Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu


In my dreams

A gdyby tak znaleźć wreszcie te Heinleinowskie drzwi do lata? Z zatrzymanym czasem, gdzie można wejść, spędzić dowolne godziny, a potem wrócić w tej samej chwili? Późne popołudnie po upalnym dniu, słońce już niżej, nie białe, ale ciepłe, złote. Można spać w tym zatrzymanym, letnim drżącym powietrzu, spać tak długo, aż wreszcie się nabierze chęci, żeby wstać. I wstanie się tylko dlatego, że ma się ochotę, nie że trzeba. Można czytać tom za tomem, nie martwiąc się, że życie jest za krótkie na przeczytanie chociaż ułamka tego, co warto przeczytać (a przecież i literatura niska warta jest swojej chwili). Można. Zbieram w głowie te wszystkie zdjęcia z łóżkami pełnymi poduszek, szezlongami w ogrodach, stolikami przy plaży. Może to tam, trochę bliżej absolutu?

Tak, nie wysypiam się, a nie wysłane głosowanie wspólnoty mieszkaniowej w sprawie naprawy balkonów irytuje mnie, a nie mogę się ogarnąć, żeby je wysłać.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 17, 2012

Link permanentny - Kategorie: Z głowy, czyli z niczego, Fotografia+ - Komentarzy: 1


Izabela Szolc - Cichy zabójca

Komisarz Anna Hwierut (nie wiem, czy nazwisko nieortograficznie znaczące) jest z tych twardych. Nie ruszają jej (już) zwłoki topielca wyciągniętego z Wisły, nie irytuje przebywanie w prosektorium (chociaż z panią patolog się nie lubi), ale cały czas żyje w cieniu swojego ojca-policjanta, do którego bardzo nie chce być podobna. I słabo sobie radzi z nastoletnim synem, którego samotnie wychowuje (ojciec syna jest wielokrotnie ominięty). Słabo też sobie radzi z samotnością, chociaż dość niekonsekwetnie, co prowadzi do szybkich a ukradkowych spotkań z partnerem z pracy (i masturbacji). Bez zobowiązań. W głośnikach Kaśka Nosowska, w głowie irytacja. Bo zaginął nastolatek spod Warszawy, panicznie bojący się swojego ojca. Bo morderca, który upozorował wypadek swojej żony i patrzył, jak umierała w płonącym samochodzie, jest socjopatą i nie odczuwa wyrzutów sumienia.

Wyjątkowo nie narzeka na to, że w policji się słabo zarabia. Kumpluje się za to - nietypowo - z zakonnicą, udzielającą pomocy i schronienia prostytutkom, co jej pomaga w pracy. Bardziej mnie by książka cieszyła, gdyby nie działa się w Warszawie, jak większość. Ale i tak - miłe zaskoczenie. Czytał ktoś następną? Warto?

Inne tego autora:

#77

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 16, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, kryminal, panie - Skomentuj



O wielkopolskich poboczach

Nastawiłam się, że będzie padać przez cały weekend. Nastraszyłam ^boską i ^valwita, że jadą na biegun północny. I zostałam miło zaskoczona, bo wręcz przeciwnie. Jesień zaszalała, zarzuciła złotymi liśćmi, puściła zaoszczędzone ostatnio promienie słońca i było tak, jak trzeba. Ale jesień jesienią, śliczna i liryczna; imaginujcie sobie, że córka moja, kapryśna kulinarnie, spożyła naleśnik w cywilizowanym miejscu (konkretnie w rogalińskich "Dwóch pokojach z kuchnią"). Fakt, że z wielokrotnie dosypywanym cukrem, ale jednak.

Na poboczach grzybiarze i - trzymając się poetyki - ssaki leśne. Zepsuła mnie ta wizja straszliwie, szczęśliwie małoletnia odbierała żywiołową radość wesołego autobusu na poziomie emocjonalnym, nie treściowym.

GALERIA ZDJĘĆ (wcześniejsze - 2010 i 2008).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 14, 2012

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ - Tagi: rogalin, polska - Komentarzy: 6


Jerome K. Jerome - Trzech panów w łódce nie licząc psa

To nie jest przezabawna książka, wywołująca kaskady śmiechu. Owszem, to pogodna opowieść (nawet pokusiłabym się o nazwanie jej przewodnikiem turystycznym[1]), pełna dygresji i anegdot o podłożu historycznym o tym, jak trzej złoci młodzieńcy (i foksterier Montmorency) epoki wiktoriańskiej wybrali się na dwutygodniowe wakacje na łódce płynącej w górę Tamizy. 123 mile, podczas których panowie licytują się, który mniej robi, wpadają do wody, oglądają psie i ludzkie zwłoki, chcą bądź nie chcą oglądać grobów i kościołów, jedzą w oberżach bądź gotują na łodzi, a wszystko w sielskim otoczeniu pięknej, wesołej Anglii.

Przyznam się do małego natręctwa - zawsze kiedy w filmie pojawia się bohater z bagażem (w sensie walizka) i ma przygody, w trakcie których pojawia się bez walizki, martwię się cały film, gdzie ją zostawił i czy mu ktoś nie ukradł. Tak samo męczy mnie strasznie pointa książki, w której znudzeni deszczową pogodą młodzieńcy zostawiają łódź w Pangbourne i wracają pociągiem do Londynu. Kto im potem tę łódź odprowadzi, do jasnej!

[1] Jak się okazuje, nie bez powodu.

Inne tego autora:

#76

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 13, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 13


Maj Sjöwall/Per Wahlöö - Ludzie przemocy

Ostatni tom cyklu o tym, że Szwecja jest nieopiekuńczym państwem policyjnym. Szef Wydziału Zabójstw, Martin Beck w coraz bliższym związku z Rheą Nielsen, socjalizującą opiekunką społeczną. Oboje uczestniczą w procesie Rebecki Lind, dziewczyny, która nie rozumiała istoty pieniądza i rządu, więc została oskarżona o napad na bank, bo naiwnie przyszła ze swoim nożem ogrodniczym do banku i zapytała, czy może trochę wziąć. Nie mogła.

Ponieważ do Szwecji ma przyjechać kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych, cieszący się złą sławą w kręgach pacyfistów białozęby senator, szwedzki rząd powołuje komitet zabezpieczający gościa przed atakiem. Na czele staje Beck wraz z cynicznym Gunvaldem Larssonem, który miał doświadczenia z pierwszej ręki na temat możliwości terrorystów (konkretnie oberwał głową dyktatora, ofiary zamachu; do tego zniszczył mu się garnitur). Panowie, wraz z zaufanymi współpracownikami, planują akcję i wprawdzie niektóre zabezpieczenia zawodzą (np. przygotowany przez Larssona Spis Kretynów zostaje wzięty za Specjalne Komando i odkomenderowany do zadań ważnych zamiast do sprzątania komisariatów, co sugerował Gunvald), ale ważny choć niepopularny senator wyjedzie ze Szwecji cały. Potem pozostaje już tylko znaleźć terrorystów. To ta trudniejsza część. I zadumać się nad losem Rebecki Lind.

Drugoplanowo pojawia się adwokat Hedobald Braxen, zwany Bekaczem. Wprawdzie w kancelarii głównie hoduje koty (plamiastego Prokuratora Generalnego i czarnego Ministra Sprawiedliwości), nie pamięta nazwisk swoich klientów i często wydaje z siebie różne odgłosy fizjologiczne, to świetnie broni w sądzie i ma duże poczucie sprawiedliwości.

Co mnie uderza to kontrast między postrzeganiem Szwecji przez duet Sjöwall/Wahlöö i Mankella. Szwecja AD 1974 to kraj pełen brutalnej policji, lata 90. to już okres, kiedy biedny, słabo zarabiający i jeżdżący psującym się volvem policjant boi się społeczeństwa.

Inne tego autora tu.

#75

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 10, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, kryminal, panie, panowie - Skomentuj


O suszonych jabłkach i coraz krótszych dniach

Lubi kałuże, ale grzecznie[1] omija je, jeśli nie ma kaloszy. Codziennie dostaję w prezencie patyki, kamienie i liście, to do Twojej kojekćji, mamusiu. Jest złocista w niskim, jesiennym słońcu. Wzrusza mnie, kiedy delikatnie(!) gładzi uszy kota, miętosi kark i przejeżdża ciepłą łapką po futrzanej szyi[2]. Idę w tę jesień z większą nadzieją, że przeżyjemy czas mroku łagodniej i szybciej, nawet nie odliczając kolejnych tygodni do wiosny. Że tym razem nie będę się kulić i mantrować, żeby ktośmniestądzabrał. Żeby mieć trochę koloru, od babci I. przywiozłam bukiet dalii i worek suszonych jabłek (tak, grzybki marynowane też, ale nie planuję ich jeść).

A może się oszukuję? Skoro z trudem zwlekam się z łóżka nawet w środku lata na urlopie, to jak jesienią i zimą ma być lepiej? Gdzie jest mój #hamak?

[1] Oczywiście, na innych frontach trwa blitzkrieg i to raczej nie my robimy naloty dywanowe.

[2] Tylko Koki, inne uciekają.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 9, 2012

Link permanentny - Kategorie: Koty, Maja, Fotografia+ - Komentarzy: 8


Pora na pory w śmietanie

Zaczęłam się zbroić. Nie wprawdzie schowam w słoiki światła słońca, żeby odegnać zmrok, który już coraz wcześniej blokuje mi aparat i chęć do wyjścia na zewnątrz, ale kupiłam sobie ciepłe rękawiczki. Chociaż w tym roku nie odmarzną mi palce. Może. Od środka grzeje mnie ciasto orzechowo-korzenne ze śliwkami. Świetne (a piec nie potrafię, więc jak mi wyjdzie, to normalnie sama nie wiem).


(H&M)

Naprawdę czuję, że zima idzie, bo znowu mnie kusi, żeby robić blog szafiarski (ale naprawdę, kupiłam sobie taką sukienkę, że się wygląda jak milion dolarów, nawet jak się nie ma 186 cm wzrostu).



Poproszę też cierpliwości. Szybko i dużo.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 7, 2012

Link permanentny - Kategorie: Przydasie, Fotografia+ - Komentarzy: 6


Marisha Pessl - Wybrane zagadnienia z fizyki katastrof

Fantastyczna okładka, zgrabny tytuł, a w środku kryminał, którego się nie spodziewałam (zwłaszcza rozwiązania, choć było od pewnego momentu przewidywalne). Blue van Meer, oczytana 16-latka jeździ po Stanach z ojcem, wykładającym gościnnie nauki polityczne na różnych uczelniach, mniej lub bardziej prestiżowych. Matki nie ma, albowiem zginęła w wypadku, wjeżdżając na mur, kiedy Blue miała 5 lat i została po niej tylko kolekcja motyli. I tak sobie jeżdżą, powtarzając na highwayach gramatykę, czytając na głosy sztuki teatralne i literaturę wysoką[1], czasem mieszkając po kilka miesięcy w różnych miastach, w których Gareth van Meer robi za gwiazdę katedry, do momentu, kiedy Gareth nie oznajmia, że zamierza dać córce czas na przygotowanie się do pójścia na studia (oczywiście Harvard) i zamierza na cały rok osiąść w kalifornijskim Stockton. Blue, wieczna outsiderka, zostaje zaproszona do grona "Błękitnych", grupy uczniów spotykających się u charyzmatycznej nauczycielki filmoznawstwa, Hannah Schneider. Wprawdzie grupa poza uczestniczeniem w pijackich i narkotycznych imprezach niewiele robi, ale Blue jest zafascynowana osobą Hannah (i zakochana w Miltonie, jednym z grupy). Nie wiem wprawdzie, czy nazywanie kogoś Rzygawka bądź Haftka po tym, jak zwymiotowała napojona alkoholem, jest oznaką akceptacji, ale wreszcie jest w grupie. Cierpi oczywiście na tym jej kariera naukowa, ojciec się irytuje, przez co Blue jeszcze bardziej lgnie do Hannah. Po czym, po biwaku zakończonym znalezieniem zamordowanej nauczycielki, rozpoczyna własne śledztwo, bo nie wierzy w wersję o samobójstwie. Częściowo prawdę odkrywa, oczywiście niekoniecznie jest to prawda, jaką chciała poznać.

Nie jestem (już) wielbicielką klimatów amerykańskiego highschoola z "popularnymi" i "niepopularnymi", z ceremoniałem chodzenia na "bal promocyjny", bardziej ciekawiły mnie stosunki Garetha i Blue, Mistrza i Uczennicy; sielanka, nie przerywana nawet romansikami Garetha z poznawanymi w odwiedzanych miasteczkach paniami, które chciały go usidlić. Bolesna przeszłość obojga, konsekwentne budowanie przyszłości córki, tak aby mogła zrobić karierę naukową oraz kłamstwa między nimi, narastające wraz z akcją. Dodatkowo duszny, plotkarski klimat małych amerykańskich miasteczek, w których wszyscy się wzajemnie obserwują i sobie przyglądają daje wrażenie ponadczasowości (mimo dostępu do Internetu).

[1] Sposób narracji głównie mnie irytował. Książkowa Blue w zasadzie każdą swoją frazę i myśl zapożycza od kogoś, więc grzecznie podaje, skąd cytat. I tak na każdej stronie z kilkuset[2].

[2] Trzy długie i nudne rozdziały z mnóstwem literatury źródłowej.

To pierwsza książka, którą ktoś mi pożyczył dlatego, że czytał moje recenzje na blogu. Profit! E., dziękuję bardzo i jak już rozładuję stos koło łóżka, to poproszę więcej.

Inne tej autorki:

#74

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 6, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, beletrystyka, panie - Komentarzy: 2