Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Powrót

Z wiosenno-letniego dzieciństwa pamiętam poranki. W radiu, które odbierało tylko Program Pierwszy PR, o 9:00 adekwatne "Cztery pory roku" Vivaldiego. Pod balkonem krzaki bzu, a na balkonie gorzki zapach pelargonii, do dziś za nimi nie przepadam, w przeciwieństwie do bzu. I gruchanie gołębi na topoli za oknem kuchennym. Głośne, wielokrotne. Teraz, mhdziesiąt lat później, siedząc w gabinecie, którego okna wychodzą na cienisty ogród, słyszę to samo gruchanie gołębia, co wtedy. Dziwne rzeczy to robi we wspomnienia.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 12, 2016

Link permanentny - - Komentarzy: 3


Mr. Robot

Elliot jest hakerem, pracującym jako specjalista bezpieczeństwa w firmie świadczącej usługi wielkiej korporacji E-korp (rozwijanej jako Evil-Corp[1]), stojącej za zadłużeniem większości ludzi na świecie oraz - co okazuje się być przyczyną akcji - za toksycznymi odpadami, w wyniku emisji których ojciec Elliota i matka Angeli, jego przyjaciółki z dzieciństwa, umarli na białaczkę. WTEM następuje atak na serwery E-korpu, Elliot cudem ratuje serwery, wykrywa program, którym zainfekowano serwery, ale go nie usuwa, bo kontaktuje się z nim hakerska grupa F-society, która proponuje mu wspólne zniszczenie E-korpu i początek nowego, lepszego świata bez długów. Elliot w to wchodzi i zapoczątkowuje szereg działań destrukcyjnych w zastanym porządku świata.

Ja wiem, że ten serial jest tak pełen klisz, że chyba więcej nie można (zła korporacja z jeszcze gorszym prezesem[2], haker z Aspergerem, kontrolowane narkotyki dla radzenia sobie z rzeczywistością), ale mimo to jest nakręcony tak, że od pierwszego odcinka do ostatniego (pierwszej serii) nie mogłam się oderwać. Owszem, czasem miałam wrażenie, że scenarzystom odjechał peron (i nieco skrzywiła się logika[3]), ale tempo akcji i zbudowanie historii, w której hckerzy, serwery, darknet, proxy czy exploity nie budzą śmiechu oglądających, to rzadkość. Czekam na drugi sezon.

[1] Rispect.

[2] Bije bezdomnych w celu rozładowania napięcia, włamuje się do telefonów, a do tego ma zwichrowaną psychicznie żonę w ciąży. Normalnie brakuje tylko, żeby skręcał karki małym kotkom.

[3] Mocny spoiler: Ryyvbg mbfgnwr mjnovbal qb S-fbpvrgl cemrm Ze Ebobgn, fgnefmrtb qmvjnpmartb trrxn, xgóel cynahwr mavfmpmravr xbecbenpwv. Cb pmlz bxnmhwr fvę, żr Ze. Ebobg gb wrtb avrżlwąpl bwpvrp, jfmlfgxvr vagrenxpwr m avz qmvrwą fvę j anjnybalz zbesvaą zómth Ryyvbgn, jvęp jlpubqmv, żr Ryyvbg fnz fvę mjreobjnł qb mnłbżbarw cemrm fvrovr betnavmnpwv, b xgóerw avr jvrqmvnł. Mnie się to nie klei.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 11, 2016

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 5


Reichstag

[29.03.2016, ciąg dalszy].

O tym, skąd się wzięła kopuła na dachu, można przeczytać tutaj. Bilety rezerwuje się na stronie Bundestagu, co najmniej dwa dni wcześniej. W środku są audioprzewodniki, również po polsku (mój nie działał, ja i moje szczęście do elektroniki). Nastawiony na "jawcaleniechcęiść" Maj wyszedł zachwycony. Ja również.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 7, 2016

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: berlin, niemcy, majowka2016 - Komentarzy: 1


Ian Rankin - Pożegnalny blues

Inspektor Rebus ma ostatni tydzień pracy przed sobą, a potem przechodzi na emeryturę. Absurdalnie, wcale go to nie cieszy, bo ma jeszcze przed sobą wiele nierozwiązanych spraw, a dodatkowo poczucie, że nie wie, co ze sobą na emeryturze zrobić. Rzuca się więc w wir ostatniego śledztwa - zabójstwa rosyjskiego dysydenta, poety Todorowa. Od razu pojawiają się naciski, bo w Edynburgu gości grupa rosyjskich oligarchów, z którymi nacjonalistyczna gałąź rządu planuje interesy na szeroką skalę. Chwilę później kolejne morderstwo - w pożarze ginie związany z Todorowem dźwiękowiec, nagrywający m. in. wieczorki poetyckie. Rebus węszy powiązania, zwierzchnicy - niekoniecznie, w efekcie tego (i skarg ze sfer rządowych oraz dyplomatycznych) Rebus zostaje zawieszony. Nie przeszkadza mu to kontynuować śledztwa, zwłaszcza że dociera do powiązań ze swoim arcy-wrogiem, Wielkim Gerem Caffertym, dealerem narkotyków. Sytuacja się zagęszcza, kiedy chwilę po rozmowie z Rebusem Cafferty zostaje znaleziony pobity prawie na śmierć. Rozwiązanie akcji jest dość zaskakujące, a finałowa scena, kiedy Rebus przeprowadza masaż serca, jest uroczo dwuznaczna.

Się je (oczywiście w barach i fastfoodach): francuską zapiekankę z sarniną i zielonym groszkiem, z frytkami oraz sosem HP. Oligarchowie oczywiście nie w fastfoodach, tylko w ekskluzywnej restauracji spożywają foie gras, homara, małże św. Jakuba, cielęcinę, polędwicę i sery.

Się pije: bardzo dużo, czasem bardzo wykwitnie (szampan Roederer Cristal), ale też i zwyczajnie - piwo i szkocką.

Inne tego autora tu.

#27

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 7, 2016

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2016, panowie, kryminal - Skomentuj


Catastrophe

Rob, Amerykanin w delegacji, poznaje Sharon w barze w Londynie; lądują na szybki i niezobowiązujący seks w pokoju hotelowym Roba. I tak przez tydzień, po czym Rob wraca do Stanów. Po jakimś czasie Sharon dzwoni do niego i wyjaśnia, że jednak nie do końca to "bez zobowiązań" wyszło, bo jest w ciąży. Rob - wbrew sugestiom matki[1] - wraca do Londynu i, choć to nie łatwe, rozpoczyna na całkiem poważnie związek z Sharon, chociaż sama Sharon wcale nie jest do tego specjalnie dobrze nastawiona. Ponieważ jest to komedia, a do tego komedia brytyjska, nie jest cukierkowo, czasem bywa nawet dość drastycznie, ale z ręką na sercu - kto z nas w związku z byle pierdoły nie wyeskalował mega-awantury, która tylko cudem nie zakończyła się wybuchem?

Uwielbiam również drugi plan - z druhnę-pijaczkę, afektowaną przyjaciółkę Sharon i jej męża-cynika, z amerykańskiego przyjacielem Roba - narkomana, irlandzką rodzinę Sharon czy wreszcie sceny biurowe w Bardzo Złej Korporacji Farmaceutycznej. Dwa sezony, ślub, dwoje dzieci (jedno przychodzi na świat przedwcześnie i w dramatycznych okolicznościach), niejednoznaczne wyniki, sugerujące zespoł Downa, każdy sezon kończy się kolejną katastrofą. Czekam na trzeci.

[1] Carrie Fisher i to zdecydowanie nie jest układna księżniczka Leia.

PS Dorzuciłam przedwczorajszą notkę z Berlina, ze zdjęciami.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 3, 2016

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Michal Viewegh - Ekożona

Mojmir, znany pisarz z przeszłością, 9 lat temu poznał piękną i nieco nieśmiałą Hedvikę, ożenił się z nią, kupił jej piękny dom z jeszcze piękniejszym ogrodem, spłodził dwójkę dzieci, słowem - spełnił jej wszystkie marzenia. Tyle że nie. Hedvika zainteresowana jest dziećmi, domem, ogrodem, byciem doulą, ekologią, organizacją klubu dla mam, domowego nauczania, działalnością charytatywną, a gdzieś na końcu listy ma męża. Narratorką historii jest doula, ponad 50-letnia kobieta, która zostawiła swojego męża i od 8 lat stymuluje Hedvikę do ciągłego rozwoju, mieszkając razem z całą rodziną, ku irytacji Mojmira, który przez całą książkę narzeka, cierpi, a z tego cierpienia pije drogie alkohole, bywa w klubach ze striptizem, zdradza, a na koniec grozi, że napisze o tym humorystyczną książkę. I jeśli to jest właśnie ta książka, to jest ona głupio-smutna, a nie humorystyczna. Niestety.

Inne tego autora.

#26

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 2, 2016

Link permanentny - Tagi: 2016, panowie, beletrystyka - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Berlin, dzień drugi

[1.5.2016]

Wiadomo, że zoo musi być. Sprytna doświadczeniem, wyklikałam bilety przez internet; niestety nie ma zniżki, ale można hurtem do Akwarium i Zoo oraz do drugiego ogrodu zoologicznego kawałek dalej (Tierparku). Na miejscu okazało się, że zupełnie nie ma dramatycznych kolejek przy wejściu od Budapesterstrasse, a jak się wchodzi przez Akwarium, to się macha wydrukiem[1] i wchodzi bez kolejki. Warto mieć ze sobą wodę albo gotówkę, bo jak się nie ma, to w połowie spaceru zaczyna się za sobą holować jęczące dziecko, które bolą nóżki, rączki i w ogóle bez zimnej wody może jedynie malowniczo zwisać (no chyba że plac zabaw, to wtedy się nagle poprawia). Tym razem mało zdjęć zwierząt, bo się pochowały albo były daleko. Były za to kwiaty w ilościach niesamowitych.

Wieczorem mieliśmy pojechać na przejażdżkę łódką po Szprewie, ale po raz kolejny polegliśmy w środku dnia na kanapie oraz na przydługim obiedzie w pizzerii[3] opodal, więc poszliśmy na trzy place zabaw tuż obok hotelu i też było miło.

GALERIA ZDJĘĆ.

[1] Otóż oczywiście zapomniałam wydrukować, ale mili hotelarze[2] w cenie drukują na recepcji, tylko trzeba im wysłać mailem (a w zasadzie wystarczyłoby pokazać kod paskowy na telefonie).
[2] Zwykle szukam na booking.com tzw. apartamentów, żeby nie kisić się z nieletnią w jednym pomieszczeniu, ale tym razem okazało się, że hotele mają lepszą ofertę. Warto uważać, bo np. opłaty za sprzątanie booking na liście cen nie uwzględnia, a opłata bywa słona - 30 euro bez względu na liczbę nocy.
[3] Ristorante & Café Journale - Lindenstrasse 37.
Poprzednie wizyty, więcej zdjęć zwierzyny: 2015, 2014, 2012 i 2009.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 2, 2016

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: berlin, zoo, niemcy, ogrod-zoologiczny, majowka2016 - Komentarzy: 2


Berlin, dzień pierwszy

Hitem wyjazdu tym razem nie było pytanie o to, czy daleko jeszcze, ale - ponieważ Maj ma katar - tak z setkę razy padło z tylnej kanapy: "A czy mogę wyrzucić chusteczkę na podłogę?". Sukcesem jest, że już za trzecim razem udało mi się dotrzeć na kopułę Reichstagu; gorąco polecam, tym bardziej, że wstęp darmo (wystarczy wyklikać na stronie termin wizyty i wydrukować papier z wejściówką). Więcej zdjęć niebawem.

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Małgorzata Zuzanka Krzyżaniak (@zuzankasl)

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Małgorzata Zuzanka Krzyżaniak (@zuzankasl)

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Małgorzata Zuzanka Krzyżaniak (@zuzankasl)

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 30, 2016

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: berlin, niemcy, majowka2016 - Komentarzy: 2


Colorize me

Archetypowo czerwona sukienka. Komplementy. A w głowie z jednej strony jak w balladzie Chrisa de Burgha, w którym kochałam się w podstawówce, zwłaszcza jak opowiadał o swoim zachwycie; przykuwa uwagę, wystarczy się zakręcić na parkiecie i nie da się nie zauważyć. Z drugiej "Czerwony kapturek", przeplatany "Osadą" - czerwień przyciąga niebezpieczeństwo, bezpieczniej schować się w czerni, błękitach, a jeśli już, to raczej w gamie barw zgaszonych. Za chwilę licznik podbije czterdziestkę, a ja dalej mam obawy przed byciem widoczną.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 28, 2016

Link permanentny - Kategoria: Z głowy, czyli z niczego - Komentarzy: 2


Jerzy Edigey - Ostatnie życzenie Anny Teresy

Głównym bohaterem jest samotny emeryt, Antoni Cieletniewski, zam. Warszawa, Zajęcza 78, od 12 lat czeka na telefon. Pewnego dnia wygląda przez okno i widzi, jak na balkonie po przeciwnej stronie ulicy kobieta w ciemnych okularach i prochowcu[1] zasłania zasłony. Następnego ranka już wiadomo, że w tym mieszkaniu została zamordowana trzyletnia dziewczynka, którą rodzice zostawili samą wieczorem (!!![2]) i poszli do teatru. Głównym świadkiem oskarżenia zostaje pan Antoni, który rozpoznaje kobietę i do końca jest pewien, że to właśnie ją widział - to chorobliwie zazdrosna była żona ojca dziewczynki. Niestety, nie ma żadnego zaskoczenia - autor od razu ujawnia sprawcę, a potem relacjonuje kolejne przesłuchania, proces, przemowy obrony i oskarżenia, wygłasza ustami postaci wiele swoich poglądów (np. na karę śmierci), aż do wyroku.

Najbardziej ujęło mnie wyjaśnienie postępowania oskarżonej, u której napady szału, nieracjonalne zachowanie i awanturnictwo było spowodowane, uwaga, nadczynnością tarczycy. Przy czym delikwentka odmawiała leczenia, twierdząc, że wszyscy próbują ją otruć.

Się pali: Malboro (prokurator).

Się bierze: pigułki na niepalenie (bułgarskie), ale nie działają. Pastylki Mirenilo na sen, działają.

Się kupuje: ładnego kurczaka na rogu Tamki i Solca. Szynkę, a jak jest, to się bierze i dla sąsiadów. Cielęcinę od nerki, dla męża.

Się gotuje: rosół.

Się wychodzi z dzieckiem: w sobotę i niedzielę, konkretnie ojciec wychodzi, bo matka sprząta, pierze i gotuje obiad.

Się nie ma szacunku do munduru: prokurator ma kartoflany nos, a kapitan jest dość gruby, ma nos jak śliwka, czerwone oczy, wygniecione ubranie i wygląda jak skończony fajtłapa.

[1] W ogóle zdolności obserwacyjne społeczeństwa na podstawie relacjonowania ubioru podejrzanej są niesamowite - bileterka w kinie rozpoznaje rodzaje materiałów i biżuterię, emeryt-obserwator podobnie. A już remanent torebki - majstersztyk[3].

Lusterko, portmonetka. W środku (monety). Długopis. Oderwana kartka z adresem „Lucynka 27-345”. Proszki od bólu głowy, trzy sztuki. Pomięta serwetka bez żadnego napisu. Kawałek ołówka. Spinka do podwiązek. Pięćdziesięciogroszówka. Bilet do kina „Palladium” z dnia piętnastego kwietnia, bilet do kina „Atlantic” z dnia dwudziestego czerwca na seans na godzinę dziewiętnastą. Chusteczka do nosa. Pomadka do ust. Pilniczek do paznokci. Cukierek „bajeczny” firmy Wedel.

[2] I nie był to pierwszy raz. "Była nauczona, że często zostaje wieczorem sama. Wprawdzie tego nie lubiła, ale przyzwyczaiła się, że czasami wychodzimy do kina, do teatru czy po prostu do znajomych".

[3] Myślę, że jednak mam większy bałagan.

Inne tego autora tu.

#25

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 26, 2016

Link permanentny - Tagi: 2016, panowie, prl, kryminal - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 4