Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panowie

Patrick Quentin - Jego dwie żony

Taka trochę smętna ramotka o wielkim świecie amerykańskich magnatów prasowych kilkadziesiąt lat temu. Obiecujący pisarz Bill, autor świetnego debiutu, przestał pisać, po czym został opuszczony przez piękną żonę Angelikę, która szanowała i wspierała artystów, ale tych tworzących. Intratnie się wżenił w rodzinę C. J. Callinghama, biorąc za żonę jego starszą, nieatrakcyjną córkę Betsy. I tak sobie wygodnie żył do momentu, kiedy nie spotkał przypadkiem byłej żony, ciągle pięknej, choć nieco poobijanej. Wiadomo, damie w opresji trzeba pomóc, ale żeby nie irytować brzydkiej zakompleksionej drugiej żony, warto to robić w tajemnicy. Po czym nagle okazuje się, że nowy protegowany Angeliki, początkujący pisarz Lumb, zaczyna go nachodzić, poznaje jego postrzeloną szwagierkę Daphne i - ponieważ węch ma dobry - chce się z panną żenić. Po czym pojawia się uprzejmy porucznik Trant i zaczyna wypytywać wszystkich o alibi, ponieważ ktoś Lumbę zastrzelił. I nagle się okazuje, że kłamstwa i przemilczenia Teda zaczynają się kumulować, a wszyscy wokół coś ukrywają, nawet ci, co do których zawsze miał zaufanie. Pointa nieco przewrotna, choć spodziewałam się jednak nieco większego kalibru zamieszania.

Inne tego autora, inne z tej serii:

#11

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 1, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: panowie, 2011, z-jamnikiem, kryminal - Skomentuj


Tadeusz Ostaszewski - Kantorek Felicji

We wsi Sielawa w GS-ie sprzedawała Felicja Ciernik, "panna o urodzie krzepkiej - bardzo wysoka i silna". Sprzedawała również i tanie wino, więc lokalne kumy nie kochały jej specjalnie, bo rozpijała im ciężko pracujących na roli i w obejściu chłopów. W efekcie co i raz zdarzała się jakaś awantura, kiedy szczególnie krewka niewiasta chciała zabronić Feli sprzedaży alkoholu za pomocą argumentów ręcznych. I po jednym z takich zajść, które zakończyło się celnym rzutem butelki z winem w twarz pani Pszczeliny, następnego dnia rano znaleziono Felicję zamordowaną. A chwilę później i weterynarza Korala, którego z Felą podobno łączyła sprawa, wymagająca wizyty u ginekologa w sąsiednim miasteczku. Zupełnym przypadkiem noc popełnienia obu przestępstw we wsi spędził kapitan milicji, Tomasz Rajski i wprawdzie wrócił do miasta, ale tylko po to, żeby przebyć jeszcze raz trasę i pomóc miejscowemu komendantowi Tatarowi w śledztwie. Mała rywalizacja między miastowym a wsiowym organem władzy szybko wykazała, że żaden z nich nie jest głupszy od drugiego i mimo sprytnego mylenia tropów przez nieco psychopatycznego mordercę, sprawę morderstw (a przy okazji malwersacji i przywłaszczeń mienia społecznego) rozwiązali na niecałych 242 stronach małego formatu.

#10

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 22, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: kryminal, panowie, prl - Skomentuj


Marek Przybylik - To było tak. Dzień Targowy

O tym, jak to drzewiej bywało, nie zawsze najlepiej opowiada historia czy polityka, a znacznie bliżej rzeczywistości jest to, co i za ile ludzie kupują. Przybylik pisywał swoje felietony do "Życia Warszawy", podając ceny rzodkiewek, spisując asortyment targowisk, wyliczając, gdzie taniej (i gdzie w ogóle) bywa schab z kością, a gdzie drożej masło. Opisywał ówczesne lokale uspołecznione, drobne afery handlowo-spekulacyjne czy imprezy mniej lub bardziej masowe (ot, taką licytację koni czy imprezę z okazji polskiego wydania Playboya) Felietony są raczej warszawo-centryczne (bo jak o Bazarze Różyckiego czy Hali Mirowskiej słyszałam, tak o Polnej czy innych - niespecjalnie) z włączeniem okolic. Kilka opowiada malowniczo o tym, jakie ciężkie było życie w kryzysie u Szwajcarów czy Francuzów. Mnóstwo anegdot z czasów, kiedy wódka kosztowała 103 zł ("Czemu Waryński jest smutny? Bo mu zabrakło 3 zł do flaszki").

Warto mieć w domu chociażby po to, żeby korzystając ze słowniczka trudniejszych pojęć (asygnata, kartki na benzynę, kraje demokracji ludowej) wyjaśniać urodzonym po roku 1989 fenomen epoki, w której nic w sklepach nie było, a wszyscy czymś się żywili i w coś się odziewali.

#6, też trochę awansem, ale czytywałam po kilka stron w wolnej chwili.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 31, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, felietony, panowie, prl - Komentarzy: 3


Irvine Welsh - Sekrety sypialni mistrzów kuchni

W Edynburgu, jak nie ma akurat Hogmanay albo festiwalu, z rozrywek zostaje albo picie, albo bójki po meczu, albo - jeśli są kobiety - podrywanie w barze i szybka konsumpcja gdziekolwiek. Danny pracuje w analogu Sanepidu, który kontroluje restauracje pod kątem higieny i wbrew zachowawczemu szefowi zwraca uwagę lokalnemu gwiazdorowi, że wprawdzie menu imponujące, ale od zaplecza syf, co powoduje pewne niesnaski w urzędzie. Sytuacji nie poprawia fakt, że Danny jest alkoholikiem, szuka ojca, właśnie zniszczył swój związek z piękną tancerką Kay, a do pracy przyjęto irytującego go Briana. Brian jest nerdem, co to na konwenty fanów Star Treka, w góry, a wieczorami na strychu puszcza miniaturowe kolejki. Któregoś dnia skacowany i zirytowany Danny rzuca klątwę na Briana, który od tej pory zaczyna odchorowywać jego alkoholowe eskapady, bijatyki i okazjonalne zażywanie twardych narkotyków. Bo, nie wspomniałam, autor napisał też książkę, na podstawie której powstało "Trainspotting".

Niby zachwyca, ale nie zachwyca. Nie szanuję wtykania do realistycznej książki mistycyzmu, dla mnie to takie oszustewko jak "a potem się obudził". Niezaprzeczalnie świetnie się czyta, wprawdzie Edynburg to tylko tło dla pijackich wieczorów Danny'ego, ale krótki rzut oka na San Francisco, co którego pojechał trzeźwieć bohater, jest bardzo miły. Tłumaczenie poprawne, ale jednak bym sprawdzała płeć opisywanych celebrytów (nie czyta się książek kulinarnych Lawsona, tylko Lawson). Książka jest nieco przewrotna (teraz to się nazywa postmodernizm), bo tytułowa powieść to pamiętnik jednego z potencjalnych ojców Danny'ego, pełen erotyki i chwalenia się potencją, z rzadka przerywany przepisami kulinarnymi, dodatkowo to taki swoisty przewodnik po życiu dla Danny'ego, który autora jednocześnie nienawidzi i podziwia. Studium alkoholizmu, przemocy domowej i szkolnej, która zostawia ślad na całe życie, ryzyka wyborów, spapranych szans i tęsknoty za czasami rozkwitu muzyki punk.

#5

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 30, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Marek Hłasko - Pierwszy krok w chmurach. Baza Sokołowska

Są lektury, za które trzeba się wziąć wcześnie. Mnie jakoś Hłasko zupełnie ominął, pewnie dlatego, że w szkole "do matury" robiło się do II wojny światowej, a potem to "sobie doczytacie, bo współczesnej i tak nie będzie". Nie było, więc Hłasko mi odpadł zupełnie.

I mam teraz problem. Bo "Baza Sokołowska" jest tak bolesnym produkcyjniakiem, że mi aż oko łzawi. Nie czuję tego etosu pracy, przezwyciężania trudności, walki o każdy kilometr i samodzielnego rozkładania silnika na mrozie, żeby tylko dojechać, a nie prosić kolegów o pomoc. Wiem, tak hartowała się stal, ale teraz każdy ma telefon komórkowy i wklepany numer do Assistance czy innego helpdesku.

Z "Pierwszym krokiem w chmurach" problem mam inny. Poczytałam sobie o Hłasce i jego życiu, że polski James Dean i buntownik. Tyle że minęło 60 lat i nawet jeśli wtedy to, co pisał, było mocne i odkrywcze, teraz już zostało przemielone przez 10 innych pisarzy. I owszem, w "Pierwszym kroku" widzę świat zgorzkniałych ludzi, którzy rozmienili swoje życie na drobne i chętnie zniszczą wokół siebie wszystko, co ładne; taki "Rezerwat" bez lukru. Tylko zastanawiam się, czy chcę dalej czytać Hłaskę. A jak chcę, to co?

#4

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 24, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, beletrystyka, panowie, prl - Komentarzy: 10


Mariusz Szczygieł - Zrób sobie raj

Szczygieł, poza tym, że pisuje doskonałe felietony, ma to, o czym marzę - dom z ogrodem w Pradze[1]. Wprawdzie wynajmowany, ale taki bardziej na stałe, a do tego z pięknym oknem wychodzącym na ogród. W tym tomie jest kilka czeskich historii - o tym, jak Czesi reagują na śmierć, czemu rzeźbiarz Černy niekoniecznie chce być Czechem, jak to jest z tym ateizmem w Czechach i czemu Polacy lubią Czechów, a Czesi wręcz przeciwnie. Zgadzam się ze Szczygłem, że książka nie jest z gumy, ale warto było umieścić i felieton o Cimrmanie w tym tomie.

Pewnie to nic odkrywczego, ale następną wycieczkę do Pragi zaplanuję tak, by znaleźć wszystkie rzeźby Černego.

EDIT: O, choćby tak, korzystając z bloga Szczygła [link nieaktualny].

[1] Nie upieram się przy Pradze, ale zawsze chciałam mieć domy w różnych zakątkach świata. Żeby podróżować z małą walizką, a wszystko mieć na miejscu.

Inne tego autora:

#3

Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 19, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, panowie, reportaz - Skomentuj