Francja komisarza Maigreta jest brzydka. Zimno, pada deszcz, mordują jedną z ładniejszych striptizerek, która okazuje się być platoniczną ukochaną jednego z młodszych funkcjonariuszy. Maigret uprawia z żoną small talk o pogodzie, chodzi od knajpy do knajpy, wypijając po kielonku na rozgrzewkę (we francuskiej policji nie ma chyba zasady, że na służbie się nie popija). Czasem wraca pijany o 5 nad ranem, bo przesłuchując podejrzanych nie bardzo zwracał uwagę, co popija. W kabarecie (elegantsza nazwa knajpy, gdzie się patrzy na rozebrane girlsy, a potem stawia im się trunki) nawet się zadomawia, wchodzi w życie właścicieli - Freda, który lubi sobie w wolnej chwili bzyknąć pracownice na pięterku i Rozy, która jest od Freda starsza 20 lat i patrzy na "hobby" męża ze zrozumieniem. Kryminał jakiś taki bez sensu - dużo ludzi snuje się po nocnych późnojesiennych uliczkach Paryża, przesłuchują narkomanów i homoseksualistów, a na końcu się okazuje, że dwa morderstwa i potencjalne trzecie było popełnione od tak sobie, ale tak naprawdę nie wiadomo, bo morderca zostaje zabity podczas ujęcia. Nudnawe.
Inne tego autora, inne z tej serii:
#59
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 2, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
kryminal, panowie, z-jamnikiem, 2008
- Skomentuj
Mam wrażenie, że cały kryminał powstał dlatego, że major G. nie miał ortalionowego płaszcza i całą jesień i wiosnę musiał chodzić w ohydnym, starym i brzydkim prochowcu. O ortalionie marzył od dawna, ale ze swojej nędznej pensyjki nie mógł sobie na ten luksus pozwolić. Dlatego do żywego dotknął go fakt, że Źli Przemytnicy kupują za grosze ortaliony w RFN (i inne pożądane dobra typu jednorazowe zapalniczki, które można przerobić na wielorazowe) i przemycają je, żeby pozbawić socjalistyczne państwo należnego cła (w ocenianej wielkości 15 mln ówczesnych złotych). Śledztwo trwało długo, wymagało mnóstwo pracy, ale ponieważ przyszła zima, to majorowi zapał zelżał, bo na zimę miał piękne palto, szyte na miarę, z doskonałej "jodełki", które budziło zachwyt nawet wśród zwierzchników ("Naczelnik podszedł bliżej i odezwał się półgłosem: - Widziałem was dzisiaj rano, w tej jesionce w jodełkę. Moglibyście mi powiedzieć, kto wam to szył? Major G. poczuł się tak, jakby ktoś aksamitem przetarł sam koniuszek jego serca. Udało, że bagatelizuje. - Stara już. Ale mogę wam powiedzieć, oczywiście"). Podczas śledztwa nie pada żaden trup (chociaż w PRL-u przestępstwa gospodarcze też pociągały za sobą rozlew krwi, bo każdy złodziej to morderca), ale zaangażowanych jest w nie mnóstwo sił, również tzw. "cisi" wywiadowcy, podobno bardzo ważni dla działania państwa.
Szczególnie spodobały mi się w tym produkcyjniaku dialogi majora G. z plutonowym, który woził go samochodem służbowym (bo nawet milicja rzadko miała prywatne). Plutonowy nijak nie mógł załapać, w jaki sposób popełniane są przestępstwa gospodarcze ("Macie sto gramów złota o próbie 999,9... - Eee, skąd ja tyle złota? Obywatelu majorze! - Sto gramów? Tyle co nic... Dziesięć deko. Kiełbasy więcej zjecie na śniadanie. Nie tak dawno, na Wybrzeżu to było, nakryli faceta, który przewiózł przez granicę, wiele ile złota? (...) Czterdzieści! - Co czterdzieści? - plutonowy bezwiednie przyhamował wóz. - Kilo, czterdzieści kilo! - wypalił major G. - Skurwiel! To znaczy, przepraszam, obywatelu majorze. Tak mi się tylko wyrwało"), poza tym doskonale wiedział, że i tak pan major by go złapał, skuł i odwiózł na komendę ("A nawet gdybym (...), to gdzie ja bym to topił? Na gazie? Stara nie znosi, jak się kręcę po kuchni"). Niestety, plutonowemu wyrywa się o jedna "kurwa" za dużo i koleżeńskie rozmowy się urywają, bo major G. czuje się urażony, ale wraz z rozwojem śledztwa udaje się stosunki majora z jego kierowcą naprawić.
Tyle z wartości rozrywkowych. Na minus - strasznie nie lubię kryminałów, dziejących się w Nibylandzie ("Zbrodnia w Dzielnicy Północnej" Kisielewskiego). Nie lubię też kryminałów, w których autorowi nie stało wyobraźni i nawet nie raczył wymyślić personaliów bohaterów. Major G., kapitan B czy pułkownik W. to obciach dla autora. Tylko zagraniczni kontrahenci przemytników i niektórzy spekulanci pojawiają się z nazwiska, ale i tak nie jest to bardzo dopracowana książka.
#58
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 2, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2007, kryminal, panowie, prl
- Komentarzy: 1
Ja nie chciałam wiedzieć nic o nowotworach ani o ich leczeniu. Teraz wiem. Od wczoraj niestety wiem też, że chemioterapia może powodować paskudne skutki uboczne. Kot Hera po całej nocy wymiotów dostał silnego ataku podniecenia i walczyliśmy z nią ciężko, żeby sobie nie zrobiła (i nam) krzywdy. Były straty w ludziach, potwornie ciężkie przejścia dla kota, pomógł dobry weterynarz, który przybiegł do domu i kota lekami uspokoił. Pomogli bardzo sąsiedzi, bez których nie dałabym rady utrzymać kota ani utrzymać telefonu w łapie. Pomogła mi bardzo Zofia, która przyjechała do mnie, żebym mogła spędzić noc nie panikując. Bo bałam się jak cholera i cały czas myślałam tylko, żeby kot nie umarł. Dzisiaj kot słaby, i przylepny okrutnie, na tyle, że nie mogłam iść pod prysznic, a większość dnia spędziłam na kanapie z kotem, który robił mru i walił mnie z czółka co kilkanaście sekund z pełną atencją.
Zasikana sypialnia wyszorowana, łykam antybiotyk na pogryziony palec, plama krwi weterynarza na ścianie zostanie pewnie do następnego malowania. Mam nadzieję, że kot poza osłabieniem nie odniósł żadnych szkód. Tak, uważam, że to nie jest sprawiedliwe, bo to jest naprawdę dobry kot.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 30, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Koty
- Skomentuj
- Poziom: 3
Zima przyszła, trzeba zacząć robić zapasy i zacząć myśleć o prezentach. Na razie oprezentowałam siebie:
- Cocoa d'Arriba firmy Hachez - truskawki z pieprzem, mango i chili, pomarańcza, wszystko na bazie gorzkiej 77%, bywają w Piotrze i Pawle, akurat pojawiła się notka na Chocablogu
- After Eight w czarnej czekoladzie, jest jeszcze pomarańczowe (słabsze) i z baileysem (niezłe)
- Baileys karmelowy - nie kupiłam, bo mam jeszcze miętowy, ale podobno dobry
- merlin wysypał nowościami: Kuchnia z Zielonego Wzgórza. Przepisy L. M. Montgomery, Lato w kuchni przez okrągły rok Nigelli (brzydkie tłumaczenie, Forever Summer ładniejsze), Fuzja smaków. Podróże kulinarne Roberta Makłowicza, Zimistrz. Opowieść ze Świata Dysku Pratchetta, Nowe przygody Mikołajka. Tom 2 (ciekawe, czy za rok tom 3), Nie ma z czego się śmiać Stefanii Grodzieńskiej
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 24, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Przydasie
- Komentarzy: 4
Cały czas myślę, co takiego mają w sobie książki Mankella, że rzucam się na nie jak wilk na owieczkę. Łatwo powiedzieć - klimat. Nie wiem, czy chodzi o deszcz, skandynawską wilgotną mżawkę, przemyślenia komisarza o tym, że kiepsko mu się powodzi (tak, wiem, volvo z salonu, gorsza whisky zamiast lepszej, mieszkanie w bloku zamiast willi z ogrodem) czy wciągającą historię codziennego życia (zrozumie, czemu ojciec maluje tego głuszca na rykowisku? odwiedzi go córka? zdąży uprać koszulę?). Chyba to ostatnie - wadą kryminałów zwykle jest to, że w środku jest tylko śledztwo i nic więcej. A życie nie składa się tylko z pracy (chociaż w dużej części tak, w przeciwieństwie do tego, co promują polskie seriale).
Ta część jest dość nietypowa - Wallander walczy przeciwko szwedzkiemu magnatowi finansowemu, który zdaje się być poza prawem, przez co jest dla szwedzkiej policji nietykalny. To pewna odmiana po podejściu polskim, gdzie każdy bardziej zasobny obywatel jest na celu służb specjalnych i innych z przeproszeniem organów. W Szwecji lat 90. magnat ma duży kredyt zaufania za działalność charytatywną i ogólnopaństwową, przez co policja napotyka głównie na blokady, nie wspominając o tym, że muszą prowadzić śledztwo w taki sposób, żeby magnat z armią prywatnych ochroniarzy, prawników i innych najemników nie zorientował się, że coś się dzieje w państwie duńskim.
Inne tego autora tutaj.
#57
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 23, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2007, panowie, kryminal
- Skomentuj
Wsiadam do windy, winda okazuje się zawierać 3/4 działu kadr. Jako so-called informatyk pomyślałam o redundancji i użaliłam się, że wszystkie panie tutaj, a co by było, jakby winda spadła. "Na szczęście nie wszystkie tu jesteśmy", odpowiedziały panie z kadr. "Co, 1. się zbliża i martwisz się o pensję", zapytała uberkadrowa.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 23, 2007
Link permanentny -
Kategorie:
SOA#1, Śmieszne
- Skomentuj
Dwa dni temu wsiadłam do samochodu obcego faceta, stojącego pod Fabryką tylko dlatego, że miał ciemny kolor (samochód, nie facet) i stał zaparkowany w tym miejscu, co zwykle TŻ parkuje. Marka się już nie zgadzała. Facet siedzący w samochodzie też, bo zaprotestował uprzejmie, kiedy otworzyłam drzwi.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 23, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Komentarzy: 1
Zachichotałam w damskiej szatni, kiedy jednocześnie z dziewczęciem obok zdjęłyśmy bluzki i zaczęłyśmy zapinać identyczne koraliki. Dziewczę popatrzyło na mnie jak na insekta i wymamrotało coś typu "No, zdjęłam, bo niewygodnie się ćwiczy". Po dłuższej chwili zerknęła jeszcze raz i zrozumiała, czemu się roześmiałam.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 22, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Skomentuj
Gratka dla miłośników kryminałów z Poznania. Koniec z wszechobecnym Pałacem Mostowskich, Bazarem Różyckim i Targówkiem. Jest Wilda, Jeżyce, terasy nad Wartą i knajpy dookoła Starego Rynku. Rzecz się dzieje w 1985 roku, więc dodatkowa przyjemność dla fanów kryminału milicyjnego, bo milicja i ZOMO w pełnym rozkwicie. Jako że pisane z perspektywy 20 lat, ujęcie jest ciepłe i pozbawione właściwej kryminałom z epoki dozy absurdu, za to wypełnione doskonałymi dialogami (na miarę "Dnia kobiet" Janeta) i niezłą akcją. Nad Wartą znaleziono ciało bez głowy i głowę. Szybka analiza wykazała, że głowa i ciało - mimo że damskie - do siebie nie pasują. Komplementarne elementy znajdują się po jakimś czasie i milicjanci mają niezły problem do rozwiązania, bo kto w socjalistycznym kraju nad Wisłą może dokonywać tak makabrycznych zbrodni i dlaczego. A przy okazji zwiedzają trochę poznańskich knajp i melin, prowadzą dyskusje o ciężkim życiu w socjalizmie (nie ma piwa, w centrum czasem rzucają coś do mięsnego, a kasety z przebojami można mieć tylko pirackie z Rynku Łazarskiego).
W następnym odcinku o milicyjnym kryminale - czemu major G. bardzo chciał mieć ortalion.
Byłam dziś na spotkaniu z panem Ryszardem (dzięki J.) - przemiły człowiek, tym bardziej że zapowiedział 2. tom na za dwa tygodnie. Lubię rozmawiać z ludźmi, którzy mają coś ciekawego do powiedzenia i to mówią.
Przy okazji - czemu nie lubię Bukarestu w Starym Browarze. Mają potwornie drogie książki (w porównaniu z Merlinem czy Amazonem), na półkach układ znany tylko właścicielom i opakowują to wszystko tzw. klimatem. Dziękuję, postoję, sobie wyklikam, a klimat uzyskam sobie jutro w Starbucksie w Berlinie.
Inne tego autora tutaj.
#56
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 16, 2007
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Moje miasto -
Tagi:
2007, kryminal, panowie
- Komentarzy: 2
Przylatuje koło 10 P. (inny P.) z rozpaczą na twarzy, że ekspres do kawy nie działa. Nie działa, bo zachowuje się, jakby w ogóle nie miał prądu. I co teraz. Jako że prądu nie było też w innych gniazdkach, long story short, zamiast załamywać ręce, poszłam poszukać bezpieczników, po przełączeniu których ekspres się cudownie naprawił. P. z wielkim zdziwieniem "Jak na to wpadłaś?". Na piętrze jest lekko licząc, 25 informatyków, a prądu w gniazdkach w kuchni nie było od wczoraj.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 12, 2007
Link permanentny -
Kategorie:
SOA#1, Śmieszne
- Komentarzy: 4