Więcej o
                                    panowie
                            
                                                                            
                    
                
                
                                "Statek T. S. S. Kościuszko zdan kapitanem Eustazym Borkowskim kapitanu Mamertu  Stankiewiczu[1] w stanie takim, w jakim jest" - brzmiał najkrótszy protokół przekazania statku. I było to jedno z wielu zdań, które mnie w tym zbiorze opowiadań o wiecznie blagującym (ale czy naprawdę?) wilku morskim, szamanie Eustazym Borkowskim, ujęło. Kapitan, tytułujący wszystkich "KOCHAAAANY MÓJ", umiał z właściwym sobie wdziękiem wyjść z każdej, potencjalnie niewygodnej sytuacji, nawet jeśli odbywało się to kosztem załogi, którą bez skrępowania zatrudniał do wszelkich wiców, żartów i sytuacji, które miały okazać jego erudycję, wielojęzyczność i dar panowania nad morzem. Podwładni dzielili się na tych, którzy go kochali, i na tych, którzy uważali go za błazna, kiepskiego aktora i dyletanta, grającego nieustający spektakl na swoją cześć. Niektóre historie są typowo nostalgicznymi wspomnieniami za czasem świetności polskiej marynarki, niektóre uroczym świadectwem wydarzeń historycznych jak np. przewożenie i chrzczenie bizonów, daru Polonii Kanadyjskiej dla Prezydenta Mościckiego. Nie podejmuję się oddzielać blagi od prawdy, zresztą chyba sam autor się tego nie podjął; oczywiście pada pytanie, czy warto. 
[1] Misiownik, jak mi śliwki miłe!
#101 / #8
                
        Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday October  5, 2014
    Link permanentny -
                    
                    Kategorie:
                
                    Słucham (literatury),                     Czytam                 -             
                    Tagi:
                
                    2014,                     beletrystyka,                     panowie                    
            - Komentarzy: 6
            
                            
            
                    
                
                
                                Nobliwa starsza pani usiłuje dostać się do komisarza Maigreta, ponieważ ktoś jej w domu (8 bis, quai de la Megisserie) pod nieobecność przestawia rzeczy. Robi wrażenie spokojnej, ale wiadomo - może być wariatką (ale ma jasne szare oczy tchnące czystością i dobrocią, więc raczej jej komisarz uwierzył). Zanim Maigret zdąży zareagować, staruszka zostaje znaleziona uduszona. Mimo że w domu nie ma specjalnie wiele rzeczy (szafa staruszki nadaje nowe znaczenie słowom antykonsumpcjonizm i minimalizm - dwie zimowe sukienki, 3-4 letnich, dwa płaszcze i dwa kapelusze - zimowy i letni), a wszystkie pieniądze są przechowywane w banku, komisarz zaczyna obserwować otoczenie dwukrotnej wdowy. I po kilku dniach wykrywa, kto ją zabił. 
Akcja się nieco ślimaczyła mimo zaangażowania wielu funkcjonariuszy, ale z zachwytem obserwowałam spożycie alkoholu podczas niecałego tygodnia śledztwa. W ulubionej piwiarni Maigreta Dauphine na stole ląduje karafka beaujolais i filety ze śledzia (obiad roboczy). Z żoną w kawiarni wypija kieliszek calvadosu, myśli o drugim, ale w obawie przed alkoholizmem powstrzymuje się. Wracając do domu, zatrzymuje się znowu w Dauphine, gdzie wypija już dwa kieliszki białego musującego wina, w końcu doktor się o tym nie dowie. Kolejne wypija w lokalu, gdzie pracuje muzyk, cioteczny wnuk denatki, więc prawie służbowo, bo przesłuchuje. Po pogrzebie wstępuje do bistro (pełnego stałych bywalców, na ladzie leżały jaja na twardo) na jeszcze jeden kieliszek białego wina. Kiedy śledztwo rzuca go do Tulonu, spotyka się ze swoim dawnym kolegą z pracy, komisarzem Marellą; dla uczczenia spotkania zaczynają od kawy (8 rano), przesłuchują podejrzanego i szybko udają się do baru na karafkę różowego prowansalskiego podczas kolejnego przesłuchania. W willi mafiosa zgadzają się skwapliwie na Toma Collinsa, który niebawem spłukują kolejną szklaneczką różowego wina. Wieczorem jeszcze jedno wino w barze, już na pożegnanie z przyjacielem, ale udaje im się jeszcze wpaść  do domu Marelli na kolejne wino, tym razem z jego piwniczki. Przypominam, Maigret nie jest alkoholikiem, tylko Francuzem.
Inne tego autora tu.
#99
                
        Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday September 30, 2014
    Link permanentny -
                    
                    Kategoria:
                
                    Czytam                 -             
                    Tagi:
                
                    2014,                     kryminal,                     panowie                    
            - Skomentuj
            
                            
            
                    
                
                
                                W niechronologicznych epizodach autor-narrator odsłania historię związku Grety i Ernesta Hoffmanów, śpiewaczki i kompozytora na tle burzliwej historii Gdańska w okresie przed i w czasie II wojny światowej. Na to nakładają się już własne historie narratora -  najpierw wychowanego w powojennej rzeczywistości chłopca, potem dorosłego, który rozmawia ze starą już Gretą, Niemką, która mimo wszystko została w Polsce; przejścia jego rodziny, rodzin znanych mu Kaszubów oraz - występującego w roli nemezis z przeszłości - pewnego zdegenerowanego Francuza z XVIII wieku. Dużo ładnych scen, dużo ładnych słów autor zebrał, żeby pokazać siłę przypadku, przyjaźni i zwykłej ludzkiej życzliwości. I że człowiek potrzebuje ogrodów, kawałka ziemi, który rodzi i który można kształtować. 
Dobrze, że nie czytałam recenzji przed lekturą, bo w zasadzie większość z nich narzeka, że autor jest erudytą, porusza się sprawie w poprzek historii i kultury oraz że korzysta z memów i klisz (Wagner - hitlerowskie Niemcy, RM Rilke - dobrzy Niemcy itp.). Mogę na to odpowiedzieć - so what. Nie jest to książka z potoczystą narracją, w którą się wchodzi jak w wartko płynącą rzekę, ale to - jak okolica Gdańska - zatoka, do której dopływają wątki-dopływy różnych ludzkich losów.
D. mi pożyczyła - dziękuję!
Inne tego autora tu.
#97
                
        Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday September 28, 2014
    Link permanentny -
                    
                    Kategoria:
                
                    Czytam                 -             
                    Tagi:
                
                    2014,                     beletrystyka,                     panowie                    
            - Komentarzy: 3
            
                            
            
                    
                
                
                                Za kurtyną
Podczas pobytu w San Francisco emerytowany detektyw Scotland Yardu zostaje zamordowany w trakcie uroczystej kolacji u lokalnego bogacza. Sir Frederick prowadził hobbystyczne śledztwo w sprawie zaginięcia młodej kobiety sprzed kilkunastu lat (oraz - pobocznie - sprawę zabójstwa z chińskimi pantoflami w roli głównej). Obecna na kolacji pani prokurator Morrow otrzymuje śledztwo, teoretycznie ze sceptycznym i gwałtownym (nie wspominając o tym, że zarozumiałym) inspektorem Flannerym. Prosi jednak o pomoc Charliego Chana, któremu wprawdzie właśnie urodziło się jedenaste (pogratulować?) dziecko, ale - po poruszeniu nuty chińskiego honoru - nie wraca do żony do Honolulu, tylko zostaje i śledzi. Pobocznie to dość szowinistyczna historyjka o tym, że ładne kobiety powinny się zająć macierzyństwem, a nie robotą prokuratora; cała intryga zmierza do tego, żeby młody bogacz oświadczył się pani prokurator (i żeby szybko urodziła mu śliczne dzieci). Gdzieś tam przy okazji Chan wyjaśnia oczywiście tajemnicę morderstwa w penthousie i wraca do żony. Dodatkowo też pojawia się poboczny wątek - czy kamerdyner z tajemnicą jest dobrym kamerdynerem.
 Charlie Chan prowadzi śledztwo
Podczas wycieczki objazdowej dookoła świata w londyńskim hotelu z tradycją zostaje zamordowany Amerykanin. Inspektor Scotland Yardu, Duff, ma o tyle problem, że - poza silnym przeczuciem, że odpowiedzialny jest ktoś z wycieczki - nie może Amerykanów zatrzymać. Nawiązuje więc porozumienie z wnuczką zamordowanego, że będzie śledzić wszystkich panów i donosić, jak zobaczy coś niespodziewanego. Jak pokazuje akcja, Scotland Yard  ma niesamowity wprost budżet, pozwalający na gonienie za przestępcą dookoła świata. Inspektor udaje się do Nicei, gdzie natrafia na kolejne zwłoki, wysyła swojego podwładnego incognito na statku, niestety podwładny umiera w Yokohamie, a sam udaje się do Honolulu, gdzie zostaje ranny; śledztwo przejmuje Charlie Chan. W dokach San Francisco odbywa się zaskakujący finał. 
Inne tego autora tu.
#95-96
                
        Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday September 25, 2014
    Link permanentny -
                    
                    Kategoria:
                
                    Czytam                 -             
                    Tagi:
                
                    panowie,                     2014,                     kryminal,                     klub-srebrnego-klucza                    
            - Skomentuj
            
                            
            
                    
                
                
                                David Beck, lekarz-pediatra, jest od 8 lat wdowcem. Niedługo po ślubie zostają napadnięci - on pobity, a jego żona zostaje porwana, a następnie jej zwłoki odnalezione i rozpoznane jako ofiara seryjnego mordercy. Morderca siedzi w oczekiwaniu na karę śmierci, nic więcej nie można zrobić. Tyle że nagle zaczynają się różne dziwne rzeczy - zostają przypadkiem odnalezione zwłoki dwóch mężczyzn z narzędziem zbrodni wskazującym na to, że to właśnie oni napadli na Becka. Do tego najpierw lokalna policja, a potem FBI zaczynają odpytywać doktora o różne rzeczy, a dodatkowo zaczyna dostawać dziwne maile, które mogła napisać tylko jego nieżyjąca żona, Elizabeth. Dość frustrujące, zwłaszcza że na początku niewinne pytania FBI zaczynają sugerować, że to właśnie on zabił swoją żonę, dwóch mężczyzn oraz - tuż po wizycie w FBI - dawną przyjaciółkę żony, fotografkę. Beck, który w międzyczasie nabiera podejrzeń, że śmierć jego ukochanej została sfingowana, ucieka z rąk policji, żeby się z żoną spotkać, mimo że oprócz służb ma na karku bandytów. 
Zręcznie napisany thriller, ale po wielu tomach Deavera nie ma zaskakujących motywów - wiadomo, że każdy coś ukrywa, że z każdej sytuacji jest kilka wyjść, a nawet najbardziej niewinny uczestnik spektaklu może mieć coś do ukrycia. Słuchałam audiobooka w wykonaniu Peszka seniora - bardzo w porządku. 
Inne tego autora:
#94 / #6
                
        Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday September 21, 2014
    Link permanentny -
                    
                    Kategorie:
                
                    Słucham (literatury),                     Czytam                 -             
                    Tagi:
                
                    2014,                     kryminal,                     panowie                    
            - Skomentuj
            
                            
            
                    
                
                
                                W 2070 roku narrator ogląda zdjęcie swoich dziadków z 2005 roku i zaczyna opowieść o nich, swojej matce, Polsce i wreszcie - sklejaną z dziwnych kawałków - opowieść o sobie. Trzon książki stanowi świat dziadka - Piotra Pawła, świat nadmiaru, zakupów dla zakupu, bez sensu i bez potrzeby. Świat pracy bez celu (marketing przenośnych toalet), organizowania życia wokół clubbingu, rytuału rzucania palenia, relacji miłości-nienawiści z babcią Anną i córką nie umiejącą niczego czuć. 
Tylko po co...
... autor uparł się osadzić teraźniejszość za 60 lat,  opisując niespecjalnie sprawnie świat z przyszłości, niby taki sam jak współczesny, ale zupełnie inny z argumentem "bo tak". Po drodze jakaś niedookreślona wojna, która rujnuje Polskę, a zwłaszcza Warszawę z późniejszą falą emigracji. Wiem, celowy zabieg uwypuklający odcięcie od opisywanych postaci, ale według mnie nieudany. Cenię sobie Vargę jako ironistę i błyskotliwego reportera codziennych idiotyzmów, lubię jego frazę, ale przedzieranie się przez narosłe przez konwencję zwały mnie nudziło. Żeby nasycić się pysznym cytatem tu i ówdzie potrzebowałam zbyt dużo wysiłku, żeby utrzymać się w nurcie rozjeżdżającej się narracji.
... wprowadził do i tak absurdalnego opisu świata pokolenia nawet nie Y, ale 1/2 Y,  elementy schizoidalnej groteski - dziecko, które nie je i nie wydala, a mimo to rośnie. Wprowadził niepokalane poczęcie narratora, którego urodziła matka Zuzanna, zawsze dziewica. Za dużo, niepotrzebnie.
Może to dlatego, że mam w tej chwili w głowie tylko zapach jesiennych owoców i zachwyt babim latem? Wysiadałam z samochodu na Jeżycach, spojrzałam w nasycone błękitem niebo, intensywny cynober dachu kamienicy, złamaną rudością zieleń drzew; to nie jest czas na refleksje nad kondycją Polaka początku XXI wieku na dorobku. 
Inne tego autora tu.
#93
                
        Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday September 16, 2014
    Link permanentny -
                    
                    Kategoria:
                
                    Czytam                 -             
                    Tagi:
                
                    2014,                     beletrystyka,                     panowie                    
            - Skomentuj