Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Fotografia+


O tym, że Wałbrzych niespecjalnie piękny (podobno)

[16-17.11.2019]

Nakręcona lekturą, do której boję się wrócić, chciałam do Wałbrzycha. Słyszałam wokół, że szpetne to miejsce, światło zawraca, żeby nie oświetlać i w końcu Wałbrzycha (poza przejazdem przez i rzutem oka na pastelowe blokowiska i lanczem w Zmianie Tematu) nie zobaczyłam. Za to…

… Zamek Książ jest i owszem. I owszem, byłam zachwycona, jak dawno nie. Nocowałam w hotelu Zamkowym, który - co powinno dać do myślenia - ma doskonały widok na zamek, stąd nie nocuje się w samym zamku. Z zalet - można o poranku przejść przez zamkowe ogrody bez tłumu zwiedzających, jak kto lubi wstawać bladym świtkiem. Nastawiona na relaks i korzystanie z nietypowo pięknego i ciepłego listopadowego weekendu, byłam raczej na outdorze niż we wnętrzach (nie bez żalu, wiadomo); z bogatej oferty zwiedzania wybrałam Ogrody Światła. Tak jak większość przenośnych instalacji ze światełkami jest dość siermiężna, tak tu i zgadzał się klimat (Daisy Hochberg von Pless czy tańczące w ogrodzie pary), i wykonanie z tych bardziej starannych. Grzeję się myślą, że wiosną-latem może i nie będzie światełek, ale będzie kwiecie, bo chciałabym wrócić, żeby tym razem wszystko. Oraz catspotting: co najmniej dwa (chociaż może cały czas chodziłam za tym samym czarnym kotem).

Widok z łóżka o poranku / Zamek Poranne mgły z lewej / Widok z prawej Kotki Nocą / Ogród świateł

... Palmiarnia również i owszem, mimo że częściowo w remoncie. Jak w zamku udało mi się pominąć sklep z pamiątkami, tak stąd wyszłam z “paprocią z antenką” (Doryopteris cordata).

Strzałkowiec grzechotkowy / Kawiarnia Oranżeria / Kroton Rhipsalis pilocarpa / ?

Tuż obok Wałbrzycha zupełnie niespodziewanie jest zabytkowa perełka - Szczawno Zdrój (dla wiekowych kuracjuszy bardziej znane jako Ober/Bad Salzbrunn). Niska zabudowa willowa (czy jestem na zawsze fanką niemieckiej architektury kurortowej? ależ!), zasypany złotymi liśćmi Park Zdrojowy (z okazjonalnymi kuracjuszami), obłędnie piękna Hala Spacerowa i tuż obok Pijalnia Wód Mineralnych. Totalnie chcę być emerytką i grzać się na bogato oszklonym pięterku Pijalni z pijałką (nowe słowo!) w ręku; jak nie masz pijałki, to za 30 groszy można plastikowy kubeczek (i 2,5 zł za wstęp). Wstydliwie wyznam, że absolutnie nie czuję różnic w smaku między Młynarzem, Mieszkiem i Dąbrówką, chociaż A. Mieszkiem pluła bardzo, a chyba Dąbrówka jej wchodziła znacznie lepiej. Wczesny obiad w leżącym opodal Dworzysku, gdzie lokalnie i z wyróżnieniem przewodnika Gault&Millau.

Hala Spacerowa Pijalnia wód Park Zdrojowy / Pod lwem

GALERIA ZDJĘĆ (sporo).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 17, 2019

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: polska, walbrzych, ksiaz, szczawno-zdroj, ogrod-botaniczny - Komentarzy: 4


O jesieni w Dublinie

[7-10.10.2019]

47k kroków w cztery dni, ale głównie w okolicach biura. Krótki wieczorny deszczowy spacer do centrum pod statuę Molly Malone, dużo DART-em i prawie codziennie pyszna rybka w Fish Shack. Tak jak wiosną, było cieplej niż w Poznaniu; jechałam z cieknącym nosem i drapaniem w gardle, mimo wiatru naprawiłam się w trzy dni. Czas tym razem był bardziej na niekorzyść, bo o poranku wstawałam po ciemku, nie miałam motywacji do spędzania czasu na molo. No i w pracy byłam, praca męczy.

Dun Laoghaire Dun Laoghaire - ratusz dzień / noc Sandycove Porterhouse Central Bar / Dublin Widok z molo na DL Widok na Sandycove Blackrock, wybrzeże Blackrock Fish Shack: zapiekanka z czedarem i wędzoną rybą / Fish & chips Najlepsze w hotelu (łosoś!) / Wnętrza Fish Shack: gulasz rybny / Ośmiornica w panierce

Restauracje:

  • Fish Shack - 1 Martello Terrace, Sandycove: niekrępujące i - jak na Dublin - niedrogie rybne bistro.
  • Porterhouse Central Bar, 47 Nassau St, Dublin: podobno najdłuższy bar w Dublinie, mają cydr z liskiem (i podobno jakieś piwa)
  • The Wooden Spoon, 3 Bath Pl, Blackrock: duże kanapki i świeże sałatki, głównie na wynos [2022 - strona nieaktualna].
  • Itsa… bagel, The Pavilion, Unit 1 & 2, Marine Rd, Dún Laoghaire: bajgle z zawartością
  • Casper and Giumbini's, The Pavillion, Unit 8, Marine Rd, Dún Laoghaire: bardziej na wieczór, mięsa i ryby.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 10, 2019

Link permanentny - Tagi: dublin, dun-laoghaire, irlandia, blackrock - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Skomentuj


Nadmorze

[27-29.09.2019]

Sarkałam strasznie, bo kto wpada na pomysł, żeby trenować wind- i kitesurfing w ostatni weekend września, zwłaszcza że prognozy były raczej dramatycznie niekorzystne. Na szczęście nikt nie wymagał ode mnie zanurzania się w komfortowych inaczej wodach Bałtyku[1], a pogoda okazała się nader łaskawa. Wind- i kitesurfing z poziomu pomostu jest bardzo malowniczy, a integracja w podgrupach to dobre rozwiązanie[2]. Poza tym, jak zwykle, co w Jastarni, zostaje w Jastarni. Nawet po sezonie.

Ostatni (i chyba jedyny raz) na Helu byłam w 1994 (a może 1995?!) roku, ludzie tyle nie żyją. Niespecjalnie więc pamiętam cokolwiek, poza jakimiś letnimi przebłyskami, że kamienne mury i stragany z wakacyjnym nadmorskim badziewiem. Nie było wtedy na pewno Fokarium ani pewnie połowy restauracji kawiarni, stała za to latarnia morska, aczkolwiek chyba na nią nie wchodziłam, a teraz i owszem. Wadą latarni jest oszklona kabina na górze, nad zdjęciami trzeba się napracować i przy większej liczbie zwiedzających logistyka jest trudna.

W Jastarni zwiedzałam głównie plażę, która - poza meduzami - ma jakąś dziwną anomalię, że jak się wchodzi przy hotelu wejściem na przykład 48, a potem się idzie godzinami wzdłuż wody i wychodzi się wyjściem na przykład 51 i wraca chodnikiem przez całe 10 minut, doliczając zatrzymanie się w sklepie po zakupy. Jest szansa, że wolno szliśmy (bo pyrgaliśmy meduzy), ale ja wolę teorię z zakrzywieniem czasoprzestrzeni. Port o wschodzie słońca nader, a o każdej porze pełno jest kotów.

GALERIA ZDJĘĆ.

[1] Nie no, oczywiście że sama weszłam, ale do kostek (a wcześniej morze weszło na mnie, jak fotografowałam meduzy). Było ZIMNO. Ale byli tacy, co - wprawdzie w piankach - ale spędzili koło 10 godzin w wodzie.

[2] I gofra jadłam.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 29, 2019

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: polska, jastarnia, hel - Skomentuj


Forst (ponownie)

[21.09.2019]

O tym, którędy dojechałam i wróciłam na niemieckie przygranicze było tutaj. Do Forst pojechałam w czerwcu na Festiwal Róż, ale równie pięknie - jak się okazało - jest we wrześniu. Bez szaleństwa motyli i pszczół, ale równie kolorowo i nie tak gorąco. Młodzież utknęła na świetnie zrobionym placu zabaw, ja - w daliach i różach.

Obiad w Gut Neu Sacro, jak poprzednio. Po raz pierwszy piłam Federweißer, strasznie mi się podobało (aczkolwiek nie wiem, czy nie przysłużył mi się do migreny-giganta na równi z okularami do dali). Pierwszy raz też karmiłam zwierzynę płową (nie podejmuję się oceniać, czy tylko daniele, czy też inne gatunki) marchwią. Ją marchew jak złe i wyrażają uznanie pochrząkiwaniem.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 21, 2019

Link permanentny - Tagi: neu-sacro, forst, niemcy, forstlausitz, ogrod-botaniczny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Skomentuj


Castiglione del Lago

[20-25.08.2019]

Castiglione del Lago nie jest prominentną pozycją w przewodnikach po Umbrii, ale to urocze i bezpretensjonalne miasteczko - jak wskazuje nazwa - nad jeziorem. Jezioro Trazymeńskie niestety szybko okazało się no go dla Majuta, albowiem jest mętne, nieco muliste i zdarza się, że pływają rybie zwłoki. Dlatego po pierwszej wizycie na jednym z okolicznych basenów na świeżym powietrzu, podzieliliśmy się na ekipę w wodzie (Majut, TŻ) i na ekipę zwiedzającą okolicę (pozostali, dla których basen jest jednym z piekielnych kręgów). Historyczne centrum miasteczka, otoczone średniowiecznymi murami obronnymi jest malutkie, kilkanaście uliczek, restauracje, dwa czy trzy kościoły z urokliwymi zdobieniami (i koty, zawiera też koty[1]), ale centralnym zabytkiem jest średniowieczny zamek Rocca del Leone. Można popełnić ten błąd co ja i w ponad 30-stopniowym skwarze uderzyć od razu na zamek, gdzie okazuje się, że można wejść tylko na dziedziniec. Można też sprytniej zacząć od muzeum, mieszczącego się w Palazzo della Corgna, skąd wąskim tunelem (chłodnym!) idzie się na mury obronne zamku. Mury jak mury, budzą podziw rozmachem, ale widoki na jezioro i miasteczko warte wszystkiego. W samym pałacu sufity i ściany ozdobione są bogato freskami, od patrzenia na nie boli kark; nie wyobrażam sobie malowania ich z głową zadartą do góry.

Zirytowana postępującą niemocą znajomego biura podróży, którym wcześniej ogarniałam wakacje, wakacyjne lokum znalazłam na bookingu. Wydzielony apartament w kamiennym domu, w dużym ogrodzie z trampoliną, hamakiem i jaszczurkami, z właścicielami tuż obok, ale nieiwazyjnie, ale chętnie powiedzą, gdzie jeść i co zobaczyć w okolicy. Na stanie porcelana z serii Churchill, można o poranku kawę w ogrodzie jak lady.

Apartament znajduje się pod miasteczkiem, więc gdziekolwiek trzeba podjechać autem (albo rowerem, gospodarze udostępniają), ale okolica rekompensuje. Tuż obok jest stadnina, gdzie o poranku światło jak z katalogu.

O restauracjach w drodze już pisałam wcześniej, ale i w samym Castiglione del Lago warto zajrzeć do kilku:

  • Cafe Latino, Via Vittorio Emanuele 45 - ryby, pizza i mięso, do tego taras widokowy z panoramą jeziora.
  • Ristorante la Taverna di Julio, Via Amerigo Vespucci 5 - grill prowadzony przez argentyńskiego emigranta.
  • Alisè Cafè, Via della Stazione 5 - ogromne lody i dobra kawa. Tuż przy stacji, jak kto lubi pociągiem.

GALERIA ZDJĘĆ (dużo!).

[1] W gratisie GALERIA ZDJĘĆ włoskich kotów.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 25, 2019

Link permanentny - Tagi: castiglione-del-lago, wlochy - Kategorie: Koty, Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Skomentuj