Więcej o
Czytam
W tym tomie mało polityki, bo w roku 1985 ważniejsza była gospodarka. Najpierw na Śląsku zostaje znaleziony kolejarz, któremu odcięto rękę. Po jakimś czasie tak samo okaleczonego pracownika PKP znajdują w pociągu berlińskim na dworcu w Poznaniu. Pechowo zwłoki znaleziono 8. marca, kiedy wszyscy, również milicja, świętują za pomocą goździków i kolejnych setek, więc padło na Teosia Olkiewicza, który w zasadzie nie prowadził jeszcze samodzielnie śledztwa i zupełnym przypadkiem, idąc do melino-zamtuzu, trafił na podejrzanego w mundurze i rudowłosą melę. Po trochę słabszym drugim tomie ten jest równie ładny co pierwszy. Dodatkowy smaczek dla Ślązaków - część akcji dzieje się w Katowicach.
Uwielbiam Ćwirleja za język, bogato przetykany zarówno gwarą poznańską (i śląską), jak i słownictwem ogólnie uznawanym za emocjonalne. Za żywe dialogi realnych ludzi, a nie drętwe i gładkie zdania typu "Umyj ręce, bo obiad stygnie". Za dokładną mapę poznańskich wyszynków, domów pań negocjowalnego afektu i miejsc czy ulic, których już nie ma. Za celne (chociaż oczywiście metodą ze "Zmienników" antycypowane) obserwacje PRL-owskiej rzeczywistości. I za to, czego i mnie żal:
Rynek Łazarski to osobliwe miejsce. Gdyby ten otoczony z trzech stron secesyjnymi kamienicami plac, którego południowo-zachodnia część otwiera się szerokim wyjściem na ulicę Głogowską, znajdował się na przykład w Antwerpii czy nawet bliżej, w Kolonii, mógłby z powodzeniem stanowić centrum ekskluzywnej dzielnicy. Niestety... Był to Poznań.
Inne tego autora tutaj.
#23
Napisane przez Zuzanka w dniu środa czerwca 30, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2010, kryminal, panowie, prl
- Komentarzy: 10
Drugi tom przygód nastoletniej Buby. Nie rozczarowałam się bardzo, bo jest równie uroczy językowo, co pierwszy, w tle pojawiają się ciekawe postacie (honorowy menel Klemens i całe towarzystwo grające w barze "U Ryśka" w ogóra), ale jakoś parę rzeczy mnie nie zachwyciło. Po tym całym budowaniu postaci Buby w pierwszym tomie, poprawianiu jej samooceny, tworzeniu jej ważnej pozycji w rodzinie, znowu nastąpił powrót do początku tomu pierwszego. Nikt poza Bartoszową nie zwraca w domu na Bubę uwagi - ani lansowana przez nowego menedżera matka-pisarka, ani ojciec - niegdyś gwiazda telewizji, teraz prezenter sklepu telewizyjnego, spędzający większość czasu w piżamie przed komputerem, ani dziadek, który podobno studiuje na Uniwersytecie Trzeciego Wieku, ale - podobnie jak ojciec Buby - głównie pocina w brydża na Kurniku i jako - hehe - Blondyneczka romansuje na czatach z Eksplozją Seksu. Niezmienni są tylko Mańczakowie, przychodzący na partyjkę i wyżebrany obiad, lansujący się z kolejnym nietrafionym zakupem z Allegro. Nawet Miłosz, który stał dzielni po stronie Buby, teraz znalazł inny obiekt. Wiadomo, skończy się dobrze, zwłaszcza że Buba umacnia swoją przyjaźń z Agą i zyskuje nowego znajomego - Sierotę. Te małe rozczary nie przeszkadzają, bardzo miła, lekka lektura.
Inne książki tej autorki tu.
#22
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 20, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2010, panie, mlodziezowe
- Komentarzy: 2
Przy każdej książce zastanawiam się, czy znowu uda mi się zostać zaskoczoną i uderzoną w miękkie. I tu niestety (niestety dla mnie, a stety dla przyjemności lektury) tak było. Flegmatyczny i nieśmiały Gunder Jomann jedzie do Indii, żeby przywieźć sobie żonę. Żeni się, wraca do Norwegii i czeka na żonę, która ma przylecieć niebawem. Kiedy ma jechać po nią na lotnisko, dowiaduje się, że jego siostra miała wypadek i leży w śpiączce w szpitalu, więc na lotnisko nie dociera. Niestety, jego świeżo poślubionej żonie nie udaje się również dotrzeć do niego. Znowu Konrad Sejer staje przed śledztwem w małej społeczności, gdzie wszyscy się znają, a jednak ktoś dokonał brutalnego morderstwa. Tym bardziej nie jest mu łatwo, że jego 10-letni pies ma guzy rakowe i nie jest w stanie myśleć tylko o pracy. A na końcu, jak w poprzedniej książce, aresztowanie podejrzanego nie przynosi katharsis zarówno dla mieszkańców wsi, jak i dla Sejera.
Czemu uderza w miękkie? Przede wszystkim boję się zaginięć, sytuacji, kiedy nagle ktoś wyszedł po papierosy i zniknął. I nie wiadomo, czy rzucił wszystko i pojechał w Bieszczady, czy oberwał tępym narzędziem i leży przysypany suchymi liśćmi w lesie i może za dwa lata ktoś się o niego potknie. Poza tym mam taką naiwną wiarę w Temidę (oczywiście w kryminałach, nie w życiu), że jej przedstawiciele zawsze podejmują jak najlepsze decyzje i wybierają sprawców celnie, nawet jeśli po drodze mają wiele błędnych tropów. Fossum się bawi z tymi strachami i tą wiarą, bardzo zgrabnie.
Inne książki tej autorki tutaj.
#21
Napisane przez Zuzanka w dniu środa czerwca 16, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2010, kryminal, panie
- Komentarzy: 1
Niespecjalnie wierzę w numerologię, ale przypomniałam sobie o tej książce, kiedy już byłam na tyle przytomna, żeby zauważyć na bransoletce na rączce córki godzinę urodzenia.
253 pasażerów jedzie londyńskim metrem. Niektórzy się znają, niektórzy się poznają, większość o sobie nic nie wie. I jest wszystkowiedzący narrator, który w 253 słowach opisuje każdego z pasażerów - kim jest, o czym myśli, czemu jedzie tym pociągiem, kiedy wysiada i po co. I od pierwszego pasażera - maszynisty - wiedzie resztę do stacji końcowej. Taka bardziej zabawa niż powieść, dla ludzi, którzy jadąc komunikacją miejską zastanawiają się, czym zajmuje się ta małp^Wpani w czerwonym płaszczu i skąd-ja-znam tego pana w dżinsach. Można ją było (2018 - nieaktualne) przeczytać na www, gdzie pojawiła się przed postacią książkową.
#20
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 5, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2010, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 2
Jakbym nie wiedziała, że NR to pseudonim Tadeusza Kwiatkowskiego, to - jak w przypadku Joe Aleksa - dałabym nabrać się na to, że kryminał napisał autor niepolski. Ujęła mnie plastyczność - mała, francuska mieścina, wszyscy się znają, życie towarzysko-polityczno-plotkarskie toczy się głównie w kawiarence "Abricot", gdzie właściciel serwuje pyszne rurki z brzoskwiniowym kremem. I wszystko się wokół tych pysznych rurek kręci.
Do małego francuskiego miasteczka przyjeżdża amerykański reżyser filmowy. Zatrzymuje się u autora kryminałów, u którego najpierw ktoś kradnie diamentową broszkę żonie gospodarza, a następnie morduje wspomnianego gospodarza. Śledztwo prowadzą trzy osoby - amerykański reżyser, któremu zamordowany autor obiecał sprzedać książkę jako scenariusz na następny film, lokalny policjant Lepere i błyskotliwy, choć niski, detektyw Randot z pobliskiego miasta.
Zabawną rzeczą, którą można by było zwalić na błąd tłumacza, ale z przyczyn oczywistych nie, był opis jedzenia rurek przez jedną z bohaterek - Celestynę, która "rurki z kremem wkładała do ust w całości i mimo iż najwidoczniej miała wprawę, traciła od czasu do czasu oddech". Oczywiście autor przez rurki z kremem mógł mieć na myśli zupełnie inne rurki, ale i tak mnie to setnie ubawiło.
Inne tego autora:
#19
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 11, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
kryminal, panowie, 2010, klub-srebrnego-klucza
- Komentarzy: 2
Zanim wyszli "Niewidoczni akademicy", zatęskniłam do Pratchetta i wylosowałam sobie z półki "Wyprawę wiedźm" (ale, jak widać, priorytety się zmieniły i "Wyprawa" poczekała, aż skończę "Akademików"). Jestem taką podróżniczką jak Niania Ogg - wysyłam
pocztówki, uważam, że za pomocą machania rękami, mówienia głośniej oraz klepania
wachlarzem po ręku i mówienia "le sir" mogę załatwić wszystko, a turyści to tacy ludzie specjalnej troski, nad którymi czuwa parasol opatrzności. Za to szczególnie lubię "Wyprawę".
Lubię rozpoznawać u Pratchetta kalki naszej rzeczywistości. Genoa to Nowy Orlean, z Mardi Grass, voodoo, czarnoskórą kucharką panią Gogol z nieodłącznym magicznym czarnym kogutem Legbą, alejgatorami na bagnach i zombiem Saturdayem. Wioska z
wampirem, co nie wytrzymał starcia z kotem Greebo - Transylwania. Miasteczko z ziołowym likierem i wyścigami byków - Katalonia. Taka formuła "świat w kilka dni". Na Dysku możliwe, u nas trochę trudne.
A cała wyprawa, która się zaczyna od tego, że Magrat dziedziczy funkcję wróżki i
czarodziejską różdżkę oraz ma udać się sama, bez Niani i Babci do Genoi - typowa głowologia. Wiadomo, że jak się czegoś zakaże wiedźmom, to są znacznie chętniejsze niż gdyby im coś nakazać. Do tej pory kocur Niani - Greebo, słodki, mały pieszczoch ze śmierdzącym futrem i bez oka - był postacią mocno przypodłogową i drugoplanową. Tutaj - zyskuje ludzką postać i ma sporo rozrywki. Ja też. Sceny z Greebo są urrrocze. I z Casanundą, drugim najlepszym kochankiem na Dysku.
Inne tego autora tutaj.
#18
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 7, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2010, panowie, sf-f
- Komentarzy: 1