Więcej o
Oglądam
Film z roku 2000, zdążyłam go obejrzeć ładne kilka razy. Jeśli dodam, że scenariusz napisał Petr Zelenka, to już wiadomo, czemu. Kino czeskie to dla mnie to, do czego powinno dążyć kino polskie (zamiast blokersów, Karola, który został, kolejnych podejść do martyrologii i ekranizacji lektur szkolnych).
"Samotni" są nieco komiksową opowieścią o kilkorgu mniej i bardziej powiązanych ze sobą mieszkańcach Pragi. Bardzo ładne, ciepłe filmowanie, doskonała muzyka. Urocze i sugestywne zarysowanie scen erotycznych za pomocą bąbelków z lampy lava. Przezgrabny scenariusz, wykorzystujący każdą z postaci w filmie (nawet drugoplanową) do jakiegoś celu. Akcja filmu to łańcuszek wydarzeń, przekazujących poszczególnych bohaterów - Hankę, Petra, Ondreja, Roberta, Jakuba czy Vesnę przez kolejne doświadczenia, po których każde z nich się zmieni. Niezmienny pozostanie jedynie Jakub - człowiek wiecznie pod wpływem marihuany - pogodny i żyjący chwilą, nawet jeśli ją za chwilę zapomni.
Lubię ten film chyba głównie za to przyjemne uczucie ciepełka w środku, jakie zostaje po obejrzeniu.
EDIT: Żeby mi nie zginęło - śliczna recenzja filmu Agi [http://pr0myczek.blox.pl/ - link nieaktywny].
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 4, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 3
Tony Stark jest playboyem, pije Ballentine'sa i ma konsumpcyjny stosunek do życia. A przy tym jest właścicielem najbardziej znanej amerykańskiej fabryki produkującej broń. Po jednym z pokazów spektakularnych wybuchów zostaje ranny i wzięty do niewoli przez złych Arabów. Ponieważ oberwał rozpryskującymi się pociskami z własnej fabryki, życie ratuje mu wielojęzyczny geniusz-erudyta, pomieszkujący sobie z arabskimi terrorystami. Z kłębka drutu i kilku gwoździ konstruuje elektromagnes, który montuje w Starku, żeby utrzymywał odłamki z dala od jego serca. Stark zamiast wymaganej przez brodaczy w turbanach broni, robi sobie stalową zbroję i zwiewa. Przez resztę filmu udoskonala wynalazek i walczy ze żmiją, co ją wyhodował na własnym łonie.
Pościgi (również samolotowe), pociski, błyskotliwe wynalazki z dłubaniem w lśniącym metalu (prawie jak u Wallace'a i Gromita), wybuchy, piękne modelki i duże przymrużenie oka z tekściarstwem i cynizmem. A do tego niezła obsada - świetny Robert Downey Jr., Gwyneth Paltrow i Jeff Bridges (którego nie poznałam, bo był łysy, ale za to miał brodę). Bardzo przyjemny komiksowy film, nie wymagający udziału mózgu.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 3, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Ciepły leniwy film o ludziach, którzy szukają miłości. Takich zwykłych, zupełnie ze sobą niezwiązanych, których ścieżki się ze sobą splatają w seriach przypadków. Dwie nastolatki drażnią się ze starszym mężczyzną, który ewidentnie ma na nie ochotę. Ojciec dwóch synów, Richard, który rozstał się z żoną, spotyka Christine - po godzinach artystkę, a w godzinach - taksówkarkę wożącą starszych ludzi. Christine chce pokazać swoją twórczość światu w lokalnej galerii, ale napotyka niechęć od strony kustoszek. Starszy syn Richarda wchodzi w bliższy kontakt z nastolatkami, które chcą na nim przetrenować swoje umiejętności łóżkowe. Młodszy, kilkulatek, rozpoczyna erotyczną rozmowę z nieznajomą/-ym na internetowym czacie. Finał filmu splata losy wszystkich ze sobą tak, jak mógłby to zrobić w przereklamowanej i zbyt wysoko jak dla mnie ocenianej Magnolii (a do tego bez obciachowej piosenki, gdzie wszyscy tańczą w deszczu żab).
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 27, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Przedziwny, bardzo Gilliamowy film. Jeliza-Rose ma 9 lat, bogatą wyobraźnię i rodziców narkomanów. Najpierw przedawkowuje matka, potem ojciec, ale nie przeszkadza to dziewczynce żyć w świecie swojej wyobraźni, wprowadzając w ten świat elementy realności - zwłoki ojca, główki lalek na czubkach swoich palców, złowieszczą sąsiadkę i jej niepełnosprawnego intelektualnie syna. Bardzo piękne, ciepłe, złocisto-jesienne obrazy i niepokojąca, zupełnie nieprzystająca do niespełna 10-letniej dziewczynki treść - dużo zabawy odbieraniem dorosłego przez dziecko. Dużo nawiązań do książkowej "Alicji w Krainie Czarów", sporo makabry i nasycenia nierealnością. Podobało mi się, ale rozbolała mnie głowa.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 25, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 7
Serial specjalnej troski, ale w pozytywnym sensie. Dwóch muzyków z Nowej Zelandii - Bret i Jermaine - robi karierę w Stanach Zjednoczonych. Kariera im trochę nie wychodzi, głównie za sprawą niezwykle nieutalentowanego menedżera, przy którym Michael Scott to zdolny przedsiębiorca. Mają jedną, za to bardzo zaangażowaną fankę - Mel, która niedwuznacznie daje im na każdym kroku do zrozumienia, że byłaby od tego. Niestety, ani Bret, ani Jermaine nie za bardzo się orientują w kwestiach pościelowych (i ogólnie społecznych), co prowadzi do zabawnych sytuacji.
Serial jest bardzo przerysowany i co chwila w kierunku widza jest puszczane oko. Co jakiś czas pojawiają się zaimprowizowane teledyski, znacznie lepsze niż serialowy repertuar muzyków. W większej dawce niestrawny, ale jak już się przebrnie przez dość siermiężną formę, robi się zabawnie (a czasem przykro/zabawnie).
W ramach wisienki na torcie obejrzałam też pełnometrażowy film z jednym z muzyków z FotC, Jermainem. Lily, pełne kompleksów dziewczę pracujące w hamburgerowym fastfoodzie, zakochuje się w przychodzącym czasem młodzieńcu z grzywką. Młodzieniec na początku jest wprawdzie niezainteresowany uczuciowo, ale kiedy Lily wygrywa z (prawie) wszystkimi w grę komputerową, zaczyna się nieco interesować. Ponieważ ma niezałatwione porachunki ze znajomym z młodości, jedzie z Lily i jej bratem do rodzinnego domu, żeby wrogowi spuścić łomot. Film to typowy Sundance, leniwy, niespieszny, o ludziach, którzy mają problemy z wyrażaniem uczuć. Ładny, trochę pocztówkowych nowozelandzkich pejzaży, trochę introwertycznego patrzenia na buty i dojrzewania do życia z ludźmi.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 18, 2010
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Celowo wybrałam angielski tytuł, bo polski dzisiaj trochę nie zagra.
To film o tym, że warto mieć marzenia. Mały Carl zafascynowany jest podróżnikiem Charlesem Muntzem, który sterowcem poleciał do Ameryki Południowej, odkrył wodospad Paradise Falls i przywiózł szkielet dziwnego stworzenia. Naukowcy oskarżyli go o oszustwo, więc ze swoimi psami wrócił do Ameryki, obiecując przywieźć dziwne stworzenie żywe. Carl poznaje małą Ellie, która - tak jak i on - bawi się w odkrywanie Paradise Falls. Wspólne hobby kończy się często, jak wiadomo, ślubem i tak też było w tym przypadku. Całe życie planowali polecieć do Ameryki Południowej, ale zawsze były pilniejsze wydatki. Xvrql Ryyvr hznełn, Pney mvelgbjnal jvryxą svezą, ceóohwąpą bqxhcvć wrtb qbz, cemljvąmhwr tb qb zvyvban onybavxój m uryrz v bqynghwr fmhxnć fjbwrtb qmvrpvęprtb znemravn.
Pierwsza, krótsza część filmu to piękna i wzruszająca historia o życiu dwojga ludzi. Druga - wyprawa Carla i małego skauta z nadwagą, sympatyczna i zabawna. Bardzo miły film na spokojny sobotni wieczór. Nie wiem, jak sprawdza się w wersji z polskim dubbingiem.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 11, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj