kwiczoły! (nie odróżnię od kosa, nie ma mowy)
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Cytadela.
Po trawie biegają kwiczoły (sprawdziłam u ekspertki) i drą się uroczo.
Bez. Pachnie. Można z niego zrobić zupę. Można, metodą Kopciuszka, obrywać po jednym kwiatku i zbierać w parasolu, ponieważ parasol nadaje się do trzymania zerwanych kwiatków idealnie. Tak rzekł Maj.
Nauczyłam się dzisiaj, że z jasnoty można wysysać nektar. Jak z nasturcji. I że to jasnota, a nie trochę inna pokrzywa.
Lemoniada z rozmarynem i odrobiną pomarańczy smakuje jak tabletka musująca.
W Umberto nie ma zasięgu, nawet jak personel wyjdzie za podwórko i macha czytnikiem, więc zalegam J. walor pieniężny.
Lubię, jak stykają mi się różne światy. K. spotyka J., dzieci się mieszają na kocach.
Trawa jest mokra, ale przyjemna dla bosych stóp.
Latają takie czarne jętki? ważki?, wyglądające jak mikrodrony.
I nawet jeśli trochę pada, to można się schować pod drzewem.
Kilkuletni młody człowiek na górce za Umberto wyznał jak rasowy katorżnik, że nosi te kamienie od szesnastu lat.
Piknik jest miły.
PS Pojemnik na piknik z Lidla - bdb (patrz pierwsze zdjęcie).
PSS Miałam to przemilczeć, ale tak - w trzeciej godzinie zdjęłam stanik.