Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Fotografia+

O ogrodzie i że upał zelżał

Zadzwonił telefon kilka dni temu. TŻ oznajmił, że kupił mi w prezencie solidną łopatę Fiskars. W ubiegłym tygodniu usiłowałam wykonać podkop za pomocą małej łopatki ogrodowej, poległam nie tylko ze względu na to, że pracowałam z nadczynną lingwistycznie córką, ale głównie ze względu na korzenie, którymi mój ogród jest poprzerastany. TŻ dzielnie więc przekopał kilka metrów kwadratowych ziemi i w wielkim chaosie posadziłam: żonkile, tulipany Rem's Favourite i Purple Prince Triumph, szafirki klasyczne i białe, hiacynty błękitne (odmiana "Delft blue") i pomarańczowe (odmiana Gipsy Queen), mieszane krokusy i mieszane irysy.

Praca uczy, dowiedziałam się więc, że żonkile to tak naprawdę żółta odmiana narcyza, krokusy to szafran (wiedziałam, ale i tak), a irysy to kosaćce (a ta konkretna odmiana to wersja holenderska, delikatniejsza od najpopularniejszych bródkowych). Sadziłam w chaosie, bo chociaż miałam rozrysowany plan, co i gdzie, kupione koszyczki na cebulki, to i tak wyszło jak wyszło, a jak wyszło, to wyjdzie na wiosnę. Albo i nie wyjdzie. Teoretycznie od lewej są żonkile, potem irysy, szafirki i hiacynty, dookoła obsadzone cebulkami tulipanów.

Wieczorem w miasto, chociaż lodowaty wiatr zaprzeczający informacji w kalendarzu, że październik, nie zachęcał. W uroczej Pod Niebieniem dla gości z dalekiego Szczecina można dostać burgera z kaczki po poznańsku (kaczka wyglądała obłędnie, natomiast idea burgera w pyzie drożdżowej jednak do mnie przemiawia, bo ja nie lubię pyz) czy wegetariańskie gołąbki z kaszy. Ponieważ był dzień odkryć, kartoflanka po poznańsku - zwana "ślepymi rybami" - to nic innej niż vichyssoise na ciepło (bez myrdyrdy, za to z chipsami z boczku, a w wersji wege - prażonymi migdałami). Majut dostał pieczone w słoiku ciasto czekoladowe z lodami, po czym usnął w samochodzie w drodze do domu i przespał pełne 12 godzin.

Cebulki: Lidl, Biedronka (oraz nieustająco czekam na import z Holandii).
Łopata: Liroy Merlin.
Pod Niebieniem: Żydowska 1 (dawniej Warung Bali).

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 10, 2015

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto, G is for Garden - Komentarzy: 4


#ludziektórzy...

... na spacer na Sołacz wybierają się, i owszem - z koszyczkiem na kasztany, dwiema torbami pokrojonego pieczywa i aparatem, za to zapominają zabrać karty do aparatu.

Za to na jutro jestem przygotowana. Cebulki, koszyczki, łopatka, dołkownica, rękawiczki. Ogrodzie, nadchodzę.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 3, 2015

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: solacz - Skomentuj



Poznań Dębiec, koniec lata

Tytuł nieco odtwórczy, ale mógłby znajdować się na okładce współczesnej powieści moralnego niepokoju. On, ona, komplikacje, ten trzeci, ta czwarta i pies, a w tle pełen przekrój społeczno-ekonomiczny. Ale nie będzie, bo jej nie napiszę. W kołowrotku nowości dom-praca-szkoła nie obejrzałam się nawet, a tu prawie miesiąc minął od przeprowadzki. Okolicę poznaję rzutami oka, rano w drodze do pracy w mgle i złotym słońcu, przy krótkim spacerze po bułki czy pozbawionej refleksji drodze do szkoły, bo zmarnowałam tyle czasu w korku na Drodze Dębińskiej. Pokażę Wam, mnie się podoba. Niejednorodnie, lata 30. ubiegłego wieku mieszają z 70. i współczesnością, ogrody jak z powieści F. H. Burnett z grillem i trawnikiem pod linijkę, krzywe chodniki, rozwalające się płoty (w tym mój!) albo - wręcz przeciwnie - złote szprosy w oknach i nowoczesna metaloplastyka. Złote niedzielne popołudnie. Jak to się w Poznaniu mówi - mój fyrtel od niespełna miesiąca.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 13, 2015

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: debiec - Komentarzy: 3


Wieczorem

Wprawdzie nie w samym centrum, ale teraz mieszkam w mieście - 10 minut samochodem/tramwajem/autobusem i możemy wieczorem spontanicznie (planowałam od rana, ale spontanicznie) pojechać na rodzinny spacer na plac Wolności, gdzie Wedel zasponsorował dwa czekoladowe koziołki (jedyne 600 kg czekolady; ciekawe, ile waży zwykła koza). Wprawdzie nie czekałam w ogromnej kolejce na odłupany kawałek czekolady, ale poszliśmy na lody do Amore Bio Gelato i na pizzę opodal, do Pizza a Pezzi (gdzie Majut zjadł kawałek "bez niczego", a ja wpadłam na pomysł na półki do kuchni i spotkałam chłopaka, który wyglądał jak mój jeden krótkotrwały eks, ale to na pewno nie był on, bo za młody i nie odwrócił się na mój widok z niesmakiem). Uwielbiam miasto (jeszcze) letnim wieczorem, wyjątkowo ożywione, z tłumem ludzi, zapachem jedzenia i neonami. Tylko 10 minut od domu.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek września 4, 2015

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 11


Wielkopolska w weekend - Wierzenica

Współpracownik TŻ-a w zaproszeniu na ślub poprosił o to, by słońce grzało. Nie wiem, czy spodziewał się 37 stopni, ale słońce się przejęło i grzało należycie. Ślub odbywał się w podpoznańskiej Wierzenicy, w dworku Augusta hrabiego Cieszkowskiego; prześliczny, niewysoki budynek pośród zieleni, z zarośniętym rzęsą stawem i improwizowanym in promptu gazebo. Maj ślubem zachwycony, bo panna młoda w bieli, płatki kwiatów i lizaki dla gości, a do tego można zawsze ożywić uroczystość, ciskając do wody patyki, co jest nawet lepsze niż widok całującej się pary ("mama, pocałowali się!"). Na stanie był mały czarny kocurek, co też nie pozostawiło nas obojętnymi. Chociażby dla mruczącego kocurka można, nawet jeśli się nie planuje ślubu w plenerze.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 8, 2015

Link permanentny - Kategorie: Koty, Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ - Tagi: wierzenica, polska - Komentarzy: 6