Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Moje miasto

Poranna mgła

Mam kilka takich pewniaków, które gwarantują, że we mgle będzie pięknie - kiedyś jeździłam po bułki przez Złotniki (albo tamże głaskać kudłate przez bramę), teraz wprawdzie mi tam nie po drodze, ale mam Poznań. Plac z dwoma krzyżami, potem Aleja Niepodległości, Aleja Wielkopolska, wreszcie Sołacz. Nie przeszkadza mi, że włażę w wilgotną o poranku trawę i przemaczam pantofelki. Powietrze pachnie dymem i kroplami deszczu, pod liściami na pewno są wszystkie możliwe ruchliwe wielonożne stwory, a ja ignoruję godzinę na zegarku. To chyba najbardziej takie tu i teraz, na jakie mnie stać. Krótkie, bo już zimno.

#mist #misty #morning #placmickiewicza #citywalk #cityscape #streetview #streetlife #niepodległości #poznań #poznan #october #grey #autumn

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Małgorzata Zuzanka Krzyżaniak (@zuzankasl)

#empty #alley #fog #misty #morning #park #fall🍁 #fall #autumn #october #parksolacki #parksołacki #poznań #poznan #igerspoznan

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Małgorzata Zuzanka Krzyżaniak (@zuzankasl)

#solacz #sołacz #park #trees #fog #misty #morning #october #autumn #poznan #poznań #landscape #nature

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Małgorzata Zuzanka Krzyżaniak (@zuzankasl)

#empty #alley #misty #morning #parksolacki #parksołacki #park #bench #autumn #october #fog #poznań #poznan #igerspoznan #trees #leaves #moody

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Małgorzata Zuzanka Krzyżaniak (@zuzankasl)

#misty #october #morning #mist #park #parksolacki #parksołacki #vianney #church #roses #autumn #fog #poznagram #poznań #poznan #igerspoznan #citywalk #cityscape #streetview #streetlife

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Małgorzata Zuzanka Krzyżaniak (@zuzankasl)

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 27, 2016

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: solacz - Komentarzy: 4



O wakacjach stacjonarnie

Problem wakacji rozpoczęła grubsza rozkmina matematyczna - jakkolwiek bym nie liczyła, to 93 dni wolne w ciągu roku kalendarzowego, jakimi obdarowuje moje dziecko tryb edukacji podstawowej nijak nie dadzą się pokryć[1] przez 26 dni urlopu mojego i 26 dni urlopu TŻ, nawet zakładając, że spędzamy czas wolny z dzieckiem rotacyjnie, nie jadąc na wspólne wakacje. Część wakacji więc Majut spędził u dziadków, skąd wrócił nauczony pływania i objedzony po uszy, na kolejną część poza tzw. łataniem, zaplanowaliśmy półkolonie.

Na pierwszy turnus trafiliśmy do Fundacji ARS na Nowowiejskiego, gdzie młodzież rysowała, malowała, chodziła nurzać się w sztuce w Muzeum Narodowym (żeby potem ze znudzeniem rzucić, przejeżdżając mimo, że "a tak, byłam, malowaliśmy tam stopami, bo nie chciałam brudzić rąk"). Ja z imprezy wyniosłam najlepszy chyba portret ever ("Mama, rysunek w węglu") oraz zaprzyjaźnienie się z uroczą kawiarnią "Dobra", gdzie o poranku można dostać pyszne, ogromne kanapki (również wegetariańskie) z chleba pieczonego na miejscu, jajecznicę i kawę. W ciągu dnia - ciasta, zupę z soczewicy i inne, pun intended, dobra. Więcej o kawiarni tutaj [link nieaktualny]. Maj odbierał poprawnie (w końcu ktoś zachwycał się wykonywaną sztuką, what not to like), ale bez większej ekscytacji.


Cafe Dobra, Nowowiejskiego 15

Mój najlepszy portret, czarna sukienka w kwiatki i buty na obcasach

Co innego z turnusem drugim - Klub jeździecki Pony na Strzeszynie (nie zwracajcie uwagi na stan strony www) okazał się absolutnym hitem wakacji. Młodzież wracała na adrenalinie, rzucała słownictwem fachowym (stęp, kłus, boltyżerka, flaga, uprząż, palcat, to takie kółeczko do trzymania się) i rano nie mogła się doczekać, kiedy znowu. Niebagatelnie pomogło w tym pewnie to, że w imprezie uczestniczyła również Najlepsza Przyjaciółka oraz że na terenie poza baranem Mańkiem (można karmić czymkolwiek), czarną szczeciniastą świnką Pumbą (można karmić czymkolwiek) były też dwa koty - czarno-biała Aldona i biała Elza (która sama się bezwstydnie zorganizowała w kwestii kiełbasek na ognisku). Niestety, całościowo oznacza to, że będziemy musieli ogarnąć kwestię częstszych wizyt w stadninie, ponieważ się spodobało i zaczęły padać niepokojące pytania typu "kiedy będę mogła sama galopować[2] bez lonży?". Moja mała córeczka, która jeszcze wczoraj nie umiała chodzić.


Aldona

Elza, trochę głucha, ale przedsiębiorcza / Maniek


Po lewej Sally; Sally potrafi ugryźć

Żabka w kłusie


Można się nie trzymać, przez chwilę

Milano / Sally i Partyzant

Feluś

GALERIA ZDJĘĆ.

[1] Anegdotka bez związku. Idę niebawem na urlop (ten wspólny z TŻ i dzieckiem) i w korespondencji służbowej obejmującej wydarzenia odbywające się w tym okresie zapowiadam zastępstwa. Potknęłam się ostatnio, próbując wyjaśnić korespondentowi, że "I'm on vacation, but kindly please to worry not, because I will be covered by my coworker", na szczęście przeredagowałam treść komunikatu.

[2] Troszkę smuteczek - latami Maj używał uroczych przekręceń typu "gumerang" czy "galofować", ale to znika z czasem.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 7, 2016

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 8


Turystyka lokalna

Do Muzeum Sztuk Użytkowych wybierałam się od 2011 roku, kiedy odkryłam, że do odwołania zamknięte, bo buduje się Zamek Przemysła. I, wyobraźcie sobie, już pod koniec czerwca tego roku się wybudował, pomalował i otworzył dla zwiedzających jedną salę i wieżę widokową. Młodzież ułożyła puzzle z czartami niosącymi skałę, poskakała na wyświetlających się napisach, więc da się nie nudzić w muzeum. A widok - bardzo. Mogę być turystką we własnym mieście.


(Catspotting: 2 - na zdjęciu widać jednego ze spotkanych kotów)

Muzeum jest przystosowane dla osób niepełnosprawnych, na taras (6-7 piętro wjeżdża się windą. Strona muzeum (z aktualnymi cenami biletów tutaj). We wtorki wstęp wolny.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 17, 2016

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Tag: sztuka - Komentarzy: 3


Summer. In the city.

Niezaprzeczalną zaletą Dębca jest możliwość wyjścia na lody na Stary Rynek. Ot, niecałe 10 minut samochodem. I nagle zamiast wieczornego drzemania nad książką idę zaniedbanymi warcianymi bulwarami, wdycham zapach zmoczonych ciepłym deszczem lip, słucham kawałka energetycznego koncertu Krambabuli w Kontenerach i znajduję wreszcie ścianę z muralami na Łaziennej.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 30, 2016

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: murale - Skomentuj