zginął, jedzie ratować świat. Podczas ratowania świata poznaje wdowę po majorze, Bajbę (albo Baibę, bo różne książki tłumaczyli tłumacze i się ewidentnie nie dogadali), co będzie miało niejaki efekt na następne części.
Wadą części dziejących się poza Szwecją jest zbyt duża dawna nierealizmu. Jakoś trudno mi uwierzyć, że Mankell spędził na Łotwie trochę więcej niż kilka dni na początku lat 90. i że na czymś więcej niż na tej podstawie powstał brzydki, zimny i mocno jeszcze socjalistyczny obraz Łotwy po pieriestrojce. Byłe służby specjalne rządzą krajem, nie ma prawa ponad KGB, puste sklepy i restauracje, zindoktrynowane społeczeństwo z bardzo backgroundową opozycją, kobiety zawinięte w chusty i kożuchy i inne takie. Nie, zdecydowanie lepsza jest Szwecja, gdzie Volvo jest samochodem ekonomicznym.
Inne tego autora tutaj.
#2
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek stycznia 17, 2008
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2008, panowie, kryminal
- Komentarzy: 1
Podchodziłam z dużymi oczekiwaniami, bo sporo ludzi chwaliło. Niestety, rozczar. Żeby napisać dobry kryminał, nie wystarczy przewertowanie internetu pod kątem:
- nietypowo Odjechanej Grupy Pasjonatów (OGP), która Zachwyci głównego policjanta i Pomoże w Śledztwie (tutaj - tramspotterzy i pasjonaci komunikacji miejskiej),
- serwisów społecznościowych, w których jedna z ofiar mogła mieć konto, a którego analiza Pomoże w Śledztwie,
- mapy Warszawy i ciekawostek o różnych miejscach, brzmiących ostentacyjnie przewodnikowo i edukacyjnie ("pomyślałem, czy ktoś jeszcze oprócz mnie pamięta, że tędy jechał kiedyś tramwaj linii X, a domy były ponumerowane odwrotnie" czy coś równie nachalnego; zanotujcie w notesikach),
- przemyśleń głównego policjanta, które brzmią jak zaczerpnięte z kilku przypadkowo spotkanych blogasków (polityka, remonty dróg, telewizja, wiadomości z kraju i ze świata),
- historii rozgrywek piłki nożnej, która stanowi sens życia głównego policjanta (acz pod koniec dociera do niego, po części za sprawą OGP, że mogą być ludzie, którzy piłkę kopaną mają zupełnie gdzieś),
Do napisania dobrego kryminału trzeba zrobić klimat. Tutaj z recytacji ciekawostek o Warszawie i dość nudnych przemyśleń głównego policjanta nie wyszło nic specjalnie ciekawego. Sama akcja też dość kuleje - najpierw czytelnik jest usilnie przekonywany, że za morderstwami stoi geniusz zbrodni, który na planie Warszawy zaznacza kolejnymi trupami jakieś tajemne znaki, policja wypruwa sobie flaki, szukając w bazach danych Castoramy ("select numer_karty_kredytowej from klienci where zakup = 'Mosiężna cyferka na drzwi'") i Empiku ("select numer_karty_kredytowej from klienci where zakup = 'kaseta zespołu 123'"), a na końcu się okazuje, że jedną z przypadkowych ofiar była panna, z którą się próbował umówić kołorker mordercy, człowieka ze skrzywioną psychiką.
#60
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 8, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2008, kryminal, panowie
- Komentarzy: 4
Francja komisarza Maigreta jest brzydka. Zimno, pada deszcz, mordują jedną z ładniejszych striptizerek, która okazuje się być platoniczną ukochaną jednego z młodszych funkcjonariuszy. Maigret uprawia z żoną small talk o pogodzie, chodzi od knajpy do knajpy, wypijając po kielonku na rozgrzewkę (we francuskiej policji nie ma chyba zasady, że na służbie się nie popija). Czasem wraca pijany o 5 nad ranem, bo przesłuchując podejrzanych nie bardzo zwracał uwagę, co popija. W kabarecie (elegantsza nazwa knajpy, gdzie się patrzy na rozebrane girlsy, a potem stawia im się trunki) nawet się zadomawia, wchodzi w życie właścicieli - Freda, który lubi sobie w wolnej chwili bzyknąć pracownice na pięterku i Rozy, która jest od Freda starsza 20 lat i patrzy na "hobby" męża ze zrozumieniem. Kryminał jakiś taki bez sensu - dużo ludzi snuje się po nocnych późnojesiennych uliczkach Paryża, przesłuchują narkomanów i homoseksualistów, a na końcu się okazuje, że dwa morderstwa i potencjalne trzecie było popełnione od tak sobie, ale tak naprawdę nie wiadomo, bo morderca zostaje zabity podczas ujęcia. Nudnawe.
Inne tego autora, inne z tej serii:
#59
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 2, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
kryminal, panowie, z-jamnikiem, 2008
- Skomentuj
Gratka dla miłośników kryminałów z Poznania. Koniec z wszechobecnym Pałacem Mostowskich, Bazarem Różyckim i Targówkiem. Jest Wilda, Jeżyce, terasy nad Wartą i knajpy dookoła Starego Rynku. Rzecz się dzieje w 1985 roku, więc dodatkowa przyjemność dla fanów kryminału milicyjnego, bo milicja i ZOMO w pełnym rozkwicie. Jako że pisane z perspektywy 20 lat, ujęcie jest ciepłe i pozbawione właściwej kryminałom z epoki dozy absurdu, za to wypełnione doskonałymi dialogami (na miarę "Dnia kobiet" Janeta) i niezłą akcją. Nad Wartą znaleziono ciało bez głowy i głowę. Szybka analiza wykazała, że głowa i ciało - mimo że damskie - do siebie nie pasują. Komplementarne elementy znajdują się po jakimś czasie i milicjanci mają niezły problem do rozwiązania, bo kto w socjalistycznym kraju nad Wisłą może dokonywać tak makabrycznych zbrodni i dlaczego. A przy okazji zwiedzają trochę poznańskich knajp i melin, prowadzą dyskusje o ciężkim życiu w socjalizmie (nie ma piwa, w centrum czasem rzucają coś do mięsnego, a kasety z przebojami można mieć tylko pirackie z Rynku Łazarskiego).
W następnym odcinku o milicyjnym kryminale - czemu major G. bardzo chciał mieć ortalion.
Byłam dziś na spotkaniu z panem Ryszardem (dzięki J.) - przemiły człowiek, tym bardziej że zapowiedział 2. tom na za dwa tygodnie. Lubię rozmawiać z ludźmi, którzy mają coś ciekawego do powiedzenia i to mówią.
Przy okazji - czemu nie lubię Bukarestu w Starym Browarze. Mają potwornie drogie książki (w porównaniu z Merlinem czy Amazonem), na półkach układ znany tylko właścicielom i opakowują to wszystko tzw. klimatem. Dziękuję, postoję, sobie wyklikam, a klimat uzyskam sobie jutro w Starbucksie w Berlinie.
Inne tego autora tutaj.
#56
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 16, 2007
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Moje miasto -
Tagi:
2007, kryminal, panowie
- Komentarzy: 2