Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Fotografia+

Bez tytułu: 2011-02-23

Miałam o czymś innym, ale po całym dniu sprzątania i walki z prawie 18-miesięczną entropią, która za moimi plecami opróżniała właśnie wypełnioną szufladę i rozsypywała pieczołowicie ułożony stos, wyprało mnie z umiejętności składania myśli w zdania. Miałam też pochwalić ponad 10 metrami bieżącymi regału na książki oraz kilkoma metrami półek na DVD i inne przydasie, ale po pierwsze primo patrz wyżej, po drugie primo nie mam siły sprzątnąć ze stołu w kuchni, a to mi psuje kadr. Więc. Będą tylko jellybelly, którymi nagle muszę się dzielić z córką (albo wyjadać ukradkiem i takimż ukradkiem fotografować).

Z podziękowaniami dla ^evvy.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 23, 2011

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+ - Komentarzy: 8


O zimnym poranku w oparach kanalizacji

Ze sztuk użytkowych dostałam dziś czekoladę, albowiem nie połączyłam ze sobą dwóch faktów. Miasto moje wpadło na pomysł, że na Wzgórzu Przemysła odbuduje Zamek Królewski, żebyśmy też mieli. A że miało być dobrze, a wyszło jak zawsze, to przy pracach budowlanych poszedł w kanalizację cement i część Starego Rynku dostała w prezencie darmowe fontanny z zawartości kanalizacji. A ja dostałam do przeczytania karteczkę, że Muzeum Sztuk Użytkowych, mieszczące się na wyżej wymienionym wzgórzu, jest zamknięte do maja. Bo cement.

Srodze rozczarowana stwierdziłam, że skoro nie mogę kontynuować zimowego questu po muzeach, to chociaż dopiszę sobie coś do tworzonej od jakiegoś czasu z mozołem listy poznańskich miejsc kulinarnych. Słowem wyjaśnienia, lubię robotę nudną, żmudną i nikomu niepotrzebną, usiadłam więc (i dalej tak siedzę), żeby zindeksować swoje notki o poznańskich kawiarniach i restauracjach. I wyszło, że w kilku nie byłam, w kilku bywałam często, a o kilkunastu jakoś nie zebrało mi się, żeby napisać. Wierzę trochę w pierwsze wrażenie i jeśli po wyjściu skądś nie mam głębszych przemyśleń niż "no dobrze, nie jestem głodna", to jakoś brakuje mi tego drgnięcia w przestrzeni, żeby o tym pisać. A szkoda - bo na przykład do takiej amerykańskiej restauracyjki jak Alabama już nie pójdę, bo zlikwidowana[1], a za pierwszym było miło, ale jakoś się nie złożyło na następne. Przeglądając więc notki, doszłam do wniosku, że trzeba zagarnąć więcej terytorium i poszliśmy na czekoladę do omijanej do tej pory Cacao Republiki.

I drgnęło, jak najbardziej. Na dole kilka małych stolików, wymagających przytulania się do siebie, na górze stolików więcej, ale jeszcze mniejszych i otoczonych przez czerwone kanapy, więc jeszcze kameralniej i milej. Na ścianach stare reklamy czekolad[2], w karcie kawa, ciasta, croissanty, panini i czekolada. Gęsta, aromatyczna, nie za słodka. Zawsze wybieram czekoladę z przyprawami- tu czułam chili i kardamon. Jedyną wadą tego miejsca (bo ceny mimo bliskości Rynku miło umiarkowane) jest skromna liczba stolików i zbyt dużo ludzi, którzy chcą czekolady.

I żeby nie było, zawsze proponujemy, że zapłacimy za rozbitą filiżankę.

[1] I jak zwykle trafiłam na rozlane mleko, bo wczoraj spłonęło poddasze w pałacu Wąsowo, do którego się wybierałam wiosną.

[2] Które dalej są w sprzedaży, tylko nie w Polsce i niekoniecznie samodzielne, bo pod szyldami wielkich koncernów - Cailler, Van Houten czy Villars, które egzystowały gdzieś w pamięci w czasach PRL-u, po czym wróciły, kiedy można już było wyjechać poza Polskę.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 20, 2011

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 6


Business & Beauty

Jakiś czas temu po niespodziewanej znajomości napisałam kilka krótkich tekstów do [2022 - nieistniejącego już] czasopisma "Business & Beauty". Kilka dni temu 2 numer, zawierający moje dwie recenzje filmowe oraz jedną miniaturę, pojawił się w Empikach. Jeśli chcecie do porannej kawy czy herbaty poczytać mnie na papierze - zapraszam.

Mam trochę poczucie, że jestem za mało odprasowana, a moja nieformalna składnia z naleciałościami poznańskimi, tej, niespecjalnie nadąża za lakierowanym papierem i błyszczącą okładką, ale to duża przyjemność zobaczyć swoje nazwisko w druku. Odpowiadając na niezadane pytanie - czy poprawiłabym te teksty bądź napisała od nowa - odpowiedź brzmi "oczywiście".

EDIT: Teksty są już dostępne na stronie czasopisma [2022 - już nie]:

  • Przyjemność latania,
  • Zima w wersji demo,
  • Podniebne kino.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lutego 18, 2011

Link permanentny - Kategorie: Przeczytali mnie, Fotografia+ - Komentarzy: 19


Bjd

W sobotni poranek zerknęłam przez ramię i zobaczyłam to:

Jedno zerknięcie i w efekcie cała gama myśli. Zachwyt, bo i scena rzadkiej urody, i lalki niesamowite. I żal, że mam mhmdziesiąt lat i idiotyczną potrzebę racjonalnych zakupów (oczywiście w granicach mojej nieracjonalności) i nie kupię sobie lalki tylko dlatego, żeby ją mieć. I nawet jakbym ją kupiła, to i tak nie zacznę mieć nagle z powrotem nastu lat i całego czasu świata.

I nagle poczułam się jak paparazzi. I jest to uczucie dość paskudne. Jedno pstryknięcie migawki, straszna moc google'a i jestem w stanie poznać osobę, którą minęłam w kawiarni. Wahałam się przed wysłaniem zdjęcia, ale jednak po krótkiej debacie (również sama ze sobą) ustaliłam, że jestem miłą panią w średnim wieku, a nie obrzydliwym, spoconym samcem z reklamy, któremu z niechlujnych slipek wystaje część pośladków i który dyszy przed ekranem komputera, oglądając blogi nastolatek. A skoro tak, to czemu miłe dziewczę nie może dostać swojego zdjęcia?

Z pozdrowieniami dla właścicielek i ich lalek - starsza pani z kawiarni.

PS A wszystko to dlatego, że dalej wstydzę się podchodzić do ludzi i pytać, czy mogę zrobić im zdjęcie, bo są fajni. Trochę nie do przeskoczenia dla mnie.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 17, 2011

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 23


A dzisiaj

Y. zabrał nas z całą rodziną do Mollini. Pierwszy raz byłam w Mollini - bardzo mi się, aczkolwiek onieśmielają mnie wyprasowane obrusy (zwłaszcza że w miejscu, gdzie dostawiony jest fotelik, szybko gładkość i bezplamistość obrusa znika), płócienne serwetki i specjalne sztućce do każdej potrawy. Pierwszy raz jadłam saltimboccę - i ubolewam tylko, że tak późno. Będę musiała zacząć robić sama, niestety.

Ale najfajniejszą rzeczą w Mollini jest widok na kamienice na Świętym Marcinie (i regał z winami; jednak tak jest dużo najfajniejszych rzeczy, nie tylko jedna). Jak będę duża, to sobie kupię niedużą garsonierę w tej okolicy, żebym miała blisko.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 15, 2011

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 14


A wczoraj

Bez uniesień. Jakoś tak, jak coś wypada w poniedziałek roboczy, to w zasadzie dzień ratuje tylko bukiet białych tulipanów. Nie że było źle (pomijając epizod ze szczotką klozetową oraz nagłym atakiem lepkimi paluszkami na obiektyw), ale to jednak ciężka orka jest. Ciężko o wzruszenia (chyba że zaliczę te momenty, kiedy idę popatrzeć, jak śpi, bo wtedy mięknę i wszystko mi się rozpuszcza), ciężko o budowanie nastroju oczekiwania, bo jest tu i teraz, a ja czekam na wolną chwilę, żeby złapać jakiś analog śniadania. Ale cały czas myślę o kanapeczkach wykrawanych w serduszka, mini-bukieciku kwiatów i czerwonej sukience.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 15, 2011

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+ - Skomentuj