Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Deadpool

Umówmy się, że to nie jest może i kino ambitne, ale jakże zabawne. Jest zwyczajny łotr, Wade, który lubi złomotać innych łotrów za pieniądze lub zgoła hobbystycznie. Potem jest jak w filmie - poznaje dziewczynę (i to jaką), zakochują się, po czym, jak już jest całkiem stabilnie i miło, okazuje się, że chłopak ma nieuleczalny nowotwór. Przyjmuje szemraną propozycję człowieka, który wygląda jak Roman Wilhelmi i w Fabryce Superbohaterów zostaje... strasznie szpetnym, choć niezniczalnym łotrem. Wprawdzie bez nowotworu, ale i bez dziewczyny, bo wygląda jak przepuszczony przez maszynkę do mięsa (jak to ładnie w jednej recenzji określono - krzyżówka Freddy'ego Krugera i pizzy peperoni) i jednak się krępuje wrócić. Ponieważ przemieniający go naukowiec-cwaniaczek rzucił lekko, że mógłby tę niewyjściowość anulować, jakby mu się chciało, Wade wchodzi na ścieżkę wojenną i demolując pół miasta ściga cwaniaczka. W trakcie wplątują się nieco wybrakowani X-meni, pyskaty barman, niewidoma (choć ciągle chętna) staruszka, meble z Ikei oraz lotniskowiec.

Są przekleństwa, nagość, pożycie intymne, krew i zabijanie, żeby nie było, że kaszka z mleczkiem. Nie wiem, czy da się nakręcić bardziej postmodernistyczny film o komiksie, pełen nawiązań, puszczania oka do widza (dosłownie, czwarta ściana leży) i lekkiej drwiny z Hugh Jackmana.

PS Sami byliśmy, bez dziecka, uprzedzając pytania. Dziecko miało wywczas u dziadków.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 3, 2016

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 3


I już po pół roku

... z jesiennych zasiewów wyrosły krokusy. Hiacynty są najbardziej rozwojowe, martwi mnie nieco brak żonkili. Reszta zielonej armii wysuwa liście. Żeby im nie było smutno, w ubiegłą niedzielę TŻ wykopał, a my z Majutem wsadziliśmy kłącza i cebule (dalie, mieczyki i frezje). Ponieważ udało się w międzyczasie wyciąć dwa drzewa spod okien i przyciąć czereśnię, mam chytry plan wysypać wszędzie nasiona trawy i różnych drobnych kwiatów i popatrzeć, co z tego wyjdzie. A w przyszłym roku może już uda się zrobić trawnik z rolk^Wprawdziwego zdarzenia.

Pół roku temu.

PS Przenoszę się na nowe, ale jeszcze nie.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 1, 2016

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, G is for Garden - Komentarzy: 2


John Steinbeck - Podróże z Charleyem

Steinbeck zabiera psa, pudla o imieniu Charley i kampera, zwanego Rosynantem i w takim składzie wyrusza na wyprawę po Ameryce. Po napisaniu wielu książek, w latach 60. stwierdził, że zbytnio odsunął się od tych, których opisuje. Zaczął zastanawiać się, czy rzeczywiście zna kraj, o którym pisał. Podróż miała mu dać odpowiedź na to pytanie. Ton gawędy się zmienia - od kpiarskiego i lekkiego na Północy do minorowego i pełnego wstydu na Południu, gdzie w dalszym ciągu trwa segregacja rasowa. Nie jest to przewodnik, raczej metaopowieść o podróżowaniu jako takim, samotności, balansie między potrzebą kontaktu a unikaniem go, spotykaniu ludzi, z którymi rozmowa sprawia przyjemność i takich, od których trzeba uciec.

Wynotowałam sobie dwie bliskie mojej naturze podróżniczej obserwacje:

Kiedy byłem bardzo młody i czułem uporczywe pragnienie znalezienia się gdzie indziej, ludzie dojrzali zapewniali mnie, że dojrzałość uleczy te zachcianki. Kiedy zaś lata określiły mnie jako dojrzałego, przepisanym lekarstwem miał być wiek średni. W średnim wieku zapewniano mnie, że starszy wiek uśmierzy moją gorączkę, a teraz, kiedy mam lat pięćdziesiąt osiem, może załatwi to zgrzybiałość. Nic nie poskutkowało.


Myślę, iż w długofalowym planowaniu podróży jest utajone przeświadczenie, że do niej nie dojdzie. W miarę jak zbliżał się ów dzień, ciepłe łóżko i wygodny dom stawały się coraz bardziej pożądane, a moja droga żona nieskończenie cenna. Wyrzekanie się tego na trzy miesiące dla okropności niewygód i niewiadomego wydawało się szaleństwem. Nie miałem ochoty jechać.

Zaskoczyło mnie przede wszystkim to, że wbrew przekonaniu nie czytałam nigdy wcześniej tej książki. Smuteczek, bo przez to omijałam ją przed długie lata z przekonaniem, że przecież już znam. Mam nadzieję, że to jednostkowy przypadek, a nie postępująca powoli amnezja.

Inne tego autora tutaj.

#21

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 1, 2016

Link permanentny - Tagi: 2016, beletrystyka, panowie - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Ozzy Osbourne, Chris Ayers - Ja, Ozzy. Autobiografia

Tytuł mówi za siebie - Ozzy opowiada[1] o tym, jak z niezbyt rozgarniętego chłopaka z przemysłowego angielskiego miasteczka został międzynarodową gwiazdą rocka (ale rozumu mu nie przybyło). Dużo anegdot, często już za tą granicą, gdzie jest dobry smak[2], co jednak niespecjalnie dziwi, jeśli mowa o człowieku, który - przypadkiem! - odgryzł głowę nietoperzowi. Co mnie zastanawia, to ile z tego, co się (eks) wokaliście Black Sabbath przydarzyło, nie zostało w książce z różnych przyczyn opisane.

[1] W zasadzie to już na wstępie wyjaśnia, czemu sam książki nie napisał oraz że nie gwarantuje prawdziwości czy rzetelności czegokolwiek ze względu na zaawansowane i wieloletnie korzystanie ze środków odurzających.

[2] Nie żebym się czegoś innego spodziewała, wszak nie od wczoraj cenię w muzyce ludzi, jakby to powiedzieć, ekscentrycznych.

#20

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 27, 2016

Link permanentny - Tagi: anglia, 2016, panowie, biografia - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Fortitude

Pokryta lodowcem norweska[1] wysepka, białe niedźwiedzie, 800 uzbrojonych mieszkańców i 4 policjantów. Kilka wydarzeń doprowadza do tego, że na wyspę przylatuje śledczy z Londynu, niechętnie witany przez lokalne władze - śmierć geologa, zagryzionego przez białe niedźwiedzie, wyjaśniona jako nieostrożność denata oraz brutalne zabójstwo naukowca z lokalnego instytutu badawczego. Pani gubernator próbuje nie dopuścić do storpedowania budowy prestiżowego (i ratującego lokalną społeczność przed upadkiem finansowym) hotelu na lodowcu, dziwnym trafem wszyscy - policjant z Londynu i dwaj denaci - jej w tym przeszkadzali. Lokalny szeryf wygląda na nie całkiem uczciwego. Ale właściwym początkiem całej historii jest prehistoryczne znalezisko dokonane przez dwójkę dzieci.

Tyle że to nie jest kryminał (a w zasadzie nie tylko), a horror. Ewidentnie widać inspirację Twin Peaks (mała, spokojna mieścina, wszyscy się znają, chociaż mają tajemnice, dziwne morderstwo, przyjezdny detektyw), może tylko więcej śniegu jest. I krwi.

[1] Niby norweska, ale kręcona na Islandii.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 26, 2016

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Grace and Frankie

Dwóch dżentelmenów w okolicach 70. oznajmia swoim żonom, że przechodzi na emeryturę, co było spodziewane oraz, co było już całkiem zaskakujące, że planują się rozwieść w celu zawarcia drugiego związku małżeńskiego. Ze sobą, jednopłciowego, albowiem panowie kochają się od 20 lat i chcą ze sobą być legalnie. Żony zostają na lodzie i mimo że łączyło je do tej pory tylko to, że ich mężowie się przyjaźnili, a dzieliła wzajemna irytacja na swoje zachowanie, zaczynają się przyjaźnić. W tle ze wszystkim usiłują sobie też poradzić dzieci obu par.

Bardzo świeże spojrzenie na starość, tym bardziej rzadkie, że raczej melancholijne i ironiczne ("po siedemdziesiątce dla panów Viagra, dla nas lubrykant na suchość pochwy") niż sitcomowe. Doskonała rola Lily Tomlin, bardzo dobra Jane Fonda, taki sobie Sam Waterson i okropny Martin Sheen. Ale dla mnie najfajniejsze są wnętrza pięknego domku przy plaży w San Diego. Chcę na emeryturę i to szybko (aczkolwiek jak TŻ mi oświadczy, że chce się rozwieść dla innego pana, to uszy pourywam).

Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 23, 2016

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 3


Maciej Płaza - Skoruń

Wieś pod Sandomierzem, lata 80. (i później). Skoruń - urwis, ladaco i nic dobrego, bezimienny mały chłopiec dorasta wśród sadów i z pozoru leniwej Wisły między religijną matką i skomplikowanym, trudnym w kontakcie ojcem. 7 opowiadań, zazębiajacych się w kolejne ogniwa łańcucha pór roku - zbiór jabłek, spotkanie z handlarzem wodą sodową w miasteczku, budzenie się dojrzałości płciowej, dygresyjna historia powodzi sprzed lat, która zaznaczyła życie ojca, matka użądlona przez pszczołę, śmierć starej sąsiadki; wszystko to splata się w niezbyt łatwe dojrzewanie. Co mnie zachwyciło przede wszystkim, to język. Mocne, gęste znaczeniowo zdania, niespotykane zbyt często słowa; widziałam kolory, czułam zapachy, a na języku smak potu. Jednocześnie nie jest to rzecz do szybkiego czytania, rozkładałam sobie lekturę na kilka miesięcy.

Doskonale się czyta książki napisane przez znajomych (ludzie, ilu ja mam pięknie piszących znajomych, nieustająco mnie to zachwyca), ale niesamowicie trudno się je opisuje. Z wrodzonego lenistwa dodam link do wnikliwej recenzji.

Maciek, czekam na następną.

Inne tego autora:

#19

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 20, 2016

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: panowie, 2016, beletrystyka - Skomentuj



O starości

Na blogu [2019 - link nieaktywny] obok pisałam, że nie ma już kota Koki. Smutno, ale i ulga, bo starość - bura suka - nie jest łaskawa. Odbiera osobowość, odbiera zdrowie, ale pozostawia ten kawałek, który się kurczowo życia trzyma. U zwierząt niby łatwiej - człowiek może zdecydować i oszczędzić zwierzęciu cierpienia, ale potem to człowiek zostaje z dylematem, czy to na pewno był dobry moment. Tutaj zadziałała natura, rano wychodząc zostawiliśmy kota jak co dzień przez ostatnie tygodnie, najedzonego i leżącego, po powrocie z pracy już kot się skończył. 15 lat razem.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 13, 2016

Link permanentny - Kategoria: Koty - Komentarzy: 5


Downward spiral

[4/6.03.2016]

Przestałam ostatnio nosić aparat. Bo lenistwo, w końcu zajmuje miejsce i swoje waży. Bo aparat w telefonie czasem potrafi lepiej i nie trzeba nosić dodatkowego obiektywu (lenistwo, mówiłam?). Bo instagram, a z Nikona się nijak nie da od razu. Bo praca. Bo szaro i tak, nie ma rozbłysków i potencjalnych bokeh. Mam poczucie, że coś trzeba z tym zrobić. Rozpaczliwie czekam na ciepło, stabilność lekkiego obuwia i #nagołenogi. I energię, która pozwala zejść z trasy.

(Wyspiańskiego 56)
(al. Wielkopolska, Niepodległości)

Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 9, 2016

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 2