koniecznie muszę!
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Nie nazwałabym tego filmu niekrępującą rozrywką na wieczór, bo jednak trochę wstyd, jak ktoś wejdzie i zobaczy prącie Minotaura. Poza tym - jeśli już się człowiek nastawi na rozrywkę i odłoży dłoń, która sama się rwie do #facepalma - to jest to nieco sprośna parodia filmów fantasy z bardzo dobrymi aktorami.
Jeden książę - Fabious (śliczny jak cukiereczek James Franco, o którym niebawem) i drugi - Thadeous (nieco mniej śliczny Danny McBride) udają się na wyprawę w celu uratowania z rąk złego a jurnego Leezara przyszłej żony Fabiousa (a zwłaszcza jej zagrożonej cnoty) - pięknej, choć niespecjalnie zsocjalizowanej Belladonny. W drodze mają wiele przygód - a to trafiają do krainy, gdzie biegają panie w topless (podobno epizodycznie pojawia się Iga Wyrwał, ale nie rozpoznałam jej po biuście), a to spotykają się w sypialni z kurduplowatym czarodziejem z nargilami (na szczęście zasłona na to, co tam zaszło, została spuszczona i zostało małe niedopowiedzenie), Minotaurem i jego anatomią w labiryncie, czy z noszącą stringi Isabel (Natalie Portman). Jakoś przegapiłam mojego ulubionego Juliana Rhind-Tutta, który grał gdzieś epizodycznie.
Wszystko się kręci wokół, excuse le mot, sempiterny i magicznego miecza. Polskie tłumaczenie w jednych miejscach dodaje uroku, w innych spłaszcza (np. homoseksualne aluzje w "Don't you want to be gay with us?"). I tylko mnie zastanawia, skąd w takiej produkcji aktorzy z samej góry hollywoodzkiej listy. Dla fanów #4morons - obowiązkowo.